Wojna, uderzenia jądrowe, skażenie po katastrofie w fabryce albo wielka powódź – pomóc w przetrwaniu tych klęsk powinna obywatelom obrona cywilna. Niemieckie władze właśnie ją modernizują, czym wywołały spore poruszenie nad Renem. Pojawiły się głosy, że to niepotrzebne tworzenie atmosfery zagrożenia. Czy jednak błędem jest być gotowym na najgorsze?
Maski przeciwgazowe, które w znacznej części nadają się do utylizacji, zabytkowy sprzęt do pomiaru skażeń, 15 tys. noszy na cały kraj, schrony i ukrycia dla zaledwie co 33. Polaka, które i tak by nikomu życia nie uratowały, bo dawno popadły w ruinę – to jest rzeczywistość polskiej obrony cywilnej. Jak ujął to NIK w swoim raporcie z 2012 r., w Polsce istnieje ona tylko na papierze. – Od tego czasu jeśli coś się zmieniło, to tylko na gorsze – mówi tvn24.pl Wojtek Nurzyński, redaktor naczelny czasopisma specjalistycznego "Przegląd Obrony Cywilnej".
Sprawę stworzenia systemu pomagającego przetrwać Polakom najgorsze katastrofy ignorują kolejne rządy III RP. Nie zdołano nawet stworzyć nowych kompleksowych przepisów, przez co podstawą funkcjonowania jest nadal ustawa o powszechnym obowiązku obrony z... 1967 r. Dodatkowo w mocy jest szereg rozporządzeń i ustaw regulujących różne obszary, w których powinna działać obrona cywilna. Często są one jednak sprzeczne i niejasne. Panuje chaos kompetencyjny i w wielu wypadkach nie wiadomo, kto za co powinien odpowiadać.
Niemcy się szykują
Tymczasem niemieckie władze właśnie przyjęły nową strategię obrony cywilnej. Ostatnią przyjęto w połowie lat 90. i teraz uznano ją za zupełnie przestarzałą. Prace nad strategią wywołały niemałe poruszenie za sprawą przecieków jej fragmentów do mediów. Największe zainteresowanie wzbudziła propozycja, aby obywatele przygotowali sobie żelazny zapas żywności na wypadek poważnego kryzysu. Pojawiły się głosy, że to niepotrzebne sianie paniki i straszenie obywateli. Bo przecież Niemcom nic nie zagraża.
28 litrów wody pitnej
4,9 kg chleba paczkowanego, makaronu, ryżu lub ziemniaków
5,6 kg warzyw zakonserwowanych w puszkach lub słoikach
3,6 kg orzechów zakonserwowanych oraz owoców w puszkach lub słoikachSugerowane zapasy na 14 dni wg niemieckiej obrony cywilnej
Rząd nie zmienił jednak zdania i strategia została przyjęta. W dokumencie zawarto stwierdzenie, że "środowisko bezpieczeństwa ponownie się zmieniło". "Niemcy powinny być odpowiednio przygotowane na wypadek zdarzeń zagrażających ich egzystencji, których zajścia w przyszłości nie można wykluczyć" – mówi strategia. Wśród najpoważniejszych zagrożeń wymieniono terroryzm, ataki cybernetyczne i te wymierzone w kluczową infrastrukturę taką jak elektrownie. Podkreślono też konieczność przygotowania się na ataki przy pomocy broni masowego rażenia, choć prawdopodobieństwo wojny na terytorium Niemiec uznano za nikłe.
– Rosnąca wrażliwość naszej nowoczesnej infrastruktury i zależność współczesnego społeczeństwa od dostaw środków z dużej odległości – takich jak prąd, woda, żywność czy usługi telekomunikacyjne – wskazuje na istnienie licznych punktów, które można zaatakować. Musimy być wszechstronnie przygotowani – stwierdził, prezentując nową strategię, Thomas de Maiziere, szef niemieckiego MSW.
Przyjęto w niej rozwiązania na wypadek konieczności przywrócenia poboru, który zawieszono w 2011 r. Organy państwa mają być gotowe do dostarczania wezwań mobilizacyjnych i zajęcia się poborowymi, niezbędnymi do np. usuwania wielkiej klęski żywiołowej czy obrony zewnętrznych granic NATO. Co więcej, władze sugerują obywatelom, aby gromadzili oni wspomniane zapasy żywności, które mają pozwolić im spokojnie przetrwać najgorsze do czasu uruchomienia systemu obrony cywilnej.
Zła renoma po zimnej wojnie
Przyjęcie przez Niemców nowej strategii jest krokiem w dobrym kierunku, choć, jak mówi Nurzyński, mają oni przed sobą jeszcze długą drogę. Według niego w Niemczech system obrony cywilnej po zakończeniu zimnej wojny został w praktyce "zlikwidowany". Podobnie stało się w większości państw Zachodu i byłego bloku komunistycznego. Obrona cywilna została zepchnięta na najdalszy plan. Duże znaczenie w tym procesie miał fakt postrzegania jej jako reliktu minionej epoki i strachu przed wojną jądrową.
Takie powiązania nie mogą dziwić, ponieważ obrona cywilna wywodzi się z okresu I wojny światowej, kiedy formowano ją do usuwania skutków nalotów na miasta, w tym przy pomocy broni chemicznej. Tworzono schrony, systemy alarmowe i zapasy strojów ochronnych. W początkowym okresie zimnej wojny koncentrowano się na ochronie ludności cywilnej przed skutkami uderzeń atomowych i usuwaniu ich skutków. W latach 60. uznano jednak, że nie ma to większego sensu. Moc broni termojądrowej była tak wielka, że koszty zabezpieczenia przed jej skutkami wszystkich obywateli byłyby nie do udźwignięcia przez żadne państwo.
Idea obrony cywilnej jako systemu przygotowanego na okres "W" funkcjonowała w ograniczonym stopniu do końca zimnej wojny, nijako siłą rozpędu. Po jej zakończeniu została jednak kompletnie zarzucona, co widać między innymi na przykładzie Polski. – Zapomniano o niej jako o relikcie zimnej wojny – mówi Nurzyński. Powszechnie przyjęto, że wojna już nie zagraża. Tymczasem ostatnie lata pokazują, że nie można przyjmować pokoju pośród państwami rozwiniętymi za coś pewnego. Na terytorium państwa graniczącego z Polską faktycznie toczy się wojna.
Co ważne, nowoczesnej obrony cywilnej nie należy traktować wyłącznie jako zabezpieczenia na sytuację "W". Może być też cennym narzędziem w czasie pokoju i pomagać w usuwaniu skutków katastrof naturalnych czy poważnych ataków terrorystycznych lub cybernetycznych – tak jak opisuje to nowa niemiecka strategia. W Polsce praktycznie jedynymi nowymi sprzętami, które po upadku PRL trafiały do magazynów, były te przeznaczone do walki z powodziami: worki na piasek, pompy, łodzie.
Obrona na papierze
Były to jednak ograniczone zakupy dokonywane doraźnie, zwłaszcza po wielkiej powodzi w 1997 r. Nie chodziło zatem o przygotowywanie się na najgorsze zawczasu, co jest ideą obrony cywilnej, lecz o reagowanie po fakcie. Nie mogło być jednak inaczej. Konieczność przygotowań ignorowało samo MSW, któremu podlega obrona cywilna. NIK jasno stwierdziła w swoim raporcie, że kierownictwo resortu "ignorowało doniesienia o nieprawidłowościach" na niższych szczeblach. Nie przygotowywano planów, nie egzekwowano konieczności utrzymania odpowiednich zapasów i nie wymagano odpowiednich raportów. "Minister zaniedbał wszystkie swoje prawne obowiązki dotyczące nadzoru nad obroną cywilną" – stwierdzili kontrolerzy.
Po miażdżącym raporcie NIK rozpoczęto pewne działania w kierunku poprawy sytuacji. Według najnowszego raportu szefa obrony cywilnej kraju, czyli komendanta państwowej straży pożarnej, pod koniec 2015 r. 14 województw miało już zatwierdzone nowe plany "obrony ludności cywilnej", a w przypadku dwóch ostatnich trwały konsultacje. Próbowano też stworzyć zupełnie nową ustawę, która kompleksowo uregulowałaby obronę cywilną w Polsce. Do jej projektu było jednak tyle zastrzeżeń, że pod koniec 2015 r. prace rozpoczęto od nowa. Obecny rząd deklaruje, że są one jednym z "priorytetowych zadań" MSW i, jak zapewniał w kwietniu wiceminister Jarosław Zieliński, projekt ma trafić do Sejmu jeszcze w tym roku.
Uchwalenie nowej ustawy byłoby wielkim krokiem naprzód, jednak nie zmieni to podstawowej bolączki polskiej obrony cywilnej, czyli chronicznego braku funduszy. – Pieniądze wydawane na ten cel są śmieszne – twierdzi Nurzyński. Szef Obrony Cywilnej Kraju w ogóle nie ma swojego budżetu i nie może zarządzać pieniędzmi czy koordynować ich wydawania. Pieniądze pochodzą od województw, samorządów i rzadkich dotacji celowych. W 2015 r. były to łącznie 22 mln złotych na cały kraj, przy czym 15 mln pochłonęły wynagrodzenia. Na zakupy sprzętu i remonty infrastruktury zostaje niewiele. Np. remonty i budowa schronów pochłonęły 20 tys. złotych, a magazynów – 107 tys. W skali całego kraju to tyle co nic.
Nie może więc dziwić, że w 4235 magazynach OC zalega głównie sprzęt pamiętający czasy PRL. Nie ma przy tym pewności, co dokładnie w nich jest. Nawet w oficjalnym raporcie pada stwierdzenie, że "brak jednolitego/systemowego podejścia do kwestii związanej z prowadzeniem baz danych i monitoringiem dostępnych zasobów sprzętu obrony cywilnej". Kontrolerzy NIK natykali się w magazynach na wyposażenie z lat 70., które już dawno powinno trafić do utylizacji i przestać zajmować miejsce.
Porządkowanie bałaganu
Co można zrobić z polską OC? Nurzyński sądzi, że przede wszystkim należałoby ją uporządkować. Pewne nadzieje na to dają prace nad nową ustawą, która mogłaby zlikwidować wielki bałagan decyzyjny, przez który nie ma jasności, które urzędy powinny się czym zajmować i kto jest za co odpowiedzialny. Sugeruje też na początek choćby zbudowanie nowoczesnej sieci łączności dla służb w całym kraju. – Teraz jest tak, że nawet policja z dwóch różnych województw może działać na różnych częstotliwościach – mówi Nurzyński. W wypadku poważnego kryzysu porozumienie się może być więc mocno utrudnione.
Do poprawy sytuacji niezbędne byłoby zwiększenie wydatków na OC. 22 mln złotych rocznie to bardzo skromne środki. Jest jednak wątpliwe, aby samorządy i województwa, ponoszące obecnie większość obciążeń, były skłonne wygospodarować na ten cel więcej pieniędzy. Fundusze musiałyby więc pochodzić z budżetu centralnego, jednak jego zaangażowanie nie będzie możliwe bez zmian obowiązujących przepisów.
Za wzór Polsce Nurzyński stawia Włochy. Kraj, który stereotypowo nie słynie ze sprawnej organizacji i planowania, ma mieć bardzo dobrze przygotowaną obronę cywilną. Widać to było na przykład podczas radzenia sobie ze skutkami ostatniego trzęsienia ziemi. Wśród gruzów szybko pojawili się ludzie w kamizelkach obrony cywilnej, których zadaniem było koordynowanie działania pozostałych służb i dostarczanie pomocy mieszkańcom. Nie brakowało łóżek polowych, koców, śpiworów, wody i jedzenia.
Tak samo powinna działać obrona cywilna w Polsce, jednak jest inaczej. Jak mówi Nurzyński, akcją na miejscu zazwyczaj zarządzają ci, którzy przyjadą pierwsi, a potem i tak dowodzenie przejmuje straż pożarna jako najbardziej sprawna służba ratunkowa w Polsce. Zastrzega, że strażacy są świetni w działaniu, ale to nie oni powinni zajmować się planowaniem strategicznym i gromadzeniem zapasów na wypadek katastrofy. To powinno być zadanie obrony cywilnej. Której niestety nie ma.
Maciej Kucharczyk