Na swoje pierwsze przesłuchanie do Polskiego Związku Piłki Siatkowej Vital Heynen przyszedł perfekcyjnie przygotowany. O każdym z zawodników wiedział wszystko. Przyniósł też medal z czekolady z napisem "Tokio 2020". Nie marzył, że mistrzem zostanie dwa lata wcześniej.
Na boisku awanturnik, kłóci się z sędziami, ale w życiu prywatnym ponoć oaza spokoju. Zakochany po uszy w swoich kobietach. Żonie i trzech córkach – najstarsza ma 23, a najmłodsza 14 lat. Laura, Jade i Bente.
Z pannami Heynen nie widuje się często, bo nie mieszka razem z nimi. On żyje w Niemczech, nad Jeziorem Bodeńskim, bo poza reprezentacją Polski prowadzi jeszcze klub VfB Friedrichshafen. One z matką są w Belgii, skąd będą mogły wyfrunąć dopiero po studiach. Taki rodzice postawili im warunek.
Dumny ojciec otwarcie przyznaje, że daje córkom wejść sobie na głowę.
- Dla nich zrobię wszystko. Mają moją kartę kredytową i są zadowolone – puszcza oko w wywiadach, kiedy dopytywany jest o rozłąkę z rodziną.
O sobie w notce na twitterowym profilu napisał krótko: "Mąż, który rzadko jest w domu". Bo zjawia się raz na dwa tygodnie.
Porozumiewa się po angielsku, francusku i niemiecku. Zaczął uczyć się polskiego, ale na razie publicznie powiedział tylko "nieprawdopodobne". Bo nieprawdopodobny był sukces, jaki odniósł z Polakami na niedawnych mistrzostwach świata.
Showman ze słowotokiem
Jaki jest? - Gdybym usłyszał, że Vital Heynen jest normalny, uznałbym to za obrazę - przedstawił się kiedyś.
Coś w tym jest. Może Belg, jak na byłego siatkarza, to niewysoki facet (mierzy 190 cm), ale w jednym przebija całą reprezentację Polski. To showman, buzia mu się nie zamyka i lubi, gdy kamery wycelowane są w niego.
- Czasami nóż w kieszeni się otwiera, gdy się go słucha – podsumował trenera pół żartem, pół serio libero kadry Paweł Zatorski zaraz po powrocie ze złotych mistrzostw świata.
- Oj tak, trener Vital lubi dużo mówić. Gdzie się pojawia, robi show, zwłaszcza na konferencjach prasowych – potwierdza Wojciech Jurkiewicz, były siatkarz Transferu Bydgoszcz, gdzie Belg dostał pierwszą pracę w Polsce.
Inni jego byli podopieczni, gdy proszę o szybkie scharakteryzowanie trenera, najczęściej odpowiadają: oryginał ze słowotokiem. Oryginał na treningu, oryginał przed kamerami.
Polscy siatkarze mistrzami świata »
Jak mówca, a nie trener siatkówki
Obrazek z poniedziałku, już po wylądowaniu w Warszawie: konferencja w przylotniskowym hotelu, za stołem siedzą prezes związku, minister sportu, sponsorzy, a siatkarze i sztab szkoleniowy posłusznie metr, może dwa dalej. Gdy Heynen dostaje głos, dziękuje swoim chłopakom za wysiłek, który dał im wszystkim upragnione złoto. Jako jedyny przemawia, przechadzając się z mikrofonem po salce. 49-latek wygląda nie jak siatkarski trener, lecz spec od motywacji. Grzesiak albo jakiś inny Jakubiak.
W którymś momencie selekcjoner wprawia wszystkich w osłupienie. Bierze swój medal i mówi tak:
- I jeszcze jedno. W dniu, kiedy zacząłem pracę z Polską, obiecałem prezesowi Jackowi Kasprzykowi złoty medal. Oto on.
Podchodzi do zaskoczonego szefa polskiej siatkówki, a następnie zawiesza mu na szyi mistrzowski krążek.
Cały Vital Heynen. Oryginał. Zaskoczył nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz.
60 stron pod pachą i medal z czekolady
Pracę z Polakami zaczął w lutym.
- Z nim o siatkówce można rozmawiać godzinami, jak nie dniami. Przekonał nas warsztatem szkoleniowym, umiejętnością porozumienia się z zawodnikami, a przypominam, że po poprzednich mistrzostwach mieliśmy poharataną kadrę. Paru graczy z niej odeszło, pojawiło się zmęczenie – zachwala selekcjonera i jego pasję do siatkówki Paweł Papke, były reprezentant kraju i były prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej, dziś członek zarządu związku.
Heynen miał już na koncie pierwsze trenerskie sukcesy. Z reprezentacji Niemiec wycisnął niemal wszystko. Dotarł z nią do piątego miejsca na mistrzostwach Europy, później był brąz mistrzostw świata, ale zabrakło kwalifikacji do igrzysk w Rio de Janeiro, stąd rozstanie. Przed Polską była jeszcze kadra Belgii i czwarte miejsce w Europie.
Siatkówka pochłania go bez reszty, bo pracę z drużynami narodowymi łączy z trenowaniem w klubie. Gdy prowadził Niemców, pracował równocześnie w tureckim Ziraat Bankasi Ankara, a później w Transferze Bydgoszcz i francuskim Tours VB. Gdy dostał propozycję z PZPS, postawił warunek: będzie odpowiadał za kadrę, ale i dalej prowadził niemiecki klub VfB Friedrichshafen. Działacze nie mieli wyjścia.
Papke był jednym z tych, którzy zdecydowali o nominacji Belga. Zachwycił się doskonałym przygotowaniem przyszłego trenera reprezentacji.
- Przed podjęciem decyzji spotkaliśmy się z nim trzykrotnie. Wiedział wszystko o każdym naszym zawodniku, a także o siatkarzach innych drużyn narodowych. O ich postępach w rozwoju. Miał przygotowany pełen pakiet analiz tego, co się wydarzyło w poprzednim sezonie w polskiej kadrze. Miał pomysły, jak to naprawić, jak dotrzeć do zawodników. Perfekcjonista – wylicza Papke.
Na pierwsze ze spotkań kandydat z Belgii przyszedł z 60-stronicowym programem działań z reprezentacją. W ręku miał też czekoladowy medal, na którym widniał napis: "Tokio 2020". Działacze oniemieli. Kupił ich tych medalem olimpijskim, na który polska siatkówka czeka od 1976 roku, od Montrealu i złotej drużyny Huberta Wagnera.
Tak posprzątał, że został mistrzem
Najpierw nowy selekcjoner musiał posprzątać po poprzedniku, bo Ferdinando De Giorgio nie podołał zadaniu. Przyszła klapa na mistrzostwach Europy i Włocha wylano po dziewięciu miesiącach pracy. Tymczasem Heynen w siedem miesięcy zrobił z Polaków mistrzów świata.
Jeszcze przed turniejem pokazał, że jest nie tylko dobrym trenerem, ale i niezłym psychologiem. Zmienił miejsce przygotowań, odrzucił od lat faworyzowaną Spałę i postawił na Zakopane. – Rok wcześniej kadra spędziła w Spale sześć tygodni, a później przegrała mistrzostwa Europy. To miejsce kojarzy się z porażką – przekonywał w jednym z wywiadów.
W końcu dokonał niezbędnego remontu wewnątrz drużyny. Kilka zgranych nazwisk skreślił (odrzucił Mikę, o Bartmanie i Żygadle nie chciał słyszeć), wstrzyknął świeżej krwi (Kochanowski, Szalpuk i Śliwka) i przede wszystkim dotarł do Bartosza Kurka, z którego wyrósł najlepszy zawodnik całych mistrzostw. A nie brakowało takich, którzy na Kurku postawili już krzyżyk.
Nikt złota od Polaków i dowódcy z Belgii nie oczekiwał. – Będziemy zadowoleni z miejsca w szóstce – powtarzano w PZPS przed mistrzostwami.
Sam trener też był ostrożny. W końcu obiecał medal, ale nie na mistrzostwach świata, tylko na igrzyskach w 2020 roku. - Mistrzostwo świata? To utopia. Niech zespół po prostu dobrze zagra – odparł, gdy po mianowaniu go selekcjonerem reprezentacji dostał pytanie o cel na bułgarsko-włoskim mundialu.
Utopijne okazało się możliwe.
Nieustanny słowotok, pyskówki
Dla Polski pierwszy wymyślił go Piotr Sieńko, właściciel Transferu Bydgoszcz. Była zima 2013 roku.
- Szukaliśmy dobrego trenera, który jest w stanie podnieść bydgoską siatkówkę na jak najwyższy poziom i na którego będzie nas stać. Po wywiadzie środowiskowym, już nie pamiętam, kto mi go polecił, Vital okazał się najlepszym kandydatem. Wiedziałem, że już jako zawodnik był charyzmatyczny, był świetnym rozgrywającym – opowiada Sieńko.
Nowy trener ekspresowo wrył się w pamięć. Jest charakterystyczny, ekspresyjny, żywo gestykuluje, wdaje się w pyskówki z sędziami, a ci go karzą żółtymi kartkami.
- Prowadzi z nimi wojny, żeby na nich wywierać presję. To taki styl włoski. Bywa, że czasami przesadza – przyznaje Paweł Papke.
- Na pewno jest kontrowersyjny. Dużo łatwiej gra się z trenerem Heynenem niż przeciwko niemu. Ta jego poza na ławce, nieustanny słowotok i gestykulacje muszą oddziaływać na rywali – dodaje jeden z byłych podopiecznych Belga. Chce pozostać anonimowy. – Cieszmy się sukcesem, to nie czas, żeby mówić o jego wadach – tłumaczy swoją ostrożność.
- Gdyby był moim trenerem, to chyba od czasu do czasu byśmy się starli. Wolałem trenerów, którzy byli ostrzejsi podczas treningu, a w czasie meczu dawali spokój. Żeby się porozumieć, musielibyśmy się najpierw mocno dotrzeć – śmieje się z kolei Papke.
Konfliktów w Bydgoszczy, mimo że trafił swój na swego, Piotr Sieńko, ówczesny prezes Transferu, nie pamięta.
- Tak, Vital jest porywczy, ja też nie jestem aniołkiem, ale szarpania za łby nie było. Ułożyliśmy sobie współpracę. Wiedzieliśmy, który z nas za jakie pola odpowiada. Mieliśmy też taką zasadę, że wątpliwości od razu wyjaśnialiśmy - podkreśla.
Sieńko porywczość trenera wiąże z jego ambicją. Bo Heynen od dziecka nie znosił przegrywać. – Dla mnie liczyło się tylko zwycięstwo. Po porażce potrafiłem płakać godzinami – opowiadał Belg po nominacji na stanowisko selekcjonera reprezentacji.
Owoce bydgoskiej współpracy wyrosły niespodziewane. Transfer w walce o 5. miejsce poradził sobie z utytułowaną Zaksą Kędzierzyn-Koźle, klubem teoretycznie mocniejszym personalnie i z budżetem wielokrotnie wyższym.
Wkroczył do akcji i był ślub
Belg to nie tylko wulkan energii podczas meczu. Ma jeszcze inną, bardziej ludzką twarz.
Zawodników wypytuje o życie prywatne, a gdy mają problem, to wkracza do akcji. Jak w przypadku reprezentanta Niemiec Christiana Fromma, który długo nie mógł znaleźć miłości swojego życia.
Raz Heynen wypalił na Twitterze: "Problem dnia: wszyscy zawodnicy w drużynie narodowej mają dziewczynę z wyjątkiem jednego: Christiana. Jest miły i uprzejmy. Ktoś może mi pomóc?".
Na wpis trenera odpowiedziało 50 pań, a wśród nich Maren Brinker. Trzy miesiące później dumny Vital pochwalił się zdjęciem i pierwszym publicznym pocałunkiem pary. Dwa lata później Christian i Maren wzięli ślub.
Pomaga siatkarzom i tym, którzy do tej roli dopiero kandydują. W trakcie niedawnych mistrzostw świata selekcjoner Polaków przychodził do hali grubo przed meczem, a wolnym czasie uczył dzieci od podawania piłek poprawnej techniki odbić.
- Powinno się wykorzystywać absolutnie każdą chwilę do tego, by komuś pomóc. Jeśli mogę to zrobić, to nie waham się ani minuty - wyjaśnił, gdy w ten sam sposób instruował młodzież w Bydgoszczy.
Heynen frajdę potrafi sprawić również kibicom. Przed meczem swojego VfB Friedrichshafen z siatkarskim potentatem Zenitem Kazań obiecał niemieckim kibicom piwo za każdego wygranego seta. Jego drużyna przegrała 1:3, a trener musiał sięgnąć do kieszeni i postawił trunek za jeden set.
Na treningu wózki, krzesła i butelki
Jest nieszablonowy, nietuzinkowe ma również metody szkoleniowe. Już w Bydgoszczy dał się poznać z niespotykanych dotąd rozwiązań, powtarzanych później na treningach z reprezentacją.
- Vital wymyślał mnóstwo zabaw, które rozwijały fizycznie, ale i integrowały. Było przebijanie piłek przez siatkę krzesłami, organizował zawody w celowaniu do pustych butelek po wodzie. Jemu zależało, żeby zawodnicy na jego treningach się nie nudzili. Sam grałem i wiem, jak smakuje trening, na którym się ziewa. To nic fajnego – wspomina Sieńko.
Heynen do treningu siatkarskiego angażuje wszystko, co ma w zasięgu wzroku.
- Rozgląda się i zastanawia, co można wykorzystać. Krzesło, jakiś wózek spod sklepu, ściana czy kosz wiszący na ścianie. Kiedyś przed meczem odbijaliśmy piłki plastikowymi krzesełkami, które służyły dzieciom od podawania piłek i wycierania parkietu. Tak trenowaliśmy, że niektóre z tych krzeseł zostały uszkodzone. Później bardziej zwracaliśmy uwagę, żeby nie wyrządzać szkód – śmieje się na wspomnienie dawnych czasów w Bydgoszczy Wojciech Jurkiewicz, wtedy środkowy Transferu.
- To był człowiek o nieskończonej kreatywności. U niego nie ma szans na powtórzenie jakiejś rozgrzewkowej gierki – dodaje.
Jurkiewicz zapamiętał Heynena również jako maniaka nowinek technicznych. Na treningach były kamery i specjalne programy ze statystykami: - Wszystko, co się pojawia na rynku, on zaraz ma i wypróbowuje, żeby poprawić umiejętności zawodnika.
Na zajęciach, poza nowymi technologiami, trener przynosił ze sobą belgijskie czekoladki. Były nagrodami za zwycięstwo w wewnętrznych gierkach. – Bo belgijskie czekoladki są najlepsze – reklamował słodycze ze swojego kraju.
Antiga też był bogiem
Na razie w relacjach polsko-belgijskich jest słodko, a nawet bardzo. Selekcjoner ma kontrakt podpisany do 2020 roku, ale jeden z zapisów mówi o możliwości rozwiązania umowy za porozumieniem stron. Wkrótce trener ma spotkać się z kierownictwem PZPS i zdecydować o przyszłości.
Na razie na ten temat powiedział tylko tyle: - W życiu wszystko może się zdarzyć.
Bardzo enigmatycznie.
Polska go pokochała, ale zdaje się, że on tym się nie upaja. Niewykluczone, że pamięta, jak Stephane Antiga cztery lata temu też został mistrzem świata z Polakami i też był u nas bogiem. Dwa lata później go zwolniono.