"Macaulay Culkin nie żyje" - postraszył internet. Informacja fałszywa, ale wtedy wyszło na jaw, że jest uzależniony od heroiny. Tatum O'Neal, najmłodszą laureatkę Oscara, do brania opium i "diety kokainowej" namówił ojciec. Życiorysy dziecięcych gwiazd to często historie uzależnień i dramatów, choć na przykład Jodie Foster i Natalie Portman sława nie zaszkodziła. Czy 7-letnia gwiazda "The Florida Project" zostanie najmłodszą aktorką nominowaną do Oscara, dowiemy się 23 stycznia. Jak to zniesie – o wiele później.
W prestiżowym brytyjskim dzienniku "The Guardian" siedmiolatka Brooklynn Prince - gwiazda "The Florida Project" wyznaje, że chciałaby w przyszłości dokonać tego, co nie udało się Hillary Clinton - zostać pierwszą w historii kobietą prezydentem USA. Obszerny wywiad z nią udostępniają czytelnikom zarówno "The Hollywood Reporter", jak i "Variety" - najważniejsze magazyny show-biznesowe za Oceanem. Oba poświęcają jej też specjalne sesje zdjęciowe.
W oscarowym przewodniku portalu "The Wrap" na okładce nie pojawia się Frances McDormand ani nawet Sally Hawkins - faworytki do złotej statuetki za najlepszą rolę kobiecą, ale właśnie ona - Brooklynn . "Nowa broń niezależnego kina, która zmiecie rywalki w oscarowym wyścigu" - piszą media, zachwycone odkrytą przez Seana Bakera petardą talentu i wdzięku.
Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że Brooklynn ma zaledwie siedem lat, a gdy wchodziła na plan "The Florida Projekt", wcielając się w postać Moonee, miała sześć. "Shirley Temple XXI wieku" - woła w tytule artykułu "Variety".
Ale Brooklynn ma także szanse na coś, co nie udało się nawet największej w historii kina dziecięcej gwieździe, do której jest porównywana - wiele wskazuje na to, że może zostać najmłodszą aktorką nominowaną do Oscara w ponad 90-letniej historii tej nagrody. Do tej pory palmę pierwszeństwa dzierżył niemal zupełnie zapomniany dziś Justin Henry, którego uhonorowano za wspaniałą rolę w "Sprawie Kramerów" i który już nigdy nie powtórzył sukcesu ze swojego pierwszego filmu.
Między Disneylandem a bezdomnością
"The Florida Project" Seana Bakera to filmowe objawienie 2017 r. na miarę ubiegłorocznego "Moonlight", który nieoczekiwanie pokonał faworyzowany, wysokobudżetowy "La La Land" z gwiazdami w obsadzie, wygrywając Oscara dla najlepszego filmu.
Sean Baker - twórca obdarzony niebywałą wrażliwością, znany jest z tego, że wychodząc od pojedynczych postaci, pokazuje w swoich filmach, ("Mandarynka", "Gwiazdeczka") życie całych warstw społecznych. Opowiadając historię dramatyczną w swej wymowie, sytuuje ją na zalanej słońcem, pełnej kolorów, strzelistych palm i radosnego graffiti Florydzie, gdzie nawet najbiedniejsi mieszkańcy smakują słodkie pomarańcze, a mieszkające w brzydkim motelu, bez stałego adresu, bohaterki chłodzą się w basenie w otoczeniu palm, o jakich marzą turyści z zasobnymi portfelami. Bo taka jest Floryda.
Baker kocha swoich bohaterów, choć są nieodpowiedzialni, a nawet na bakier z prawem. Snując opowieść o życiu młodej (za młodej do tej roli) matce i córce, miesza realizm z onirycznym stylem. Tym, co pozwala widzieć rzeczywistość w tęczowych kolorach, jest fakt, że Baker patrzy na nią oczami dziecka. Świat oglądany z perspektywy sześciolatki - dla której smak różowych lodów i darmowa pizza na obiad, a w końcu bieganie po tunelach to pełnia szczęścia - musi zachwycać. Podobnie jak życie na obrzeżach Disneylandu, choć na wizytę w nim nie stać bohaterek.
Tak naprawdę zresztą fabuła jest tu drugorzędna, ważniejszy jest sam klimat opowieści, spontaniczność i kompletna beztroska. Relacje Moonee z mamą Halley w niczym nie przypominają układu matka-córka, są kumpelskie - wspólne wygłupy, selfiki nad basenem, zabawa. Bo choć Halley kocha Moonee bezgranicznie, nie rozumie, że matczyna miłość wymaga odpowiedzialności.
Baker nie ocenia bohaterki, zamiast moralizatorskiego tonu, mamy pełne miłości spojrzenie na zagubioną matkę oczami jej dziecka. Ale spiritus movens całego przedsięwzięcia jest najmłodsza gwiazda filmu - Brooklynn Prince. Sam Baker wspomina, że po przesłuchaniu kilkuset dziewczynek, był załamany i zarządził druga turę, w nadziei, że może coś przegapił. Dopiero wtedy na casting dotarła Brooklynn. Po trzech minutach przesłuchania, w trakcie którego z przejęciem wyrzucając z siebie tekst, robiła (nieświadomie) nieziemskie miny, już wiedział, że to właśnie jej szukał. Zachwyciła go jej naturalność, spontaniczność i talent. Ograniczył do minimum próby, by nie przeszły w wyćwiczone zachowania.
- Steven Spielberg powiedział kiedyś: "Jeśli przesadzisz z próbami dzieci, ryzykujesz, że cały ten wdzięk i czar, tak zachwycający, przepadnie". Zapamiętałem to na zawsze - mówi Baker. Choć trudno uwierzyć w improwizowanie sześciolatki, Baker celowo dodał sceny, w których mogła przez kilka chwil mówić i robić, na co miała ochotę. Tak powstała słynna scena w barze, do którego Moonee idzie z mamą i zamawia furę jedzenia niczym dla żołnierskiego pułku.
W najbardziej emocjonalnej scenie filmu - podczas rozmowy z kobietą z opieki społecznej - zaproponowano dziewczynce użycie stosowanych standardowo kropli z gliceryną, by wyglądało, że płacze. Jej reakcja brzmiała: "Nie, nie, nie, nigdy w świecie!". A potem wyznała: "Wyobraziłam sobie, że jestem wśród tych bardzo nieszczęśliwych, smutnych dzieci, o jakich często słucham w wiadomościach i zaczęły mi płynąć po twarzy prawdziwe łzy". Brooklynn pojawia się niemal w każdej scenie filmu. Z zawadiackim uśmiechem broi i przeklina, sprowadzając okoliczne dzieciaki na manowce. "Rodzice nie wiedzieli, co zrobić z tymi brzydkimi słowami, jakie wykrzykuję w filmie. Nawet ich, poza jednym na 'p', nie znałam. Gdy usłyszałam, że będę przeklinać, krzyknęłam z radości: yeeeah! Ale Baker wyjaśnił, że będę mówić słowa, jakich w prawdziwym życiu nie wolno dzieciom używać. Wtedy się zdenerwowałam. 'No przecież ja gram, tylko udaję, nie jestem dzieckiem, by tego nie wiedzieć. Gram tylko!' - zawołałam. Śmiał się okropnie" - opowiada rezolutnie w rozmowie z "The Guardian".
Pytana, czy wie, kim była Shirley Temple, prawie się oburza. "Była wielką gwiazdą dziecięcą, ale ja nie jestem do niej podobna. Wyglądała jak aniołek, nie jestem taka ładna. I chcę na zawsze być tylko aktorką, a ona, gdy dorosła, to przestała grać" - tłumaczy dziennikarce z "The Hollywood Reporter".
Od gwiazdy do pani ambasador
Shirley Temple nie była pierwszą dziecięcą gwiazdą, choć z pewnością najsłynniejszą. Przed nią, w czasach kina niemego, zasłynął jako hollywoodzki urwis Jackie Coogan, a jego najsłynniejszą rolą pozostał tytułowy "Brzdąc" w filmie Chaplina. Zagrał jeszcze w innych filmach - na przykład w "Oliverze Twiście", ale jako dorosły aktor nie zaistniał. Przetrwała za to pamięć o sprawie, jaką wytoczył w 1937 roku rodzicom, żądając zwrotu pieniędzy, które zarobił jako dziecko. Wygrał, ale pieniądze poszły na koszty sądowe. Sama sprawa posłużyła jako podstawa do uchwalenia tzw. Coogan Act, broniącego potem interesów aktorów dzieci.
Czas Shirley Temple - ślicznej dziewczynki o złotych lokach, zuchwałej mince i niesamowitych umiejętnościach tanecznych - przyszedł w latach 30. Odkrył ją w szkole tańca, gdy miała cztery lata, dyrektor małego studia i obsadził w serii "The Baby Burlesques". Naśladowała w niej wielkie gwiazdy - m.in. Marlenę Dietrich. To był okres, gdy dziecięcy aktorzy pojawiali się w filmach dla wyeksponowania komizmu, wynikającego z imitowania świata dorosłych. W pierwszym ważnym filmie "Stand Up and Cheer", który stał się przebojem, zagrała w 1934 r. Podpisała kontrakt z wytwórnią Fox. Miała sześć lat, gdy została ulubienicą Ameryki i reszty świata. Nakręciła szereg popularnych filmów, jak: "Złotowłosy brzdąc", "Mały pułkownik" czy "Mała księżniczka" (1939). Często grała sieroty, odnajdujące po latach szczęśliwy dom. W 1935 roku (w wieku lat siedmiu!) dostała Nagrodę Specjalną Akademii za swoje dokonania. Jej zarobki sięgnęły 300 000 dolarów za tytuł, co było wtedy sumą gigantyczną, zwłaszcza dla kilkulatki!
Jako nastolatka związała się kontraktem ze słynnym Davidem O. Selznickiem, producentem "Przeminęło z wiatrem". Zagrała w kilku produkcjach, jednak żadna nie odniosła sukcesu porównywalnego z dziecięcymi filmami. Dorosła Shirley, mimo że pełna wdzięku, niewiele miała do zaoferowania kinu. A może było odwrotnie? Wycofała się zupełnie z aktorstwa, mając 22 lata. "Wbrew temu, co mi wróżono, nie wpadłam ani w czarną rozpacz, ani w żaden nałóg" - napisała w 1985 r. w autobiografii "Child Star". Wyszła za mąż bardzo wcześnie, bo jako 17-latka - związek skończył się szybkim rozwodem, ale jej drugie małżeństwo z oficerem marynarki było niezwykle szczęśliwe.
Nigdy nie tęskniła za aktorstwem. Może dlatego, że jak wspomina, sposób, w jaki traktowano dzieci na planie filmowym w latach 30., dziś budzi grozę. - "Poza planem nie wolno mi było zachowywać się jak dziecko. Musiałam być dorosła. W przeciwnym wypadku zamykano mnie w "kabinie kary" - razem z dużym blokiem lodu" - wspomina.
Shirley Temple została matką trojga dzieci i zajęła się ich wychowywaniem. W latach 60. zaś - polityką. W 1969 roku została delegatem USA przy Zgromadzeniu Ogólnym ONZ, a 5 lat później prezydent Gerald Ford, mianował ją ambasadorem w Ghanie. Cały czas związana z Republikanami, a w 1990 roku ponownie została ambasadorem w Czechach. Była pierwszą publicznie znaną kobietą, które ogłosiła, ze poddała się mastektomii i nawoływała do badań profilaktycznych.
W swojej biografii napisała: "Odeszłam z show-biznesu na tyle wcześnie, by ocalić normalność". Czy faktycznie dziecięce gwiazdy zawsze płacą za karierę zrujnowanym życiem? Nie ma na to jednej odpowiedzi. Często jej cena jest zbyt wielka, by busola oddzielająca rzeczywistość od świata ułudy, nie uległa zachwianiu. Lista małoletnich gwiazd, które ugięły się pod jej presją, jest długa. Ale przykłady tych, które zaliczyły "dorastanie na planie" bez wstrząsów, pokazują, że można sobie z tym poradzić.
Autodestrukcja w genach?
Liza Minnelli - gwiazda "Kabaretu" Boba Fosse'a, córka charyzmatycznej i zarazem tragicznej aktorki Judy Garland, po raz pierwszy przed kamerami wystąpiła w wieku dwóch lat u boku matki - w "Dziewczynie z Chicago". Mając 19 lat, była najmłodszą w historii laureatką nagrody Tony za przedstawienia broadwayowskie. W wieku 23 lat otrzymała pierwszą nominację do Oscara dla za kreację w "Bezpłodnej kukułce" Alana J. Pakuli. Tego jednak matka nie dożyła, zmarła po przedawkowaniu leków nasennych zmieszanych z alkoholem (w wieku 40 lat) - mieszanki, od której uzależnić się miała też córka.
Ojciec - reżyser Vincente Minnelli zostawił je, gdy Liza miała pięć lat. Judy nie podniosła się po jego odejściu, choć u jej boku pojawiali się nowi mężowie. Dziewczynka nocami pilnowała, by nie mieszała proszków z bourbonem, który zawsze stał przy nocnym stoliku. Wzywała karetkę, gdy znajdowała puste opakowania po lekach. Kto i kiedy miał jej pokazać, że istnieją skuteczniejsze metody radzenia sobie z rzeczywistością niż alkohol i chemia?
W 1974 roku po gigantycznym sukcesie "Kabaretu", Liza osiągnęła status megagwiazdy. Musical stał się kultowym obrazem dekady, a ona pierwszą artystką, której oboje rodzice też byli laureatami Oscara. Zdobyła także Złoty Glob, a ścieżka dźwiękowa do "Kabaretu" zyskała status złotej płyty. Miała nawet własny program telewizyjny i należała do ulubionych aktorek Amerykanów.
Jej życie pozaartystyczne było jednak klęską. Cztery małżeństwa zakończyły się fiaskiem. Rozpad pierwszego przeżyła najbardziej - nakryła bowiem męża - kryptogeja - z kochankiem, którym okazał się... drugi mąż jej matki. Tego nie powstydziliby się nawet twórcy "Dynastii", telewizyjnego hitu, w którym nie zagrała z powodu odwyku. W 1984 roku znalazła się po raz pierwszy w klinice z powodu przedawkowania narkotyków. Potem trafiała tam regularnie. Jej życie dzieliło się na etapy przed i po odwyku, a przerwy pomiędzy kolejnymi pobytami w klinice były coraz krótsze.
Kolejne romanse - te najgłośniejsze z Martinem Scorsese i z Charlesem Aznavourem - szybko się kończyły. Drugi był jej wielką miłością. "Myślałam, że nie jestem wielką wokalistką. A on nauczył mnie śpiewać " - zwierzała się w euforii. Kiedy odszedł, rzuciła się w następne nieszczęśliwe małżeństwa. Trzykrotnie poroniła, a bardzo chciała być matką. Ucieczka od rzeczywistości była jedyną metodą radzenia sobie z nieszczęściem, jaką znała.
Zniszczony chorobami głos zaczął zawodzić na koncertach. Potem przyszedł udar i wyrok: nie wstaniesz już o własnych siłach - usłyszała w 54. urodziny. Wtedy zaczęła walczyć. Żmudna rehabilitacja sprawiła, że nie tylko zaczęła chodzić, ale nawet wróciła na scenę. I gdy już wydawało się, że zdoła okiełznać dręczące ją demony, znów wróciła do nałogu. Świat obiegły przeraźliwie smutne zdjęcia Lizy - skulonej na wózku, z głową wciśniętą w ramiona.
"Autodestrukcję mam w genach" - mówi zrezygnowana. Wciąż jednak próbuje także pomagać innym - angażuje się w kampanie uświadamiające, dotyczące AIDS i na własnym przykładzie pokazuje, co robią z naszym życiem narkotyki i jak ciężko się od nich uwolnić.
Jodie Foster, czyli siła mądrości
Historia 55-letniej gwiazdy "Milczenia owiec" jest zaprzeczeniem losu Minnelli. Jodie Foster lubi być w kontrze do świata, co niedawno pokazała, wstawiając się jako jedna z nielicznych za Melem Gibsonem. Broniła australijskiego gwiazdora, podważając wiarygodność oskarżeń o rzekomą homofobię i znęcanie się nad partnerką, a skoro znana lesbijka przeczy tym oskarżeniom, muszą być bezpodstawne. Ten duet przyjaźni się od wspólnej pracy w wyreżyserowanym przez Mela "Mavericku" (1994).
Było to już po tym, jak po latach milczenia, strzegąca pilnie prywatnego życia Jodie, dokonała coming outu (w 2014 roku), po raz pierwszy oficjalnie pokazując się z partnerką, którą wkrótce poślubiła. "Już jako nastoletnie dziecko wiedziałam, że jeśli nie stworzę dla siebie strefy ochronnej, zabiorą mi dzieciństwo i rzucą na pożarcie tabloidom" - mówiła po latach w wywiadzie, jakich udziela rzadko. "Musiałam walczyć o wszystko - także o to, by pójść do Disneylandu, nie mając za sobą ekipy filmowej, trzymać się na uboczu, by zachować moje życie dla siebie" - dodaje.
Martin Scorsese wspomina: "Nie pamiętam tak mądrego dziecka. Po szaleństwie, jakie rozpętało się po sukcesie 'Taksówkarza' (Jodie zagrała w nim jako 13-latka, a za rolę dostała nominację do Oscara - przyp. red), większość dziewczynek odleciałaby do nieba. Ale nie Jodie. Nawet nie protestowała, gdy poinformowali ją, że nie będzie obecna na premierze filmu, bo... jest on przeznaczony dla widzów od lat 16! Kombinowaliśmy, co zrobić, by była z nami, ale tylko wzruszyła ramionami: Mam kupę zaległych lekcji do odrobienia - powiedziała i po prostu poszła do domu. Wbiło nas w ziemię".
Rodzice Jodie rozwiedli się, nim przyszła na świat. Późniejsze jej kontakty z ojcem ograniczyły się do kilku spotkań w życiu. Wielki wpływ na nią miała matka. Ma dwie starsze siostry i brata nazywanego "Buddym", który też był w dzieciństwie gwiazdą. Nie utrzymuje z nim kontaktów, odkąd w 1997 roku wydał nieautoryzowaną przez nią biografię "Foster Child", w której napisał, że Jodie i matka są biseksualne, a ich życie rodzinne było smutne i bolesne. "To tani krzyk o uwagę i pieniądze" - skomentowała książkę Jodie, nazywając ją "zlepkiem niewyraźnych wspomnień i fantazji zapożyczonych z informacji prasowych".
Po raz pierwszy przed kamerą stanęła w wieku dwóch lat. Jej matka, szukając dodatkowych źródeł dochodów, wpadła na pomysł, by córka grała z bratem w reklamówkach. Jodie zwróciła na siebie uwagę producentów i przez kilka lat pojawiała się na małym ekranie. Ale nie zaniedbała szkoły. Ukończyła z wyróżnieniem prywatne Liceum Francuskie w Los Angeles, płynnie mówi po francusku i po niemiecku. Jest absolwentką Uniwersytetu Yale (kierunek literatura). Nie chciała studiować aktorstwa. "Aktorstwo to dziwna robota, która stawia cię w bardzo niestabilnym miejscu. Nie dla wszystkich to jest dobre. Wciąż nie wiem, czy jest właściwe dla mnie" - powiedziała.
Nie znosi rozgłosu, jaki towarzyszy jej pracy. Obrusza się, gdy słyszy, że jest gwiazdą. A przecież już rola w "Taksówkarzu" wyniosła ją na szczyt - była wtedy drugą najmłodszą w historii aktorką (po Tatum O'Neal) nominowaną do Oscara. Ponieważ w filmie były sceny wymagające nagości, zastąpiła ją w nich jej starsza siostra. Matka zadbała o to, by dziewczynka nie do końca wiedziała, jaki odniosła sukces.
Gdy w trakcie jej studiów szaleniec - John Hinckley Jr. - chcąc zaimponować aktorce, postrzelił prezydenta Ronalda Reagana, przeżyła potworną traumę. Z uwagi na zamieszanie wokół jej osoby, przerwała na rok naukę. Odmawiała wypowiedzi na temat zdarzenia - Hinckley ostatecznie trafił do w zakładu psychiatrycznego. Po latach przyznała, że czuła się ofiarą tej tragedii i jeszcze skwapliwej zaczęła chronić prywatności.
Foster nie tylko udało się pozostać w show-biznesie, ale wciąż odnosi sukcesy, choć początki dorosłej kariery nie były łatwe. Przełomem stała się rola w filmie "Oskarżeni" Jonathana Kaplana, w którym zagrała ofiarę zbiorowego gwałtu, walczącą o ukaranie winnych. Za ten występ dostała swojego pierwszego Oscara, a trzy lata później, dzięki roli agentki FBI w słynnym "Milczeniu owiec" Jonathana Demme'a, do jej rąk trafił drugi. Została pierwszą aktorką, która przed trzydziestką miała dwie statuetki. Ale aktorstwo przestało jej wystarczać. Zajęła się reżyserią. Jej debiutem był dramat psychologiczny "Tate, mały geniusz", potem "Podwójne życie" z Melem Gibsonem, wreszcie seriale, w tym "House of Cards". Rozkręca się na dobre w nowej roli. Nie gra dużo, ale niezmiennie przypomina, jak znakomitą jest aktorką. Wśród jej kreacji wyróżnia się m.in. "Odważna" Neila Jordana, w której znowu wymierzała sprawiedliwość.
Bo tak jest postrzegana - jako silna kobieta, gotowa walczyć o siebie z całym światem. Uchodzi za najbardziej niezależną kobietę w Hollywood. Budzi szacunek. Przyjaźni m.in. z młodszą o kilkanaście lat Natalie Portman, która przeszła podobną drogę. I również z sukcesem zadebiutowała jako reżyserka. Jodie podkreśla, że niczego nie musi, a już na pewno ścigać się z kimkolwiek. Nigdy nie czuła presji zrobienia wielkiej kariery. Może dlatego trwa ona tak długo?
Skazana na upadek
Dramatyczne losy Tatum O'Neal - córki Ryana O'Neala, niezapomnianego Olivera z "Love Story" i aktorki Joanny Moore - są niemal zbieżne z historią Lizy Minnelli i z życiorysami sporej części dzieci słynnych aktorskich rodzin. Od najmłodszych lat wpajana potrzeba rywalizacji, wieczna próba dorównania karierom rodziców - nieobecnych, zmieniających partnerów - wreszcie niekontrolowany dostęp do używek już na starcie zapowiadają kłopoty.
Psychologowie są zdania, że nic nie demoluje dziecięcej psychiki tak, jak brak poczucia bezpieczeństwa i stabilności, a tych w życiu walczących o utrzymanie się na szczycie artystów brakuje najbardziej. Tatum O'Neal jest przykładem dziecięcej gwiazdy, którą wspomniane demony ścigały od najmłodszych lat.
Rodzice rozstali się, gdy miała trzy lata. Ojciec zostawił ją z ratującą się amfetaminą matką. Nim zdążyła przywyknąć do ich nowych partnerów, już zmienili ich kolejni. Wkrótce trafiła do ojca, bo mamę tak często umieszczano na odwyku, że nie była w stanie się nią zająć. Wytwórnia szybko wypatrzyła córkę słynnego Ryana i 10-letnia Tatum zadebiutowała rolą sieroty, która przyczepia się do komiwojażera oszusta (w tej roli jej tata) w komediodramacie Petera Bogdanovicha "Papierowy księżyc". Film odniósł ogromny sukces, a z małej dziewczynki zrobił megagwiazdę. Tatum zachwyciła widzów i krytyków, została nie tylko najmłodszą laureatką Oscara w historii, ale jedną z nielicznych, które dostały go za debiut. Na wieść o tym, że to dostała Oscara zazdrosny ojciec miał ją uderzyć w twarz.
Następne filmy z udziałem małej gwiazdy przeszły jednak bez echa. Jako dorosła aktorka również nie budziła emocji. O tym, co działo się w jej życiu, Ameryka dowiedziała się w 2005 r. z autobiografii "Papierowe życie". Tatum opisała traumatyczne historie z dzieciństwa, nie pomijając niczego: molestowania jej przez kolegę ojca i tabunów kochanek, które miał ojciec. Przedstawiła go jako tyrana, który organizował w ich domu regularne orgie narkotykowo-alkoholowe. Opisała też jak po raz pierwszy spróbowała opium - za wiedzą i zgodą ojca - i jak w wieku 15 lat miał ją zachęcać do "diety kokainowej", bo miała problem z nadwagą. To wtedy zaczęło się jej uzależnienie od marihuany i alkoholu.
W latach 90. brała już heroinę i wielokrotnie trafiała do ośrodka odwykowego. Była związana m.in. z senatorem Tedem Kennedym, z księciem Albertem, z Jeanem-Claude'em Van Dammem i Alekiem Baldwinem. Grała wtedy role bez znaczenia. W 1986 roku wyszła za mąż za słynnego tenisistę Johna McEnroe, z którym doczekała się trójki dzieci. Małżeństwo przetrwało 8 lat, gdy O'Neal całkowicie pogrążyła się w nałogu. McEnroe wystąpił o pozbawienie jej praw rodzicielskich. I wygrał. Gdy pojawiła się szansa, że odzyska prawa rodzicielskie, w 2008 roku została znów aresztowana za posiadanie narkotyków.
Jej walka z nałogiem przebiega podobnie jak u starszej o pokolenie Lizy Minnelli, choć ostatnie doniesienia w jej przypadku są krzepiące. Od kilku lat ma być "czysta". Spektakularne pogodzenie się sławnego ojca i córki zdokumentowała we własnej produkcji "Network Ryan and Tatum: The O'Neals" Oprah Winfrey. Czy również poza ekranem? Tego nie wiadomo.
Drew Barrymore: skazana na aktorstwo
Ją również witano w 1982 roku słowami: "Nowa Shirley Temple". Należałoby powiedzieć, że odkrył ją wielki Steven Spielberg, gdyby nie to, że jako jej ojciec chrzestny "odkrył" Drew o wiele wcześniej.
Drew pochodzi z wielopokoleniowej rodziny aktorskiej, a jej dziadek John Barrymore to znany amerykański aktor szekspirowski. W tej rodzinie grają wszyscy od pokoleń. I wszyscy mają problem z używkami. Po raz pierwszy Drew wystąpiła w wieku 11 miesięcy w reklamie... karmy dla psów. W wieku czterech lat zwróciła na siebie uwagę rolą w głośnym filmie Kena Russella "Odmienne stany świadomości". Jednak sławę przyniosła jej w 1982 roku rola w filmie Stevena Spielberga - "E.T.". Drew Barrymore niemalże z dnia na dzień stała się gwiazdą. Była na okładkach czasopism, przeprowadzano z nią setki wywiadów. Miała wtedy siedem lat!
Kiedy kilka lat później Hollywood nagle przestało się nią interesować, Drew załamała się. W wieku 10 lat po raz pierwszy zapaliła marihuanę, trzy lata później była uzależniona od kokainy. Uciekała z kuracji odwykowych. Po kolejnym nieudanym leczeniu usiłowała popełnić samobójstwo, podcinając sobie żyły. Ostatecznie udało jej się wyjść z dołka w wieku 16 lat, po wielu odwykach, w czym spory udział miał Spielberg. Wydała wtedy poruszające wspomnienia pt. "Little Girl Lost".
Lata 90. to wielki triumfalny powrót Drew Barrymore na ekrany kin. Wystąpiła w tak znanych filmach jak: "Batman Forever", "Wszyscy mówią: kocham cię" czy "Trujący bluszcz". Posypały się nominacje do Złotych Globów, udowodniła, że ma talent. Zaczęła pojawiać się w mediach jako symbol seksu, miała sesję w "Playboyu", co sprowokowało Spielberga do podarowania jej na 20. urodziny... kocyka z napisem "Przykryj się". Zrozumiała aluzję. Co jednak najważniejsze, nawet gdy rozpadały się jej kolejne małżeństwa, nigdy więcej nie sięgnęła po narkotyki. Za rolę w przejmujących "Szarych ogrodach" u boku Jessiki Lange odebrała Złoty Glob.
Jest matką dwójki dzieci, które - jak zapewnia - nie przejdą przez to, co ona. - Zamierzam im wpoić, że nie wolno wstydzić się doświadczeń, które nas kształtują. Uświadomię im, że nade mną wtedy nikt nie czuwał, nikt nie pokazał mi właściwej drogi. Im to nie grozi, bo mają mnie - zapewnia. Na szczęśliwe zakończenia trzeba sobie zapracować. Jej się udało.
Macaulay Culkin: wielka niewiadoma
W 1990 roku świat oszalał na punkcie filmu "Kevin sam w domu", w którym zostawiony sam sobie blond łobuziak wyprowadzał w pole złodziejaszków, chcących obrabować jego rodzinę. Tym chłopcem był dziś 37-letni Macaulay Culkin, który właśnie wraca do świata żywych po zawieruchach, jakie sława poczyniła w jego życiu.
Culkin pochodzi z dużej 9-osobowej rodziny z Manhattanu, a artystyczne inklinacje odziedziczył po ojcu, który występował na Broadwayu. Za rolę w "Kevinie...", który okazał się gigantycznym sukcesem, otrzymał kilka nagród i nominację do Złotego Globu. Wkrótce powstała równie kasowa jego kontynuacja, po drodze była jeszcze udana opowieść "Moja dziewczyna". Szalona popularność Culkina przełożyła się na jego gaże. O ile za występ w pierwszej części "Kevina..." otrzymał sto tysięcy dolarów, za film "Moja dziewczyna" - jako pierwsza dziecięca gwiazda - milion dolarów. Za drugą część "Kevina..." już cztery i pół miliona, co uczyniło go najlepiej zarabiającym nastoletnim aktorem.
Chłopiec stał się żyłą złotą dla swojej rodziny, a rodzice rozpoczęli sądową batalię o opiekę nad dziećmi i majątek nastoletniego aktora. Ostatecznie otrzymała ją matka. Po rozstaniu rodziców w 1995 roku Macaulay wraz z rodzeństwem zamieszkał z nią. Sukces, na jaki nie był przygotowany, odbił się na psychice nastolatka. Ale kolejne filmy nie zachwycały. Jako 15-latek porzucił karierę aktorską, tłumacząc się "wypaleniem " niczym artysta w średnim wieku. Uznał, że jest już dorosły i jeszcze przed 18. urodzinami ożenił się z aktorką Rachel Miner, lecz już w 2000 roku byli w separacji, a dwa lata później rozwiedli się.
Wrócił do aktorstwa ciekawym filmem "Party Monster" w 2003 roku, w którym zagrał narkomana i mordercę Michaela Aliga i udowodnił, że "dorosłe" role też potrafi grać świetnie. Nie był już jednak słodkim blondaskiem i nie radził sobie z nowym wizerunkiem. Do tego doszedł konflikt z żądającym jego pieniędzy ojcem, o relacjach z którym napisał książkę "Junior". Dziś aktor nie utrzymuje z rodzicami kontaktów, o ojcu publicznie mówi, że był potworem.
W 2014 roku w internecie pojawiła się informacja: "Macaulay Culkin nie żyje". Okazała się fałszywa, ale wyszło na jaw, że aktor od lat jest uzależniony od heroiny. Jego znajomi wyrażali nawet obawy, że jest z nim tak źle, że boją się, iż umrze. W końcu Culkin został aresztowany za posiadanie narkotyków i skazany na więzienie, które zamieniono na grzywnę. Ale nadal do sieci trafiały zdjęcia, na których był wyraźnie odurzony i zaniedbany. Dopiero kilka miesięcy temu informacja, że jest po leczeniu, w dobrej formie i spotyka się z aktorką o azjatyckich korzeniach Brendą Song uspokoiła jego fanów. Towarzyszyło jej aktualne zdjęcie aktora, będącego rzeczywiście w dobrej formie.
"Co dalej z Culkinem?" - pytał ostatnio portal IndieWire w kontekście informacji o jego wcześniejszych ekscesach i o nowym filmie "Changeland", który będzie papierkiem lakmusowym jego kondycji.
Natalie Portman: diament oszlifowany
Z podobnymi problemami nigdy nie zmagała się jedna z najzdolniejszych i najurodziwszych aktorek za Oceanem. Jest rówieśniczką Culkina, ale już jako dziecko zaskakiwała dojrzałością. Pewnie dlatego tak świetnie rozumie się i przyjaźni z Jodie Foster.
Jej dziadek ze strony ojca był polskim Żydem, matka również ma żydowskie korzenie. Na potrzeby aktorskiej kariery Natalie przyjęła nazwisko panieńskie babki - Portman. Kiedy w 2007 roku Milos Forman przyjechał do Madrytu promować film z jej udziałem - "Duchy Goi" - zapytałam o aktora czy aktorkę, którym wróży największą karierę. Odpowiedział bez wahania: "Natalie Portman. Za kilkanaście lat będzie drugą Katherine Hepburn. Ma talent, urodę i inteligencję profesora Harvardu. To oszlifowany diament".
Portman skończyła Harvard w 2005 roku z dyplomem z psychologii. Właśnie się doktoryzuje, wychowuje syna, gra w filmach, myśli o reżyserowaniu kolejnego, prowadzi firmę producencką. Aktorstwo to tylko jedna z jej pasji.
Jako dziecko występowała w reklamach, gdzie zobaczył ją Luc Besson i obsadził w "Leonie zawodowcu" jako partnerkę Jeana Reno. Zachwyciła wszystkich. Mieszanka niewinności i bezczelności, jaką urzeka, to jej największy atut. Historia przyjaźni płatnego zabójcy i dziewczynki uratowanej po morderstwie jej rodziców, była sukcesem, jakiego Besson już nie powtórzy. Mała debiutantka dotrzymała kroku samemu Reno. Wiele lat później ten miks czaru i tupetu wykorzystała w "Czarnym łabędziu", za którego dostała Oscara dla najlepszej aktorki.
W wieku 16 lat odrzuciła propozycję zagrania "Lolity" u Adriana Lyne'a. Wolała na Broadwayu grać Annę Frank. Wcieliła się w pasierbicę Ala Pacino w "Gorączce", a z Woodym Allenem spotkała na planie "Wszyscy mówią: kocham cię" Propozycje płynęły wartką rzeką, a ona płynnie przeszła od ról dziecka, do nastolatki, a wreszcie dojrzałej kobiety. W znakomitym filmie Mike'a Nicholsa o uczuciowym czworokącie "Bliżej" była striptizerką nocnego klubu, bardziej niewinną niż niejedna dziewica. Za tę rolę zdobyła nominację do Oscara. Żadnych potknięć, zamiast szaleństw - nauka. Stąpanie po ziemi.
W ubiegłorocznej "Jackie" wcieliła się w żonę zamordowanego prezydenta Johna Kennedy'ego - strażniczkę pamięci po nim, ze świadomością ciężaru gatunkowego roli, jaka jej przypadła. To była kolejna oscarowa nominacja. Wcześniej na reżyserski debiut wybrała "Opowieść o miłości i mroku" - trudną autobiograficzną opowieść o dzieciństwie Amosa Oza. Dała radę.
W wywiadzie powiedziała, że wolałaby być mądra niż zostać gwiazdą. Ale jest coś, za co ceni popularność - pomaga w działalności charytatywnej, a ona poświęca jej mnóstwo czasu. Kiedyś zadzwoniła do organizacji Free The Children. Odezwała się automatyczna sekretarka: "Dzień dobry, nazywam się Natalie Portman. Podziwiam wasze działania na rzecz edukacji dzieci. Chciałabym włączyć się w pomoc" - nagrała się. Po czym dodała: "Może mnie nie znacie. Jestem aktorką". Oddzwonili zawstydzeni. - Przywykliśmy do telefonów w rodzaju: "Czy wy wiecie, kim ja jestem?" A tu dzwoni gwiazda, która chce pomagać i tłumaczy, że możemy jej nie znać!".
Harry Potter i tajemnica tajemnic
Jeśli porównać filmy z udziałem dziecięcych aktorów nawet sprzed trzech, czterech dekad z teraźniejszymi, już na pierwszy rzut oka widać, jak zmienił się do nich stosunek samych twórców. Przestali być traktowani jak dodatek dla dorosłych, stali się autonomicznymi postaciami, żyjącymi własnym życiem. Dzięki temu powstały tak wybitne filmy, jak "Ponette" Jacques'a Doillona z nagrodzoną Złotym Lwem w Wenecji rolą 4-letniej Victoire Thivisol (dorosła rzuciła, niestety, aktorstwo) czy "Fortepian" Jane Campion, którego aktorka - wtedy 12-letnia Anna Paquin - odebrała za swoją rolę Oscara. Paquin bezboleśnie przeszła drogę od dziecięcej do "dorosłej" aktorki. Nagrodzona Złotym Globem za brawurową kreację w "Czystej krwi", o talencie dramatycznym przypomniała w "Dzieciach Ireny Sendlerowej". Niezwykle skromna, nawet Oscara nie uznała za pewnik przy wyborze zawodu - myślała o prawie. O wyborze przesądziła obfitość propozycji.
Dziś wokół dziecięcych aktorów funkcjonuje sztab ludzi - psychologów, nauczycieli, etc. - których zadaniem jest zapewnienie im psychicznego komfortu i dbałość o to, by jak najdłużej pozostali po prostu dziećmi. Ale nawet najbardziej cieplarniane warunki nie wystarczą, gdy woda sodowa uderza do głowy.
Trudno dziś o bardziej popularne młode gwiazdy niż bohaterowie serii o Harrym Potterze, którzy w dorosłość wchodzili na oczach widzów. 28-letni już Daniel Radcliffe - odtwórca tytułowej roli - za sprawą filmów o czarodzieju stał się najpierw najbogatszym nastolatkiem, a potem dorosłym już obywatelem Wielkiej Brytanii, zostawiając w tyle nawet następcę brytyjskiego tronu, księcia Williama. Tuż za nim plasuje się koleżanka z planu "Harry'ego..." Emma Watson. Żadne z wielkich brytyjskich nazwisk, kojarzonych z szekspirowskim teatrem, z Oscarami na półkach, nie zbliżyło się do zarobków tej dwójki. Radcliffe niemal urodzony na planie filmowym - (mama - kierownik obsady, ojciec - agent literacki) wcześnie uznał, że edukacja mu niepotrzebna i nie skończył nawet szkoły średniej. Wbrew protestom rodziców, którzy robili, co mogli, żeby ustrzec go przed skutkami wielkiej sławy i równie wielkich pieniędzy.
Życie Daniela było skrzętnie chronione przez całą dekadę, gdy grał w kolejnym filmach o Harrym Potterze. Gdy w 2011 roku do kin trafiła ostatnia produkcja serii, wieści o jego problemach wylały się falą do sieci. On sam zresztą chętnie dzielił się opowieściami o tym, jak od lat zmaga się z problemem alkoholowym. Przyznał, że dwa ostatnie filmy o Potterze kręcił nierzadko zamroczony alkoholem. "Wciąż myślałem o tym, co będzie ze mną, gdy Harry Potter zniknie" - wyznał wprost. Strach minął, kiedy odważył się przyjąć nowe, kompletnie inne role i nieźle się w nich sprawdził, jednak problemy z alkoholem - nie od razu. W dodatku aktor wyjęty spod klosza zwierzał się tabloidom z intymnego życia - włącznie z opowieścią o inicjacji seksualnej.
"Wiedziałam, że jeśli nie stworzę dla siebie strefy ochronnej, zabiorą mi dzieciństwo i młodość" - mówiła Jodie Foster. Dzięki temu wyszła bez szwanku ze zderzenia ze sławą. Niektórych ocalić się nie udało. Tatum O'Neal czy Drew Barrymore zaliczyły z nią czołowe zderzenia. Radcliffe lekko poobijany też opanował reguły gry. Małą Brooklynn Prince na razie chronią rodzicielskie ramiona, ale prędzej czy później i ją czeka ten sprawdzian. Oby obyło się bez siniaków.