Na początku tego roku świat obiegła wiadomość o największym wydobytym do tej pory szafirze. Kamień miał 1404,49 karata i wart był ponad 100 mln dolarów. Pochodził ze Sri Lanki, gdzie szafiry wydobywa się identycznie jak przed wiekami – w ciasnych, dusznych korytarzach kopalni, rękami górników, którzy za dzień pracy dostają tyle, że ledwie starcza im na życie.
"Kup mnie" – mówi pierścionek z szafirem na stronie internetowej amerykańskiej firmy Brilliant Earth. Jest piękny. Można go mieć już za 3 tys. dolarów. Można i za wiele więcej.
Podobny dostała w dniu zaręczyn księżna Catherine i ochoczo prezentowała klejnot zachwyconej prasie. Natychmiast ustalono, że szlachetny kamień w oczku pierścionka, należącego wcześniej do księżnej Diany, pochodził ze Sri Lanki. – Głęboki niebieski kolor i wyjątkowy blask to wyróżniające cechy naszych szafirów, najbardziej pożądanych klejnotów na świecie – przekonywał w BBC Abdul Sheriff z lankijskiego Związku Kamieni Szlachetnych. A władze wyspy oficjalnie chwaliły się, że po zaręczynach Williama i Kate eksport kamieni jubilerskich wzrósł o 37 proc.
"Na tej egzotycznej wyspie można znaleźć szafiry niespotykanej jakości, w pełnej gamie kolorów: od głębokiego błękitu po legendarny róż. Lokalni przedsiębiorcy polegają na tradycyjnym systemie pracy, znanym od 2 tys. lat. Państwowy nadzór sprawia, że stosowane mogą być tylko praktyki niezagrażające środowisku naturalnemu. Każdy górnik dostaje odpowiednie wyżywienie, mieszkanie i płacę. Jesteśmy dumni, że możemy ofiarować naszym klientom szafiry pozyskane w zgodzie z najwyższymi standardami i zasadami uczciwego handlu" – pisze na swojej stronie Brilliant Earth.
Podobnie twierdzą dziesiątki innych firm sprzedających pochodzące z Cejlonu kamienie.
Tradycyjny system pracy
Ratnapura, górnicze zagłębie Sri Lanki. Miasto jak miasto, brzydkie, hałaśliwe, tłoczne. Trudno przejść ulicą bez zaczepek ze strony handlarzy szlachetnymi kamieniami. Noszą je w rękach, zawinięte w papier. Szafiry można kupić wprost na ulicy albo w jednym z licznych "warsztatów" urządzonych na parterach budynków.
Ratnapura to po syngalezku "miasto klejnotów". Wokół niego rozsianych jest kilkaset kopalni. Państwo stara się nie dopuszczać do przemysłowego działania na wielką skalę i ostrożnie rozdysponowuje licencje na wydobycie szlachetnych kamieni. Lankijskie władze tłumaczą to troską o równowagę środowiska naturalnego i ochroną przed koncentracją kapitału. Zazwyczaj jeden właściciel zarządza jedną kopalnią.
"Kopalnia" to jednak słowo nie do końca oddające rzeczywistość. Większość z nich to dziury w ziemi. Nad dziurą znajduje się daszek z palmowych liści, kołowrót, trochę rur i lin. Skryte w dżungli kopalnie z daleka wyglądają jak biedaszyby. Bieda jest jednak tylko na powierzchni. Pod ziemią kryje się bogactwo.
Sekret ich ust
Warunki są trudne. Trzeba zejść po drabince, bez żadnej asekuracji, 30-40 m w dół. Temperatura sięga 30 st. C, wilgotność nie pozwala oddychać. Górnicy brodzą po kolana w wodzie, obok idą nieosłonięte kable doprowadzające prąd. Wszystko pokryte jest lepkim błotem. Pracuje się na klęczkach, na kolanach, na siedząco, dłubiąc w gliniastych ścianach. Komunikację z górą zapewnia rura, którą tłoczy się też powietrze. Bywa, że któreś przejście się zawali, czasem gdzieś zacznie ulatniać się trujący gaz, choć oficjalnie wypadki zdarzają się bardzo rzadko.
Szafir pod ziemią trafia się niezbyt często. Częściej górnicy wyciągają na powierzchnię kawały szafironośnej gliny. Urobek składowany jest na hałdzie, której strzec trzeba dzień i noc. Potem wydobyte "buły" płucze się w rzece przy użyciu specjalnych koszy. To zresztą inny sposób pozyskiwania kamieni, które, na podobieństwo złota, kryją się też w dnie rzeki.
Bywa, że drogocenny klejnot błyśnie już na dole, w ścianie. To wielkie szczęście, ale też wielkie niebezpieczeństwo. Górnicy szafir przemycają na górę w ustach albo pod ubraniem. Są zobowiązani oddać go właścicielowi, sami dostają kilka-kilkanaście procent od wartości kamienia. Resztę dzielą między siebie właściciel działki, na której stoi kopalnia, właściciel pompy odprowadzającej wodę i posiadacz licencji na wydobycie. Górnicy dostają też zwykle, choć nie zawsze, skromną dniówkę w wysokości kilkuset lankijskich rupii, czyli 3-4 dolarów.
Szafir z pierścionka księżnej Kate wyceniany jest na 600 tys. dolarów.
Very cheap price
Zanim jednak niebieski kamień stanie się jubilerskim cackiem, przechodzi długą drogę. Mniejsze od razu mogą trafić do ulicznej sprzedaży, większe są licytowane na aukcjach. Następnie zajmują się nimi szlifierze, a dopiero potem jubilerzy. Szafiry często po drodze tracą też na wadze. Klejnot księżnej Kate pierwotnie miał 32 karaty, do londyńskiego jubilera trafił jednak już jako kamień 12-karatowy.
Niektórzy górnicy sprzedają swój urobek, omijając pośredników. "Sapphire, very cheap price" – można usłyszeć na nieoficjalnym rynku kamieni szlachetnych w Ratnapurze. Niewprawne oko z trudem odróżni fałszywkę od prawdziwego klejnotu, ale speca znaleźć tam nietrudno – co drugi mieszkaniec trudni się szlifowaniem albo wyceną kamieni.
Okaz wielkości paznokcia małego palca w Ratnapurze można kupić już za 500 dolarów. Za taki, jaki znalazł się w pierścionku księżnej Kate, na Sri Lance płaci się około 30 tys. dolarów.
Gwiazda Adama
Szafir, który trafił na rynek w styczniu 2016 r., nie ma ceny. Wart jest tyle, ile ktoś będzie w stanie za niego zapłacić. Mówiło się, że 100 mln dolarów, później, że 175 mln. Jeszcze później – że 300 mln dolarów. To tyle, ile wynosi zysk, jaki średnio w ciągu trzech lat wypracowuje Sri Lanka na eksporcie wszystkich kamieni szlachetnych razem wziętych.
– Gdy tylko go zobaczyłem, zdecydowałem się go kupić – powiedział BBC pragnący zachować anonimowość właściciel kamienia. Nie zdradził, ile zapłacił. Nie zdradził nawet, gdzie mieszka, w obawie przed kradzieżą szafiru.
Nazwano go Gwiazdą Adama, od biblijnego Adama, który po wygnaniu z Raju miał trafić na Cejlon. Na najsłynniejszym szczycie wyspy, Górze Adama, zostawił nawet odcisk swej stopy. Poza tym o kamieniu wiadomo tylko, że wydobyto go w Ratnapurze w sierpniu lub wrześniu 2015 r. i że proces jego powstawania trwał miliony lat. Wieki poddawania ciśnieniu i temperaturze spowodowały, że w granitowych skałach narodził się szafir o niespotykanej wadze prawie 280 gramów.
Ten, który go znalazł, pozostaje i pozostanie anonimowy. Górnicy pytani, z którego szybu pochodzi rekordowy klejnot, wymownie patrzą w niebo.