Obwód kaliningradzki urósł do rangi wielkiego zagrożenia dla Polski. Jest opisywany najczęściej jako granicząca z nami rosyjska forteca wypełniona po brzegi wojskiem. Jednak to tylko część prawdy. Owszem rosyjskie wojsko może tam mieć rakiety zdolne zaatakować cele na większości terytorium Polski i państw bałtyckich, ale poza tym jego sytuacja nie jest godna pozazdroszczenia.
Swoje zadanie na czas pokoju Obwód Kaliningradzki wypełnia bardzo dobrze. Odpowiednio nagłaśniane w mediach ruchy wojska wywołują duże zainteresowanie w okolicznych państwach. Już niemal rutynowe doniesienia o obecności systemów rakiet balistycznych Iskander nie przestają elektryzować. Kreml systematycznie wykorzystuje to do wywierania presji na NATO i demonstrowania swojego niezadowolenia z rozmieszczania w Polsce elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej.
W ostatnim miesiącu Rosjanie dodatkowo zagrali nowymi systemami przeciwlotniczymi S-400 i obrony brzegowej Bastion. Niemal równocześnie ogłoszono rozmieszczenie ich w Obwodzie Kaliningradzkim. W połączeniu z nagłośnionymi niemal dokładnie miesiąc wcześniej ćwiczeniami przerzutu do eksklawy iskanderów była to wyjątkowo silna ofensywa medialna Rosjan.
Przyczółek wojny informacyjnej
Nie wiadomo jednak, co dokładnie kryje się za bardzo ubogimi w detale oświadczeniami, które wydają rosyjskie wojsko i oficjele. Nie ma pewności, czy systemy Iskander, które oficjalnie przerzucono do Obwodu Kaliningradzkiego w ramach ćwiczeń, zostały tam na stałe. Nie wiadomo również, w jakich ilościach zaanonsowane S-400 oraz Bastion trafiły na to rosyjskie terytorium. Zwłaszcza że doniesienia o przezbrajaniu jednego z kaliningradzkich pułków przeciwlotniczych w nowy system S-400 pojawiały się już od 2011 r.
Utrzymywanie takiej dwuznaczności najlepiej odpowiada interesom Rosji. Z jednej strony wywołuje to poczucie niepewności u rywali i zmusza ich do podejmowania przeciwdziałania, ale z drugiej strony pozwala zachować daleko idącą tajemnicę wojskową. Wiadomo, że jest jakieś zagrożenie, ale jakie konkretnie, to już muszą ustalić wywiady NATO.
Skromne wojska lądowe
Podobnie mało konkretów znamy na temat wszystkich rosyjskich sił w Obwodzie Kaliningradzkim. Ogólna liczebność rosyjskich oddziałów tam stacjonujących oceniana jest na kilkanaście tysięcy ludzi. Największym jest 79. Gwardyjska Brygada Zmotoryzowana stacjonująca w Gusiewie. Liczy około 4 tys. żołnierzy dysponujących 41 czołgami T-72 i nieco ponad setką bojowych wozów piechoty BMP-2. Następna na liście najsilniejszych oddziałów jest 336. Gwardyjska Brygada Piechoty Morskiej stacjonująca w Bałtyjsku. To około 3 tys. żołnierzy uzbrojonych głównie w transportery opancerzone BTR-80/82, których podstawowym zadaniem jest desantować się z okrętów na wrogie plaże. Ostatnia duża jednostka to 7. Gwardyjski Pułk Piechoty Zmotoryzowanej w Kaliningradzie, czyli liczący około 1 tys. ludzi oddział uzbrojony głównie w transportery opancerzone.
Oznacza to razem około 8 tys. żołnierzy przeznaczonych do walki na lądzie, uzbrojonych w zdecydowanej większości w przestarzały sprzęt rodem z ZSRR. Wyjątkiem są tu nowe transportery BTR-82 piechoty morskiej. To za małe siły, aby przy ich pomocy uderzyć na północną Polskę, zwłaszcza że w bezpośredniej bliskości Obwodu Kaliningradzkiego są rozmieszczone łącznie trzy polskie brygady. Oznacza to teoretycznie około 12 tys. ludzi (w praktyce w jednostkach często brakuje osób do obsadzenia wszystkich stanowisk), ponad 200 czołgów i niemal 300 wozów bojowych piechoty, dodatkowo wspieranych przez pułk artylerii w Węgorzewie. Większość polskich oddziałów jest uzbrojona w sprzęt jeszcze starszy niż ten, który mają Rosjanie (czołgi T-72M i transportery BWP-1), ale jest też setka stosunkowo nowych PT-91 Twardy i rozpoczęły się dostawy nowoczesnych armatohaubic Krab.
Stosunek sił wypada więc na niekorzyść Rosjan. Skuteczne uderzenie z Obwodu Kaliningradzkiego na Polskę wymagałoby wzmocnienia stacjonujących tam oddziałów. Według nieoficjalnych informacji w eksklawie znajdują się znaczne zapasy uzbrojenia zakonserwowanego w latach 90., po tym, jak zmniejszono rozmieszczone tam siły. Mają być wystarczające do stworzenia co najmniej jednej brygady zmotoryzowanej. Taka operacja wymagałaby jednak czasu i przerzucenia kilku tysięcy ludzi z Rosji właściwej, co na pewno nie umknęłoby uwadze NATO i pozwoliło odpowiednio zareagować.
Daleki zasięg Obwodu Kaliningradzkiego
Nie należy więc traktować Obwodu Kaliningradzkiego jako platformy do wielkiej ofensywy na północną Polskę. Zagrożeniem jest jednak to, co Rosjanie mogą zrobić, nie ruszając się ze swojego terytorium. Obwód Kaliningradzki ma dość sił, aby skutecznie się bronić i boleśnie uderzać z dystansu, znacząco utrudniając działania NATO w okolicy. Jest zagrożeniem nie ofensywnym, ale defensywnym.
Znamienne jest to, że jak na tak mały obszar, Obwód Kaliningradzki posiada bardzo silną obronę przeciwlotniczą. Tutaj największe znaczenie mają dwa przeciwlotnicze pułki rakietowe o numerach 183. i 1545. Oba są uzbrojone głównie w systemy S-300, choć ten pierwszy ma być już od 2011 r. przezbrajany na nowoczesne S-400. Nie wiadomo, jak dokładnie wygląda ich struktura i w jakim stopniu są gotowe do działania, ale teoretycznie oznacza to kilkadziesiąt wyrzutni rakiet przeciwlotniczych dalekiego zasięgu. Dodatkowo system obrony przeciwlotniczej uzupełniają systemy krótszego zasięgu Tor i Buk, oraz 28 myśliwców Su-27 stacjonujących pod Kaliningradem w ramach 689. Pułku Bojowego Lotnictwa Myśliwskiego.
Przy pomocy tego sprzętu Rosjanie mogą stworzyć strefę zagrożenia dla samolotów NATO nad północno-wschodnią Polską, środkowym Bałtykiem i Litwą oraz Łotwą. Atak znacznie przeważającego liczebnie lotnictwa Zachodu na cele w Obwodzie Kaliningradzkim staje się trudną i ryzykowną operacją. Podobnie udzielanie wsparcia podczas walk na terenie państw bałtyckich czy północno-wschodniej Polski.
Jednocześnie Rosjanie mogą kąsać, nie wychodząc poza parasol swojej obrony przeciwlotniczej. Tutaj znaczenie ma 152. Gwardyjska Brygada Rakietowa, 25. Nabrzeżny Pułk Rakietowy i okręty Floty Bałtyckiej. Pierwszy z oddziałów jest tym, który może mieć na uzbrojeniu wyrzutnie rakiet balistycznych krótkiego zasięgu Iskander. Nie wiadomo jednak, czy tak jest. Formalnie jego wyposażenie stanowią starsze systemy Toczka. Nie ma to jednak wielkiego znaczenia, bo w wypadku kryzysu Rosjanie mogą przerzucić iskandery do Obwodu Kaliningradzkiego samolotami. Zajmie im to dobę. Taką operację co jakiś czas ćwiczą.
Należy więc przyjąć, że w sytuacji kryzysowej iskandery znajdą się na wyposażeniu rosyjskiej armii. Nie wiadomo, jaki mają zasięg, ale szacuje się go na nawet 500 km dla rakiet balistycznych i więcej dla manewrujących (wyrzutnia systemu Iskander może wystrzeliwać różne rakiety). Oznacza to zdolność do atakowania celów na większości terytorium Polski i państw bałtyckich – bez ruszania się poza terytorium Obwodu Kaliningradzkiego.
Rosjanie mogą też uderzać na dużą odległość przy pomocy rakiet Kalibr-NK odpalanych z okrętów Floty Bałtyckiej. W październiku dwie korwety typu Bujan-M uzbrojone w takie pociski wpłynęły na Bałtyk i według nieoficjalnych informacji mają na stałe zostać w Bałtyjsku, głównej bazie floty w Obwodzie Kaliningradzkim. Rakiety Kalibr-NK mogą atakować cele odległe o ponad 1000 km, czyli swobodnie na terytorium całej Polski.
Dodatkowe zagrożenie stanowią systemy rakiet przeciwokrętowych z 25. Nabrzeżnego Pułku Rakietowego. Do niedawna był on uzbrojony tylko w starsze systemy Redut, przeznaczone do atakowania okrętów na dystansie do 400 km. Według najnowszych informacji pojawiły się tam też systemy Bastion, które mogą dodatkowo służyć do ataków na cele lądowe odległe o 450 km. 25. Pułk może więc znacząco utrudnić działanie flotom NATO na Bałtyku oraz powodować zniszczenia w północno-wschodniej Polsce oraz na Litwie i Łotwie.
Uzbrojenie, które Rosjanie mają w Obwodzie Kaliningradzkim »
Bariera do pokonania
Widać wyraźnie, że Rosjanie mają zamiar wykorzystać Obwód Kaliningradzki do szachowania całego regionu. To ich ufortyfikowany szaniec, który może na przykład blokować przyjście z odsieczą zaatakowanym państwom bałtyckim. Choć jego obrona na lądzie jest słaba, to przy pomocy rakiet można z dystansu utrudniać potencjalny atak. Dodatkowo atakujący musieliby się zmierzyć ze stacjonującymi w Obwodzie Kaliningradzkim bombowcami Su-24 oraz śmigłowcami Mi-24, które działałyby pod parasolem swojej obrony przeciwlotniczej.
Nie oznacza to jednak, że rosyjska eksklawa jest nienaruszalna. Jej główną wadą jest odcięcie od właściwego terytorium Rosji. W wypadku wojny z całym NATO Obwód Kaliningradzki musiałby walczyć w okrążeniu. Co więcej, na pewno od pierwszych godzin konfliktu byłby intensywnie atakowany, bo jego zneutralizowanie i zajęcie pozwoliłoby siłom Sojuszu swobodnie działać w regionie. Państwa NATO mają też spory arsenał uzbrojenia, które mogą wykorzystać do uderzenia na niego.
Sama Polska wyraźnie przygotowuje się na taki scenariusz. Przemawia za tym zakup rakiet dalekiego zasięgu JASSM odpalanych z F-16. Nabyto już 40 sztuk i są plany dokupienia 70 kolejnych o wydłużonym zasięgu. Podobnie wymowna jest podjęta decyzja o zakupie drugiego Nadbrzeżnego Dywizjonu Rakietowego uzbrojonego w pocisk NSM, które mogą atakować nie tylko okręty, ale też cele lądowe. Oznacza to, że do około 2020 r. sama Polska będzie miała blisko 150 rakiet manewrujących zdolnych do atakowania celów w Obwodzie Kaliningradzkim z bezpiecznego dystansu 300 km lub większego. Może ich być niemal dwa razy więcej, jeśli nie będzie opóźnień przy realizacji programu Homar, zakładającego zakup lądowych wyrzutni rakiet o zasięgu około 300 km.
Inne państwa NATO mają jeszcze więcej broni dalekiego zasięgu, która mogłaby posłużyć do poważnego wyszczerbienia obrony przeciwlotniczej Obwodu Kaliningradzkiego. Druga falą najpewniej byłyby zespoły samolotów wyspecjalizowanych w polowaniu na radary systemów S-300/400. Choć byłaby to operacja skomplikowana i oznaczająca straty, to można spekulować, że po kilku dniach NATO mogłoby dość swobodnie operować nad terytorium Obwodu. Jego zajęcie i zneutralizowanie stałoby się kwestią czasu.
Rosjanie najpewniej to wiedzą, dlatego nie umieszczają w Obwodzie Kaliningradzkim dużych i nowoczesnych sił, nie chcąc skazywać ich na walkę w okrążeniu i potencjalne zniszczenie. Trzymają tam takie środki, które podczas pokoju umożliwiają wywieranie presji na NATO, a w czasie wojny opóźnią działania Sojuszu na tyle, że np. nie uda się przyjść z efektywną pomocą państwom bałtyckim.