Przez Francję i Niemcy przetacza się fala zamachów, które – nie miejmy złudzeń – nie będą ostatnimi tego typu atakami w Europie. Celem nie jest już zemsta na Zachodzie, ale wywołanie europejskiej wojny domowej, która ułatwi kalifatowi podbój naszego świata. Środkiem do tego celu mają być strach, chaos i dezintegracja na Starym Kontynencie.
Dr Kacper Rękawek (@KacperRekawek), ekspert od terroryzmu, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych
Zabójstwo policjantów w francuskim Magnanville, masakra w Nicei, gdzie pod kołami ciężarówki giną 84 osoby, atak przy użyciu noża i siekiery na pasażerów pociągu w Wuerzburgu, zamach samobójczy w Ansbach czy wreszcie zabójstwo kapłana w Saint Etienne du Rouvray – wszystkie te zdarzenia miały miejsce pomiędzy 13 czerwca a 26 lipca 2016 r. we Francji i Niemczech, a przyznało się do nich tzw. Państwo Islamskie – ISIS. Ich częstotliwość, pozornie spontaniczny, nieprzewidywalny i indywidualny charakter (początkowo podejrzewano, że ich sprawcami są tzw. "samotne wilki") oraz różnorodność celów i taktyki przyjętej przez zamachowców spowodowały, że Europę ogarnęła terrorystyczna gorączka.
Będą kolejne zamachy
Te pozornie irracjonalne morderstwa, niestety, nie będą ostatnimi tego typu atakami na naszym kontynencie. W powietrzu wiszą pytania dotyczące kolejnych miejsc, które ISIS może zaatakować, a wielkiej dawki pomocnych w tym obszarze informacji dostarczają nam sami dżihadyści, których celem jest wpędzenie Europy w wojnę domową.
Priorytetowe cele dla ISIS w Europie to Francja i Belgia, które od wiosny 2014 r. są areną kolejnych działań terrorystycznych. Przypomnijmy m.in. atak na Muzeum Żydowskie w Brukseli w maju 2014 r., zamachy w Paryżu z listopada 2015 r. czy zamachy samobójcze w stolicy Belgii z marca tego roku, planowane z terytorium Syrii przez francuskojęzycznych członków ISIS. Ci zagraniczni bojownicy (tak określa się niesyryjskich i nieirakijskich ochotników do ISIS walczących dla organizacji na Bliskim Wschodzie) utworzyli strukturę na kształt "departamentu operacji zewnętrznych", której celem jest przeprowadzanie zamachów terrorystycznych w Europie.
Priorytetem dla tego tworu, zdominowanego przez Belgów i Francuzów – często marokańskiego pochodzenia – będą uderzenia w miejscach, które znają i w których w oparciu o lokalne kontakty i sympatyków mogą w głębokiej konspiracji przygotować skomplikowane plany terrorystyczne. Owszem, skład osobowy tej struktury został w ostatnich miesiącach mocno przetrzebiony przez zamachy, w których na terenie Europy ginęli jej członkowie, i przez liczne aresztowania. Nie można jednak wykluczyć, że część terrorystów jest ciągle na wolności i przygotowuje kolejne uderzenia. Ich celem mogą też zostać inne kraje europejskie jak Wielka Brytania, Niemcy czy Szwecja, których obywatele mieli sięgające jeszcze wspólnej walki w Syrii powiązania z francusko-belgijskim "departamentem operacji zewnętrznych" ISIS.
Tysiące potencjalnych terrorystów
Syryjskie umiejscowienie "departamentu" umożliwia jego członkom kontakt z ok. 5,5 tys. Europejczyków (m.in. obywateli Albanii, Austrii, Belgii, Bośni i Hercegowiny, Danii, Finlandii, Francji, Holandii, Hiszpanii, Kosowa, Macedonii, Niemiec, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Włoch), którzy w latach 2012-2016 wyjechali, by walczyć w wojnie domowej w tym kraju. To oznacza, że owa struktura może w przyszłości zmienić terrorystyczne cele i nakazać swoim powracającym do Europy członkom ataki na inne kraje.
1,4 tys. takich osób znajduje się już z powrotem na Starym Kontynencie (ok. 300 w Belgii i we Francji). To oni mogą być nośnikami rozkazów "departamentu" ISIS lub w przyszłości z własnej inicjatywy zdecydować się na samodzielne działania terrorystyczne. Te drugie będą mniej spektakularne od tych bezpośrednio planowanych i przygotowywanych z Syrii – jak zamachy w Paryżu z listopada 2015 r. Będzie ich jednak więcej, ponieważ pula potencjalnych zamachowców jest bardzo duża, a w jej skład wchodzą nie tylko wracający do Europy byli zagraniczni bojownicy ISIS, ale także osoby poszukujące sposobów na dostanie się na teren "kalifatu" ISIS (ok. 900 z samej Francji).
Dżihad "zrób to sam"
Takim potencjalnym zagranicznym bojownikiem był Adel Kermiche, jeden z zabójców księdza Jacques'a Hamela w kościele w Saint Etienne du Rouvray. To w skali Europy bezprecedensowy akt, choć dżihadyści od dawna mordują chrześcijan i niszczą ich świątynie na Bliskim Wschodzie. Bezprecedensowy ma też być sposób działania europejskich zamachowców z lata 2016 r. To swoisty "dżihad zrób to sam", ponieważ za atakami nie stoją zaprzysiężeni członkowie konkretnej organizacji terrorystycznej, jak to miało miejsce w przeszłości, ale osoby, które poprzez swój akt zgłaszają akces w terrorystyczne szeregi – w tym wypadku do ISIS.
Co ciekawe, nie oznacza to jednak, że skala terroru w Europie rośnie. Liczba zamachów i ich ofiar jest mniejsza niż np. w latach 70. lub 80. XX w. W samej Francji i Niemczech w okresie 1970-1989 miało miejsce ponad 1,8 tys. incydentów terrorystycznych, w których śmierć poniosło prawie 300 osób. Nowi są jednak autorzy tych zamachów. To już nie separatyści z ETA czy IRA, nie lewacy z Czerwonych Brygad czy Frakcji Czerwonej Armii, ale w zdecydowanej większości islamiści walczący pod sztandarami ISIS.
Jednocześnie bezprecedensowy jest wzrost liczby ofiar terroryzmu poza Europą, co może wzmagać w Europejczykach syndrom oblężonej twierdzy, atakowanej także od wewnątrz przez wychowanych i zamieszkujących od lat Stary Kontynent coraz liczniejszych dżihadystów "zrób to sam".
Dalsza analiza francusko-niemieckich działań ISIS nie przynosi jednak tylu niespodzianek i "nowości". Błędne jest przeświadczenie, że letnia kampania terrorystyczna ISIS jest nowa, bo organizacja słabnie na Bliskim Wschodzie i przenosi ciężar swojej działalności do Europy. ISIS co najmniej od drugiej połowy 2013 r., kiedy szykowało spektakularną ofensywę na Bliskim Wschodzie, przygotowuje ataki terrorystyczne także na Starym Kontynencie. Terroryści co najmniej dwukrotnie, na przełomie 2014 i 2015 r. oraz latem ubiegłego roku, próbowali organizować podobne serie zamachów terrorystycznych na terenie Francji.
Wtedy, poza zamachami ze stycznia w 2015 r. w Paryżu, nie udało się organizacji przeprowadzić ataków na miarę wydarzeń z Nicei z 14 lipca tego roku. To najprawdopodobniej spowodowało, że często nieudane próby "dżihadu zrób to sam" z użyciem noży i samochodów z poprzednich lat nie utkwiły w pamięci komentatorów i opinii publicznej.
Mówiąc o "nowości" i bezprecedensowym charakterze terroryzmu ISIS w lecie 2016 r. warto pamiętać o tym, że od marca 2012 r. do lipca 2016 r. w samej Francji wykryto ślady co najmniej 36 spisków terrorystycznych. ISIS nie odpowiada za wszystkie z nich, jest jednak głównym inspiratorem i beneficjentem trawiącej Francję od ponad czterech lat terrorystycznej fali. Wysyła swoich członków do Europy, by dokonywali w niej zamachów, ale nie stroni także od uznawania za swoich "żołnierzy" osób, które nigdy nie dotarły na Bliski Wschód, by walczyć w jego szeregach. Zabiega wręcz o to, by tacy pozornie niezwiązani z nim domorośli dżihadyści wykazywali się terrorystyczną inwencją i samodzielnie atakowali cele cywilne na Zachodzie.
Ostateczna kosiarka
Dżihad "zrób to sam" ma też niewiele wspólnego z "nowością". Już w 1998 r. "Światowy Front Islamski", którego filarem była Al-Kaida, wzywał do zabijania Amerykanów i ich sojuszników w każdym kraju, w którym to będzie możliwe.
12 lat później jemeńsko-saudyjska gałąź Al-Kaidy dostarczyła swoim zwolennikom anglojęzyczną instrukcję nt. "ostatecznej kosiarki", czyli przebudowanej ciężarówki typu pick-up, którą domorosły dżihadysta miał "kosić w miejscach publicznych przeciwników Allaha". Niecałe sześć lat później ten scenariusz został wprowadzony w życie na nicejskiej promenadzie. Inni dżihadyści także korzystali z samochodów jako narzędzi terrorystycznych: w 2013 r. w Wielkiej Brytanii, w 2014 r. w Kanadzie oraz dwukrotnie we Francji. Do takich ataków zresztą zachęcał ich ISIS najpierw w 2014 r., by powtórzyć swoje wezwanie w maju tego roku.
Kościoły celami dalszych ataków
Kolejną domniemaną "nowością" stanowiącą o bezprecedensowym charakterze terrorystycznej ofensywy dżihadystów w Europie ma być dobór celów, a zwłaszcza atak w Saint Etienne du Rouvray, którego miejscem był katolicki kościół, a ofiarą zamachowców padł ksiądz. Tak jednak nie jest, ponieważ już ponad rok wcześniej jeden z przysłanych przez ISIS do Europy zagranicznych bojowników planował ataki na kościół pod Paryżem. Wtedy udało się go jednak aresztować po tym, jak sam się postrzelił, przygotowując swój zamach. 15 lat wcześniej powiązani z Al-Kaidą dżihadyści planowali w sylwestra 2000 r. zaatakować świąteczny targ przed katedrą we francuskim Strasbourgu.
Można też spojrzeć na materiały propagandowe ISIS, by zorientować się, że kościoły mogą być celami ich dalszych ataków. Kopuła Bazyliki Św. Piotra czy Katedra Św. Pawła w Londynie pojawiają się w nich jako symbole "krzyża" i "krzyżowców", są też umieszczane w grafikach i montażach przedstawiających szykowaną Europie śmierć i zniszczenie. Do tego dochodzą wezwania we francuskojęzycznym magazynie ISIS "Dar al Islam" z 2015 r., w których nawoływano do ataków na kościoły.
Owszem, śmierć księdza z rąk dżihadystów w sercu Europy to niespotykane dotąd wydarzenie, ale, niestety, nie można powiedzieć, żeby było niespodziewane, lub założyć, że kolejne tego typu ataki nie będą mieć miejsca.
Watahy "samotnych wilków" krążą po kontynencie
Trwa też dyskusja, czy "nową jakością" w dżihadystycznym terroryzmie są ataki tzw. samotnych wilków, czyli osób, które same przygotowały i przeprowadziły spiski terrorystyczne, bez kontaktu z centralą ISIS w Syrii czy Iraku. W tym miejscu pojawiają się dwa problemy: po pierwsze, bardzo często owi domniemani samotnicy okazują się częścią większych konspiracji terrorystycznych albo pozostają w kontakcie z motywującymi ich lub kierującymi nimi dżihadystami z Bliskiego Wchodu (tak było w przypadku wszystkich ostatnich letnich zamachów). Po drugie, nawet jeśli mieliby się okazać terrorystami solistami, to ich działania też nie są dla Europy nowością, ponieważ w latach 2000-2014 ok. 100 osób próbowało samodzielnie przeprowadzić ataki terrorystyczne na Starym Kontynencie, choć nie wszyscy byli dżihadystami, zwolennikami Al-Kaidy lub ISIS.
Europejska wojna domowa
Opisane powyżej wątpliwości podważają tezę o "nowym" terroryzmie, z którym musi mierzyć się Europa w 2016 r. Nowością dla Europy jest jednak cel, któremu mają służyć te ataki. To już nie tylko zemsta, ukaranie Zachodu, koniec ery "upokorzenia" muzułmanów, o której od co najmniej dwóch lat mówią przywódcy ISIS.
Zapowiadają oni też oni czasy, w których "muzułmanin będzie panem", gdziekolwiek by się nie znalazł, a to oznacza podbój świata przez "kalifat". Świat ISIS jest binarny: po jednej stronie stoi "obóz wiary i Islamu", a po drugiej "siły niewiary i ignorancji, Żydów i krzyżowców oraz ich sojuszników". Między tymi dwoma obozami ma nie być szarych stref.
Środkiem służącym ekspansji "kalifatu" ma być wywołanie wojny domowej w Europie, a tę mają przyśpieszyć liczne zamachy terrorystyczne przeprowadzane przez "żołnierzy" ISIS. Każdy kolejny zamach ma radykalizować europejską niemuzułmańską większość i zachęcać ją do ataku na muzułmańską mniejszość. W realiach tak spreparowanej wojny domowej i międzynarodowego konfliktu zradykalizowani europejscy, a potem także pozaeuropejscy muzułmanie zwrócą się, zdaniem dżihadystów, w stronę swojego jedynego obrońcy, czyli ISIS.
O ile ten scenariusz w tej chwili może wydawać się political-fiction, to musimy pamiętać, że był przez ISIS, wtedy pod nazwą Al-Kaida, już testowany w innym miejscu – w Iraku po 2003 r. Wtedy dżihadyści swoimi krwawymi zamachami na cele cywilne pomogli wywołać w tym kraju wojnę domową, podczas której iraccy sunnici przez pewien czas szukali ochrony przed szyicką zemstą pod skrzydłami i sztandarami Al-Kaidy w Iraku. Taka sama jest metodologia działań ISIS w Europie – chaos, zniszczenie, dezorganizacja, dezintegracja jako warunki, w których "kalifat" może rozkwitnąć.
Trzeba przyznać, że latem 2016 r. ISIS przybliżył się do realizacji swojego celu. To jednak od europejskiej odpowiedzi na jego kolejną terrorystyczną ofensywę zależy, czy do takiej wojny domowej rzeczywiście dojdzie. ISIS i jego sympatycy jeszcze wiele razy przypomną o sobie europejskiej opinii publicznej, testując naszą gotowość do odegrania przypisanych nam ról w ich scenariuszu dla Europy.