Gdy ich dziecko wychodzi z szafy, oni wchodzą do własnej. Najpierw jest zaskoczenie, czasem złość, skrajne emocje. Później pojawia się lęk o przyszłość syna czy córki, o reakcje rodziny, przyjaciół, znajomych z pracy. Dziś dochodzi strach o bezpieczeństwo ich dorosłych dzieci na ulicy czy w wynajmowanym mieszkaniu.
"Mamo, tato jestem gejem/lesbijką" – to dla wielu rodziców szokująca informacja. Czy da się do tego przygotować? Czy można się nie bać? Rodziców sobie nie wybieramy, ale są takie chwile w życiu, kiedy oni mogą wybrać swoje dzieci...
"Przez Skype'a"
Gdy nagle to dotyczy własnego dziecka, gwałtownie zmienia się postrzeganie
Jarosław
- Dotychczas nie mieliśmy bezpośredniego kontaktu z osobami LGBT. Takie osoby gdzieś tam żyją, akceptujemy je. Gdy nagle to dotyczy własnego dziecka, gwałtownie zmienia się postrzeganie – mówi Jarosław, mieszkaniec półmilionowego miasta. Tata 28-letniej lesbijki.
- Córka w trakcie studiów wyjechała na półroczną wymianę za granicę. Tam się zakochała. To właśnie w trakcie tego pobytu, na odległość, z bezpiecznego miejsca powiedziała – opowiada.
Z bezpiecznego miejsca.
- Dziś, gdy wspominamy pewne jej zachowania, wiemy, rozumiemy, że pojawiały się z jej strony próby wyczucia tego, czy na jej wyznanie nasza reakcja będzie homofobiczna, czy nie – mówi tata.
- Córka była tego świadoma, my natomiast (z żoną i mamą) staraliśmy się to wypierać, łączyliśmy to z dojrzewaniem. To dość typowa pierwsza reakcja wśród rodziców, że "to" minie – przyznaje jednocześnie.
Nie mija.
Jarosław: - Gdy wyszła ze swojej szafy, natychmiast weszliśmy do własnej. Musieliśmy się z tym uporać. Był to trudny moment. Pogodzenie się, pożegnanie się z dotychczasowym wyobrażeniem córki jako matki wnukom. Zrozumienie, że będzie miała inne życie, inne środowisko, kosztowało nas wiele wysiłku. Dwa lata "psychicznej żałoby".
I ta świadomość, że mógł stracić córkę, córeczkę, córunię...
- To trwało pięć, sześć lat. Była w depresji, trudno było znaleźć przyczynę tego, co się z nią działo. Rozmowy z nią wtedy niczego nie wyjaśniały. Próbowaliśmy korzystać z pomocy psychologów. Cały czas nie potrafiła w siebie uwierzyć mimo tego, że jest bardzo zdolna. Po czasie przyznała, że miała myśli samobójcze – wspomina.
Już wiedzą. Jest lesbijką. Żyje. I znów strach.
Lęk przed odrzuceniem ze strony otoczenia.
- Nie zrobiliśmy coming outu ogólnego, wobec wszystkich. Stopniowo wybieraliśmy tych członków rodziny czy znajomych, o których wiedzieliśmy, że nie są homofobami. Nie kryjemy się z tą informacją, ale być może są pewni członkowie rodziny, znajomi, którzy dowiedzieli się pośrednio. Ci pierwsi w pełni zaakceptowali fakt. Ci drudzy nigdy nie wrócili do nas z pytaniami, próbami jakiejś rozmowy na ten temat – wyznaje Jarosław.
- Z tą częścią rodziny, z którą widzimy się rzadko, podczas jakichś uroczystości rodzinnych, temat LGBT się nie pojawia. Jednak gdy pytania o moją córkę się pojawią, chciałbym opowiadać o niej i jej partnerce w sposób naturalny, jak o pozostałych dzieciach i ich rodzinach – zaznacza.
Nietolerancji i agresji wymierzanej w społeczność LGBT nie jest w stanie zrozumieć.
- Tam, gdzie córka była [na stypendium], orientacja seksualna nie była podstawą do napiętnowania kogoś, niszczenia innych czy penalizowania. Mogła żyć normalnie i bezpiecznie się rozwijać bez ciągłego, niszczącego poczucia lęku przed odrzuceniem. Przerażające jest, jak bardzo obecnie w Polsce podsyca się agresję przeciwko tej grupie ludzi – ocenia Jarosław.
Dziś, za namową córki, wraz z żoną są częścią Akademii Zaangażowanego Rodzica prowadzonej przez Kampanię Przeciw Homofobii.
W przedpokoju
- Boję się o swoją córkę. To oczywiste. Głównie boję się o jej bezpieczeństwo, bo wiem, że poza tym sobie poradzi w życiu. Helena nie chce się ukrywać i super. Niech tak będzie, ale nastroje społeczne są podsycane i nie wiadomo, w jakim kierunku to pójdzie. To może być trudny okres dla osób nieheteronormatywnych – ocenia Agnieszka, mieszkanka Warszawy, matka 22-letniej Heleny, lesbijki.
Helena nie jest pierwszą homoseksualną osobą w rodzinie.
Agnieszka: - Moja siostra powiedziała naszym rodzicom o swoim homoseksualizmie w wieku 20 lat. To było prawie 30 lat temu, w zupełnie innych czasach, a moi rodzice zaakceptowali to. Bo jakby mieli inaczej zareagować?
Ją córka zaskoczyła wyznaniem w przedpokoju, niejako w przelocie, "bez żadnego przygotowania".
- Chyba kolejnego dnia spytała, czy mam z tą informacją jakiś problem. W momencie coming outu nie wyczuła ode mnie stuprocentowej akceptacji. Teraz tego żałuję. Być może byłam po prostu zaskoczona – zastanawia się Agnieszka. - Pamiętam, że potrzebowałam kilku dni. To nie było żadne niezadowolenie, ale raczej pewien niepokój o jej przyszłość. Dziś moja córka jest w szczęśliwym, stabilnym i odpowiedzialnym związku.
Agnieszka: - Nie wyobrażam sobie, że rodzic może odrzucić swoje dziecko z jakiegokolwiek powodu. Nie do pomyślenia jest dla mnie, że takim powodem mogłaby być jego nieheteronormatywność. Myślę, że Helenie jest lżej, że może na nas liczyć. Także na rodzinę i znajomych.
- Niemal od razu powiedziałam swojej rodzinie: rodzicom, rodzeństwu. Tutaj nie było problemu. Po pół roku w rozmowach ze znajomymi pojawiał się ten temat. To też nie działo się w atmosferze wielkiego wyznania, ale po prostu rzucałam świadomie jakieś historie wskazujące, że moja córka jest w związku partnerskim z dziewczyną, tak żeby ten temat odczarować – opowiada.
Agnieszki nie spotkało nic przykrego z powodu córki lesbijki. Helena miała kilka takich zdarzeń.
- Ale wydaje mi się, że pod tym względem kobiety mają łatwiej niż mężczyźni. Jest chyba większe przyzwolenie w naszym społeczeństwie na dwie przytulające się dziewczyny niż na dwóch mężczyzn. W przypadku kobiet nie zawsze kojarzy się to z tym, że są parą – mówi Agnieszka.
Czy córce byłoby łatwiej, gdyby była hetero? Pewnie tak. Czy byłaby szczęśliwa? Pewnie nie.
W domu
- Oczywiście, że nic się nie stało. Nie wyrzuciliśmy go z domu, nie byliśmy wobec niego nieprzyjemni. Od zawsze bardzo dużo ze sobą rozmawialiśmy i rozmawiamy na różne tematy. Kwestia homoseksualności nigdy nie stanowiła żadnego tabu, nie była tajemnicą. Nie popłakiwaliśmy z mężem po kątach, bo mamy syna geja. Chociaż muszę przyznać, że był moment, gdy było to wyzwanie. Nie wiedzieliśmy, jak zareagują na ten fakt inni – wyznaje.
Jej mąż pracuje na uniwersytecie, ona - w domu kultury. Nikt im nic złego nie powiedział, nikt nie zerwał z nimi kontaktu.
Stobiecka: - My musieliśmy się uporać z tą wyobrażoną przyszłością, bo chyba wszyscy zakładają, że ich dziecko będzie heteronormatywne. Tak jak inni rodzice, wyobrażaliśmy sobie, jaka będzie synowa, wnuki, jak podzielimy majątek. Z homoseksualizmem syna wiąże się przede wszystkim to, że najprawdopodobniej będzie bezdzietny. Tak to jest i już. I oczywiście nie jest to żadna tragedia ani powód do rozpaczy.
- Jestem bardzo dumna z mojego syna i że się nie boi, i że jest dumny ze mnie, że angażuję się na rzecz równych praw dla osób LGBT – podkreśla Dorota Stobiecka.
I podsumowuje: - Nie tolerować to można laktozy, ale nie własnego dziecka. Nasze dzieci to są najważniejsze osoby w naszym życiu. Nie ma takich ograniczeń, które zabrałyby nam miłość do dziecka.
W piekle
- Byłam homofobką. O homoseksualistach wypowiadałam się w bardzo wulgarny, poniżający sposób. Córka żyła w takiej atmosferze, że różne rzeczy chodziły jej po głowie. Miała okresy, że chciała ze sobą skończyć. Bała się mi powiedzieć, bała się, że wyrzucę ją z domu, że nie będę jej kochać. Także w szkole była bardzo osamotniona, nie miała żadnego wsparcia. Nie miała nikogo, przed kim mogłaby się otworzyć. Jako dojrzewająca dziewczyna przeżyła bardzo trudny okres.
Przyjechała.
- Przez cały jej pobyt biłam się z myślami. Nie chciałam jej psuć wizyty. Zapytałam się jej, czy jest lesbijką, gdy miała już wyjeżdżać. Nie powiedziała nic, tylko się rozpłakała. Wtedy już wiedziałam. Powiedziałam jej, że kocham ją jeszcze bardziej i ma się niczym nie martwić – wspomina.
Jej stosunek do córki się nie zmienił. Tak samo było z nastawieniem do osób homoseksualnych: - Miałam pewien problem z odnoszeniem się do takich osób – przyznaje.
- Mama ciągle znała jedynie pewne stereotypy, nic poza tym. Te stereotypy nie zgadzały się jej z tym, kim byłam, jaką mnie znała. Uznała, że coś jest nie tak. Zaczęła szukać informacji, zaczęła się edukować. Stopniowo poznawała coraz więcej osób takich jak ja. Jej świat wypełnił się tęczą, a nawet stał się bardziej tęczowy niż mój – śmieje się przysłuchująca się naszej rozmowie Patrycja. I zapewnia, że obecnie jej mama ma większą wiedzę teoretyczną o nieheteronormatywności niż ona.
Danuta: - Ale wtedy weszliśmy do szafy, z której ona wyszła. Baliśmy się reakcji społeczeństwa, rodziny, naszych klientów. Staraliśmy się z tym nie obnosić. Było to o tyle łatwe, że córka mieszkała poza Włocławkiem, więc nie musieliśmy odpowiadać na pytania o chłopaka i tak dalej. Ale powoli zaczęły powtarzać się takie sytuacje na przykład przy okazji spotkań rodzinnych. W końcu na moich 50. urodzinach...
Patrycja: - Jeden z moich wujków wypalił z tekstem, że geje powinni trzymać się gejowskiego towarzystwa. Wstałam i zapytałam, czy powinnam odejść od stołu. Jakbym na stole odpaliła bombę. Zapadła niezręczna cisza. Akurat mieliśmy podać deser, zaczęłam rozdawać talerzyki. Ciotka się tak odsunęła ode mnie, żebym czasem jej nie dotknęła.
Danuta: - Od tego deseru większość rodziny się od nas odsunęła. Dziesięć lat nie mamy już z nimi kontaktu.
Ciężko było już wtedy, gdy Patrycja ukrywała się przed homofobiczną mamą.
- Każdy nastolatek budzącą się seksualność przeżywa na swój sposób, nieważne jakiej jest orientacji. W tym czasie pojawia się dużo nowych emocji, które muszą poznać i przetrawić, u osób LGBT pojawiają się dodatkowe - strach i dyskryminacja. Dowiadujemy się w tym okresie, że jesteśmy inni. W tamtym czasie myślałam, że byłam jedyną lesbijką na świecie. Pamiętam, jak mama zakazała się spotykać mojej siostrze z koleżankami, które były lesbijkami. Nie wiedziałam, czy to żart, czy nie. Bałam się, że mnie wyrzuci z domu. Takich rzeczy było bardzo dużo – wspomina Patrycja.
Dziś
Danuta jest bardzo dumna z córki: - Gdy tylko mogę, biorę udział we wszystkich paradach i marszach. Bardzo często jestem z tęczową parasolką albo niesiemy transparenty.
Danuta boi się o córkę po homofobicznych wypowiedziach, jakie padają w przestrzeni publicznej.
Na Majorce
Beata pochodzi ze Śląska, ale od kilku lat mieszka na Majorce. Jest matką dwóch synów, w tym Piotra, który mieszka od 12 lat w Austrii. Tam skończył studia prawnicze i aplikację adwokacką. Został doktorem nauk prawnych.
- Rzuciłeś wtedy jak z karabinu maszynowego: "Tak, mamo, jestem gejem, a jak masz z tym jakiś problem, to idź do psychologa". Jestem w stanie cię zrozumieć i twój stres, który wówczas przeżywałeś. Nie sądzę, żebyś się tego spodziewał. Oboje nas ta sytuacja zaskoczyła – wspomina Beata.
Żartuje, że Piotr nie powinien słuchać naszej rozmowy. - Po tym, jak się dowiedziałam, że jest gejem, zaczęłam obserwować, jak Piotrek się zmienia pod wpływem swojego związku z Rafaelem, jak łagodnieje, staje się fajniejszy. Nadal widzę, jak dobry wpływ ma na niego jego partner – opowiada.
- Z mojej perspektywy dużo się zmieniło, gdy zamieszkałaś na Majorce. Pamiętam twój proces oswajania się z tym, że w barze osoby nieheteronormatywne się całują. Późno, bo późno, nauczyłaś się wielu rzeczy o osobach LGBT. A jest to dla mnie bardzo ciekawe, że będąc w kraju, w którym seksualność nie jest tabu, tak jak w Polsce, przekonałaś się, że wszyscy mają prawo, aby być szczęśliwymi, żeby się pocałować, trzymać za ręce - zaznacza Piotr.
Wyoutował się w wieku 29 lat, cztery lata temu. - Co ciekawe, moja mama do ostatniej chwili nic nie podejrzewała. To pokazuje, że jestem świetnym aktorem – mówi Piotr.
- Ja inaczej na to patrzę. Zrobiło mi się strasznie ciebie szkoda, że przez tyle lat żyłeś w tak ogromnym stresie, żebym się nie zorientowała – wtrąca Beata.
– Całe swoje dorosłe życie spędziłem w Austrii, gdzie jako 19-latek zaczynałem praktycznie od zera. Zacząłem poznawać przyjaciół, przede wszystkim Austriaków, studiujących ze mną. Jednocześnie poznawałem mieszkających w Wiedniu Polaków. I tak chcąc nie chcąc tworzyły się dwa kręgi znajomych: Polacy i nie-Polacy. Przy Austriakach, dla których kwestia orientacji nie stanowi żadnego problemu, czułem się swobodnie. Bo osoby LGBT+ widać tu na każdym kroku. Nikt nie chowa się po kątach. Przy Polakach musiałem uważać: najpierw musiałem wybadać, z jakiego regionu Polski pochodzi dana osoba i czy jest homofobem, czy nie – wyjaśnia.
- Znałem też tutejszych Polaków, którzy mieli ogromny problem ze swoją orientacją seksualną. Spowiadali się z tego, przeżywali ogromne duchowe dramaty. Nie czułem się z tym wygodnie, udając w niektórych sytuacjach, ale zdążyłem się przyzwyczaić do "podwójnego" życia, bycia aktorem – przypomina.
Po coming oucie - zaznacza Piotr - jego znajomi powiedzieli mu, że dla nich to było jasne, chociaż każdy akceptował tę grę.
Dlaczego wyoutował się jako 29-latek? - Chyba przede wszystkim dlatego, że zbiegło się to z początkiem mojego nowego związku z Rafaelem, który już od dawna był wyoutowany i miał duże wsparcie swojej rodziny. Stwierdziłem, że tak naprawdę, jeżeli ktoś miałby mieć problem z moją orientacją, to jest to problem tej osoby, a nie mój. Oczywiście miałem pewien lęk przed reakcją otoczenia, ale uznałem, że chodzi tu w końcu o moje życie i moje szczęście. Gdybym mieszkał w Polsce, a nie w Austrii, podjęcie tej decyzji przyszłoby mi z pewnością dużo trudniej – przyznaje.
- Czy jestem dumna z syna? To mało powiedziane. To, co Piotrek osiągnął, to jest dla mnie mistrzostwo świata. Zarówno jemu, jak i jego bratu Michałowi powtarzałam, że jak się chce coś osiągnąć, to po prostu to trzeba zrobić, najwyżej nie wyjdzie. Ale trzeba próbować. Proszę mi wierzyć, wielokrotnie gdy o nich opowiadam, mówię, że to, co mi się w życiu najbardziej udało, to moi synowie.
Piotr deklaruje, że wierzy w Boga, ale nie w Kościół.
W 10 dni
- W związku z tym, że w tamtym czasie miałem problemy zdrowotne, które wpływały na moją samoakceptację, chodziłem do psychologa. Pojawił się również temat mojego homoseksualizmu oraz pytania o relacje z rodzicami, a dokładnie o to, czy powiem im o swojej orientacji. Powiedziałem, że nie mam takiego zamiaru, bo są ortodoksyjnymi katolikami, a temat nieheteronormatywności nigdy w domu się nie pojawiał. Moje kolejne wizyty u psycholog skupiały się nad przygotowaniami do coming outu – wspomina Rafał.
Był wówczas w kilkumiesięcznym związku z osobą publiczną. I chociaż nie chce mówić o swoim byłym partnerze, zwraca uwagę, że właśnie ten związek jest ważnym elementem tamtych przeżyć.
- Myślałem, że mój chłopak to jest ten jedyny i będziemy razem na zawsze. Inną sprawą jest to, że w środowisku, w którym wówczas żyłem, wszyscy bardzo dobrze przyjęli fakt mojej nieheteronormatywności. Poza tym wiele osób nieheteroseksualnych opowiadało mi o swoich coming outach, które kończyły się bardzo pozytywnie. Te wszystkie pozytywne bodźce nakręciły mnie dodatkowo do rozmowy z rodzicami – tłumaczy. - Miałem chyba na nosie różowe okulary - dodaje.
Rafał opowiada, że był przygotowany psychologicznie, miał wsparcie partnera i przyjaciół, jednak wiara w to, że wyjście z szafy będzie miało szczęśliwe zakończenie, uśpiła jego czujność.
Miał 23 lata, wrócił do domu z wakacji, przygotowywał do egzaminów poprawkowych, rodzice wrócili z pracy. Ona – kadra zrządzająca, on – wojskowy z dużym dorobkiem.
- Mojej siostry w domu nie było. Korzystając z tego, że jesteśmy sami, prosiłem ich o rozmowę. Powiedziałem im, że jestem gejem i jest to dla mnie ważne, żeby o tym wiedzieli, bo dzielę się z taką informacją jedynie z tymi, którzy są dla mnie ważni i powinni o tym wiedzieć. Dodałem, że fakt, że podobają mi się inni mężczyźni, nie zmienia nic w moim życiu - to nie sprawia, że nagle stałem się kimś innym. Podkreśliłem też, że nasze relacje też pozostają bez zmian. To też jest bardzo ważne, aby w takiej rozmowie zaznaczyć to, bo wielu rodziców myśli, że jak dziecko się outuje, to oni je tracą. Zapadła głucha cisza – tak to zapamiętał.
Rafał: - Moja mama się zaśmiała i rzuciła: "powiem ci tak szczerze, że myślałam, że jesteś gejem". Pytali się, czy jestem z kimś związany, czy się z kimś spotykam. Opowiedziałem im wszystko bardzo szczerze - łącznie z tym, że pokazałem im zdjęcia mojego chłopaka, powiedziałem, jak się nazywa i tak dalej. Ta rozmowa zakończyła się w neutralnej atmosferze. Nawet miałem poczucie pewnego pozytywnego końca.
Dał znać przyjaciołom, że wszystko jest w porządku.
- Następnego dnia zaczęła się doba, która dla mnie trwała bez przerwy kolejne dziewięć dni. Moja mama zaczęła mówić, że płacząc nie przespała poprzedniej nocy, podobnie ojciec, że oni sobie tego nie wyobrażają, że mój homoseksualizm jest poza ich możliwością zrozumienia, że muszę coś z tym zrobić. Nie byłem na coś takiego emocjonalnie przygotowany. Nie wiedziałem, jak zareagować. Po tej rozmowie rozeszliśmy się do swoich pokoi – opowiada.
Taki scenariusz się pojawiał przez kolejne kilka dni: rodzice Michała wracali z pracy, siostra zamykała się w swoim pokoju, on był wzywany na rozmowę.
- Drugiego dnia usłyszałem od ojca pewnego rodzaju żądania, jak to, że nie mogę być gejem. Pytał: "co będzie, jak ktokolwiek się dowie, przecież mama ma reputację, ja zresztą też", "jak zareaguje rodzina, w której nigdy nie było tego typu skandali, a nawet nikt się nie rozwiódł". Mówił, że moja orientacja jest niemożliwa do zrealizowania. Odpowiedziałem, że nie oczekuję tego, że na najbliższym spotkaniu rodzinnym podzielimy się tym faktem z innymi. Nie zależało mi na tym, zależało mi jedynie, żeby moi najbliżsi poznali ten fakt. Z tej dyskusji nic nie wynikło.
- Kolejnego dnia mama zapytała, komu powiedziałem o swojej orientacji. Powiedziałem, że moim przyjaciołom i znajomym. Zażądała, żebym się z nimi skontaktował i zakomunikował, że żartowałem, że jestem gejem. Że to nie jest prawda, że to sobie wymyśliłem. Matka przejrzała internet w poszukiwaniu zdjęć i historii mojego chłopaka, kim jest, co robi. Wsadziła w to masę pracy, chcąc tylko pokazać mi, że w internecie komentarze jednoznacznie mówią, że jest gejem.
- Następnego dnia ojciec powiedział mi, że dla nich już umarłem, że nie mają syna, bo mieli syna heteroseksualnego, a nie geja. Radził mi, żebym poszedł na jakąś terapię, żeby zmienić moją orientację. Mówił, że ich niszczę, że to jest dla nich potworny cios i nie wiedzą, jak dalej sobie z tym poradzić. Byłem w rozpaczy. Powiedziałem, że jeśli chcą, to możemy spotkać się z psychologiem, porozmawiać o tym wszystkim, że doskonale rozumiem to, jak się mogą czuć, że to wszystko może być dla nich nowe i trzeba przejść przez pewien proces. Odpowiedzieli, że nikt im nie będzie mówić, jak mają żyć, nikt im nie będzie grzebać w życiu. W akcie desperacji stwierdziłem, że jak chcą, to w sumie mogę skoczyć z balkonu. Wywiązała się przepychanka, po której każdy usiadł w kącie pokoju i płakał. Tak zakończył się kolejny dzień.
Rafał opowiada, że ostatniego dnia przed wyjazdem z rodzinnego domu rodzice zapytali, czy jest w stanie zagwarantować, że będzie w stanie związać się z kobietą. Jak wyznaje, był pod ogromną presją, "wycieńczony codziennym praniem mózgu", przepełniony tym wszystkim, co usłyszał i w efekcie natychmiast przytaknął. - Można powiedzieć, że się pogodziliśmy – dodał.
Od tamtej pory temat wrócił tylko raz. Tuż przed jego ostatnimi, 25. urodzinami podczas nieobecności jego siostry w domu. - Zapytali wtedy, czy moja orientacja seksualna się zmieniła. Powiedziałem im, że nie życzę sobie takiej rozmowy, że to, co mnie spotkało przy coming oucie, spowodowało traumę. Poinformowałem ich, że chodzę na psychoterapię. Na pytania: "czy spotykam się z kobietami?", "czy mam dziewczynę?", "czy jestem z kimś?" odpowiadałem "nie" – relacjonuje.
Rafał: - Czy żałuję, że powiedziałem rodzicom o swojej orientacji? Absolutnie nie. Może powinienem był jeszcze trochę poczekać, ale dziś już wiem, z kim mam do czynienia. Karty zostały wyłożone na stół. To mi dało niesamowitą siłę do ruszenia dalej. Pewnie wielu powiedziałoby mi, że ta sytuacja mnie niszczy, bo tak jest, ale doświadczenia, które były udziałem moich rodziców, nauczyły mnie wiele.
- Wybaczyłem rodzicom niemal od razu po wyjeździe z domu. Jestem w stanie zrozumieć ich reakcje. Nie potrafię nie wybaczyć osobom, które nie są w stanie być empatyczne, wyjść ze swojej strefy komfortu. Gdybym im nie wybaczył, byłbym taki jak oni – podsumowuje Rafał.
Nie odwracaj się
Rodziców, którzy nie odwrócili się od swoich dzieci, pytamy o to, co poradziliby innym matkom i ojcom, którzy dowiedzieli się o nieheteroseksualności swoich dzieci.
Jarosław: - Szukajcie rzetelnej wiedzy na temat ludzkiej seksualności i wypierajcie ze swej świadomości mity i stereotypy na jej temat. Najważniejsze, by nie stracić z dzieckiem kontaktu, uchronić od myśli samobójczych, by nie doszło do tragedii. Są na świecie ludzie, którzy wam w tym pomogą.
Dorota: - Skontaktujcie się z innym rodzicem, którego nie znacie, który już był na waszym miejscu i pomoże się odnaleźć. Świat rodzica się nie kończy, zaczyna się nowy, uczciwy i prawdziwy świat dziecka.
Beata: - Jeżeli twoje dziecko mówi ci, że jest homoseksualne albo chce dokonać tranzycji seksualnej, to jeśli to ma sprawić, że będzie szczęśliwe, przyjmij do wiadomości. Przetraw. I trwaj przy dziecku. Jeśli ktoś opluje cię na ulicy, zostaw to. Bo co jest dla ciebie ważniejsze - czy to, że twoje dziecko jest szczęśliwe, czy to, jak zareagują inni?
Danuta przytaczawyniki badań berlińskiego instytutu Dalia Research z 2016 roku, z którego wynika, że około pięć procent z reprezentatywnej grupy Polaków, która wzięła udział w badaniu, identyfikuje się jako osoby LGBT+.
Oznacza to, że w Polsce takich osób może żyć nawet około dwa miliony. - A jak doliczymy do tego ich rodziny, przyjaciół, to społeczność osób LGBT+ i ich najbliżsi to około osiem milionów Polaków – wylicza.
Jak wychodzić z szafy?
Doktora nauk medycznych Daniela Bąka, psychologa i psychoterapeutę, który był jednym z pierwszych warszawskich specjalistów otwarcie wspierających pacjentów nieheteronormatywnych, pytamy, czy do coming outu i rozmowy z rodzicami można się przygotować. I czy rodzic - dla siebie i swojego dziecka - też może lub powinien to zrobić.
Bąk odpowiada twierdząco na oba pytania. Tłumaczy, że polega to na zapewnieniu sobie wsparcia.
- Istotne jest to, żeby dana osoba miała przy sobie przyjaciół, znajomych, którzy wiedzą, jaka jest sytuacja, mają świadomość tego, kiedy w razie konieczności mogą być najbardziej potrzebni. Ważne, by miała wiedzę rzetelną, medyczną dotyczącą własnej orientacji seksualnej i/lub tożsamości płciowej oraz wiedzę psychologiczną, w jaki sposób coming out może zostać przyjęty przez otoczenie, z jakimi ewentualnymi reakcjami przyjdzie się mierzyć. Oczywiście nie wszystkie reakcje rodziców można przewidzieć, dlatego warto czytać literaturę dla osób LGBT+ bądź porozmawiać z kompetentnym specjalistą – podkreśla.
A rodzic? Może przygotować się na takie wyznanie dziecka?
Dr Bąk: - Zakładając otwartość, świadomość rodziców, to mogą oni zrobić kilka rzeczy. Przede wszystkim czytać materiały bazujące na najnowszych wynikach badań naukowych dotyczących seksualności, płciowości, seksu. Mogą zgłosić się do specjalisty: psychologa bądź psychoterapeuty, opowiedzieć o wrażeniach, emocjach, jakie budzi ten temat. Jest szansa, że znajdą pomoc.
- W sytuacji jednak, gdy rodzic zauważa jakieś znaki dotyczące nieheteronormatywnej płciowości i/lub seksualności dziecka i im zaprzecza, wypiera je, to zakładam, że taka osoba nie jest gotowa, aby dowiedzieć się czegoś więcej. Szansa, że taki rodzic sięgnie po książki czy zwróci się o pomoc specjalisty jest znacznie mniejsza. To jest trudniejsza sytuacja, jeżeli czyjąś automatyczną reakcją jest zaprzeczenie temu, co widzi - tłumaczy dr Bąk.
Bo - mówi psycholog - większość rodziców małego dziecka czy potencjalnych rodziców "zakłada, że ich dziecko będzie heteronormatywne: będzie przeżywało siebie jako chłopak albo dziewczyna i będzie heteroseksualne". - W Polsce nadal nie ma rzetelnej edukacji seksualnej. Gdyby była, w świat szliby przyszli rodzice świadomi tego, że może być różnie. Nowoczesna edukacja seksualna mogłaby być takim momentem uwrażliwienia, ale ta ewentualność na razie niestety nie dotyczy Polski – dodaje.
Skoro to osoba dokonująca coming outu ma większe szanse na przygotowanie się do rozmowy z rodzicami, to czy istnieje jakiś słownik, jakaś podręcznikowy scenariusz przekazania informacji bliskim o swojej tożsamości płciowej i orientacji seksualnej?
- Nie ubierałbym tego w jakieś nadmiernie okrągłe zdania. Nie rozcieńczałbym rzeczywistego stanu rzeczy. Jak już mówić, to mówić, jak jest. Tyle tylko, że potrafię sobie wyobrazić, że w niektórych rodzinach to po prostu nie będzie niemożliwe. To dziecko - mówię tu również o dorosłych dzieciach - może być w takim momencie, że nie będzie czuło się na tyle bezpiecznie, by powiedzieć, jak dokładnie jest – wyjaśnia specjalista.
I podkreśla: - Czasem coming out może sprowadzić niebezpieczeństwo na osobę, która myśli o ujawnieniu. Dlatego nie lubię tego aktywistycznego i medialnego przedstawiania coming outu jako obowiązku czy moralnej powinności wobec innych osób LGBT+. To, że ktoś się nie ujawnia, jest czasem najlepszą decyzją, jaką może podjąć. Ponadto mówienie tutaj o odwadze także nie ma dla mnie sensu. Chodzi o to, czy ma się wsparcie. Tylko posiadając wsparcie, można pozwolić sobie na bycie odważnym.
W ocenie doktora Bąka nad takim słownikiem, zestawem pewnych sformułowań, można wspólnie pracować z psychoterapeutą, psychologiem czy psychiatrą, ale dopiero po poznaniu kontekstu konkretnej rodziny.
Nasuwa się kolejne pytanie: czy jest jakiś zbiór materiałów edukacyjnych, naukowych, wobec których można mieć pewność, że to rzetelna informacja, a nie broszury ideologiczne?
- Rzetelnych materiałów edukacyjnych, w tym mających akademicki charakter, powstaje w Polsce coraz więcej. Podważanie ich rzetelności oraz nazywanie ideologicznymi wynika z upolitycznienia tematyki LGBT+ w Polsce. Każde sensowne, rzetelne opracowanie na temat sytuacji osób nieheteronormatywnych będzie mówiło o opresji społeczno-kulturowej, której one na co dzień doświadczają - różnych formach dyskryminacji, przemocy, unieważniania, marginalizacji, które zbyt często stają się ich udziałem. Będzie odnosiło się do zjawiska stresu mniejszościowego, a więc specyficznie związanego z przynależnością do tak zwanej mniejszości seksualnej. Z moich obserwacji wynika, że nazywanie tego rodzaju publikacji "ideologicznymi" związane jest z negowaniem opresji wobec osób LGBT+. Natomiast jednego rodzaju publikacji zawsze bym unikał: opracowań na temat zmiany orientacji z homo- na heteroseksualną. Opisane tam praktyki są niezgodne z etyką psychologa, psychoterapeuty oraz psychiatry. Nie są poparte wynikami rzetelnie prowadzonych badań. Stoją też w sprzeczności z aktualną wiedzą o ludzkiej płciowości i seksualności. Są zwykle motywowane względami religijnymi – zaznacza dr Bąk.
Psycholog zwraca uwagę na stres mniejszościowy, z którym zmagają się osoby nieheteronormatywne. Z czym on się zatem wiąże?
- Zwykle się go mierzy testami, które dotyczą objawów depresji, lęku, obecnością myśli samobójczych. Na tych skalach osoby nieheteronormatywne wypadają często gorzej w porównaniu z populacjami osób heteronormatywnych. Oznacza to, że zmagają się częściej z trudnościami psychologicznymi lub są one głębsze – doprecyzowuje dr Bąk.
Wskazuje, że najczęściej jego pacjenci nieheteronormatywni "przychodzą z takimi samymi trudnościami, z którymi przychodzą osoby heteronormatywne".
- Pojawia się tylko specyficzny kontekst. Osoby heteronormatywne nie doświadczają tych trudności, które wynikają z opresyjnego względem nieheteronormatywnej płciowości i seksualności kontekstu społeczno-kulturowego. Na przykład przychodzi mąż i mówi, że ma kłopoty w relacji z żoną. Możemy się więc domyślać, że o tej relacji będzie mógł rozmawiać swobodnie z innymi, okaże się, że przynajmniej częściowo ma wsparcie w rodzinie, ponieważ wszyscy wiedzą o ich związku, który jest widoczny. W przypadku osoby żyjącej w związku jednopłciowym, może się okazać, że na przykład jedna z osób z tego związku jest nie wyoutowana, w związku z czym cała relacja jest ukrywana przed najbliższymi - czasem także przed przyjaciółmi. Będzie tak, że gdyby w tym związku działo się coś wyjątkowo niepokojącego, na przykład dochodziło do sytuacji przemocowych - to możliwe, że te osoby nie zgłoszą tego nigdzie. Zgłoszenie na policję wiązałoby się z automatycznym ujawnieniem relacji i orientacji poszczególnych osób – opowiada dr Bąk.
O wsparcie zwracają się do nie tylko osoby nieheteronormatywne, ale także ich bliscy. Jednak jak mówi Bąk, grupa rodziców osób LGBT+, która sięga po jego pomoc, nie jest liczna. Dla nich proces przejścia przez coming out dziecka - jak zwracają uwagę niektórzy psychologowie - jest porównywalny do procesu żałoby.
Dr Bąk: - O ile jestem uważny, żeby nie przykładać szablonu żałoby do zbyt wielu spraw nieco na wyrost, tak w tym przypadku ten proces często przebiega podobnie. Ktoś uzyskuje informacje i absolutnie nie zgadza się z tym, co usłyszał. Potem pojawi się moment strasznej złości spowodowanej tą informacją. Następnie zacznie powoli godzić się z tym, że jest tak, jak zostało mu to przekazane. Jeżeli tak się stopniowo dzieje, to pojawia się szansa na rozwiązanie całej sytuacji. Dlatego uważam, że model żałoby jest całkiem dobrym punktem odniesienia w pracy z rodzicami.
- Dla człowieka, który chce się wyoutować, pomocnym w wielu sytuacjach jest uświadomienie, że może on sam będzie miał do przeżycia żałobę: po utraconym poczuciu bycia kochanym, bezpiecznym, chcianym. Bo nie zawsze tak będzie, że rodzic okaże się akceptujący – dodaje.
Halo, mamy problem
Koordynatora Telefonu Zaufania Stowarzyszenia Lambda Warszawa Jana Topczewskiego pytamy, kto dzwoni pod ich działający od 1995 roku numer.
Topczewski: - Osoby, które do nas dzwonią, możemy podzielić na trzy grupy: osoby nieheteronormatywne; ich bliscy: rodzice, rodzeństwo, dzieci osób nieheteronormatywnych, dziadkowie i znajomi, a trzecią grupą są ludzie związani między innymi z edukacją.
Osoby nieheteronormatywne - relacjonuje - "zwracają się do nas z bardzo różnymi trudnościami". - Są to trudności dnia codziennego, których doświadczamy niezależnie od naszej orientacji czy tożsamości płciowej - dylematy w relacjach czy dotyczące wyboru drogi życiowej. Chociaż z każdym rokiem pojawia się coraz więcej historii dramatycznych, związanych z doświadczaną przemocą psychiczną, fizyczną czy seksualną. Dzwoniący doświadczają jej w szkole, w pracy, ze strony rodziców, otoczenia. Pytają o to, jak sobie poradzić – opowiada Topczewski.
Często wystarcza, że wolontariuszki lub wolontariusze - najczęściej z wykształceniem psychologicznym - wysłuchają dzwoniących i zapewnią wsparcie emocjonalne. Jednak bardzo często bywa i tak, że potrzebna jest dodatkowa pomoc. - Wtedy jako Lambda organizujemy pomoc prawną, staramy się zapewnić w miarę możliwości stacjonarną pomoc psychologów. Jeśli ktoś dzwoni spoza Warszawy, to staramy się znaleźć w ich miejscu zamieszkania kogoś godnego polecenia – wyjaśnia Topczewski.
Wsparcie socjalne jest poza zasięgiem organizacji. - Od paru lat nie istnieje nasz hostel interwencyjny, więc przekierowujemy osoby z takimi trudnościami do zaprzyjaźnionych organizacji, które mogą je wesprzeć - dodaje.
Topczewski mówi, że wśród dzwoniących są rodzice, którzy nie radzą sobie z wyznaniem dziecka: "mamo, tato jestem gejem". Ale nie tylko.
- Mamy rodziców, którzy dzwonią z bardzo małych miejscowości, a coming out ich dziecka jest dla nich pierwszym świadomym kontaktem z osobą nieheteronormatywną. Ale są też tacy, którzy mają więcej doświadczeń - ich dziecko, dokonujące coming outu, jest jedną z wielu nieheteronormatywnych osób w ich życiu. Odbieramy telefony od ludzi prezentujących całe spektrum postaw. Począwszy od tych, którzy w wyniku swojej niewiedzy pytają, czy nieheteronormatywność jest normalna bądź czy można ją wyleczyć. Na drugim krańcu kontinuum są ci, którzy pytają, jak mogą wesprzeć swoje dziecko – wymienia Topczewski.
- Nie dla wszystkich rodziców coming out wiąże się z dyskomfortem, ale że jest to telefon wsparciowy, to trafiają do nas ci, którzy ten dyskomfort odczuwają. Oferujemy im pomoc siostrzanych organizacji, jak Stowarzyszenie Akceptacja, zrzeszające rodziców, czy Wiara i Tęcza, skupiająca chrześcijan - zarówno osoby LGBT+, jak i ich bliskich. Jesteśmy jednak pierwszymi osobami, z którymi bliscy osób nieheteronormatywnych mogą porozmawiać. Bo dajmy na to, gdy coming out dotyczy rodziny w małym mieście, to nie tylko młody człowiek jest pozostawiony sam sobie z całą sytuacją, ale także rodzice. I dobrze jest, gdy mają, z kim porozmawiać – wyjaśnia.
- Chciałbym jednak podkreślić, że to nie jest tak, że osoby z większych miejscowości albo te bardziej uświadomione są zawsze bardziej akceptujące. Nie ma takiej reguły. Często rodzice z niższym wykształceniem, z mniejszych miejscowości są bardziej akceptujący i wspierający swoje dzieci – podsumowuje.
Próbowaliśmy namówić na rozmowę rodziców z małych miejscowości, których dziecko "wyszło z szafy". Ci, do których zadzwoniliśmy, nie wyrazili na to zgody.
Wychodzenie z domu
- Nie pytamy się podopiecznej, podopiecznego o orientację seksualną. Świadczymy pomoc wszystkim młodym ludziom, będącym w kryzysie czy w trudnej sytuacji. Poznając przyczyny, przez które osoba staje się bezdomną, pojawia się brak zrozumienia w domu, wśród bliskich – mówi Agnieszka Sikora z Fundacji po DRUGIE. Jest to jedyna w Polsce organizacja, której działalność skupia się wokół młodych doświadczających bezdomności.
Szefowa fundacji wyjaśnia, że "to nie jest tak, że nasze państwo nie daje rozwiązań" pomocy dla młodych bezdomnych. Pojawia się jednak znak zapytania co do ich jakości. - Wyobraźmy sobie kogoś, kto biologicznie urodził się mężczyzną, a jego płcią przeżywaną jest kobieta i trafia do pogotowia opiekuńczego, często pełnego dzieciaków, które tego nie akceptują, bo nikt im tego nie wytłumaczył. I taka osoba umieszczona zostanie z chłopcami – podaje przykład.
Fundacja po DRUGIE nie jest organizacją, która statutowo zajmuje się kwestiami dotyczącymi społeczności LGBT+. - Pomagamy młodzieży, która doświadcza kryzysu, jest zagrożona wykluczeniem. Coraz częściej przychodzą do nas osoby o innej orientacji niż heteroseksualna, ale często - przynajmniej w przypadku naszych podopiecznych - są jeszcze problemy współistniejące: uzależnienie, demoralizacja, zaburzenia psychiczne – zaznacza Sikora.
Podopieczni Fundacji po DRUGIE często wychowywali się w domach dziecka, w rodzinach zastępczych. Organizacja prowadzi mieszkania treningowe, w których umieszczane są osoby zagrożone wykluczeniem. - Bardzo ciekawe jest to, że wspieramy osoby, które niejednokrotnie były w zakładach poprawczych czy nawet w zakładach karnych i w naszych mieszkaniach umieszczane są na przykład z osobami nieheteronormatywnymi. Wydawało się, że to będzie nietolerancyjna grupa. Jest zupełnie na odwrót. Ta nasza młodzież, która rzadko jest wykształcona – 80 procent ma ukończone jedynie gimnazjum – pochodzi z rodzin dysfunkcyjnych, potrafi być wyrozumiała. Zdarzają się czasem niewłaściwe teksty, ale świadczą bardziej o niezrozumieniu tematu, niż żeby to był jakiś celowy atak. Nie musimy mierzyć się na co dzień z atakami na tle homofobicznym, a pojawiające się konflikty rozwiązujemy na bieżąco – podkreśla Sikora.
***