Futbol traktuje się tam jak religię, a trenera reprezentacji jak Boga, albo co najmniej prezydenta. W poprzednich wyborach zebrał ponad 400 tysięcy głosów, choć nawet w nich nie kandydował. Taka jest Kolumbia, kraj do niedawna pogrążony w krwawej wojnie domowej, której odłamki doleciały do piłkarskiej szatni. Kraj, którego piłkarze zapowiadają: w niedzielę z Polską gramy o życie.
Sporo w Kolumbii się zmieniło. Od 25 lat nie rządzi tam król narkobiznesu, osławiony Pablo Escobar, który na przemycie kokainy dorobił się fortuny. Escobar dawał pracę, stawiał dzielnice domów, finansował szpitale, ale i hurtowo zlecał likwidację niewygodnych jednostek. Szacuje się, że na sumieniu miał ponad 10 tysięcy osób. Ekscentryczny gość, który szczycił się, że na gumki recepturki musiał wydawać miesięcznie 2,5 tysiąca dolarów. Potrzebował ich, by mieć czym spiąć pliki banknotów.
Kolumbia nie jest już krajem, gdzie obrońcę piłkarskiej reprezentacji zabija się tylko dlatego, że strzelił samobójczego gola, tak jak to było z Andresem Escobarem (zbieżność nazwisk przypadkowa). Skromny piłkarz o przydomku Dżentelmen Boiska podpadł na mundialu w USA w 1994 roku. Jego reprezentacja miała medalowe apetyty, ale po trzech meczach wróciła do domu.
Nie zdarza się już też, żeby bramkarz kadry, jak René Higuita tuż przed tamtymi mistrzostwami, trafił za kratki za udział w porwaniu córki barona narkotykowego. No i nie słychać, żeby któryś z piłkarzy obecnej reprezentacji miał do czynienia z krajowym narkoprzemysłem.
To już inny kraj, ale wciąż mroczny. Rok temu minister obrony Luis Villegas piał z zachwytu, bo w Kolumbii odnotowano rekordowo niski wskaźnik zabójstw – 24 na 100 tysięcy mieszkańców. – Jest najniższy od czterech dekad – chełpił się.
Ale 24 to w dalszym ciągu wiele. 24 razy więcej niż średnia w Unii Europejskiej i niemal pięć raz więcej niż na Litwie, najmniej bezpiecznym kraju w Europie. Stąd w przewodnikach turystycznych o Kolumbii nie brakuje adnotacji: "Wszędzie musisz zachować szczególną ostrożność i nie chodzić nocami".
Kolumbijczycy przed meczem z Polską »
Zabójstwa za awanse
Nie wszyscy są w stanie zapomnieć, że to w 50-milionowej Kolumbii dochodziło do masowych porwań i morderstw mężczyzn z dzielnic biedy. Porywali i zabijali żołnierze, którzy przekonywali, że ofiary należały do FARC, lewicowej partyzantki walczącej z rządem od 1964 roku. W ten sposób armia zyskała poklask, dla "zasłużonych" żołnierzy były też pieniądze i awanse. Przez osiem lat rządów prezydenta Alvaro Uribe zamordowano w ten sposób ponad cztery i pół tysiąca mężczyzn. To więcej niż zginęło w czasie dyktatury Pinocheta w Chile. Uribe po dwóch kadencjach musiał odpuścić w 2010 roku prezydenturę, trzeciej kolumbijska konstytucja nie przewiduje.
Owszem, swego czasu wydano wojnę kartelom narkotykowym z Medellin i Cali, dwóm najpotężniejszym w historii kraju, a może nawet świata. Escobara (Medellin) zabito, a braci Orejuela (Cali) przekazano Amerykanom i w USA ich skazano. Według raportu CEDD, organizacji zrzeszającej 11 krajów południowoamerykańskich, zajmującej się badaniem przestępstw narkotykowych, liczba skazanych za takie przewinienia wzrosła w Kolumbii od 2000 roku o niemal 300 procent. Ale nie jest tak, że raz na zawsze wypleniono narkotyki z kolumbijskiej ziemi. Ledwie pół roku temu przejęto rekordową w historii kraju ilość kokainy. 12 ton narkotyku o rynkowej wartości 360 milionów dolarów znaleziono w podziemnych kryjówkach. Za wszystkim miał stać Dairo Antonio Usuga, do dziś najbardziej poszukiwany człowiek w Kolumbii.
Już w trakcie mistrzostw celnicy na lotnisku w Bogocie, kolumbijskiej stolicy, wpadli na trop 70 kilogramów kokainy, którą próbowano przemycić w niespotykany dotąd sposób. Narkotykiem w płynnej postaci nasączono piłkarskie stroje, takie same, w jakich na mundialu w Rosji grają reprezentanci kraju.
- Szkoda, że koszulka, która wywołuje w kraju tyle radości, została "skażona" kokainą - przyznał zdegustowany Coronel Ramirez, dowódca akcji przejęcia towaru.
Stracili ojców
W kraju naszego kolejnego mundialowego rywala futbol to coś więcej niż gra. To odskocznia od ponurej przeszłości i wciąż przykrej teraźniejszości. Trwającą 52 lata wojnę domową zakończyło podpisanie w 2016 roku zawieszenia broni. Komunistyczną partyzantkę FARC zdemobilizowano, ale trauma prędko nie zniknie. Nie ma w Kolumbii osób, którym wojna nie zabrałaby bliskich.
Śmiercionośne pociski doleciały także do rodzin piłkarzy, którzy przyjechali do Rosji na mistrzostwa. Pomocnik Juventusu Juan Cuadrado stracił ojca. Miał cztery lata, gdy go zabito. On sam ocalał tylko dlatego, że rodzice wbijali mu do głowy pewną zasadę.
- Pamiętaj, gdy usłyszysz strzały, momentalnie chowaj się pod łóżko – powtarzali synkowi państwo Marcela i Guillermo Cuadrado. Juan przestrogę zakodował sobie w głowie. Kiedy pewnego dnia padły strzały, on runął na ziemię i wślizgnął się pod mebel. Przeżył, ale do końca życia przed oczami będzie miał obraz leżącego w pobliżu zastrzelonego ojca.
Juan Quintero, inny z pomocników kolumbijskiej reprezentacji, ostatni raz swojego ojca widział, gdy miał dwa lata. Nie może go pamiętać. Pan Jaime zaciągnął się do wojska, ale po dwóch dniach przepadł bez wieści. Jego rodzina nigdy już się nie dowiedziała, co się z nim stało.
To pierwsze mistrzostwa świata, na które Kolumbia pojechała w nowej rzeczywistości, tej bez wojny domowej.
Krzyż i obywatelstwo dla trenera
Kadrę żegnano hucznie. Przed odlotem do Rosji ustępujący z urzędu prezydent Juan Manuel Santos zaprosił piłkarzy i sztab trenerski do swojego pałacu. Było pozowanie do zdjęć z wielką flagą w narodowych barwach, a trener Argentyńczyk Jose Pekerman otrzymał Krzyż Boyaca, najwyższe państwowe odznaczenie. To nie wszystko. Prezydent ponowił swoją propozycję sprzed kilku lat i zapowiedział gotowość nadania selekcjonerowi kolumbijskiego obywatelstwa.
- Za to, co pan zrobił dla naszej drużyny, i za to, co ona zrobiła dla naszego kraju – powiedział Santos.
Poprzednio wyszedł z taką ofertą cztery lata temu, przed mundialem w Brazylii, na który Kolumbia dostała się pierwszy raz od 1998 roku. Na turnieju zorganizowanym po sąsiedzku zagrała śpiewająco. Była rewelacją, wygrała swoją grupę, później ograła Urugwaj i dotarła do ćwierćfinału. To najlepszy wynik Trójkolorowych w historii ich występów w mistrzostwach świata.
Piłka w Kolumbii jest religią, a Pekerman - Bogiem. W wyborach prezydenckich w 2014 roku zebrał 403 tysiące głosów. Oczywiście nie kandydował, był dopisywany do listy przez zafascynowanych nim wyborców.
Ważniejsi od wyborów
W ostatnich wyborach, przed tygodniem, zwyciężył kolejny przedstawiciel prawicy Ivan Duque. Nową głowę państwa korci, żeby wypowiedzieć z trudem zawarty pokój i srogo ukarać byłych bojowników FARC, ale mniejsza o to.
Wybory były w niedzielę, a już dzień później Kolumbia żyła wtorkowym meczem z Japonią. Gazety i serwisy internetowe zastanawiały się głównie nad tym, co ze zdrowiem lidera reprezentacji Jamesa Rodrigueza, czy będzie gotowy na mecz, bo ostatnio narzekał na bolący mięsień nogi. W meczu z Japonią James wszedł na ostatnie pół godziny, odmienić losów spotkania nie zdołał i niespodziewanie wygrali Azjaci.
W Kolumbii zawrzało. – Przecież Japończycy mieli być najłatwiejszym rywalem w grupie – nie dowierzano.
Na nich trzeba uważać
Drużyna Pekermana znalazła się w potrzasku. Na Polskę James ma być już gotowy. W ojczyźnie liczą na przebłysk jego geniuszu, w końcu króla strzelców poprzednich mistrzostw. To wtedy jego kariera wystrzeliła z potężną siłą. Zapragnął go Real i żeby wydrzeć go z Monaco, musiał zapłacić 75 mln euro. Duża w tym zasługa talentu piłkarza, ale i jego obrotnego menedżera. Jorge Mendes znany jest w światku piłkarskim z tego, że czego się nie dotknie, zamienia w złoto, a raczej w grube miliony. Jego klientami są Cristiano Ronaldo, Jose Mourinho i Angel Di Maria. Lista głośnych nazwisk jest długa.
W Madrycie James się nie odnalazł, więcej niż ławki rezerwowych nie był w stanie sobie wywalczyć. Przed ostatnim sezonem wylądował więc w Bayernie, w szatni usiadł obok Roberta Lewandowskiego. To był strzał w dziesiątkę, tam odżył, został czwartym asystentem ligi i szefowie klubu z Monachium zapragnęli go wykupić. Bez wahania dołożyli Realowi 42 mln euro i wypożyczenie stało się transakcją definitywną. Mawia się o nim, że to piłkarz o twarzy dziecka, ale Jamesowi daleko do niewinności. Jakiś czas temu mocno podpadł w swoim kraju, gdy dziennikarzom pokazał środowy palec.
Jest jeszcze wspomniany, szybki jak wiatr i z talentem do dryblingu, Cuadrado. Nie sprostał wyzwaniu w Chelsea, dokąd trzy lata temu przechodził za niespełna 40 mln euro. Nie sprawdził się i wrócił do Włoch, gdzie zaczynał europejską karierę. W Juventusie szybko się odnalazł, wykupiono go od londyńczyków, a ten z 10 asystami i pięcioma golami w ostatnim sezonie poważnie przyczynił się do zdobycia siódmego mistrzostwa Włoch z rzędu.
Drogi do bramki strzeże David Ospina. Przed mistrzostwami był mocno krytykowany w kraju za popełniane błędy. Domagano się odsunięcia go od kadry. Sęk w tym, że lepszego bramkarza Kolumbia po prostu nie ma. David na siostrę Danielę, byłą siatkarkę i uczestniczkę tamtejszego "Tańca z Gwiazdami", a do tego - co zdaje się nieco kłopotliwe - byłą żonę reprezentacyjnego kolegi - Jamesa Rodrigueza.
Drugą młodość przeżywa Radamel Falcao. Strzelec wybitny (24 gole w tym sezonie i 30 w poprzednim dla Monaco), ale też po przejściach. Poprzedni mundial stracił z powodu ciężkiej kontuzji. Falcao to dowód na to, że facet nie musi wstydzić się łez. Parę lat temu podszedł do niego zalany łzami chłopiec, był zmartwiony urazem napastnika. W pewnym momencie pobłogosławił kolano kontuzjowanego i rzekł do piłkarza: "Bóg sprawi, że ta noga będzie jeszcze silniejsza". Wtedy popłakał się także Radamel. To on, jako kapitan zespołu, musiał się gęsto tłumaczyć przed dziennikarzami za wpadkę z Japonią. Obiecał poprawę, a z Polską zwycięstwo. - Jesteśmy z Polakami w tej samej sytuacji. I my, i oni musimy wygrać, żeby mistrzostwa się dla nas nie skończyły. Dlatego musimy z nimi zagrać jak o życie – zapowiedział.
Celowali w mistrzostwo
Kolega Kamila Glika z Monaco ma talent do patetycznych słów. Przed mistrzostwami zgłosił chęć oddania serca za narodowe barwy, wspominał nawet coś o mistrzostwie świata. James też nie owijał w bawełnę, celował w medal. Polacy odwrotnie, wielkich słów unikali.
Kolumbia z pewnością postawi na ofensywę, bo lubi prowadzić grę. To może być woda na polski młyn, jeśli Orły Nawałki w końcu pokażą konsekwencję w obronie jak na Euro 2016, a Robert Lewandowski zagra jak na króla strzelców eliminacji przystało.