- Jestem człowiekiem i nie będę udawał kogoś, kim nie jestem. Emocje, tęsknota za kimś bliskim – to są ludzkie sprawy. Ludzie rozmawiają na takie tematy - tak Robert Biedroń odpowiada w rozmowie z Arletą Zalewską na pytanie, dlaczego publicznie mówi o seksie.
Arleta Zalewska: Kim jest dzisiaj Robert Biedroń?
Robert Biedroń: Prezydentem Słupska, politykiem.
A nie celebrytą?
Ja siebie tak nie określam.
Pop-politykiem?
Popularność jest ważna, żeby docierać do ludzi, a to jest moim celem. Gdybym nie wyszedł do osób, które oglądają programy rozrywkowe, nie napisał książki o swoim życiu prywatnym, gdybym nie funkcjonował w tylu innych przestrzeniach, to prawdopodobnie wiele osób nie dowiedziałoby się, jakie mam poglądy.
Pytam o granice powagi...
Jestem po prostu sobą i nadal mam wysokie zaufanie społeczne, wyższe niż wielu poważnych i smutnych polityków.
"Jak się nie widzimy miesiąc, to króliczki Duracella odpadają przy nas, 24 godziny na dobę" - mówi prezydent Słupska o relacjach ze swoim partnerem. Jaki mają sens takie wyznania w ustach polityka?
Taki, że jestem człowiekiem i nie będę udawał kogoś, kim nie jestem. Emocje, tęsknota za kimś bliskim – to są ludzkie sprawy. Ludzie rozmawiają na takie tematy.
Politycy? Publicznie?
Oczywiście.
Gdzie? Do czego wyborcom ta wiedza potrzebna?
Patrzę na to w ten sposób: jeśli się stoi przed dylematem - mieć z jednej strony Jarosława Kaczyńskiego, który robi zamach na demokrację i opowiada górnolotne frazesy, które nijak się mają do tego, co robi, a z drugiej Biedronia, który wystąpił w talk show i rozmawia o ludzkich sprawach, to - przepraszam - ja chętnie posłucham tego drugiego.
Zostawmy Jarosława Kaczyńskiego. Pytam o to, jaki ma sens mówienie tyle o seksie przez polityka, poza efektem skandalu?
Nie jestem zupą pomidorową, nie muszę wszystkim smakować. Nie zamierzam niczego udawać. Przez lata wiele osób naciskało na mnie, żebym był tak skrojony, jak oni sobie wyobrażają, dostosowany do ich wyobrażeń. Pamiętam moją mamę, która mi powiedziała, żebym nie mówił nikomu, że jestem gejem. Ona tego nie mówiła, żeby mi zaszkodzić, mówiła to, bo uważała, że tak będzie lepiej dla mnie. Już wtedy wiedziałem, że jeżeli będę udawał, to przegram życie, bo będę nieautentyczny. Dziś też nie zamierzam się zmieniać.
Czy o autentyczności polityka decyduje to, że mówi tyle o swojej seksualności?
Pani widzi we mnie seks, ja widzę we mnie człowieka. Wie pani, ile ważnych tematów przemyciłem w takich wypowiedziach? Dzięki temu ludzie słyszą o wrażliwości, szacunku do partnera czy partnerki, o tolerancji. Biorę za to odpowiedzialność. Jedno wiem: staram się nie obrażać ludzi, pamiętać o wrażliwości i empatii. Jeżeli komuś nie będzie się podobał Biedroń taki, jaki jest, to przecież ja nie muszę być w polityce. Zbyt dużo jest lukrowanych, wygładzonych polityków, którzy boją się własnych poglądów, boją się proboszcza czy wójta w swoim okręgu wyborczym.
Co pan czuje, patrząc na Sejm?
To huśtawka emocji, którą fundują nam posłowie. Od kabaretu po wściekłość, beznadzieję, bezradność, po frustrację.
A mobilizację?
Też, dlatego czuję, że prawdopodobnie nadejdzie taki czas, kiedy wrócę do ogólnopolskiej polityki, bo kocham Polskę i wiem, jak chciałbym, żeby wyglądał nasz kraj. Nie jestem głuchy i ślepy, czuję tę presję i czuję odpowiedzialność. Jeżdżę po kraju, spotykam się z ludźmi. Dyskutujemy, a na moje spotkania przychodzi po 400-500 osób.
I o co pytają?
Pytają kiedy.
I co Pan odpowiada?
Że jeszcze nie wiem kiedy, ale że ten moment na pewno nastąpi.
Co jest dzisiaj politycznym celem Biedronia?
Żeby dobrze wykonać swój mandat prezydenta Słupska. Sukces Słupska to sukces Biedronia. Porażka Słupska to porażka Biedronia. Na szczęście bycie gospodarzem miasta idzie mi nieźle, pokazałem wszystkim wątpiącym, że inna polityka jest możliwa, że da się zarządzać miastem oszczędnie, z troską o najsłabszych, zgodnie z głoszonymi wartościami. Kiedy zostawałem prezydentem, Słupsk był bankrutem. Dziś mamy nadwyżkę budżetową.
I teraz pan ich zostawi i wróci do dużej polityki?
Wie pani co, wielu moich wyborców mówi - Słupsk to za mało. Mówią - dzisiaj zrobił pan już porządek w Słupsku, ale proszę już jechać ogólnopolsko, bo my się boimy o Polskę.
Czym chce pan skusić wyborców?
Musi przyjść świeży, całkiem nowy projekt. Coś, co sprawi, że ludzie powiedzą – tak, na to czekaliśmy. Nowe musi być wszystko - idea, ludzie i lider. Autentyczny lider. Justin Trudeau udowodnił to w Kanadzie, a Emmanuel Macron we Francji. Dziś na świecie wygrywają ruchy społeczno-polityczne, na czele których stoją mocni liderzy. I z prawa, i z lewa. Dzisiaj mamy pop-politykę liderską i tak się stanie w Polsce.
I pan ma być polskim Macronem czy Trudeau?
Na razie jestem liderem w Słupsku. Jak będzie się kończył mój mandat prezydencki, to odpowiem pani na to pytanie.
To, że pan chce, słyszę. Pytanie, czy pan jest w stanie?
Wiem, że jestem silnym człowiekiem i że dużo przeszedłem w życiu, żeby być tu, gdzie jestem. Nikt w bardzo wielu momentach nie wierzył, że mi się to uda. Jakby pani zapytała osiem lat temu, czy będę posłem, i ja, i pani prawdopodobnie postukalibyśmy się w czoło. Ale miałem marzenie, żeby zmieniać Polskę i zostałem posłem. A potem, o czym pani dobrze wie, nikt mi nie dawał szans w wyborach samorządowych, a zostałem prezydentem Słupska. Więc jak dzisiaj się ktoś mnie pyta, czy czuję się na siłach, żeby zostać liderem jakiejś nowej formacji, to mówię – czas pokaże.
Czyli pytanie jest "kiedy", a nie "czy"?
Pytań jest wiele, bo to jest skomplikowane. To jest kwestia tego, z kim i jak to będę robił. Jedno jest pewne - nie próżnuję. Z tym, że dla mnie nadal najważniejszy jest Słupsk, bo sięgnąłem w tym roku po rekordowe fundusze unijne. Słupsk nigdy nie dostał takich pieniędzy. Wygraliśmy wszystkie projekty, o jakie aplikowaliśmy. Muszę być super przygotowany, żeby te inwestycje skonsumować. To jest moja odpowiedzialność.
Z tego, co słyszę, pan w Słupsku się dusi i ciągle wyjeżdża?
Nie można się dusić w mieście, które daje tyle możliwości rozwoju.
Ale pan 250 dni był poza miastem?
Jeżdżę i załatwiam sprawy dla Słupska.
Ale pan kulę ziemską okrążył dwa razy i to nie były tylko wyjazdy służbowe
I okrążę kolejny raz, jeśli to sprawi, że przywiozę do Słupska nowe inwestycje i pomysły na miasto. Siedząc na miejscu, nie załatwiłbym na przykład finansowania lekcji wychowania fizycznego dla dzieci na lodowisku, bo w Słupsku dzieci zimą uczą się jeździć na łyżwach za darmo. Nie załatwiłbym środków na remonty mieszkań komunalnych ani oświetlenia LED. Nie bralibyśmy udziału w projektach unijnych, do których przystąpiliśmy dzięki moim osobistym kontaktom. A w końcu nie dostali ogromnych środków rządowych przed wyborami w 2015 roku.
Widzi pan ludzi do współpracy?
Widzę. Bardzo wiele jest takich osób, zresztą w różnych sferach polityki. Mam przyjaciół i marzę, żeby z nimi iść przez politykę i są to osoby praktycznie od lewa do prawa. I Barbara Nowacka, i Krzysiek Gawkowski. I Borys Budka, i Kamila Gasiuk-Pihowicz.
Co Was łączy?
Pewne wartości. Marzenie o Polsce, która jest demokratyczna, praworządna, sprawiedliwa społecznie, progresywna w wielu kwestiach, bardzo europejska. Łączy nas też to, że jesteśmy w stanie dać ludziom nadzieje na to, że inna polityka jest możliwa.
Wybory do Parlamentu Europejskiego latem 2019 mają być dla Was początkiem?
Wybory europejskie mogą być początkiem nowego rozdania, nowej formacji opartej na wartościach, a stworzonej z ludzi, którzy są nadal wiarygodni i autentyczni, którzy tego nie stracili.
Dlaczego nie będzie pana na spotkaniu lewicy u Barbary Nowackiej? (w niedzielę 28 stycznia – red.)
Jestem wtedy w Świdnicy na spotkaniu progresywnych samorządowców. Zjeżdżają się prezydenci i burmistrzowie z całej Polski.
Pana nieobecność u Nowackiej będzie znamienna?
Spotkanie w Świdnicy było już od dawna zaplanowane. Ale wspieram Barbarę Nowacką i dobrze, że różne lewicowe środowiska rozmawiają i szukają porozumienia.
A co ze zjednoczeniem opozycji?
Uważam, że opozycji nie uda się zjednoczyć. Liderzy powinni rozmawiać, współpracować. Są wyborcy, którzy nie zagłosują na listę, na której Platforma połączy się z SLD czy Nowoczesna z Razem. To się wyklucza.
Czyli mówi pan sejmowej opozycji "nie"?
Bo jest nieautentyczna, wielokrotnie zawiodła już wyborców. Ludzie nie wierzą, że ta opozycja poprowadzi ich ku polityce bez Kaczyńskiego. Ale nie jestem w PO czy Nowoczesnej. To ich decyzje i nie moja bajka.
Nie wierzy pan w Grzegorza Schetynę?
Grzegorz Schetyna ma tego pecha, że nie jest liderem na dzisiejsze czasy i mówię to z ubolewaniem, bo nie cieszę się z porażki Platformy czy Nowoczesnej. To jest katastrofa, bo wszyscy na tym tracimy, a zyskuje PiS. Potrzebne jest coś nowego, całkowicie inna polityka.
Co oznacza inna?
Inna, czyli bardziej wrażliwa społecznie, bardziej demokratyczna. Mogę zrobić Słupsk Polakom. Mogę przenieść wszystkie moje doświadczenia, praktyki, o których bardzo często ludzie mówili „wow”. Tak jak na przykład transparentny urząd, czyli funkcjonowanie państwa w taki sposób, żeby ludzie wiedzieli, na co są wydawane pieniądze. Jak słyszę, że pani minister edukacji ukrywa listę ekspertów, którzy przygotowywali reformę edukacji, to jest dla mnie nie do pomyślenia. Publiczni eksperci opłacani z publicznych pieniędzy? U mnie w urzędzie wszystkie pensje, faktury, wydatki - wszystko jest jawne. Marzę o tym, żeby taki standard obowiązywał w całej Polsce. Dlaczego? Bo pani i ja jesteśmy podatnikami i mamy prawo do tej wiedzy.
Co z drugą kadencją?
Chcę ponownie kandydować na prezydenta Słupska.
Czyli wystartuje pan a po pół roku zrezygnuje?
Nie wyobrażam sobie, żebym kandydując na prezydenta Słupska, mógł po kilku miesiącach zrezygnować. Ale wyobrażam sobie też sytuację, kiedy nie kandyduję na drugą kadencję i rozpoczynam nowy projekt.
Patrząc na sondaże, to Jarosław Kaczyński z Mateuszem Morawieckim na czele rządu są jak magnes.
Tak, ale Jarosław Kaczyński popełnia wiele błędów. Będzie mu rosła opozycja bardziej radykalnej części PiS-u, która częściej nadaje ton w PiS-ie. Plus - oni są dziś obciachem.
Mateusz Morawiecki jest obciachem?
Kaczyński jest obciachem, a to on decyduje. Kto dzisiaj wsadza w kamasze senatorów PiS-u? Kto jest w stanie jednym ruchem usunąć Morawieckiego z funkcji premiera? Kto ma tę siłę w Polsce? Nie wyborcy, nie demokratyczny parlament, tylko Jarosław Kaczyński. Ale nie chcę zajmować się Kaczyńskim, chcę pokazać ludziom alternatywę. Chcę, żeby Polska Jarosława Kaczyńskiego przeszła do skansenu polityki.
Ale ta Polska ma dziś konkretne twarze wyborców, ma poparcie na poziomie 40 procent...
Swoją przygodę z polityką zaczynałem, gdy Sojusz Lewicy Demokratycznej miał 42 procent. Pamiętam Donalda Tuska, który mówił, że nie miał z kim przegrać. Wierzę więc w przegraną Jarosława Kaczyńskiego.
Chyba tylko pan.
Dobry początek. Powiem pani szczerze - kilkanaście lat temu chodziło mi tylko o to, żeby spokojnie i godnie żyć, a to doprowadziło mnie do tego miejsca, w którym jestem dziś. Będę więc szedł dalej.
Ma pan komu miasto przekazać?
Dobry lider już pierwszego dnia przygotowuje swojego następcę. A staram się być roztropnym liderem.