W czasie przemysłowego prosperity zwano ją "Małym Manchesterem". Dzisiaj to "Małe Maroko". O brukselskiej dzielnicy imigrantów Molenbeek-Saint-Jean po raz kolejny jest głośno, tym razem w związku z paryskimi zamachami. Właściwie po każdym ataku terrorystycznym w Europie tropy wiodą śledczych do tej - zdominowanej przez ludność o arabskich korzeniach - części Brukseli.
W czasie przemysłowego prosperity zwaną ją "Małym Manchesterem". Dzisiaj to "Małe Maroko". O brukselskiej dzielnicy imigrantów Molenbeek-Saint-Jean po raz kolejny jest głośno, tym razem w związku z paryskimi zamachami. Właściwie po każdym ataku terrorystycznym w Europie tropy wiodą śledczych do tej - zdominowanej przez ludność o arabskich korzeniach - części Brukseli.
O Molenbeek znowu usłyszeli wszyscy, kiedy okazało się, że dwaj zamachowcy z Paryża na stałe tu mieszkali. Brat jednego z terrorystów nadal jest poszukiwany, bo to na jego nazwisko wynajęto jeden z samochodów użytych do zamachów. Prawdopodobnie przez Molenbeek przerzucano także broń, z której zabito niemal 130 osób.
Belgijscy antyterroryści natychmiast wkroczyli do Molenbeek, zatrzymując kilka osób. Dwie z nich aresztowano i postawiono zarzuty związane z działalnością terrorystyczną.
Dlaczego właśnie to miejsce stało się centrum europejskiego dżihadu?
Ciemna strona "stolicy" Europy
Niemal każde miasto w Europie ma taką starą, poprzemysłową dzielnicę. Od bogatego i modnego centrum Brukseli Molenbeek oddziela tylko kilkumetrowy kanał. Blisko stąd do starego miasta, nie tak daleko do dzielnicy instytucji unijnych. Dla większości tu mieszkających Molenbeek to spokojne miejsce do życia. Jednak to także jedna z najbiedniejszych gmin w kraju, z dużym bezrobociem, sięgającym wśród młodych aż 37 proc.
O ile w dzisiejszej Brukseli być może nawet co czwarty mieszkaniec modli się do Allaha, to w 90-tysięcznym Molenbeek niemal co drugi. Są tu osiedla, na których 80 proc. ludzi to muzułmanie. Są miejsca, nad którymi policja nie ma pełnej kontroli. Są wreszcie zaułki, w których ciągłe warty pełnią młodzi muzułmanie i nie wpuszczają obcych.
Oficjalnych rządowych danych na temat mieszkańców tej dzielnicy nie ma. Z badań uniwersyteckich wynika, że muzułmańscy mieszkańcy tej dzielnicy to w ok. 70 proc. ludność o korzeniach marokańskich, w ok. 20 proc. tureckich, a pozostałe 10 proc. stanowią Albańczycy, Egipcjanie, Pakistańczycy i mieszkańcy Afryki Północnej.
Socjolog prof. Bart Van De Putte z Uniwersytetu w Gandawie na co dzień bada mniejszości etnicze w Belgii. W rozmowie z tvn24.pl mówi, że "fenomen" Molenbeek polega na tym, że tutaj jak w soczewce widać problemy mniejszości etnicznych w Belgii, w której - inaczej niż w innych krajach UE - powstała przepaść pomiędzy ludnością o arabskich korzeniach a resztą społeczeństwa. Do tego dochodzi jawna dyskryminacja ze strony "rodowitych" Belgów.
W badaniach udowodniono, że nawet urodzonym w Belgii osobom o obcobrzmiącym nazwisku znacznie trudniej znaleźć pracę, skazani są oni więc albo na nisko płatne zajęcia, albo po prostu zasiłek.
Muzułmanie w Belgii
Dzisiejsza Bruksela to najbardziej muzułmańskie miasto w Europie, z największą liczbą wyznawców islamu na Starym Kontynencie. Od 2008 roku Mohammed jest jednym z najczęściej nadawanych nowo narodzonym chłopcom imion.
Ale jeszcze kilkadziesiąt lat temu Belgia nie była tak różnorodna. Po I wojnie światowej kraj potrzebował rąk do pracy w przemyśle. Początkowo na zasadzie tzw. gościnnych pracowników ściągano do kraju Polaków i Włochów, zakontraktowanych głównie przez kopalnie w Limburgii. Po drugiej wojnie światowej gospodarka Belgii, która rozwijała się głównie dzięki przemysłowi ciężkiemu, potrzebowała jeszcze więcej tanich pracowników. Do kraju zaczęto masowo ściągać młodych ludzi z Turcji i Maroka. Imigranci rozlali się już nie tylko po przemysłowej Walonii, ale po poluzowaniu przepisów wizowych także po Flandrii (Gandawa, Antwerpia).
Przemysłowa hossa gwałtownie załamała się w latach 70., kiedy upadł przemysł ciężki i ogromna grupa imigrantów z dnia na dzień została bez pracy. W 1974 roku Bruksela skończyła z wizami dla imigrantów ekonomicznych. Obywatele Maroka i Turcji nadal jednak napływali dzięki prawu do łączenia rodzin.
Kolejna fala imigrantów przypada na połowę lat 90., kiedy nasiliło się zjawisko migracji z Afryki Północnej, głównie Maroka i Algierii, które trwa do dzisiaj.
"Ustronna baza dżihadystów"
Błędem nie tylko Belgii, ale też innych krajów UE było to, że pozwolono, by imigranci żyli w skupiskach, które z biegiem lat zamieniły się w etniczne getta. Prób rewitalizacji Molenbeek na razie nie można nazwać sukcesem. W 2011 roku szerokim echem odbiło się zamknięcie biura przez międzynarodową firmę reklamową BBDO po - jak napisano w oświadczeniu - ponad 150 atakach na pracowników ze strony ludności lokalnej.
Prof. Bart Van de Putte wyjaśnia, że życie w skupisku w poczuciu dyskryminacji i wykluczenia powoduje, że ludzie zaczynają negować otoczenie, a elementem wyróżniającym staje się dla nich tożsamość religijna. - Geopolityczne konflikty, jak Irak, Afganistan, Izrael, Syria wzmacniają poczucie, że chodzi o konflikt pomiędzy Zachodem a muzułmanami - tłumaczy. - Radykalna ideologia trafia na podatny grunt na takich obszarach - dodaje.
Źródła problemów związanych z radykalizacją część ekspertów upatruje jeszcze w latach 70., kiedy umiarkowani imigranci z Maroka zderzyli się z salafizmem, radykalną interpretacją Koranu, przyniesionym tutaj przez saudyjskich imamów. Nadal w belgijskich meczetach - inaczej niż w innych krajach europejskich - znaczna część duchownych przyjeżdża na posługę z krajów arabskich, a same wpływy salafitów nie straciły na sile.
Inni o zaniedbania obwiniają Philippe'a Moureaux, do 2012 roku burmistrza Molenbeek, który rządził dzielnicą nieprzerwanie przez 18 lat. Dzisiaj oskarża się go o to, że lekceważył sygnały świadczące o radykalizacji niektórych mieszkańców, bo swoją polityczną karierę zbudował na uległości wobec muzułmanów. Ci swoimi głosami przez lata zapewniali mu reelekcję.
- Przez 20 lat panowała zmowa milczenia - tak rządy Moureaux podsumował senator Alain Destexhe. Inny parlamentarzysta Georges Dallemagne Molenbeek nazwał "ustronną bazą dżihadystów".
Belgia państwem islamskim
Kiedy Moureaux w 2012 roku stracił władzę w Molenbeek, belgijska partia ISLAM na 6-letnią kadencję wprowadzała właśnie do Rady Miasta swojego przedstawiciela, Lhoucine'a Aita Jeddiga. Jego partyjny kolega Redouane Ahrouch wygrał wybory w sąsiedniej gminie Anderlecht. Partia ISLAM do wyborów szła z hasłami stworzenia państwa islamskiego na terenie Belgii, wprowadzenia prawa szariatu, przywrócenia kary śmierci, karania aborcji i eutanazji.
Tamto zwycięstwo szyickiej partii ISLAM było i tak dużym sukces w zdominowanej przez sunnitów Belgii. W wyborach federalnych z 2014 roku partia ta nie odebrała jednak żadnego znaczenia na scenie politycznej.
"Płacimy rachunek za to, co nie zostało zrobione w przeszłości"
"Podatny grunt dla przemocy" - tak o Molenbeek mówi obecna burmistrz dzielnicy Francoise Schepmans. W rozmowie z belgijskim "La Libre" także ona zwróciła uwagę na zaniedbania z przeszłości. Jej zdaniem, radykalizm spowodowany izolacją, wysokim bezrobociem i niskim poziomem asymilacji nasilał się tu od dekad, a jego przyczyną jest "mentalność getta". Propaganda Państwa Islamskiego trafiła tutaj na podatny grunt. Jak powiedziała burmistrz, ona sama wie o ok. 30 mieszkańcach dzielnicy, którzy pod wpływem tzw. Państwa Islamskiego wyjechali do Syrii.
Telewizja Al Jazeera, powołując się na źródła rządowe, podawała, że dla wielu aspirujących i przeszkolonych bojowników Molenbeek było cichą przystanią, bo władze przez długi czas ignorowały to, co się tu działo. Wracających z Syrii mężczyzn, wobec których zachodziło podejrzenie, że walczyli w szeregach dżihadystów, pozostawiano na wolności, często bez nadzoru służb.
- To prawda, że ataki terrorystyczne są niemal zawsze powiązane z Molenbeek - powiedział po ujawnieniu brukselskiego tropu w paryskim śledztwie premier Belgii, Charles Michel. - Była forma pobłażliwości, swobody działania. Teraz płacimy rachunek za to, co nie zostało zrobione w przeszłości - dodał.
To właśnie wśród obywateli Belgii tzw. Państwo Islamskie rekrutuje najwięcej zagranicznych bojowników walczących w Syrii i Iraku o kalifat. Szacuje się, że Bruksela "wysłała" na Bliski Wschód już ok. 250-400 dżihadystów. Działalności terrorystycznej sprzyja to, że Belgia - choć mała - to ośrodki władzy ma wyraźnie rozbite.
Belgia formalnie jest podzielona na trzy regiony o szerokiej autonomii: Flandrię, Walonię i Region Stołeczny Brukseli, każdy z osobnym rządem. Jest jeszcze rząd federacji i król, a na to wszystko nakłada się jeszcze odwieczna rywalizacja pomiędzy Flamandami a Walończykami. Oprócz tego w tym niewielkim państwem obowiązują trzy języki urzędowe: francuski, niderlandzki i niemiecki.
Sama Bruksela składa się z 19 różnych gmin z 19 burmistrzami i administracjami. Na terenie tego miasta funkcjonuje także sześć oddzielnych departamentów policji.
Uwagę na rozbicie ośrodków władzy, co ułatwia prowadzenie przestępczej działalności, zwracała a październiku ONZ, która rekomendowała stworzenie narodowego programu do walki z terroryzmem i wcielenie go w życie na poziomie federalnym, regionalnym i lokalnym.
Sharia4Belgium
Zaniedbania, nieudolność, przeoczenia i celowe niedostrzeganie problemów Molenbeek sprawiło, że dzielnica stała się bezpieczną przystanią dla terrorystów.
Paryskich zamachów być może udałoby się uniknąć, gdyby zachodniobrukselska policja zamiast na dziewięć dni przed atakami zamknąć bar prowadzony przez jednego z braci Abdeslam - o czym donosiły belgijskie media - bardziej skrupulatnie podeszła do doniesień, że handlował on narkotykami na ulicach Brukseli.
Ale bracia Abdeslam to nie jedyni "bohaterowie" Molenbeek. Największą międzynarodową sławę zyskał urodzony tutaj Belg marokańskiego pochodzenia Abdelhamid Abaaoud, którego belgijskie i francuskie służby podejrzewają o zaplanowanie serii ataków w Paryżu. 29-latek w lipcu został zaocznie skazany na 20 lat więzienia za działalność terrorystyczną. Służby podejrzewały, że w styczniu zbiegł do Syrii, ale - jak się okazało - przynajmniej ostatnie tygodnie spędził bezpiecznie na przedmieściach Paryża. Zginął w środę w obławie w Saint-Denis.
Zamachy w Paryżu to jednak nie jedyny kontekst, w którym pojawia się Molenbeek. Urodził się tutaj zamachowiec Amedy Coulibaly, który w styczniu br. razem z braćmi Kouachi sterroryzował Paryż atakami m.in. na redakcję magazynu "Charlie Hebdo".
Inny były bojownik IS Ayoub El Chazzani zatrzymał się z siostrą w tej dzielnicy zanim w sierpniu wsiadł z kałasznikowem do pociągu Thalys, gdzie w ostatniej chwili został obezwładniony przez trzech żołnierzy. Z Molenbeek powiązany był także zabójca czterech osób Mehdi Nemmouche, który zaatakował w Muzeum Żydowskim w Brukseli w maju 2014. Przez pewien czas w Molenbeek mieszkał także jeden z "mózgów" zamachów z Madrytu z 2004 roku Hassan El Haski.
Ale związki Molenbeek z islamskim terroryzmem sięgają na długo zanim na Bliskim Wschodzie tzw. Państwo Islamskie proklamowało kalifat. Radykalna salaficka organizacja Sharia4Belgium działała na terenie Belgii od 2010 roku, a za grupę terrorystyczną uznano ją dopiero kilka miesięcy temu. Choć zdelegalizowano jej działalność, to nadal pozostaje aktywna w podziemiu. W ostatnich latach zajmowała się m.in. rekrutacją bojowników do wojny w Syrii.
Belgijscy prokuratorzy twierdzą, że to za sprawą Sharia4Belgium z kraju wyjechało na wojnę aż tylu bojowników. Jej rzecznik Fouad Belkacem został skazany na 12 lat więzienia, proces 46 członków toczy się teraz przed sądem.
Porażka polityki multikulti?
Zdaniem prof. Barta Van De Putte nie wszystko jest stracone, bo Turcy i Marokańczycy bardzo powoli, ale jednak integrują się z resztą społeczeństwa belgijskiego, co widać m.in. po wzroście liczby małżeństw mieszanych, osłabieniu zjawiska segregacji przestrzennej i tworzeniu się "skromnej klasy średniej". - Oba trendy: zarówno radykalizacja, jak i integracja przebiegają w tym samym czasie - wyjaśnia.
I dodaje, że trzeba zainwestować w długofalową strategię, która pomoże ludności o arabskich korzeniach wyjść w biedy i bezrobocia. - To nie dzieje się automatycznie. Potrzeba inwestycji w edukację i na przykład organizacje młodzieżowe, które utrzymywałyby bliskie kontakty pomiędzy młodzieżą.