- Na obmacywanie nie reagowałam. Nie chciałam stracić drugiego ojca, a on przecież był takim quasi-ojcem - mówi Olga Śmigielska. Ujawnia, że była ofiarą znanego muzyka Krzysztofa Sadowskiego. - Wstyd mi, że milczałam przez 20 lat. Nie miałam odwagi, którą w sobie znalazły dwie kobiety, które już zwróciły się do prokuratury - podkreśla.
Tekst został opublikowany 23 sierpnia 2019 roku. Prezentujemy go w ramach przeglądu najważniejszych artykułów Magazynu TVN24 2019 roku.
Od 20 lat wygumkowuje z pamięci to, co zrobił jej Krzysztof Sadowski. Znany pianista, kompozytor jazzowy, były prezes Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego. Przyjaciel jej ojca.
Od czterech lat jest matką bliźniaków, i tam, gdzie teraz mieszka - z dala od rodzinnego domu i stołecznego klubu "Stodoła", z którym jej ojciec związany był od zawsze i gdzie przeszła z Sadowskim na "ty" - stara się czuć szczęśliwa.
Do niedawna myślała czasem o tym, że w dzieciństwie była molestowana. Wieczorami "coś ją ścigało". Odkąd jeden z dziennikarzy publicznie sformułował zarzuty pod adresem muzyka, myśli o tym 24 godziny na dobę. Pali ją wstyd. Ale znalazła w sobie odwagę, by opowiadając przed kamerą, co ją spotkało, dodać sił tym kobietom, które odważyły się złożyć doniesienie do prokuratury.
Dlatego - mówi - skontaktowała się z naszą redakcją. I też, jak twierdzi, skontaktowała się już z Prokuraturą Okręgową w Warszawie (prokuratura w rozmowie telefonicznej potwierdziła nam to).
Olga
- Prawda jest jednak taka, że jestem ofiarą. Ten człowiek zniszczył mnie psychicznie, zniszczył to, jak postrzegam intymność i seks. Przez ostatnie 20 lat robiłam wszystko, żeby wyprzeć to z pamięci - opowiada.
Olga Śmigielska chce wesprzeć kobiety, które w lutym tego roku zawiadomiły warszawską prokuraturę, twierdząc, że przed laty zostały zgwałcone przez muzyka. Śledztwo jest w toku, toczy się w sprawie i nie postawiono nikomu zarzutów.
- Znalazły w sobie odwagę, której ja nie miałam. Moja historia pewnie nie będzie miała przełożenia na ewentualny proces Sadowskiego ani wymiar jego kary. Ale robię to, żeby wesprzeć te dwie ofiary - mówi Śmigielska.
Jest świadoma wagi swoich słów. Deklaruje, że jest gotowa zmierzyć się z ich konsekwencjami. - Wiem, że ja i moi bliscy możemy paść ofiarą hejtu, ale prawdy nie wolno się wstydzić - podkreśla.
"Ofiara idealna"
Miała wtedy 15 lub 16 lat. Nie pamięta dokładnie. Ani tego, ile razy dotykał jej miejsch intymnych. Ani tego, jakiego koloru był samochód, w którym ją obłapiał. Srebrny czy czerwony?
Pamięta, że "wkładał jej palce głęboko tam, gdzie nie trzeba".
- Byłam ofiarą idealną. Wychowywałam się w rozbitej rodzinie, która jednocześnie była częścią artystycznego środowiska. Mama miała problemy, ojciec skupiony był na swojej karierze. A ja byłam jeszcze dzieckiem. Dziewczynką, która potrzebowała uwagi i ojca. Sadowski dobrze o tym wiedział - mówi Śmigielska.
Pytał mnie o moje życie i problemy, doradzał tak po ojcowsku. A ja byłam szczęśliwa, że ktoś się mną tak zainteresował. I to nie byle kto. Mama była przekonana, że to może mi pomóc wejść do świata artystycznego. Że będzie moim mecenasem na początku kariery. I to takim, który nie da zrobić mi krzywdy.
Olga Śmigielska
Pierwszy raz, jak wspomina, rozmawiała z muzykiem na koncercie jubileuszowym swojego ojca.
- Tata świętował w "Stodole" czterdziestolecie działalności artystycznej (wrzesień 1999 rok – red.). Mama pracowała w telewizji i wymyśliła, że nagram wraz z ekipą telewizyjną reportaż o koncercie. Rozmawiałam wtedy z warszawską śmietanką artystyczną. W tym z Sadowskim - opowiada. Kiedy koncert się kończył, jazzman miał do niej podejść i zaproponować przejście na "ty".
Śmigielska: - Przyjaźnił się z moim ojcem. Powiedział, że jest mu przykro, że mamy słaby kontakt. Mówił, że trzeba mi to jakoś wynagrodzić. (...) Zaczęło się od zaproszeń na lody, do kina, biletów na Jazz Jamboree. (...) Pytał mnie o moje życie i problemy, doradzał tak po ojcowsku. A ja byłam szczęśliwa, że ktoś się mną tak zainteresował. I to nie byle kto. Mama była przekonana, że to może mi pomóc wejść do świata artystycznego. Że będzie moim mecenasem na początku kariery. I to takim, który nie da zrobić mi krzywdy.
Pamięta, że gdy raz wróciła spóźniona do domu po godzinie 23, po dwóch piwach, mama machnęła ręką, "bo była z Krzyśkiem".
Śmigielska: - Za każdym razem, i w samochodzie, i w kinie, i na lodach, cały czas mnie dotykał.
Quasi-ojciec
Myślała: nie chcę stracić ojca jeszcze raz; to nie jest ojciec, ale nie chcę stracić tej relacji semi ojciec-córka.
Śmigielska: - Teraz myślę: co mi przyszło do głowy, żeby w coś takiego uwierzyć i się zaangażować?
I dalej: Nie byłam głupia, ale chyba aż tak bardzo potrzebowałam czyjejś uwagi. Poczucie zaopiekowania się mną dobrze mi robiło. Samo zainteresowanie było schlebiające. Z tym, czym nie czułam się dobrze, to dotykanie w tych miejscach. Nie miałam doświadczenia seksualnego, więc dla mnie to jeszcze nie było tak jasne wtedy. Wtedy wytłumaczyłam sobie, że zapłacę tę cenę.
Później zrozumie, że "córki się nie obejmuje w tych miejscach, nikogo się nie obejmuje w tych miejscach, chyba że jest to Twoja żona, a i to nie w kinie czy w samochodzie, a w sypialni".
Zanim to zrozumie, będzie jeszcze kilka miesięcy w tej relacji – jak ją wiele razy w rozmowie określi – semi ojciec–córka.
Tak zwane środowisko
Latem 2000 roku pojedzie jeszcze na Warsztaty Jazzowe do Puław. Na zaproszenie Sadowskiego, współorganizatora.
- Nie pamiętam już, jak to się stało. Wiem, że na zaproszenie Krzysztofa przyjechałam na kilka ostatnich dni warsztatów. Już na miejscu dowiedziałam się, że muszę spać z nim w jednym pokoju, bo inne są zajęte - mówi.
W pokoju było łóżko piętrowe i jeszcze jedno – pojedyncze. Miała wracać przed godziną 23. Muzyk miał ją o to poprosić. "Zasady tatusiowe".
Śmigielska: - Jak przyszłam do pokoju, on zaprosił mnie do swojego łóżka. Chyba spodziewałam się, po co. Potem pamiętam, że włożył mi palce tam, gdzie na pewno nie powinien.
Jak przyszłam do pokoju, on zaprosił mnie do swojego łóżka. Chyba spodziewałam się po co. Potem pamiętam, że włożył mi palce tam, gdzie na pewno nie powinien.
Olga Śmigielska
Nie pamięta, jak wróciła do swojego łóżka.
Pamięta, że po tej nocy pierwszy raz pocięła się w życiu.
Śmigielska: - Jakoś to mi się wydało najlepszym pomysłem, co mogę zrobić z gromadą uczuć, z tym wielkim obciążeniem. Kiedy dziewczyny pytały, czemu jestem smutna, zawsze znalazłam dobrą wymówkę, że perkusista nie jest mną zainteresowany, że coś tam.
Nie pamięta żadnej kolejnej nocy spędzonej w Puławach. A takie jeszcze były. Jak mówi, co najmniej dwie, trzy. Kilkanaście lat spędziła na zapominaniu tego. - I 20-letnie blizny nie wyglądają tak świeżo jak wtedy – mówi. Pokazuje je.
- I nikt nie zareagował na to, że nastoletnia dziewczyna nocuje w jednym pokoju z dorosłym mężczyzną? – pytamy.
Śmigielska: - Wiedzieli o tym wszyscy, którzy byli na tych warsztatach, to nie była tajemnica, ja się nie skradałam do tego pokoju, ja tam miałam swoje walizki. To powinno być odebrane przez całe środowisko: hej, wszystko okej?
Nikt nie zapytał.
Sama powiedziała o tym, co się wydarzyło na pojedynczym łóżku w pokoju muzyka w Puławach.
Rodzice
Najpierw - wynika z jej relacji - próbowała rozmawiać z Sadowskim.
- Pamiętam tylko strzępki rozmowy. On udawał, że wszystko jest jak dawniej. Że nic się nie stało – wspomina.
Ojciec nie uwierzył. Myślę, że nie chciał uwierzyć. Sadowski był przyjacielem mojego ojca przez wiele lat. Dla ojca to było po prostu za dużo do przyjęcia. Pewnie tak naprawdę uwierzył, bo wszyscy wiedzieli, że Sadowski ma lepkie ręce.
Olga Śmigielska
Powiedziała o wszystkim matce i ojcu.
Śmigielska: Mama nie była psychicznie w stanie, żeby zrobić z tym cokolwiek, mimo że myślę, że mi uwierzyła.
Ojcu miała powiedzieć wprost, że "Sadowski ją zgwałcił". Chociaż, jak dziś zaznacza, samego faktu gwałtu nie pamięta.
Śmigielska: - Nie uwierzył. Myślę, że nie chciał uwierzyć. Sadowski był przyjacielem mojego ojca przez wiele lat. Dla ojca to było po prostu za dużo do przyjęcia. Pewnie tak naprawdę uwierzył, bo wszyscy wiedzieli, że Sadowski ma lepkie ręce.
Jak myśli, co będzie, jak się teraz dowie?
- Będzie musiał to przełknąć. W końcu – odpowiada Śmigielska.
Czy ma żal do ojca?
Śmigielska: - Rozumiem go. Ja nie miałam odwagi, a gdybym poszła wtedy na policję, nie miałabym żadnych konsekwencji, mówiąc, co się stało. Dla niego konsekwencje zawodowe, towarzyskie uwierzenia mi i pójścia za ciosem byłyby olbrzymie, jak mi się wydaje. Ojciec zrujnowałby sobie reputację, a i tak nic z tego by nie wyszło, jak w przypadku innych wielkich afer.
Z Sadowskim już się nie spotkała.
- Potem przez lata chciałam wyjść na prostą. Wstydzę się, że nie poszłam z tym na policję. Może moja relacja otworzyłaby usta innym. Tak jak mnie usta otworzyły te dwie odważne kobiety, które zgłosiły się do prokuratury - mówi.
Jimmy Savile nie żyje
Śmigielska: - Rozgrzebałam ropiejącą ranę sprzed lat. Wiem, że człowiek, który mnie skrzywdził, jest za stary i zbyt chory, żeby pójść do więzienia, ale nie mogę pozwolić, żeby był jak polski Jimmy Savile (brytyjski celebryta, którego ofiary zaczęły masowo zgłaszać się już po jego śmierci - red.).
Niechby i on nie mógł zasnąć w nocy.
****
Dziennikarz śledczy Mariusz Zielke twierdzi, że dysponuje relacjami kilkunastu osób, które w dzieciństwie miał molestować Krzysztof Sadowski.
Iza Michalewicz w "Dużym Formacie" przytoczyła dwie wstrząsające historie wtedy dziewczynek, dziś dorosłych kobiet, które złożyły zawiadomienie w sprawie gwałtu. W doniesieniu wskazują na znanego muzyka.
Sadowski oświadcza
Poprosiliśmy Krzysztofa Sadowskiego o odniesienie się do sprawy. W przesłanej do redakcji wiadomości SMS odesłał nas do wydanego wcześniej oświadczenia.
Podkreślił, że dotychczasowe publikacje i relacje medialne "w ogóle nie uwzględniały jego stanowiska", tylko - jak napisał - "powielały bezpodstawne bzdury zapoczątkowane publikacją M. Zielke". Dodał, że obecnie na drodze prawnej dochodzi ochrony swojego dobrego imienia.
W odpowiedzi na tę wiadomość poprosiliśmy o spotkanie w dowolnym, wybranym przez niego miejscu i czasie, ewentualnie o rozmowę telefoniczną tak, żeby umożliwić Krzysztofowi Sadowskiemu przedstawienie swojej wersji i odniesienia się do trwającego śledztwa i zarzutów formułowanych publicznie w przestrzeni medialnej. Zapewniliśmy, że wszystkie wypowiedzi muzyka będą poddane autoryzacji. Odpowiedzi na tę propozycję nie otrzymaliśmy do czasu opublikowania tego artykułu.
Dzień później, 22 sierpnia, do redakcji tvn24 wpłynęło pismo, w którym pełnomocnik Krzysztofa Sadowskiego zażądała niezwłocznego wycofania z emisji programu zawierającego informacje dotyczące jej mocodawcy. W uzupełnieniu tego pisma zostało załączone oświadczenie Krzysztofa Sadowskiego na temat wydarzeń opisywanych dotychczas w innych mediach, które w całości publikujemy.
/Całe oświadczenie Krzysztofa Sadowskiego można przeczytać tutaj/