Mordował i gwałcił bez cienia skrupułów - obcinał głowy ofiarom, roztrzaskiwał czaszki łomem, zostawiał odciski zębów na ciałach. Potem je porzucał. Mimo to w czasie głośnego procesu kobiety przychodziły mu kibicować, nawet gdy uznano go za winnego. Przystojny, inteligentny, uwodził je z taką samą łatwością, jak mordował. W filmie "Podły, okrutny, zły" w Teda Bundy'ego wcielił się Zac Efron.
Nad ranem 15 stycznia 1978 roku Ted Bundy włamał się bez trudu do internatu bractwa Chi Omega na Uniwersytecie Stanu Floryda. Najpierw wszedł do pokoju, w którym spały 21-letnia Margaret Bowman i Lisa Levy. Uderzył Margaret ciężkim narzędziem w głowę z taką siłą, że fragment kości wbił się w mózg dziewczyny. Później udusił ją rajstopami. Śpiącą na łóżku obok Levy zamordował, roztrzaskując jej prawy obojczyk, potem pogryzł pośladki i piersi, zostawiając odcisk zębów na jej ciele. Ślady te miały później stać się ważnym dowodem w procesie mordercy. Levy była w jego typie, więc zdążył ją jeszcze zgwałcić, nim wyszedł z pokoju.
Żadna z ofiar nie miała ran na dłoniach ani uszkodzonych paznokci, co dowodzi, iż nie broniły się przed atakiem. Bundy dopadł je przecież podczas snu.
Zwiastun filmu "Podły, okrutny, zły" o Tedzie Bundym
Morderca ruszył dalej. W kolejnym pokoju spały Kathy Kleiner i Karen Chandler. Kathy wróciła późno z przyjęcia weselnego przyjaciółki i spała twardo. Około trzeciej obudził ją hałas. Widziała, jak do ich pokoju wślizguje się ciemna postać, słyszała trzaśnięcie drzwiami. Potem pamięta już tylko potworny ból, efekt postrzału w twarz. Próbowała krzyczeć, ale nie mogła - miała rozdarty prawy policzek i język niemal przegryziony na pół. Zdołała jednak, podobnie jak jej sąsiadka z pokoju, przeżyć. (Niedawno, 30 lat po ujęciu i osądzeniu Bundy'ego, wspominała w mediach to przerażające przeżycie).
Całe zdarzenie w internacie trwało niespełna pół godziny. Tej samej nocy Bundy włamał się także do domu osiem przecznic od akademika. Tam zgwałcił, pobił i okaleczył jeszcze jedną studentkę Florida State University Cheryl Thomas. Była ostatnią kobietą, która miała szczęście przeżyć napaść seryjnego mordercy.
Kadr serialu "Rozmowy z mordercą: Taśmy Teda Bundy’ego”, / Źródło: Materiały prasowe Netflixa
Czarujący uwodziciel
"Znaleziono fragmenty czterech czaszek kobiet", "Morderca nekrofil wykorzystywał swoje ofiary i nadal kaleczył, nawet po zabiciu ich", "Ciała co najmniej 36 kobiet odnaleziono tylko w stanach Utah, Idaho, Waszyngton, Kolorado. Pobite i i obnażone, zgwałcone, rozrywane zębami" - takimi komunikatami raczono Amerykanów w czasie, gdy jeden z najokrutniejszych seryjnych zabójców w USA, Ted Bundy, przebywał jeszcze na wolności, nieuchwytny i bezkarny.
- Choć Ameryka lat 70. to był czas gwałtownego wzrostu przestępczości, nikt wtedy nie znał terminu "seryjny zabójca" – tłumaczy główny śledczy Florydy w dokumencie "Rozmowy z mordercą: Taśmy Teda Bundy'ego", który poprzedził powstanie filmu fabularnego. Owszem, słyszano o bandzie Mansona, ale to było przecież w zepsutym do cna Hollywood, gdzie wszystko jest możliwe.
Bundy zupełnie nie pasował do stereotypu zabójcy. Czarujący, przystojny, szarmancki. Ktoś taki nie mógłby mordować niewinnych dziewcząt. Na jego proces w sprawie ponad 30 zabójstw przyjeżdżały później dziewczyny z całej Ameryki, zafascynowane nim. - On tego nie mógł zrobić. Jesteście pewni, że macie właściwego faceta? – pytały policjantów.
I właśnie takiego "niewinnego", pełnego wdzięku Teda poznajemy w filmie Joego Berlingera "Podły, okrutny, zły". Zac Efron jak gdyby urodził się do tej roli. Dotąd, obsadzany w naiwnych komediach, nie miał okazji pokazać, na co go stać. Teraz - grając bestię w ludzkiej skórze, udającą niewiniątko - mógł zbudować postać pełną sprzeczności.
Film Berlingera zaskakuje. Wbrew przewidywaniom nie jest ani studium psychiki mordercy, ani kroniką śledztwa, ani nawet rekonstrukcją przerażających zbrodni. Jeśli ktoś spodziewa się mrożącego krew w żyłach thrillera o psychopacie, będzie zaskoczony. Bundy u Berlingera jest bowiem sympatycznym, a nawet empatycznym facetem. Robi też wrażenie oddanego i troskliwego partnera zakochanej w nim Liz Kendall (Lily Collins) i kochającego ojczyma jej kilkuletniej córeczki. Gdyby ktoś miał pretensje do reżysera, że pokazał zwyrodnialca w ten sposób, powinien zajrzeć do dostępnych w sieci wspomnień ludzi z jego otoczenia - nie było wśród nich nikogo, kto postrzegałby go inaczej.
Historia związku Bundy'ego i Liz, aż do jego aresztowania, a potem procesu, opowiadana jest z perspektywy Liz. Choć zaczyna się ujęciem w więziennej sali widzeń już po aresztowaniu (1976 rok), niemal natychmiast cofamy się o sześć lat do momentu, w którym Liz, samotna matka, poznaje Tedy’ego w knajpie w Seattle. Reżyser ubrał opowieść o mordercy w ramy filmu biograficznego, by w finale otrzeć się o dramat sądowy, którego zakończenie znamy. (Dla kinomanów gratką będzie John Malkovich na drugim planie, w roli sędziego wydającego wyrok śmierci.)
Udało się nakręcić film nieoczywisty. Także dlatego, że zamiast rekonstruować krwawe zabójstwa, które w filmie dzieją się w większości poza zasięgiem naszego wzroku, próbuje odpowiedzieć na pytanie, na czym polegał fenomen Teda Bundy'ego, którego miliony Amerykanek nie przestały kochać, nawet gdy wylądował już w celi śmierci. "Gdy czuję jego miłość, jestem wniebowzięta" – mówiła Liz przyjaciółce, gdy już domyślała się, kim naprawdę jest Ted. A jednak to ona okazała się jedną z osób, które wskazały na Teda po publikacji portretu pamięciowego mordercy w prasie.
Zauroczeniu przystojnym, charyzmatycznym Bundym ulegają też widzowie filmu. Jego urokowi tak trudno oprzeć się, że nawet mając w tyle głowy całą wiedzę o jego czynach, pozwalamy mu wodzić się za nos i ze wstydem po cichu... kibicujemy mu. To sukces i zasługa reżysera, który wcale nie ukrywa, że postać Bundy’ego fascynuje go od dawna. Dlatego wcześniej nakręcił wspomniany serial dokumentalny.
Zac Efron i Lily Collins w filmie "Podły, okrutny, zły" / Źródło: Best Film
Młody kryminalista
Dla dokumentu "Rozmowy z mordercą: Taśmy Teda Bundy'ego" punktem wyjścia były rozmowy Stephena G. Michauda, autora prawie stugodzinnego wywiadu z Bundym przeprowadzonego w 1980 roku w więzieniu stanowym na Florydzie. Więzień szukał dziennikarza, który ponownie zbada sprawy zabójstw, za które go skazano. W zamian za to oferował własne zeznania na wyłączność. Michaud wspomina: "Uznałem, że jeśli ktoś go wrobił i jest niewinny, mam wielki temat. Jeśli to morderca – tym bardziej".
Dość szybko zorientował się, że Bundy'emu nie zależy na udowodnieniu rzekomej niewinności, lecz na sławie. Gdyby mógł, o popełnionych zbrodniach najchętniej nie mówiłby wcale. Rozwodził się za to nad kolejnymi etapami swojego życia, kreował się na ofiarę otoczenia, miłosnego zawodu. O swoim życiu opowiadał jak rasowy celebryta – a był to okres, gdy ten szczególny typ "sławy" dopiero się wykluwał.
Urodził się w 1946 roku jako Theodore Robert Cowell w domu samotnej matki w Burlington w stanie Vermont. Przez dwie dekady wierzył, że jego rodzicami są wychowujący go od urodzenia Eleanor Louise Cowell i Samuel Cowell. Dopiero na studiach odkrył, że to jego dziadkowie, zaś prawdziwą matką jest starsza siostra, Louise. Dziadkowie podobno adoptowali chłopca, by oszczędzić córce stygmatyzowania. W okolicy szeptano jednak, że Ted narodził się w wyniku kazirodczego związku Louise z jej krewkim ojcem, choć ona zaprzeczała. Wymieniała nazwisko weterana wojennego, którego Ted nigdy jednak nie miał spotkać.
W 1950 roku Eleanor wraz z Louise i Tedem wyprowadzili się do miasta Tacoma w stanie Waszyngton. Tam Eleonora poślubiła kucharza Johnny'ego Culpeppera Bundy'ego. Syn przyjął nazwisko ojczyma, a gdy na świat przyszło czworo dzieci, zajmował się rodzeństwem. Z ojczymem miał dobre relacje, ale był odludkiem. Jego siostra wspomina, że podczas obozów skautów, na które jeździli, wiecznie wszystkich straszył. - Uwielbiał kopać doły, w których umieszczał naostrzone kołki z drewna i przykrywał je roślinnością. Kiedyś wpadła tam mała dziewczynka, a ostry kołek wbił się w jej nogę. Bawiło go to - wspomina. Psycholog dopatrzyłby się pewnie już wówczas psychopatycznych skłonności u Teda.
- W liceum miał potrzebę zaistnienia - został przewodniczącym klasy, ale zawsze trzymał się sam. W ogóle nie chodził też na randki z dziewczynami, czego nie mogłam zrozumieć, bo był szalenie przystojny - wspomina dawna koleżanka.
Po latach w rozmowie z autorami książki (ta powstała w oparciu o nagrane w więzieniu rozmowy) wspominał swoją fascynację przemocą i seksem. Jako nastolatek przeglądał zbiory w bibliotekach, poszukując książek o przestępstwach i tematyce kryminalnej. Koncentrował się na tych, które pokazywały przemoc o podłożu seksualnym oraz zdjęcia zwłok i gwałtów. Po latach w więziennej celi przyznawał się do tego, by w kolejnej rozmowie, wszystkiemu zaprzeczyć. Kreował swój życiorys w zależności od nastroju i rozmówcy.
Bundy zaczął bardzo wcześnie dopuszczać się przestępstw. Jeszcze jako uczeń szkoły podstawowej ukradł sprzęt narciarski ze sklepu. Fałszował także bilety na wyciągi. Był dwukrotnie aresztowany, jednak jego rejestr kryminalny z lat młodzieńczych uległ później zatarciu.
Ted Bundy w latach studenckich / Źródło: Materiały prasowe Netflixa
Nieszczęśliwa miłość i przełom
Ambitny Ted zawsze był dobrym uczniem. W 1965 roku ukończył szkołę średnią i dzięki stypendium zaczął studiować psychologię na uniwersytecie, w rodzinnej Tacomie. Potem przeniósł się na Uniwersytet Waszyngtoński w Seattle. Tam poznał Ann Rule, dziennikarkę zajmującą się sprawami kryminalnymi. Ironią losu było to, że później to ona pisała najważniejsze artykuły poświęcone zbrodniom Teda, nieświadoma, że jej dawny kolega jest ich sprawcą. Bundy zrobił w 1972 roku licencjat z psychologii i został przyjęty do szkoły prawniczej w Utah. Otrzymał nawet list polecający od republikańskiego gubernatora stanu Waszyngtonu po pracy przy jego kampanii.
W 1967 roku zakochał się w pięknej, pochodzącej z bogatej rodziny Stephanie Brooks. W dokumencie nazywa ją "Danielle" i nazywa miłością życia. To pod jej wpływem zajął się polityką, pracując dla Richarda Nixona podczas jego kampanii wyborczej. Sielanka trwała krótko. Rok później dziewczyna, skończywszy studia, zerwała z nim. Uznała go za niedojrzałego i pozbawionego ambicji. Mierzyła wyżej.
To zdarzenie miało ogromny wpływ na Bundy'ego. Popadł w depresję i porzucił szkołę. - Chciał być rozpoznawalny, podziwiany i zamożny - mówi jego dawny przyjaciel z Partii Republikańskiej. - Gdy w otoczeniu polityków ocierał się o wielki świat, szalenie mu to imponowało.
Bundy liczył na to, że dzięki związkowi ze Stephanie, dziewczyną z "wyższej sfery", trafi do świata, o którym marzył. W rozmowie z Michaudem wyznał: "Czułem potrzebę zemsty za odrzucenie. Nie tylko na Stephanie, ale na całym świecie". Psychologowie sugerowali, że zbrodnie, których zaczął dopuszczać się krótko po rozstaniu z Brooks, były ową zemstą. Znamienne, że większość ofiar Teda była bardzo podobna do Stephanie - wysokie, szczupłe dziewczyny, z długimi ciemnymi włosami z przedziałkiem na środku głowy.
W tym czasie odkrył też prawdę o swojej rodzinie. Raz rozpaczał, że go okłamywano, innym razem przeciwnie. Stał się nagle pewny siebie i przebojowy. Zaangażował się w kampanię o uzyskanie nominacji prezydenckiej dla Nelsona Rockefellera. Został stuprocentowym konserwatystą. Nie znosił liberałów i pacyfistów protestujących przeciw wojnie w Wietnamie. Wznowił też studia, ale dostał się jedynie na wieczorowe, co wpędzało go w kompleksy.
Właśnie wtedy, w 1969 roku, zaczął spotykać się z Liz Kendall. Związek z nią stał się głównym wątkiem filmu Berlingera z Zackiem Efronem. W dokumencie opowiada, że Liz dała mu wiarę w siebie i zachwyciła łagodnością, ale nie był jej wart. Jak wiemy, związek przetrwał aż do skazania Teda w 1976 roku.
Zwiastun "Taśm Teda Bundy'ego"
/ Wideo: Netflix
Narodziny bestii
Nie ma pewności co do tego, kiedy Bundy zaczął zabijać kobiety. W dokumencie Berlingera, poprzedzającym powstanie fabuły, odmawiał ujawnienia szczegółów swoich pierwszych zbrodni. Nie uczynił tego nawet tuż przed egzekucją, gdy przyznał się do późniejszych morderstw i je szczegółowo opisał. Twierdził, że pierwszego porwania próbował dokonać w 1969 roku w New Jersey, ale nikogo nie zabił aż do 1971 roku. Psychologowi Artowi Normanowi wyznał jednak, że już w 1969 roku zamordował dwie kobiety w Atlantic City.
Ann Rule i Robert David Keppel – śledczy ze stanu Washington utrzymywali, że Bundy mógł zabijać nawet jako nastolatek. Dowody sugerowały, że gdy miał 14 lat, uprowadził i zabił ośmioletnią Ann Marie Burr z Tacoma. Zaprzeczał. Najwcześniejsze udokumentowane zabójstwa popełnił w 1974 roku, gdy miał 27 lat. Do tego czasu, jak przyznał, opanował niezbędne - w erze przed profilowaniem DNA - umiejętności pozbywania się dowodów na miejscu zbrodni.
Jego pierwszą ofiarą, której zabójstwo udokumentowano, była 21-letnia Lynda Ann Healy, studentka i radiowa pogodynka, lubiana w Seattle. Po jej zniknięciu przeszukano pokój, w którym mieszkała. Na pościeli były plamy krwi, śledczych zaś zdziwiło starannie posłane łóżko, jak gdyby nic się nie stało. Morderca włamał się do pokoju po północy 31 stycznia 1974 roku, pobił ofiarę do nieprzytomności, ubrał w dżinsy i koszulę, zawinął w prześcieradło i wyniósł. Dopiero po roku w górach na wschód od miasta Issaquah znaleziono, wraz ze szczątkami innych ofiar, czaszkę i żuchwę Healy.
Po latach wyszło na jaw, że przed 21-latką była 18-letnia tancerka Joni Lenz. Ted włamał się do jej mieszkania, zgwałcił, a potem skatował prętem wyrwanym z ramy łóżka. Dziewczyna została znaleziona kolejnego dnia. Przeżyła, ale nie odzyskała sprawności umysłowej. Kolejne miesiące przynosiły nazwiska kolejnych ofiar. Bundy mordował najpierw w comiesięcznych cyklach, później robił to częściej.
Rankiem 11 czerwca 1974 roku 18-letnia Georgeann Hawkins, studentka Uniwersytetu Waszyngtońskiego wyszła z akademika od swojego chłopaka. Miała do przebycia zaledwie 30 metrów, jednak nigdy nie dotarła do celu. Świadkowie widzieli mężczyznę z nogą w gipsie, słyszeli też, jak prosił dziewczynę o pomoc w zaniesieniu torby do stojącego w pobliżu auta. Dopiero tuż przed egzekucją Bundy zeznał, że zaczaił się na ofiarę i wyszedł do niej wsparty na kuli. Dziewczyna zgodziła się mu pomóc i towarzyszyła Bundy’emu do samochodu, gdzie została ogłuszona łomem. Morderca skuł ją kajdankami i wepchnął do samochodu, by później udusić w ustronnym miejscu.
Seattle opanowała psychoza strachu. Autostopowiczki zniknęły z ulic. W lokalnych mediach coraz częściej pojawiały się informacje o zaginionych kobietach i o brutalnych pobiciach. Policja była bezradna. "Nie wiemy, kto za tym stoi. Zalecamy ostrożność wszystkim kobietom, ale nie mamy podejrzanego. Brak tropów" - przyznał latem 1974 roku w lokalnej telewizji przedstawiciel policji.
Kulminacja zbrodni nastąpiła 14 lipca, gdy z zatłoczonej plaży w Issaquah, 30 km od Seattle, uprowadzono w biały dzień dwie kobiety. Świadkowie opisywali atrakcyjnego mężczyznę w stroju do tenisa, z lewa ręką w gipsie na temblaku, przedstawiającego się jako Ted i proszącego o pomoc w zdjęciu łódki z brązowego volkswagena garbusa. Te, które odmówiły, zapamiętały go dobrze. 23-letnia Janice Ann Ott, pracownica sądu dla nieletnich, była widziana, jak opuszcza plażę w jego towarzystwie. Cztery godziny później 19-letnia studentka Denise Marie Naslund wyszła z plaży do toalety i już nie wróciła.
To był ten pierwszy raz, gdy ktoś widział podejrzanego mężczyznę. Stworzono jego portret pamięciowy i, co potem okazało się nader istotne, udostępniono zdjęcie jego jasnobrązowego volkswagena. Nareszcie pojawił się trop.
Tej zbrodni Ted zaprzeczał do końca. Dopiero w przeddzień swojej egzekucji powiedział Michaudowi, że Janice jeszcze żyła, gdy wrócił do niej z Naslund - zmusił ją potem, by obserwowała, jak zabija 19-latkę. Później ją także zabił. Na szczątki obu kobiet natknęli się 7 września myśliwi w lesie niedaleko jeziora Sammamish. Zbrodniarz rąbał ciała na kawałki i rozrzucał je w lasach lub blisko wody. Urządzał tam - jak to określił - "śmietniki dla damskich ciał". - Całą robotę wykonywały potem zwierzęta - przyznał. Dlatego wielu ciał nigdy nie odnaleziono.
Ted Bundy z Liz w sielankowym okresie / Źródło: Materiały prasowe Netflixa
Ciepło, coraz cieplej
Jesienią 1974 roku Ted przeprowadził się do Salt Lake City w Utah, gdzie zaczął uczęszczać na zajęcia z prawa. Teraz tam zaczęły ginąć młode kobiety. Policja odnotowała ten fakt. Na jego rysopis zareagowały tysiące ludzi w kraju. "Dostawaliśmy setki telefonów każdego dnia. Wkrótce Teda widziano w każdym miejscu w Ameryce" - wspomina oficer śledczy. Tymczasem jasnobrązowym volkswagenem - jak obliczono - jeździło w stanie Waszyngton tylko... 42 tysiące osób. Po zostawieniu na liście jedynie tych o imieniu Ted została setka. Liz - partnerka Bundy'ego, Ann Rule oraz profesor psychologii natychmiast rozpoznali Bundy'ego na portrecie pamięciowym, a także jego samochód. Policja uznała jednak, że student psychologii z "czystą kartą" nie mógł dopuścić się takich czynów.
Tymczasem w Utah znikały kolejne ofiary. Jedną z nich była córka szefa miejscowej policji, 17-letnia Melissa Smith. Jej ciało znaleziono po dziewięciu dniach od ataku. Sekcja zwłok wykazała, że Bundy zgwałcił Melissę analnie i udusił. Dziewczyna żyła jeszcze pięć dni. Oprawca gwałcił ją także po śmierci. Miał zwyczaj wracać do martwych ofiar i uprawiać z nimi seks.
Usłyszawszy o zbrodniach w Utah, które zbiegły się w czasie z wyjazdem Teda, Liz nie miała już wątpliwości. Zadzwoniła na policję po raz drugi. Powiedziała, iż jej chłopak pasuje do rysopisu, ma też brązowego volkswagena, że znalazła u niego modelarski gips, bandaże i nóż. Przesłała też jego zdjęcie. Wszystko się zgadzało. Ustalono, że Bundy był w okolicy plaży w dniu, gdy uprowadzono stamtąd dziewczyny. Zdjęcie pokazano świadkom - siedem z ośmiu osób uznało jednak, że to nie jego widziały. Biegli przyznali później, że zabójca potrafił zmienić swój wygląd nie do poznania.
Zabijał więc dalej. Znów wrócił do Seattle, potem było Kolorado i znów Utah. Policje stanowe w ogóle nie dzieliły się informacjami, śledztwa były utrudnione. W dodatku nie wykonywano wtedy jeszcze badań DNA.
8 listopada Bundy, udając policjanta, któremu ktoś włamał się do samochodu, uprowadził z galerii w Murray w Utah 18-letnią Carol DaRonch. Poprosił, by była świadkiem na posterunku, gdy będzie składał skargę. Pokazał odznakę. Zgodziła się. W samochodzie założył jej kajdanki i przyłożył pistolet do głowy. Nie zauważył, że druga ręka dziewczyny była wolna. Carol wyskoczyła z jadącego samochodu. Popędził za nią, szarpali się długo. Miał pecha. Nadjechał inny samochód. Dziewczyna zdołała go zatrzymać. Poprosiła kierowcę, by zawiózł ją na policję.
To był początek końca mordercy.
"Ted Bundy" to nieudany film telewizyjny z 2002 r.
/ Wideo: Oversas Film Group
"Płoń, Bundy, płoń"
Przez pierwsze miesiące rozmów z Bundym Michaud nie wyciągnął z niego żadnych szczegółów na temat zbrodni. Ted zapewniał, że ich nie popełnił. (W tym czasie szef Michauda Hugh Aynesworth i zarazem współautor książki "Rozmowy z mordercą" sprawdzał poszlaki w różnych miejscach kraju). W końcu Michaud wpadł na genialny pomysł: zaczął rozmawiać z Bundym o "nim", mitycznym zbrodniarzu, w trzeciej osobie. Zapytał:
- Ted, masz dyplom z psychologii. Kto mógł to zrobić? Jaki człowiek popełnia takie zbrodnie?
Wtedy Bundy wziął dyktafon i zaczął mówić, jak gdyby w celi był sam. "Mamy do czynienia z osobą, która osiąga satysfakcję seksualną w wypaczony sposób: poprzez przemoc. (...) Być może ta osoba ma nadzieję, że jeśli z pierwszą zbrodnią nie czuła się do końca zaspokojona, z kolejną na pewno będzie. A potem myślała tak za każdym razem, mordując" - wyrzucił z siebie.
Przełom nastąpił jednak miesiąc przed egzekucją. "Starałem się być dla niego pośrednikiem, dzięki któremu opowiedział historię" - mówi Michaud. Była to opowieść o chłopcu, którego nazywał "tą istotą", ogarniętym od najmłodszych lat obsesją na punkcie pornografii, która w wieku dorosłym przeszła w upodobanie do przemocy seksualnej, nad którym nie potrafił zapanować.
Tak naprawdę Bundy wpadł podczas... kontroli drogowej. Policjant, widząc samochód bez świateł, kazał mu się zatrzymać. Przeszukał samochód i odkrył na siedzeniu kominiarkę, łom, pończochy i rękawiczki. Uznał, że to "narzędzia" włamywacza i go zatrzymał. Dopiero na posterunku śledczy z Utah, zobaczywszy samochód, skojarzył zgłaszaną rok wcześniej przez DaRonche próbę porwania z morderstwami kobiet w Seattle i Utah.
DaRonche i kilku ze świadków zdarzeń na plaży w Issaquah rozpoznali go natychmiast. Został skazany za porwanie na 15 lat więzienia. Jednocześnie toczyły się śledztwa w pozostałych sprawach o morderstwa. Zeznania narzeczonej, odnalezione włosy, paznokcie zaginionych w słynnym garbusie, którego sprzedał, dały odpowiedzi na pytania o inne zbrodnie. Trafił do więzienia w Kolorado. Postanowił bronić się sam. Otrzymał zgodę na korzystanie z biblioteki. Ten fakt i niedołęstwo policji, które Berlinger bezlitośnie obnaża, wykorzystał do ucieczki, skacząc z okna czytelni , z pierwszego piętra. Po sześciu dniach został złapany, ale udało mu się uciec po raz drugi.
Na wolności, po 29 miesiącach aresztu, znów wpadł w szał zabijania. To wtedy, 15 stycznia 1978 roku, dokonał jednej nocy wspomnianego już napadu na cztery studentki w akademiku Uniwersytetu Stanu Floryda, z których dwie zamordował, a jedną ciężko okaleczył. Miesiąc później wrócił do więzienia o zaostrzonym rygorze, którego już nie opuścił.
Ted Bundy nigdy nie wziął odpowiedzialności za swoje czyny. Winą obarczał wszystko i wszystkich - brak biologicznego ojca, ukrywanie prawdy o pochodzeniu, alkohol, media, policję, pisma kryminalne i pornograficzne. Tylko nie siebie. Próbował nawet obwiniać swoje ofiary. "Znam ludzi, których mimika mówi: "Boję się ciebie, ale też cię chcę!". To oni zachęcają do nadużyć" - pisał z więznienia do Liz.
Świadomy tego, że ma mnóstwo fanek wśród kobiet (dostawał od nich ponad 200 listów dziennie), przyznawał z dumą: "Jestem bardziej popularny niż Disney World". Podczas odczytywania werdyktu przez sędziego siedział plecami do niego. Potem podszedł do będącej świadkiem obrony zakochanej w nim Carole Ann Bone i... oświadczył się jej. Sędzia uznał ślub, zgodnie z prawem stanu Floryda. Dostali zgodę na spotkania intymne w celi. W 1982 roku urodziła się im córka. - Carol kochała go przez pół życia - twierdzą jej znajomi.
Bundy zaprzeczał stawianym mu zarzutom niemal do końca. "Jestem w godnej pozazdroszczenia sytuacji, w której nie trzeba odczuwać winy" - skomentował werdykt sądu. Dopiero dwa dni przed śmiercią przyznał się do zamordowania 30 kobiet. Opisał w szczegółach, jak odcinał im głowy piłą mechaniczną. Śledczy są zdania, że ofiar mogło być nawet sto.
Ted Bundy został stracony 24 stycznia 1989 roku. Tłum, pijąc szampana, krzyczał pod więzieniem: "Płoń, Teddy, płoń". Ann rozwiodła się z Tedem w 1986 roku, a po jego śmierci zmieniła nazwisko swoje i córki.
Już po osadzeniu w więzieniu Ted
pytany o dzieciństwo wielokrotnie zmieniał zeznania. W jednym z wywiadów podkreślał patologie obecne w domu rodzinnym tworzonym przez dziadków, wczesne zainteresowania zbrodniami i fascynacje seksem, aby w kolejnym wszystkiemu zaprzeczyć.