- Potrzebowałem nowej perspektywy, żeby zobaczyć, czy mam jeszcze coś do powiedzenia w muzyce. A jeśli mam, to chciałem wiedzieć co. Sądzę, że odnalazłem chęć i siłę. Po długim okresie odpoczynku znalazłem pretekst, żeby wrócić - opowiada Dawid Podsiadło w rozmowie z Magazynem TVN24.
Rozmowa została opublikowana 24 listopada 2018 roku. Przypominamy ją w związku z wielką wygraną Dawida Podsiadły podczas gali Fryderyków. "Małomiasteczkowy" został doceniony w kategorii Album roku - pop oraz Najlepsza oprawa graficzna, Podsiadło i Bartosz Dziedzic zostali kompozytorami roku. Artysta został też autorem roku.
Gdy w 2012 roku przyszedł do programu TVN "X-Factor", stał się jego faworytem. Zachwycał jurorów i widzów. Ostatecznie Dawid Podsiadło wygrał drugą edycję programu.
Rok później wydał debiutancki album "Comfort and Happiness". Krążek po pierwszym tygodniu był najlepiej sprzedającym się wówczas w Polsce. Dwudziestolatek stał się gwiazdą z dnia na dzień. Wystąpił jako support przed koncertem Lany Del Rey, następnie grał na Open'erze i Coke Live Festival w Krakowie. Posypały się też pierwsze nagrody, w tym cztery Fryderyki. Pierwszy album zyskał status płyty diamentowej.
W listopadzie 2015 roku na rynku pojawiła się jego druga płyta "Annoyance and Disappointment", który promował singiel "W dobrą stronę". Wydawnictwo pokryło się platyną.
Pod koniec 2016 roku ogłosił zawieszenie działalności muzycznej na rok. Wiosną tego roku powrócił singlem "Małomiasteczkowy", promującym trzeci album o tym samym tytule. Płyta już po kilku dniach na półkach sklepowych pokryła się platyną.
Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl: Zrobiłeś sobie taki "gap year" od muzyki. Jak się czujesz po ponad rocznych wakacjach?
Dawid Podsiadło: W trakcie tej przerwy stopniowo zastygałem i zamarzałem. Musiałem się nauczyć na nowo chodzić. Dzisiaj czuję się już dobrze, bo każdy dzień jest wypełniony potężnie obowiązkami związanymi z przygotowaniem trasy, a wcześniej pracą nad płytą.
Dobrze zrozumiałem, że zrobiłeś sobie przerwę, bo byłeś zmęczony byciem na świeczniku, chciałeś schować się na uboczu?
Trochę tak. Oczywiście, oprócz oficjalnych powodów, o których mówiliśmy, komunikując przerwę, były też te, związane z moim życiem prywatnym. Ale zatrzymajmy się przy tym, że byłem zmęczony i potrzebowałem nowej perspektywy, żeby zobaczyć, czy mam jeszcze coś do powiedzenia w muzyce. A jeśli mam, to chciałem wiedzieć co. Sądzę, że odnalazłem chęć i siłę. Po długim okresie odpoczynku znalazłem pretekst, żeby wrócić. Przeżyłem rzeczy, które mogłem opisać, i uznałem, że są na tyle ciekawe, żeby się nimi podzielić z publicznością.
Jak patrzysz na siebie sprzed i po urlopie? Dostrzegasz jakieś zmiany w sobie, w swoim spojrzeniu na świat?
Do tej pory wydawało mi się, że muszę być bardzo wdzięczny za skalę tego, co mi się przytrafiło i doceniać wszystko w każdej sekundzie mojego istnienia, dziękować wszystkim, którzy stają na mojej drodze. W trakcie tej przerwy zrozumiałem, że można w różny sposób konsumować ten sukces. Dotarło do mnie, że to, co dostaję, oddaję muzyką. Tam chcę być nieskazitelny, szczery, autentyczny i czysty. W życiu codziennym chcę po prostu być sobą.
Udało mi się chyba oddzielić wizerunek Dawida Podsiadły i siebie samego. W sytuacjach prywatnych, w których cierpiałbym przez swoją popularność, teraz zrzucam to na barki Dawida Podsiadły, który jest moim wizerunkiem. Nawet w bezpośrednich sytuacjach, gdy ktoś miałby do mnie pretensje, umiem już zrzucić to na kogoś innego. Uświadomiłem sobie, że nie muszę robić rzeczy, na które nie mam ochoty.
Jesteś autorem wszystkich tekstów na krążku "Małomiasteczkowy"?
Tak. Nawet przez chwilę zastanawialiśmy się, czy nie umieścić gdzieś informacji, że to jest odpowiedź na pytanie: "co tam u ciebie słychać, Dawid?". To jest poniekąd komentarz do dwóch ostatnich lat mojego życia. Ale zdarzają się wyjątki, na przykład opowiadam też o swojej pierwszej miłości, gdy miałem 15-16 lat. Te piosenki stały się przestrzenią dla tych bardzo dobrych emocji i tych gorzkich.
A na ile te piosenki są na serio?
Są bardzo na serio. Zależało mi także na tym, żeby to nie była moja płyta o mnie, ale żeby ubrane to było w słowa, z którymi odbiorca będzie mógł się jakoś utożsamić. Aby to było choć trochę uniwersalne. Chciałem, żeby ktoś, kto spędzi z albumem te 40 minut, nie traktował go jak listy zażaleń 25-latka, który ma za dobrze.
Odnoszę wrażenie, że jest w nim dużo ironii.
To forma systemu obronnego, żeby z humorem komentować rzeczywistość. Gdy coś wyśmiewasz, jest ci łatwiej to przeżyć. Nie chciałem jednak, żeby ten materiał dołował, raczej żeby był słodki, żeby przyjemnie się do niego wracało. Jak myślę o płytach Korteza, którego uwielbiam, to wzbudzają we mnie takie emocje, że nie chcę ich słuchać codziennie. Sięgam po jego materiał, gdy mam gorszy dzień, jest wieczór, odczuwam pewien dyskomfort życiowy. Co do mojej płyty, chciałem, żeby była kompatybilna z codziennością, żeby nie wytrącała z codziennego trybu życia. Mówię tam na przykład, że związek jest beznadziejny, jakaś relacja jest bardzo trudna i nastawienie obu stron jest raczej wątpliwe, ale wtrącam jakieś zabawne zdania, muzyka jest słodka.
Jeśli to jest opowieść o tych ostatnich dwóch latach, to miałeś bardzo intensywny okres
(śmiech) Dużo się wydarzyło. Na ten moment wystarczy mi, że poopowiadałem o tym i będę sobie to przeżywał na koncertach.
Pamiętam cię z koncertu z 2013 roku, jednego z twoich pierwszych. Widziałem wtedy statycznego, nieśmiałego, lekko zahukanego chłopaka z choreografią wczesnej Katarzyny Nosowskiej. Pięć lat później, podczas Męskiego Grania, nosiło cię. Ewoluujesz?
To jest naturalne. Na scenie robię to, z czym czuję się komfortowo. Kiedyś widocznie wstydziłem się ruszać podczas śpiewania. Zresztą koncert, który wspominasz, był jednym z pierwszych, był dużym przeżyciem. Faktycznie, nie byłem może na to gotowy. Chyba to fajnie, że byłem taki nieskażony odwagą i zawstydzony tym wszystkim? Teraz jest odwrotnie, rozmach i skala tych wydarzeń dodatkowo mnie nakręca.
W "Małomiasteczkowym" pojawia się taki oto fragment: "Gdy wielkomiejski piękny świat / Na każdym kroku sypie kreski / Uściski i klepnięcia w bark / Płynące ze wzruszenia łezki /Dlaczego wszystko sztuczne aż tak / Że napromieniowane mi świeci". To są twoje doświadczenia (i nie chodzi mi tu tylko o te kreski…)?
Nie mogę powiedzieć, że cierpię na wysyp jakichś fałszywych ludzi wokół siebie. Akurat mam bardzo duże szczęście do życzliwych i dobrych osób, które nie mają złych intencji. Jeżeli otarłem się o takich, którzy propagowali albo mieli złe poglądy, to samoistnie rozwiązywała się nasza znajomość. Nie przezywałem tego specjalnie długo i nie truła mnie ta toksyczna relacja. Chociaż to też jest potrzebne, żeby nauczyć się, jak radzić sobie z trudnymi ludźmi.
W tym tekście pozwoliłem sobie na pewną nadinterpretację, na wyobrażenie o tym, co ludzie mogą mieć w głowie. Chodziło mi o to, że ktoś zaczyna dopuszczać świat zewnętrzny do siebie w taki sposób, żeby zagłuszyć to, kim naprawdę jest. Nie rozumiałem, z jakiego powodu tak się dzieje: czy dlatego, że pochodzisz z małego miasta, czy po prostu uważasz, że nie jesteś wystarczająco wartościowy, żeby sobą zauroczyć otoczenie. W podtekście chciałem przekazać wiadomość, że nie każdy zasługuje, aby być tobą zauroczony, znajdź ludzi, którzy docenią to, jaki jesteś.
Dalej śpiewasz: "Trzeba stąd wyjechać, bo strach/ Że wszystko przejdzie na moje dzieci". 25-latek na poważnie myśli o losie swoich dzieci?
O dzieciach myślałem już dawno temu. Może nawet jest już dla mnie za późno.
Naprawdę?
Mój plan miał zupełnie inaczej wyglądać. Wydawało mi się, że jak będę miał 30 lat – mówię z perspektywy 12-, 13-letniego chłopca – to już będę dorosły, ogarnięty. Teraz, gdy jestem pięć lat od trzydziestki, to mam wrażenie, że nie zdążę z tym wszystkim. Chodzi mi o to, że zgodnie z moją młodocianą wizją w ciągu tych pięciu lat ma się wydarzyć jeszcze tyle rzeczy, że nie ma opcji, że z tym wszystkim zdążę. Muszę zweryfikować swoje plany i wprowadzić w nie trochę zmian.
Przyjechałeś do Warszawy kilka lat temu z Dąbrowy Górniczej, która zresztą jest bardzo fajna. W mniejszym lub większym stopniu byłeś już znany. Sam mówiłeś, że masz charyzmę, więc przyciągałeś do siebie ludzi. Czy udawało ci się szybko odsiewać tych, którzy chcieli żerować na twojej popularności, na przykład polansować się w twoim towarzystwie na mieście?
Szczerze, bardzo niewiele spotkałem osób, które chciały mnie wykorzystać w swoim planie i w osiąganiu swoich celów. Co do lansowania, rzadko wychodzę z domu, więc nie ma zbyt wielu okazji do tego. Miałem duże szczęście, że zadomowiłem się w Warszawie. Nie wiem, czy każdy czuje się tak dobrze, jak ja w tym mieście.
Nie przytłacza cię?
W ogóle nie. Wydaje mi się, że znalazłem swój sposób konsumpcji stolicy i czuję się tu bardzo dobrze. Uwielbiam tutejsze możliwości, ilość wydarzeń związanych ze sztuką. To jest niesamowite. Uwielbiam to, że można tu jeść ciekawe rzeczy o każdej porze. A jedzenie jest ważne.
Często lądujesz na kebabie?
Od pewnego czasu jestem wegetarianinem, więc już niestety nie. Czasem jakiś falafel ewentualnie. Będę tęsknił za mięsem, ale jednak jakoś nie umiem przeskoczyć tego, jak traktujemy zwierzęta. Poza tym dzisiaj bycie wegetarianinem to jest taka frajda. 20 lat temu było problemem.
Ruszają cię jeszcze komentarze bulwarówek, tabloidów i plotkarskich portali?
Denerwuje mnie bardzo ten aspekt popularności. Na szczęście w moim przypadku dzieje się to w jakiejś mikroskali. Dość rzadko pojawiam się w tych mediach, ale jak już, to zazwyczaj jest mi przykro. Nawet jeśli moja osoba przedstawiana jest w dobrym świetle, to bardzo mnie to mierzi. To jest ta część, z której chętnie bym zrezygnował.
Była sytuacja dotycząca osoby, którą znam prywatnie, a artystycznie bardzo szanuję. Przy stoliku siedziało pięć osób i komentowało przez dziesięć minut jej życie osobiste. To, co mówili, spowodowało, że straciłem nadzieję, coś we mnie zamarło. Poziom arogancji, jakiegoś zepsucia i tak płytkiego podejścia do życia jest dla mnie obrzydliwy.
Z drugiej strony, gdy sam widzę plotkarski nagłówek, odbywam pewną walkę wewnętrzną między "chciałbym to zobaczyć" a "wejdę i będę rozczarowany, to zwykły clickbait". Mam świadomość tego, że jestem w tym względzie hipokrytą. Gdy słyszę jakieś rzeczy o Ryanie Goslingu czy o kimś innym z moich zagranicznych bohaterów - muzyku czy aktorze, wchodzę w to. Jestem ciekaw, gdzie byli na obiedzie.
To też jest nasza - osób popularnych - wina, że udostępniamy takie informacje. Dlatego odpuściłem osobiste podejście do mediów społecznościowych.
Skasowałeś wszystkie dotychczasowe zdjęcia na Instagramie. Na twoim koncie jest tylko kilka postów, związanych z promocją płyty.
Tak. Usunąłem wszystko i tak już zostanie. Będziemy z niego korzystać w celu promowania projektu. Nie będę pokazywać swojego domu, swoich przyjaciół, rodziny. Zbyt wiele razy miałem nieprzyjemne konsekwencje.