Wyznaje ideę niechronienia środowiska przed człowiekiem. Uważa, że unikatowa polska przyroda pochodzi z ludzkiej ręki. Jan Szyszko uchodzi w rządzie Beaty Szydło za nietykalnego.
Środa, 23 lutego. Tłum dziennikarzy w Sejmie zasypuje ministra środowiska Jana Szyszkę pytaniami o ustawę, która umożliwiła praktycznie niekontrolowaną wycinkę drzew. Nie odpowiada na pytania. Wygłasza serię grzecznościowych pozdrowień: "Szczęść Boże! Witam niezwykle serdecznie. Dziękuję ślicznie szanowni państwo. Ja was uwielbiam, kochani. Można łapkę pocałować? Dziękuję. Kochani jeszcze takiego powodzenia to nie miałem nigdy. Z Panem Bogiem...".
Kilka dni wcześniej reporter "Faktów" TVN Paweł Płuska pyta ministra, czy naprawdę nie widzi problemu w wycince drzew. - A czy ma pan swoją prywatną własność? - odpowiada pytaniem minister. - Nie mam - odpowiada reporter. - A to widzi pan - ucina Jan Szyszko i znika za zamkniętymi drzwiami.
Parę miesięcy wcześniej minister środowiska unika innego niewygodnego pytania - o wycinkę Puszczy Białowieskiej. I zapowiada, że nauczy dziennikarzy kluczowej dla ich zawodu umiejętności. - Zrobimy specjalne szkolenie dla dziennikarzy, żeby wiedzieli, w jaki sposób zadawać pytania - mówi pytany o to, czy doprowadzi do wycięcia dwóch trzecich Puszczy Białowieskiej.
Jan Szyszko - profesor nauk leśnych i trzykrotny jak dotąd minister środowiska - może nie jest mistrzem, ale na pewno sprawnym graczem w unikaniu odpowiedzi na trudne pytania. Nie tylko dziennikarzy. Przez trzy kadencje nie udzielił precyzyjnej odpowiedzi na pytania służb Sejmu, zajmujących się weryfikacją oświadczeń majątkowych, o rzeczywistą wartość jego posiadłości w Tucznie w Zachodniopomorskiem. Ostatnio z rozbrajającą szczerością oświadczył, że nie jest w stanie oszacować jej wartości ze względu na "specyficzny eksperymentalny charakter". Uparcie podaje nominalną wartość poszczególnych działek spisanych wprost z aktów notarialnych, niektórych sporządzonych przed denominacją złotego.
Mógł pozwolić sobie nie zgodzić się z prezesem
Urzędujący minister środowiska był w mijającym tygodniu bodaj najczęściej pokazywanym i opisywanym w mediach członkiem rządu. Wszystko za sprawą "lex Szyszko" - nowelizacji ustawy o ochronie środowiska, umożliwiającej praktycznie niekontrolowane wycinanie drzew przez właścicieli prywatnych gruntów na cele niezwiązane z działalnością gospodarczą. Wielu właścicieli nieruchomości, w poprzednich latach związanych koniecznością kłopotliwego uzyskiwania pozwoleń na wycinkę, ruszyło z piłami na drzewa. Wycinka drzew osiągnęła w ostatnich tygodniach takie rozmiary, że profesjonalnych pilarzy trzeba zamawiać z kilkunastodniowym wyprzedzeniem, a stawki za ich usługi poszybowały w górę.
"Lex Szyszko" spotkała się z falą krytyki opozycji, samorządowców, ekologów, a także zwykłych obywateli, którzy fotografują rzeź drzew i umieszczają zdjęcia w internecie. Nowelizację ustawy o ochronie przyrody krytykuje również część polityków PiS, z prezesem Jarosławem Kaczyńskim na czele. Kaczyński jest przeciwny tym przepisom i uważa, że należy je zmienić. Zasugerował też, iż przy uchwalaniu przepisów o wycince drzew mogło dojść do niedozwolonego lobbingu.
Stanowisko prezesa Kaczyńskiego nie skończyło się jednak dla ministra środowiska konsekwencjami. Co więcej, minister Szyszko w wygłaszanych publicznie wypowiedziach nie kryje, że ma inne zdanie w tej kwestii niż prezes partii.
Jako minister środowiska i jako człowiek, który zna się na ekologii, w pełni popieram przepisy dotyczące wycinki drzew na posesjach
Jan Szyszko
- Jako minister środowiska i jako człowiek, który zna się na ekologii, w pełni popieram przepisy dotyczące wycinki drzew na posesjach - oświadczył Szyszko.
Po tej wymianie poglądów pomiędzy Kaczyńskim a Szyszką, w sprawie przepisów o wycince drzew zapanował bezwład decyzyjny. Nikt z polityków PiS nie zadeklarował jak dotąd, kiedy prawo to zostanie zmienione. Minister nadal sprawuje swój urząd i - zdaniem obserwatorów sceny politycznej - nie zanosi się na jego dymisję.
Przewodniczący Partii Razem Adrian Zandberg zasugerował w TVN24, że posada Szyszki w rządzie jest nie zagrożona, bo to "pupil ojca Tadeusza Rydzyka". "Człowieka, który jak wieść niesie, ma pakiet kontrolny w obecnym rządzie Prawa i Sprawiedliwości" - stwierdził Zandberg.
Wspierał projekty ojca Rydzyka
Działalność Jana Szyszki jako ministra środowiska po raz pierwszy wzbudziła kontrowersje właśnie wtedy, gdy jako minister środowiska zaczął sprzyjać przedsięwzięciom toruńskiego redemptorysty, założyciela Radia Maryja, Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej oraz fundacji Lux Veritatis. Minister Szyszko wcale zresztą nie krył się z tym, że zamierza wspierać tę niepubliczną szkołę z publicznych pieniędzy.
- Ucieszyłem się mocno z prośby o wsparcie. Mogę powiedzieć, że sprawa jest już prawie spełniona, że będzie to realizowane przy wsparciu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, a także przy wsparciu programu wspierania kadr w zakresie rozwoju regionalnego - mówił na inauguracji roku akademickiego w toruńskiej szkole w październiku 2007 roku.
Słowa dotrzymał. Już miesiąc później Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska podpisał z toruńską szkołą umowę na dofinansowanie studiów podyplomowych „Polityka ochrony środowiska - kompensacja przyrodnicza”. Wsparcie NFOŚ według umowy miało wynieść 1,2 mln zł w ciągu trzech lat.
Nie było to jedyne państwowe materialne wsparcie dla przedsięwzięć ojca Tadeusza Rydzyka. Cztery dni wcześniej Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska przyznaje fundacji Lux Veritatis 27 mln zł na odwierty geotermalne w Toruniu.
Listopad 2007 roku był to czas, kiedy po przegranych wyborach PiS oddawał już władzę. Dofinansowania dla szkoły i na geotermię zostały podpisane już po tym, jak Jarosław Kaczyński podał swój rząd do dymisji. Po tym akcie ministrowie administrowali jeszcze resortami do czasu powołania nowego rządu. I w czasie tego interregnum podpisano umowy na dofinansowanie przedsięwzięć założyciela Radia Maryja.
Po przyznaniu dotacji przez NFOŚ i oddaniu ministerialnej władzy Jan Szyszko zaczyna dostawać zlecenia z uczelni ojca Rydzyka. W styczniu 2008 roku "Dziennik" ujawnia, że na wniosku o kolejną dotację dla toruńskiej szkoły na pierwszym miejscu wśród wykładowców widnieje nazwisko prof. Jana Szyszki. Urzędujący minister środowiska do dziś widnieje na internetowej stronie szkoły na liście wykładowców z tytułami profesorskimi.
Z poselskich oświadczeń majątkowych wynika, że w latach 2008-2014 (bez 2012 i 2013 r.) prof. Jan Szyszko zarobił w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej 56,6 tys. zł. Część - jak odnotowuje w jednym z oświadczeń majątkowych - przeznaczył na cele społeczne.
Szyszko angażował się w batalię sądową i w organizację publicznej zbiórki, gdy rząd Platformy Obywatelskiej zerwał umowę z fundacją Lux Veritatis na dofinansowanie toruńskiej geotermii z publicznych pieniędzy.
Towarzyszył Tadeuszowi Rydzykowi, gdy zakonnik pojechał w czerwcu 2011 roku do Brukseli skarżyć się na polski rząd, że zabrał pieniądze na geotermię.
W sprzyjaniu ojcu Rydzykowi Jan Szyszko może liczyć na wzajemność. Dyrektor Radia Maryja publicznie popiera go w kolejnych kampaniach wyborczych.
Kampania parlamentarna w 2015 r. doprowadziła PiS do zwycięstwa, a Jana Szyszkę - do ministerialnej godności.
Jako minister zakończył sądowy spór o dotację na geotermię cofniętą fundacji Lux Veritatis. Podległy ministrowi Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska zawarł ugodę sądową z fundacją ojca Rydzyka, na mocy której wypłacił jej odszkodowanie w wysokości ponad 26 mln zł.
Podstawa w kompensacji
Stosunki pomiędzy Janem Szyszko a ojcem Tadeuszem Rydzykiem, które można określić mianem więcej niż poprawnych, są gwarancją stabilności pozycji ministra środowiska w rządzie.
Korzystając z mocnej pozycji, minister Szyszko w praktycznie nieskrępowany sposób wprowadza w życie swą wizję roli człowieka w środowisku naturalnym. Wśród licznych naukowych specjalności profesora Szyszki znajduje się idea "kompensacji przyrodniczej". Jan Szyszko uchodzi za wyznawcę tej teorii. Jest nawet współautorem podręcznika akademickiego "Podstawy kompensacji przyrodniczej" wydanego przez Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.
Teoria kompensacji w wielkim uproszczeniu polega na tym, że człowiek może obficie korzystać z zasobów natury, czyniąc nawet zmiany w środowisku, pod warunkiem, że zrekompensuje przyrodzie poniesiony uszczerbek.
Krytycy "kompensacji przyrodniczej" uważają, że teoria ta jest nadużywana i instrumentalnie traktowana dla usprawiedliwienia ingerencji człowieka w przyrodę. "Nigdy kompensacja przyrodnicza nie powinna być środkiem, który stosuje się tylko po to, by umożliwić realizację przedsięwzięcia" - podkreśla Krajowa Komisja ds. Ocen Oddziaływania na Środowisko.
Teoria kompensacji pobrzmiewa choćby w wystąpieniach Szyszki z ubiegłego tygodnia. Minister dowodził wówczas w telewizji publicznej, iż po wycięciu drzew ludzie zasadzą nowe. Liczba drzew w przyrodzie będzie zatem taka sama, a może i większa. Z kolei latem ubiegłego roku na seminarium ekologicznym w czasie Światowych Dni Młodzieży w Krakowie oznajmił słuchaczom, że polska szkoła gospodarki leśnej polega również na wycinaniu lasu i nowych zadrzewieniach.
"Gospodarskie" podejście do przyrody Jan Szyszko prezentuje nie tylko wtedy, gdy sprawuje władzę. Jest wierny swoim poglądom również jako opozycyjny poseł. W interpelacjach kierowanych do rządu PO-PSL bolał np., że samoistne obumieranie drzew w Puszczy Białowieskiej prowadzi do marnotrawstwa drewna.
"Zamarciu uległo kolejne kilkaset tysięcy drzew i według miejscowej administracji leśnej deprecjacji ulega obecnie ponad 3 mln m 3 drewna, w tym drewna o wysokiej jakości, o wartości ok. 600 mln zł" - pisał w kwietniu 2014 r. do premiera. Kompletnie odrzucił odpowiedź wiceministra środowiska i nie zgodził się z ponowną odpowiedzią ministra środowiska, wedle której obumieranie drzew i gnicie drewna jest naturalnym procesem przyrodniczym i gwarantuje bioróżnorodność w lesie.
Gdy Jan Szyszko został ministrem, zarządził częściową wycinkę białowieskich lasów. Twierdził, że po to, by zapobiec inwazji kornika drukarza. Wśród licznych przeciwników wycinki jest mieszkający w Puszczy Białowieskiej były premier Włodzimierz Cimoszewicz. Na antenie TVN24 BiS wypunktował, że już samo powoływanie się na korniki świadczy o stosunku ministra środowiska do środowiska. - Kornik w lesie gospodarczym, gdzie się produkuje drewno na trzonki, deski, byłby szkodnikiem - mówił były premier. Ale - jak wskazywał - w lesie naturalnym "szkodnikiem nie jest", bo drzewa, które niszczy, stają się siedliskami życia dla innych zwierząt i roślin.
W ubiegłym roku w Puszczy Białowieskiej zostało wyciętych 7 tys. drzew. W czwartek 23 lutego Ministerstwo Środowiska opublikowało „Wyniki inwentaryzacji przyrodniczej w Puszczy Białowieskiej”. W rozdziale pt. "Po co to robimy" resort pisze: "Dzięki takim informacjom możliwe będzie podjęcie skutecznych działań niwelujących skutki katastrofalnej gradacji kornika drukarza oraz służących zachowaniu unikalnego bogactwa przyrodniczego tego obszaru". Problem w tym, że w opublikowanym dokumencie nie ma ani słowa o korniku drukarzu i jego wpływie na puszczę.
Rospuda i puszcza to dzieło człowieka
Rolę człowieka w kształtowaniu przyrody Jan Szyszko podkreślał wielokrotnie.
Puszcza Białowieska - to, czym się zachwyca cały świat – jest stworzona gospodarczą ręką człowieka. Wiemy niemal dokładnie, kto i w którym miejscu sadził występujące tam drzewa i w jaki sposób je użytkował
Jan Szyszko
Rok temu w wywiadzie dla publicznego radia minister środowiska podważył powszechny pogląd, że Puszcza Białowieska jest ostatnim zachowanym w naturalnym stanie nizinnym lasem w Europie.
- Puszcza Białowieska - to, czym się zachwyca cały świat – jest stworzona gospodarczą ręką człowieka. Wiemy niemal dokładnie, kto i w którym miejscu sadził występujące tam drzewa i w jaki sposób je użytkował - mówił.
Istotnie, tylko fragmenty Puszczy w obrębie Białowieskiego Parku Narodowego mają cechy pierwotnego lasu naturalnego.
W tym samym radiowym wywiadzie Szyszko dał do zrozumienia, że dla niego wartościowszym lasem jest puszcza zarządzana przez człowieka niż rezerwat pozostawiony wyłącznie prawom przyrody.
- Pozostawienie tego (ekosystemu puszczy - red.) samemu sobie spowoduje, że to będzie tak mniej więcej wyglądało, jak w tej chwili Park Białowieski - powiedział minister.
Dziesięć lat temu zaś, gdy zgodził się na przebieg obwodnicy Augustowa przez unikatową pod względem przyrodniczym dolinę Rospudy, również zapewniał, że ekosystem tej doliny to zasługa ludzi. W jednej z publicznych wypowiedzi miał wyrazić pogląd, że "Rospuda to twór człowieka i nic się nie stanie, gdy przejdzie przez nią droga szybkiego ruchu".
Idea drogi szybkiego ruchu biegnącej na palach po cennych przyrodniczo bagnach nie spełniła się. Sąd unieważnił decyzję lokalizacyjną Szyszki. Wkrótce potem doszło do przyspieszonych wyborów parlamentarnych i nowy rząd Donalda Tuska w obliczu gwałtownych protestów społecznych i presji Unii Europejskiej zmienił przebieg trasy.
Fragmenty zaniechanej budowy straszyły pod Augustowem jeszcze w 2015 roku. Zdążyły już poddać się zjawisku nazywanemu w ekologii "wtórną sukcesją", mówiąc wprost - zaczęły zarastać.
Dwutlenek węgla jest gazem życia, a efekt cieplarniany – decyzją polityczną
W ideę niechronienia przyrody przed człowiekiem wpisuje się również poparcie Jana Szyszki dla energetyki opartej na węglu. Szyszko uważa, że Polska powinna mieć wyższe nić reszta Unii Europejskiej limity emisji dwutlenku węgla, bo w Polsce jest więcej lasów i bez problemu przyswoją one nadmiar CO2 w powietrzu.
W kontekście emisji dwutlenku węgla głośna stała się wypowiedź Jana Szyszki (wówczas opozycyjnego posła) dla serwisu stefczyk.info z 2013 r. Na pytanie, czy zgadza się z tezą, iż efekt cieplarniany był jedną wielką mistyfikacją, odpowiedział: - To na pewno była decyzja polityczna.
Szyszko twierdził, że choć zdania naukowców na temat tego, czy klimat ociepla się za sprawą działalności człowieka, są podzielone, to politycy uznali sprawstwo człowieka, podpisując protokół z Kioto (międzynarodowe porozumienie przeciw globalnemu ociepleniu z 1997 r.).
Dwutlenek węgla emitowany w Polsce jest gazem życia dla żywych zespołów przyrodniczych, by stawały się coraz lepsze
Jan Szyszko
Na przełomie lat 2015/2016 szeroko komentowana była wypowiedź ministra środowiska dla "Naszego Dziennika", w której pośrednio podważył sens restrykcyjnego ograniczania emisji dwutlenku węgla przez kraje Unii Europejskiej. - Dwutlenek węgla emitowany w Polsce jest gazem życia dla żywych zespołów przyrodniczych, by stawały się coraz lepsze - oświadczył, zapowiadając, że będzie starał się do tego przekonać unijnego komisarza ds. klimatu i energii.
Gdy w tegoroczną zimę nad Polską pojawił się smog, Jan Szyszko został zmuszony do zabrania głosu w sprawie jakości powietrza. Minister środowiska przedstawił w Sejmie w imieniu rządu informację bieżącą na ten temat. Przedstawił swoją hipotezę, że za smog jest odpowiedzialne między innymi... położenie Polski. Dowodził, że problemu ze smogiem nie mają Hiszpania, Portugalia, kraje skandynawskie i kraje leżące nad Oceanem Atlantyckim.
- Przy zachodnich wiatrach jest nawiewane raczej czyste powietrze znad oceanu, a o ile są wiatry w drugą stronę, jest to wywiewane na ocean, wraca. Te warunki meteorologiczne odgrywają wielką rolę - mówił posłom minister Szyszko na posiedzeniu Sejmu 26 stycznia.
Wiatraki – zbrodnia na krajobrazie
Wrogiem ministra są również farmy wiatrowe. Nie uznaje ich za wydajne źródło energii odnawialnej.
- Masowe stawianie wiatraków to zbrodnia przeciwko polskim krajobrazom i systemowi energetycznemu. To niestabilne źródło energii, bo albo nie ma wiatru i nie ma energii, albo jest wiatr i są kłopoty z jej przyjęciem. To energia droga, oparta na całkowicie obcych technologiach. Do tego skutkiem ubocznym jest przejmowanie polskiej ziemi - tłumaczył w wywiadzie dla tygodnika "wSieci".
Masowe stawianie wiatraków to zbrodnia przeciwko polskim krajobrazom i systemowi energetycznemu.
Jan Szyszko
Czasami wypowiedzi Szyszki ocierają się o teorie spiskowe. Głośna stała się jego interpelacja z poprzedniej kadencji, skierowana w 2013 roku do ministra środowiska, dotycząca... smug kondensacyjnych pozostawianych przez samoloty na niebie. Sugerował, że mogą być w ten sposób celowo rozpylane związki chemiczne szkodliwe dla człowieka i przyrody.
"W ostatnich miesiącach byłem wielokrotnie informowany i pytany przez zaniepokojonych ludzi o przyczyny i skutki częstego stosowania, jak określają, oprysków z samolotów metodą chemitrails. Niektórzy kojarzą to z wojskowymi projektami badawczymi w atmosferze, wyrażając zaniepokojenie o swoje zdrowie" - pisał w interpelacji.
"Ministerstwo Środowiska nie może wskazać legalnej definicji chemitrails, ponieważ nie występuje ona w oficjalnych dokumentach i opracowaniach znanych resortowi. (...) Ministerstwu Środowiska nie są znane jakiekolwiek informacje na temat rozpylania przez samoloty niedozwolonych substancji chemicznych w polskiej przestrzeni powietrznej" - otrzymał odpowiedź.
W formie interpelacji poselskiej interweniował również w sprawie ekranów akustycznych, które w niespotykanej w innych krajach skali stanęły wzdłuż nowo budowanych dróg szybkiego ruchu. Problem w tym, że budowniczowie ekranów twierdzą, iż musieli je stawiać, bo przed 2012 rokiem obowiązywały bardzo rygorystyczne normy ochrony przed hałasem. Wprowadził je 14 czerwca 2007 roku ówczesny minister ochrony środowiska - Jan Szyszko.
Minister tłumaczył potem, że zaostrzając wtedy przepisy, nie miał na myśli konieczności masowego stawiania ekranów akustycznych. Rozporządzenie bowiem określało obowiązek ochrony przed hałasem. Bez wskazywania konkretnych metod.
- W jaki sposób chronić przed hałasem, to takich rozporządzeń nie wydajemy - mówił w sierpniu na konferencji prasowej.
Sprawę masowo stawianych ekranów akustycznych i problem masowo obecnie wycinanych drzew łączy zresztą identyczna postawa ministra Szyszki. Przypisuje sobie słuszne intencje, a odżegnuje się od negatywnych skutków.
Z zasobów korzystamy, a nie chronimy
Ruch polskich Zielonych zarzucił publicznie w ubiegłym roku ministrowi Janowi Szyszce siedem grzechów głównych wobec przyrody. Zdaniem Zielonych są nimi: 1) traktowanie przyrody jako towaru, 2) wyrok na Puszczę Białowieską, 3) Rzeczpospolita myśliwska, 4) dewastacja polskich drzew; 5) antyekologiczna dyktatura, 6) klimat dla smogu, 7) zamach na polskie wody.
Na te zarzuty Szyszko odpowiedział oświadczeniem rzecznika prasowego, który wypada uznać za najlepiej i najkrócej oddające podejście urzędującego ministra do środowiska.
"Zachowaliśmy wszystkie rodzime dziko występujące gatunki zwierząt; tylko dlatego, że mądrze korzystamy z zasobów, które mamy. Podkreślam: korzystamy, racjonalnie użytkujemy, a nie chronimy przed człowiekiem. Człowiek jest podmiotem zrównoważonego rozwoju. Zrównoważony rozwój to wzrost gospodarczy powiązany z racjonalnym użytkowaniem zasobów przyrodniczych" - napisał.