''Podoba ci się? Widziałaś już kiedyś takiego?” - pyta X i wysyła nagranie, na którym widać, jak się masturbuje. Chwilę temu zainteresował się, czy mama i tata pozwalają jej mieć chłopaka. Bo w wieku 11 lat chyba nie można go mieć bez pozwolenia? Mogłaby pomyśleć, że jest miły. A on chce ją skrzywdzić. Nie musieliby się nawet spotkać w realu, wszystko wydarzyłoby się w sieci. Na kanapie obok siedzieliby jej niczego nieświadomi rodzice. To uwodzenie przez internet, czyli grooming.
Tekst został opublikowany 18 stycznia. Prezentujemy go w ramach przeglądu najważniejszych artykułów Magazynu TVN24 w 2020 roku.
***
Artykuł jest przeznaczony dla czytelników powyżej 16. roku życia. Zawiera cytaty z wulgarnych komentarzy zamieszczonych w internecie. Większość z nich ma publiczny charakter - może je zobaczyć każdy użytkownik sieci.
Bailey nie odpowiada na pytanie, które zadaje jej X, bo właśnie dostała powiadomienie, że napisał do niej znowu Z. Zaczął od tego, że jest piękną dziewczyną i powinna być modelką. Później zaproponował, że mogliby zostać instagramową parą. To znaczy: rozmawialiby ze sobą i wysyłali sobie fotki. Na zachętę wysłał jej zdjęcie penisa w erekcji.
"Wielu chłopaków lubi, kiedy dziewczyna robi im loda. Wiesz, co to znaczy?" - pyta Z. Rozmawia przecież z 11-latką. Ona może tego nie wiedzieć. On jej wytłumaczy, a potem poprosi, żeby mu wysłała swoje zdjęcie bez koszulki i takie zrobione między nogami. Bardzo by mu się podobało.
"Znasz już swoją waginę? Niektórzy mówią na to c***a. Bardzo chciałbym ją zobaczyć" – pisze dalej Z.
"Chcę też zobaczyć twoje piersi" – dodaje.
Ona odpowiada, że jeszcze nie ma biustu. Jemu to nie przeszkadza. Pisze, że i tak chciałby ssać jej sutki. I prosi, żeby mu wysłała zdjęcie, jak wkłada do buzi swój palec. On sobie wtedy wyobrazi, że ona "robi mu loda", o którym wcześniej opowiadał. Ale najpierw wysyła jej kolejne zdjęcie penisa.
W międzyczasie przychodzi dziewięć kolejnych wiadomości od nieznajomych. Jeden z tych nieznajomych dzwoni. Ona więc szybko zakłada bluzę z kapturem, tak by nie było widać twarzy, gdy włączy kamerę. Światło w pokoju przyciemnione. Odbiera.
- Hej, co słychać. Chciałbym cię zobaczyć – szepcze męski głos.
- Ummm, jestem nieśmiała – mówi ona.
- Nie, kochanie, nie. Nie wstydź się – przekonuje on miękkim głosem.
- Nie wytrzymam tego, k***a – rzuca mężczyzna stojący w rogu przyciemnionego pokoju, w którym siedzi Bailey. Wychodzi.
Jedyna i każda, chociaż nie istniała
To był jeden z wielu podobnych wieczorów w ostatnich dziewięciu miesiącach. Najpierw profesjonalna charakteryzacja. Na 15-letnią Libby, 16-letnią Kait, 14-letnią Avę, Alessię, Lenę, Isabell. Z grzywką, z fioletowym warkoczem, w kucyku, z brokatowym lakierem na paznokciach, w szkolnej bluzie, w dresie. Później nastoletnia historia. Mecze lacrosse, bale maturalne, grzywka czy bez grzywki, kłótnie z rodzicami. Potem scenografia. Żeby pokój wyglądał jak u nastolatki. Poduszki, porozrzucane ciuchy. I żeby można było wszystko zarejestrować – telewizor, komputer, kable, mikrofon, kamera. Następnie zdjęcia. Uśmiech od ucha do ucha. W charakteryzacji, ale i tak trzeba retuszować.
37-letnia Sloane musi wyglądać na 11-letnią Bailey. Wtedy X wyśle jej nagranie, jak się masturbuje, Z będzie tłumaczył, jak się "to robi", a Y na powitanie pokaże zdjęcia penisa w różnych ujęciach.
Jeszcze tylko trzeba wrzucić wyretuszowane zdjęcie na fikcyjne konto na Instagramie. Albo na Snapchata, bo zniknie w 24 godziny. A może na Facebooka? Albo czemu nie zrobić filmiku na TikToka? Czy po prostu zalogować się na którymś z forów dla graczy online.
Tak naprawdę za chwilę 11-letnia Bailey może być wszędzie. Na YouTubie, WhatsAppie, Messengerze, Kiku, YouNow, Whisperze, Yubo, w setkach innych miejsc w sieci, z których 37-letnia Sloane prawdopodobnie nie korzysta, pewnie nawet o nich nie słyszała. W przeciwieństwie do 11-latki. Bo Bailey, gdyby istniała, sporo czasu spędzałaby w internecie.
Czy rodzice wiedzieliby, że napisał do niej X albo Z?
Co ty możesz wiedzieć
Według badań "Nastolatki 3.0" i "Rodzice Nastolatków 3.0" z 2019 roku, przeprowadzonych przez Naukową i Akademicką Sieć Komputerową (NASK), polskie dzieci w wieku 13-17 lat korzystają z sieci przez 4 godziny i 12 minut dziennie. Ich rodzice uważają natomiast, że jest to średnio 2,5 godziny. Chociaż dorośli nie doszacowują czasu spędzonego przez nastolatków przed komputerem i smartfonem, to bardzo wysoko oceniają ich kompetencje w zakresie korzystania z internetu. Aż 90 proc. rodziców uważa, że umiejętności dzieci w tej kwestii są dużo lepsze niż ich własne. Czy są zatem w stanie skutecznie kontrolować to, co robią nastolatki w sieci? Czy potrafią zapewnić im bezpieczeństwo?
- Obecność, zaangażowanie i ciekawość rodziców są kluczowe. Bywa jednak, że czują się zagubieni, nie wiedzą, jak rozmawiać z dziećmi, jak dbać o ich bezpieczeństwo. Obawiają się, że wiedzą za mało – przyznaje Ewa Dziemidowicz, psychoterapeutka z Poradni Dziecko w Sieci Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. - Jednak warto podkreślić, że bezpieczeństwo online to niekoniecznie znajomość najnowszych nowinek technologicznych czy trendów. To rozmowa o wartościach: o szacunku do innych i do siebie, o akceptacji dla różnorodności, o relacjach, autorytetach oraz o uniwersalnych potrzebach i pozytywnych sposobach ich zaspokajania – mówi terapeutka.
Bezpieczne korzystanie z sieci to jednak kwestia niezwykle szeroka. Im więcej możliwości internet oferuje, tym więcej pojawia się zagrożeń: uzależnienie, kradzież danych, przemoc rówieśnicza, pornografia, sexting (wysyłanie wiadomości zawierających nacechowane seksualnie treści, obrazy). Świadomość, że niebezpieczeństwo istnieje, nie jest jednak jednoznaczna z tym, że będziemy wiedzieli, kiedy to nasze dziecko padło ofiarą chociażby cyberprzemocy.
W badaniu NASK 84 proc. rodziców odpowiedziało, że ich dziecko nie doświadczyło przemocy słownej w internecie. Nie pokrywa się to z deklaracjami nastolatków. Tylko połowa z nich twierdzi, że nigdy nie padła ofiarą hejtu. Wyjaśnienie tej różnicy kryć się może w odpowiedzi na pytanie, komu dzieci zgłaszają tego typu problemy – ponad 30 proc. nastolatków nie mówi nikomu, że stosowano wobec nich agresję w sieci.
- To niestety wielka porażka nas dorosłych, bo badania pokazują, że dzieci i nastolatki nie szukają u nas pomocy – zauważa Ewa Dziemidowicz.
Na ten problem zwraca też uwagę psycholożka i seksuolożka Magdalena Szymalak.
- Smartfony coraz częściej zastępują rodzicom smoczek: służą zajęciu i uspokojeniu pociechy – mówi Szymalak. - Jest to pierwszy krok do niepokojącego trendu. Dziecko uczy się, że gdy przeżywa trudne emocje, nie może liczyć na kojącą obecność rodzica i cierpliwe wysłuchanie. Gdy jest smutne, zirytowane lub znudzone, dostaje do rąk telefon z bajką lub prostą grą. Staje się on podstawowym narzędziem regulacji emocji. Jeśli ktoś uważa, że takie dziecko przyjdzie później do rodzica, gdy będzie miało problem, to jest w błędzie – podkreśla terapeutka.
Ci, którzy o problemie kogokolwiek informują, wybierają zwykle albo znajomych, albo platformę czy aplikację, gdzie wcześniej padli ofiarą przemocy.
"Jesteś taka piękna"
Nie zawsze też są tej przemocy świadomi. I jak właściwie wyznać rodzicom, że jest się wykorzystywanym seksualnie, skoro o seksualności ma się niewielkie albo żadne pojęcie? Albo gdy czuje się wstyd i poczucie winy, dezorientację, strach? Gdy jest się 11-latkiem, na którego czyha 40-letni drapieżca?
Choć zwykle działają bardzo dyskretnie, czasem, zaglądając do sieci, można też trafić na takich, którzy szukają, wychodzą naprzeciw. Są bezpośredni, brutalni, często szybcy. Są dostępni. I nawet gdy się wie, że oni istnieją, odkrycie, że istnieją aż tak blisko naszych dzieci, bywa przerażające.
"Chciałbym lizać twoją c***ę"
"Ilu facetów wpuściłaś między swoje nogi?"
"Jesteś taka piękna. Myślałaś o tym, żeby kręcić pornosy? Zarobiłabyś sporo kasy"
"Och, sexy chłopaku!"
"Mój słodziutki!"
"Wspaniałe ciało, przez które robię się twardy"
"Włożę mój wielki język do twojej c***i"
Konta dzieci, na których znaleźliśmy takie komentarze pod ich zdjęciami, są publiczne. Wszyscy mogą zobaczyć, jak użytkownicy o nazwach typu jack102948584 zostawiają tysiące takich wpisów pod setkami fotografii i nagrań [opisy dotyczą realnych użytkowników różnych platform społecznościowych, ich nazwy zostały zmienione].
su1325X na zdjęciu profilowym ma czarną plamę. Pochodzi znikąd, ma trzech znajomych, obserwuje ponad 300 kont.
k1980538 publikuje piękne zdjęcia z podróży i kolekcjonuje komiksy z lat 70.
Użytkownik janek07o nie udostępnił jeszcze żadnych filmów. Nie ma też żadnych znajomych.
jackX205 nie ma zdjęcia profilowego, za to w obserwujących - tylko nastoletnich chłopców. W komentarzach używa wielu emotikonów.
Wiedzą, gdzie szukać. Mają do dyspozycji setki aplikacji czy forów. Prawdopodobnie byli tam wcześniej niż większość rodziców.
Wiedzą, czego szukać. Zdjęć z konkretnymi hashtagami, nagrań konkretnych użytkowników.
Wiedzą, jakie mają możliwości. Że swoje wiadomości w prywatnej konwersacji mogą wykasować, że mogą pobrać wybrane nagranie, zedytować je i upublicznić. Że mogą atakować dzieci swoimi nagimi zdjęciami, pornograficznymi nagraniami. Że mogą się z nimi łączyć na wideoczacie, prosić o kolejne fotografie, niewinne nagrania, potem coraz mniej niewinne, potem otwarcie pornograficzne. Po angielsku, niemiecku, francusku, polsku, rosyjsku, hiszpańsku, turecku.
"Wow! Sexi! Dźgałbym" - pisze J pod filmikiem, na którym P pokazuje, jak tańczy do Beyonce.
"Chciałbym pieścić twoje małe piersi i poczuć palcami twoją mokrą c***ę. Rozłóż swoje uda, nadchodzę" - komentuje R zdjęcie 13-letniej K. z zawodów gimnastycznych.
"Wspaniałe nogi! Powinnaś je opleść wokół mnie" - to A pod zdjęciem, na którym L pozuje na plaży.
"Szukam oddanego i szczerego kociaka, którego mógłbym rozpieszczać zakupami i prezentami. Napisz do mnie, jeśli jesteś zainteresowana" - przeczyta D pod swoim selfie z zajęć baletowych.
Wiele z komentarzy, które można znaleźć pod treściami publikowanymi przez dzieci albo dzieci przedstawiającymi, nie ma jednak tak bezpośrednio seksualnego charakteru. Często są to komplementy z pozoru niewinne, czasem jedynie emotikony. Co – jak się okazuje w czasie zgłaszania treści jako niespełniających standardów – stanowi problem. Ikony przedstawiające ogień, oblizujące się usta, pocałunek, krople wody w określonym kontekście mają oczywistą wymowę, a jednak po weryfikacji zgłoszenia może się okazać, że nie jest to naruszenie regulaminu. Tutaj algorytmy zawodzą.
A takie z pozoru nieszkodliwe "zaczepki" mogą być wstępem do groomingu.
Spokojnie, cierpliwości, wszystko będzie źle
- Grooming oznacza przygotowanie, zachęcenie dziecka do spotkania w zamiarze popełnienia przestępstwa o charakterze seksualnym. Jest to w wielu przypadkach proces nienatarczywy, przebiegający spokojnie, w świecie rzeczywistym albo wirtualnym – wyjaśnia doktor inżynier Małgorzata Skórzewska-Amberg, informatyczka i prawniczka, wykładowczyni Akademii Leona Koźmińskiego.
Sprawca jest cierpliwy. A ofiara?
- To często dziecko, którego potrzeby nie są zaspokojone, któremu brakuje uwagi, wsparcia, obecności dorosłych – wylicza Ewa Dziemidowicz. - Czuje się samotne. W domu, wśród swoich rówieśników. Spędza dużo czasu online, często z nudów, z braku innych zainteresowań. Ma niskie poczucie własnej wartości. To dziecko, w życiu którego dzieją się trudne rzeczy i które jest z tym samo - tłumaczy.
Doktor Skórzewska-Amberg podkreśla, że grooming w sieci jest zdecydowanie bardziej niebezpieczny, bo sprawca może prowadzić działania jednocześnie w stosunku do większej liczby dzieci i bez ograniczeń geograficznych.
Prawniczka zauważa, że w Polsce regulacja, której dotyczy zjawisko groomingu (art. 200a Kodeksu karnego) ogranicza odpowiedzialność sprawców wyłącznie do przypadków, w których ofiarą jest dziecko poniżej 15. roku życia. Za takie czyny grozi im kara do trzech lat pozbawienia wolności.
- Wyniki badań prowadzonych na świecie wskazują, że w znacznym stopniu grooming dotyczy dzieci powyżej tego wieku. Zatem ograniczenie odpowiedzialności sprawcy pozostawia bez ochrony znaczną część ofiar – twierdzi Skórzewska-Amberg. Dodaje jednak, że w ramach tej regulacji penalizowane są także niektóre kontakty nawiązywane z dzieckiem w cyberprzestrzeni, nawet bez niezbędnej konieczności dążenia do spotkania w rzeczywistości (art. 200a § 2 Kodeksu karnego). – To jest bezwzględnie pozytywne rozwiązanie - podkreśla.
Bo przecież sprawca nie zawsze potrzebuje spotkać się z ofiarą w świecie rzeczywistym. Może seksualnie wykorzystać dziecko, dzieląc się z nim lub pozyskując od niego materiały o charakterze pornograficznym.
- Cyberprzestrzeń umożliwia ukrycie istotnych cech sprawcy i ułatwia przekonanie dziecka, że ewentualne czynności seksualne, w które się zaangażuje na przykład przed kamerą internetową, będą anonimowe – mówi doktor Skórzewska-Amberg. - Często się przy tym zapomina, że pozyskane w ten sposób materiały z udziałem dziecka pozostają nie tylko w dyspozycji ich posiadacza, ale raz udostępnione w sieci teleinformatycznej są w zasadzie nieusuwalne. Każdorazowy do nich dostęp może ponownie traumatyzować ofiarę – zauważa prawniczka.
Taka jest prawda
Ponad 20 prób połączeń na czacie, siedem rozmów, wymiana wiadomości z 17 mężczyznami, z czego 11 wysłało zdjęcia genitaliów, kilka próśb o zdjęcia nagich piersi. To był tylko ten jeden wieczór, gdy 37-letnia Sloane, która sama jest matką, została 11-letnią Bailey.
"Miałam mokre plecy, bolały mnie mięśnie, serce drżało" – tak ponad 2,5-godzinną sesję wspomina Sloane. A przecież robi to od dziewięciu miesięcy.
W 2018 roku amerykańska firma Bark, która zajmuje się edukowaniem o bezpieczeństwie dzieci w sieci i jest właścicielem aplikacji do kontroli rodzicielskiej, zgłosiła FBI 99 osób podejrzewanych o wykorzystywanie seksualne nieletnich przez internet. W 2019 roku liczba wzrosła do ponad 300. Wtedy w Bark zdecydowano o powołaniu specjalnego zespołu. To właśnie on, na czele ze Sloane, stworzył fikcję, która miała pokazać, jak brutalny jest real.
"Zastanawialiśmy się, jak przedstawić rodzicom i szkołom nową rzeczywistość" – tłumaczy Sloane. "Jak wyjaśnić znaczenie i zasięg groomingu w internecie pokoleniu, które nie dorastało z takim zagrożeniem" – opowiada o początkach pracy w nowym zespole. "Nie chcieliśmy prezentować prawdziwych rozmów ze sprawcami, bo to byłoby ponowne traumatyzowanie ofiar" - tłumaczy. Dlatego postanowili wejść do sieci, udając nieletnich.
Zaczęli jednak od nawiązania kontaktu z rządowymi organami zajmującymi się sprawami dzieci oraz zwerbowali do zespołu prawnika. Miał czuwać nad tym, aby wszystkie materiały, które zespół zgromadzi, były prawidłowo zabezpieczone i w odpowiedniej formie przekazane służbom: lokalnym, stanowym i Narodowemu Centrum Zaginionych i Wykorzystywanych Dzieci.
"Robimy to od wielu miesięcy, a nadal szokuje nas skala i charakter tych perwersji" – opisuje Sloane. W połowie grudnia opublikowała w portalu Medium relację z wieczoru, gdy wcieliła się w 11-letnią Bailey. Otrzymała w odpowiedzi tysiące maili od tych, którzy byli w sieci atakowani i wykorzystywani, od przerażonych rodziców i od tych, którzy szukali wskazówek, jak zapobiegać wirtualnym spotkaniom dzieci z drapieżcami.
Coś kontrolować
"Dbanie o bezpieczeństwo młodych ludzi na Instagramie jest dla nas niezwykle ważne i nie dopuszczamy treści ani zachowań, które zagrażają prywatności i bezpieczeństwu nieletnich" - tak Biuro Prasowe Facebooka odpowiada nam na pytanie o to, co dzieje się z niestosownymi komentarzami pod zdjęciami dzieci na Instagramie. "Zgłaszamy wszystkie widoczne przypadki wykorzystywania dzieci pojawiające się na naszej stronie z dowolnego miejsca na świecie do amerykańskiego Narodowego Centrum Zaginionych i Wykorzystywanych Dzieci (NCMEC). NCMEC przekazuje je następnie odpowiednim organom ścigania w kraju, którego dotyczy naruszenie".
Biuro wyjaśnia także dalej, że regularnie publikuje "raporty podsumowujące egzekucję standardów na Facebooku, a w najnowszym, opublikowanym w listopadzie - także na Instagramie. Wiemy z nich przykładowo, że 99,5 proc. spośród 11,6 miliona treści usuniętych w trzecim kwartale 2019 roku ze względu na wykorzystywanie seksualne dzieci zostało usunięte proaktywnie, zanim zostały one zgłoszone przez użytkowników".
Mechanizm zgłaszania nieodpowiednich treści jest w wielu serwisach i aplikacjach podobny. Najczęściej przy komentarzu znajduje się rozwijalne menu, w którym są opcje zgłaszania i ukrywania treści, gdzie w kolejnym kroku podaje się, w jaki sposób naruszają one regulamin (np. nagość, mowa nienawiści, nękanie, naruszenie praw autorskich). W aplikacjach na smartfonach wystarczy też czasem jedynie dotknąć danego komentarza i dłużej potrzymać, by rozwinęło się menu. W podobny sposób można też zgłosić nie komentarz, ale konkretnego użytkownika. Wtedy należy wejść w jego profil i w menu wybrać opcję "zgłoś".
Sposób zgłaszania treści może się jednak nieco różnić w zależności od tego, jaki mamy system operacyjny w telefonie i jaką wersję aplikacji, warto więc zapoznać się z regulaminem serwisu. Tam dokładnie opisane są sposoby zgłaszania naruszeń.
Właściciele serwisów społecznościowych i aplikacji wprowadzają m.in. ograniczenia wiekowe. Na taki krok zdecydował się chociażby TikTok, a w grudniu 2019 roku Instagram. Aby założyć konto, należy mieć ukończone 13 lat. Biuro Prasowe Facebooka podaje, że by zweryfikować wiek użytkownika na Instagramie, sprawdza dane z Facebooka. W przypadku osób, które nie mają konta na Facebooku, firma - jak twierdzi - szuka sposobu "na poznanie wieku użytkownika, nie tworząc jednocześnie wrażenia nadmiernej ingerencji".
Są także wirtualne centra pomocy, ustawienia prywatności, algorytmy analizujące treści pod kątem naruszeń standardów.
- Nie instalujmy dzieciom aplikacji, które regulaminowo nie są przewidziane dla nich. Ośmio- czy dziewięciolatków korzystających z Instagrama, Facebooka, Messengera jest bardzo dużo, pomimo że aplikacje te dozwolone są dla osób od 13. roku życia - mówi Ewa Dziemidowicz z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę.
Poza regulacjami wprowadzanymi przez właścicieli aplikacji i platform społecznościowych, istnieje coraz szersza oferta programów do kontroli rodzicielskiej, które instaluje się na komputerze i aplikacji na telefon, analizujących treści pod kątem niebezpiecznych zachowań w internecie.
- Udostępniając dzieciom urządzenia ekranowe z dostępem do internetu, zadbajmy o to, żeby były odpowiednio zabezpieczone. To bardzo ważne, a jednak większość dzieci nie ma na swoim urządzeniu oprogramowania kontroli rodzicielskiej - zauważa psychoterapeutka.
W badaniu NASK ponad 60 proc. rodziców przyznało, że nie stosuje żadnej technologii, by zabezpieczać urządzenia, których dzieci używają do surfowania po sieci.
Jak pokazują jednak przykłady ujawnianych co chwilę wstrząsających historii o dorosłych wykorzystujących i osaczających w sieci nastolatki i coraz młodsze dzieci, a także policyjne statystyki, seksualni drapieżcy potrafią wymknąć się regulaminom, zaporom, algorytmom.
Czy to znaczy, że jako dorośli jesteśmy zupełnie bezradni, a dzieci bezbronne?
Czegoś nauczyć
Psycholożka i seksuolożka Magdalena Szymalak zwraca uwagę na to, że ważne jest uczenie zdrowego podejścia do internetu już od początku, przy stawianiu pierwszych kroków w sieci. - To, co każdy rodzic może zrobić, to towarzyszyć dziecku przy oglądaniu bajek czy graniu, rozmawiać o tym, co widzi na ekranie, świadomie wybierać odpowiednie i rozwojowe treści. Dzięki temu dziecko nauczy się, że internet ma wzbogacać świat i relacje, a nie być ich zamiennikiem.
Psycholożka dodaje, że jeśli chodzi o dorastające dzieci, sytuacja nie jest już tak prosta. - To naturalne, że rodzice mają wtedy mniejszą kontrolę i wręcz powinni stopniowo oddawać ją w ręce dzieci.
I to właśnie wtedy tarczą ochronną może stać się oparta na zaufaniu relacja z rodzicami.
- Sprawdzanie, czytanie, co i gdzie dziecko opublikowało, przekraczanie granic prywatności oddziela to dziecko od rodzica - zauważa Ewa Dziemidowicz. Tłumaczy jednocześnie, że szanując prawo do posiadania "własnych spraw", nie musimy się pozbawiać wiedzy na temat tego, co się dzieje z naszym dzieckiem w sieci. - Rozmawiajmy, pytajmy, oglądajmy razem to, co jest dla nich interesujące. Umówmy się też z nimi, czego nie będą robić i dlaczego nie powinny na przykład publikować czy wysyłać swoich zdjęć, rozmawiać z nieznajomymi, publikować materiałów bez naszej wiedzy. Czy też, że powiedzą nam na przykład, kiedy na klasowej grupie w sieci pojawią się niepokojące materiały - radzi terapeutka.
- Bądźmy na bieżąco z tym, co się u nich dzieje, z kim są blisko, z kim się przyjaźnią, z kim spędzają czas. Online i offline - dodaje.
- To bliska i bezpieczna więź jest najbardziej chroniącym czynnikiem ze wszystkich – dodaje Magdalena Szymalak. - Nawet jeśli dziecko z ciekawości albo chwilowego zapomnienia wplącze się w jakiś problem, to wyjdzie z niego szybciej, bo nie będzie się obawiało porozmawiać z opiekunem. Będzie wiedziało, że jest kochane i dla opiekuna liczy się przede wszystkim jego dobro i bezpieczeństwo. Że nie zostanie skrzyczane, wyśmiane i porzucone - tłumaczy ekspertka.
Jednak nie tylko rodzice mają swoją rolę do odegrania w przygotowaniu dzieci do bezpiecznego korzystania z internetu.
- Dobrze, jeśli szkoła podejmuje temat niebezpiecznych kontaktów online w rozmowach zarówno z dziećmi, jak i z rodzicami – mówi Ewa Dziemidowicz z Poradni Dziecko w Sieci. - Coraz więcej młodych ludzi tworzy relacje koleżeńskie i romantyczne z osobami, które znają tylko z internetu. Dlatego potrzebują się od nas, dorosłych, dowiedzieć, że istnieje takie zjawisko jak grooming, czym się charakteryzuje, jak mogą je rozpoznać i się przed nim ochronić - tłumaczy ekspertka.
Terapeutka zwraca w tym kontekście uwagę na rolę edukacji seksualnej. - Myśląc poważnie o bezpieczeństwie dzieci, online i offline, musimy im zapewnić dostęp do rzetelnej edukacji seksualnej. Młodzi ludzie potrzebują wiedzy. Jeżeli nie otrzymają jej od nas i z wiarygodnych, zweryfikowanych źródeł, poszukiwać jej będą w internecie, czerpiąc wzorce dotyczące bliskości, relacji i seksualności między innymi z pornografii - mówi Dziemidowicz i dodaje, że ważne jest tutaj także wskazanie dzieciom, jak różnie może objawiać się przemoc. - Doświadczenia, w których ktoś przekracza nasze granice, bo nie potrafimy rozpoznać przemocy, nie wiemy, że możemy powiedzieć "nie", zostają z nami czasem na bardzo długo - zauważa.
Coś zrobić
Równie dużej empatii i delikatności, co sama edukacja i ostrzeganie przed zagrożeniami w sieci, wymaga też reakcja rodzica na to, że dziecko zawarło w internecie niebezpieczną relację z dorosłym.
- Nie oskarżajmy, nie krzyczmy, nie krytykujmy. Dziecko potrzebuje naszej miłości i wsparcia. To ono w tej sytuacji jest ofiarą, zostało zmanipulowane – mówi Ewa Dziemidowicz.
Terapeutka zwraca też uwagę na emocje, których doświadczają wtedy rodzice. - Najpierw zaopiekujmy się dzieckiem i zadbajmy o jego bezpieczeństwo. Później pomyślmy o swoich emocjach. Odkrycie, że dziecko padło ofiarą uwodzenia, że tworzy materiały erotyczne, często powoduje bardzo mocne reakcje po stronie rodziców: poczucie winy, złość, na siebie, na dziecko, samokrytykę, wstyd, poczucie porażki, wycofanie, lęk. Trzeba zrobić przestrzeń na te reakcje, wyrazić je. Ale nie do dziecka – podkreśla Dziemidowicz i radzi zwrócić się wtedy do profesjonalisty: na przykład psychologa czy szkolnego pedagoga.
- Takie sytuacje pokazują, że potrzebujemy uważnie przyjrzeć się dziecku, jego potrzebom i funkcjonowaniu, naszej relacji z dzieckiem oraz nam samym w roli rodzica i wprowadzić zmiany – zaznacza Ewa Dziemidowicz.
Gdzie szukać wsparcia:
800 100 100 - Telefon Dla Rodziców i Nauczycieli (bezpłatna infolinia Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę), fdds.pl
116 111 - Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży (bezpłatny numer dla dzieci i młodzieży do 18. roku życia), 116111.pl
22 635 93 92 - telefon zaufania Grupy Edukatorów Seksualnych Ponton, ponton.org.pl.