Tytuł: Na Islandii prezenty przynosi 13 wrednych mikołajów
Źródło: Brian Pilkington
Podziel się
Zimą słońce wychodzi tylko na trzy godziny. Czasem wieje tak, że wyrywa drzwi z samochodów. A jednak jakiś magnes przyciąga nas na Islandię, krainę ognia i lodu. Polacy stanowią jedną dziesiątą mieszkańców wyspy. Niektórzy nie wrócą nawet na święta, choć istnieje ryzyko, że będą musieli tłumaczyć się dzieciom z prezentów pod choinkę. Podarunki - dla niegrzecznych ziemniaki - włoży im do butów trzynastu skrzatów o wrednych charakterach.
Czy w kozaczkach dzieci pana Witka pojawiły się kiedyś ziemniaki? - Oczywiście, że tak. Czasem mam wrażenie, że dzieci specjalnie dokuczają, żeby zobaczyć, co się stanie - mówi.
Zostanie, bo ma znicze do zapalenia
Do Rejkiawiku przyjechał 33 lata temu. - Miał być wyjazd na dwa lata, a zrobił się wyjazd na całe życie. Na początku ożeniłem się z Islandką, mam dwóch synów z pierwszego małżeństwa. Później, jak na prawdziwego wikinga przystało, ukradłem kobietę z polskiego Gdańska - opowiada.
Nie była przekonana do wyjazdu, ale dała mu rok. I teraz też już nie widzi siebie z powrotem w kraju. - Wie, jak bezpiecznie się tu żyje. Można zostawić dziecko śpiące w wózku na zewnątrz. Myślę, że w dzisiejszych czasach w Europie kontynentalnej jest to raczej niemożliwe. "Zislandczyła się", brzydko mówiąc - śmieje się pan Witek.
Zislandczył się też on sam, chociaż do sztormów ciężko mu się przyzwyczaić. - Żona śpi spokojnie, a ja, kiedy wieje, muszę zakładać słuchawki na uszy. Później rano budzę się niewyspany - narzeka.
Rejkiawik zimą / Źródło: Wikimedia (CC 0)
To jak silne są te sztormy? - pytam. - Myślę, że polskie okna nie wytrzymałyby takiego wiatru. Kiedy mocno dmie, ciężko nawet utrzymać się na nogach. W zeszłym roku był moment, kiedy stolicę odcięło od świata na sześć godzin. Trzy główne drogi wyjazdowe były zamknięte. Naturę trzeba bardzo szanować, tu z nią człowiek nie wygra - podkreśla.
Przez te 33 lata wyrobił sobie nawyk: kiedy parkuje auto, to nie staje pod wiatr, żeby przy wysiadaniu nie wyrwało mu drzwi.
Pamięta zimę, która przyniosła do Rejkiawiku 44 sztormy. Mało wtedy spał.
Święta planuje spędzić w rodzinnym gronie, a w Boże Narodzenie pójdzie zapalić znicze na cześć ofiar katastrofy polskiego statku Wigry, który zatonął u brzegów zatoki Faxa. W 1942 roku sztorm roztrzaskał go o skały. Inni Polacy z wyspy też to robią. Historia tragicznego finału wyprawy wciągnęła pana Witka na tyle, że pisze o niej książkę. W wolnych chwilach szefuje Stowarzyszeniu Polonii Islandzkiej.
Pan Witek odsłania tablicę upamiętniającą załogę statku "Wigry" / Źródło: Stowarzyszenie Polonii Islandzkiej
Znicze w miejscu pochówku polskiej załogi statku "Wigry" / Źródło: Stowarzyszenie Polonii Islandzkiej
Islandia to nowa Irlandia?
Według oficjalnych wyliczeń islandzkiego odpowiednika GUS, na wyspie mieszka około 19 tysięcy Polaków. - Ale te dane nie obejmują osób z podwójnym obywatelstwem i takich, którzy przyjeżdżają na krótki pobyt i często zmieniają miejsce zamieszkania - zastrzega Gerard Pokruszyński, ambasador Polski w Rejkiawiku.
- Liczba Polaków na Islandii na pewno przekroczyła 30 tysięcy. W ostatnim czasie rocznie na wyspę przybywa cztery tysiące osób, a tysiąc wybywa. Daje to trzy tysiące rodaków "netto" - wylicza.
Jest nawet malutka miejscowość, gdzie Polaków mieszka więcej niż Islandczyków. To Suðureyri, wioska mocno wysunięta na północ zachodnich fiordów.
Suðureyri / Źródło: Wikimedia (CC BY SA 3.0)
Ale nawet poza fiordami nie sposób nie trafić na język polski. W końcu stanowimy prawie połowę wszystkich imigrantów Islandii. Gonią nas Litwini, ale to my założyliśmy na wyspie polską szkołę (na sobotnie zajęcia w stolicy uczęszcza 360 dzieci, placówka ma już 10 lat). - Na 4000 pracowników oficjalnego portu lotniczego w Keflaviku, 2000 to Polacy - mówi Pokruszyński. W stołecznej katedrze organizowane są koncerty polskich kolęd, tak samo jak w parafii Jana Pawła II.
Anny wcale nie miało tu być. - Na początku wyjechał tylko mąż, by zarobić. Ja zostałam w Polsce z dziećmi, czekałam na niego sześć lat. W końcu wrócił - opowiada. A jak już wrócił, to jakoś nie mógł się odnaleźć. Pojawiła się wtedy myśl: to może wszyscy wylecimy...
- Ja się na początku broniłam, dobra praca, przedszkole, szkoła. Ale po roku stwierdziłam, że pakuję synów i jedziemy wszyscy na Islandię. Dzieci miały wtedy 4 i 10 lat. Język złapali błyskawicznie. Dzisiaj syn mówi, że czuje się w 50 procentach Polakiem, ale w 50 procentach to już islandzka krew - śmieje się Anna.
Ona pracuje w przedszkolu w Kópavogur, jej mąż na morzu - jest marynarzem.
Panorama Kópavogur / Źródło: Wikimedia (CC BY SA 3.0 - kadr zdjęcia)
Jak mówi, święta na wyspie są dla niej bardzo klimatyczne. Islandczycy dekorują domy lampkami praktycznie zaraz po tym, jak świat obwieści koniec dekoracji halloweenowych. - Sznurki światełek wzdłuż dachów, okien, bardzo dużo ozdób. Trochę ich podpatrujemy. Stać nas teraz na to, nie zaglądamy do portfela - przyznaje Anna.
To nie tak, że nie próbowała spędzać Bożego Narodzenia w Polsce. - Dwa lata temu wróciliśmy do naszej rodzinnej miejscowości. Ale my, Polacy, mamy to do siebie, że ciężko jest nam znaleźć czas dla drugiej osoby. Kiedy przyjechaliśmy, wszyscy biegali, sprzątali, gotowali. Trudno było się z kimkolwiek umówić. Stwierdziliśmy, że to nie dla nas - wyznaje.
I teraz spędzi je tak jak Islandczycy. - Kakałko, spacerki, odwiedziny. W Wigilię wszyscy znajomi odwiedzają się nawzajem i kładą sobie drobiazgi pod choinką - mówi.
Podobno około godziny 14-15 jest na ulicach największy ruch.
13 mikołajów. I jeden gorszy od drugiego
Bywa, że z tych wypraw pod choinki znajomych rodzice tłumaczą się potem swoim dzieciom. Bo jednak od najmłodszych lat uczą je, że podarki na Islandii przynosi im trzynastu mikołajów, a właściwie potomków trolli - Jolasveinar. I to nie tylko w Wigilię, a już trzynaście dni przed.
13 Jolasveinar z rodzicami / Źródło: Brian Pilkington
Są braćmi i od 12 grudnia schodzą do maluchów jeden po drugim, w odpowiedniej kolejności opuszczając swoje kryjówki w wysokich górach. Jako pierwszy przybywa Stekkjastaur, ma drewniane nogi i wredny charakter (lubi gnębić owce). Jego bracia są równie podli: Askaskleikir wylizuje resztki z misek, a Ketkrókur długim hakiem wykrada z kominów aromatyczne wędzonki szykowane na święta.
Askaskleikir wyszedł spod ręki Briana Pilkingtona, uważanego za rysunkowego "ojca" Jolasveinar
Jest też Stufur, który podjada jedzenie z patelni, Pottasleikir, który kradnie niedomyte garnki, Hurdaskellir, co trzaska głośno drzwiami i Gluggagaegir - wstrętny jest, zagląda przez okno i szuka zabawek, które mógłby zniszczyć.
Gluggagaegir - wypatruje zabawek przez okno
Żeby załapać się na miły podarunek (skarpetki, mandarynkę, czy... wafelek prince polo), trzeba wystawić swoje buty na parapet i liczyć na to, że Jolasveinar nie pamiętają, że się nabroiło. Bo jeśli pamiętają, zamiast prezentu w bucie będzie czekał ziemniak.
Wiara Islandczyków w górskie stworki nie umiera po Bożym Narodzeniu. - Pamiętam, jak kilka lat temu niedaleko mnie miała powstać droga z Rejkiawiku na półwysep Alftanes. Islandczycy zaczęli protestować, bo budowa naruszyłaby tereny zamieszkałe przez elfy - opowiada Anna. Sprawa trafiła do sądu i drogi nie ma do dziś.
Wzdłuż dróg i ścieżek wyspy można napotkać małe elfie kryjówki / Źródło: PXHERE / CC0 Public Domain
Częste mgły dodają klimatu spacerom po wyspie / Źródło: Wanda
Zostanie, bo tu są jej mąż i córka
Seljalandsfoss to jedyny na Islandii wodospad, który można obejść dookoła i złapać trochę rześkiej bryzy, stojąc za nim. Tatiana ma do niego kwadrans samochodem. I siedem kilometrów w linii prostej do oceanu. Ona i jej mąż Mariusz przeprowadzili się na południe wyspy już cztery lata temu. Urządzili się w Hvolsvöllur (około 1000 mieszkańców, 100 km na wschód od Rejkiawiku).
Wodospad Seljalandsfoss / Źródło: Max Pixel (CC0 Public Domain)
- Kiedy spadnie śnieg, robi się naprawdę bajkowo. Życzę takiej zimy wszystkim Polakom. Ale to nieprawda, że tu zamarzamy. Minus 12 to najzimniejsza temperatura, jaką pamiętam. Kiedyś wróciliśmy do Polski zimą i przywitało nas minus 30, chcieliśmy wracać - śmieje się.
Śnieżna zima na południu wyspy / Źródło: Tatiana-Mariusz Krawczyk
Główna droga do Rejkiawiku / Źródło: Tatiana-Mariusz Krawczyk
Aktualnie na południu wyspy jest na plusie, śniegu jeszcze ani śladu. To za sprawą ciepła niesionego przez Golfsztrom. Niewykluczone, że Boże Narodzenie na Islandii będzie cieplejsze niż w Europie kontynentalnej. I to mimo tego, że od początku grudnia zdarzyły się już dwa mocne wiatry, które odcięły drogi wyjazdowe z ich miasteczka.
Tatiana nie bukuje biletów na święta do Polski. Bo mąż pracuje, a w zeszłym roku, dzień przed Wigilią, urodziła córeczkę Anastazję. Zrobi barszcz i sałatkę jarzynową. Będzie też bigos, ale przygotowała go już wcześniej, żeby się przegryzł.
Świąteczny klimat w oknie Tatiany / Źródło: Tatiana-Mariusz Krawczyk
W Wigilię prezenty dla ich małej Anastazji przyniesie trzynasty z mikołajów. No, chyba że przeszkodzą mu w tym lokalne elfy, które odwiedzają sąsiadów. - Oni naprawdę w nie wierzą! Mają w ogródkach takie malutkie domki. Podobno kiedy odwiedza cię zły elf, nie pozwalasz mu nocować u siebie - musi spędzić noc w ogrodzie.
Domki dla elfów w ogródkach Hvolsvöllur
/ Fot. Tatiana-Mariusz Krawczyk
Domki dla elfów w ogródkach Hvolsvöllur
/ Fot. Tatiana-Mariusz Krawczyk
Domki dla elfów w ogródkach Hvolsvöllur
/ Fot. Tatiana-Mariusz Krawczyk
Domki dla elfów w ogródkach Hvolsvöllur
/ Fot. Tatiana-Mariusz Krawczyk
- Przyjazd Polaka na wyspę rzadko bywa przyjazdem w ciemno. Często przyjeżdża się na gotowe, stąd coraz więcej chętnych. Nowi przybysze są prowadzeni za rękę przez bliskich lub znajomych, którzy przebywają tu od kilku lat i są obeznani z systemem, sprawami administracyjnymi, krótko mówiąc mają już know-how – mówi ambasador Polski w Rejkiawiku Gerard Pokruszyński.
Zostanie, bo ma biznes
W Rejkiawiku mieszka Piotr. - Wyjechałem z Polski w 2001 roku i tak już zostałem. Poznałem żonę, też Polkę. Mamy 15-letniego i 13-letniego syna - mówi.
Piotr z Kaszub w wyspę wrósł na dobre. Ale ojczyzna nie daje mu o sobie zapomnieć: zarabia na życie, prowadząc na Islandii sieć polskich sklepów. - Święta to - nie będę ukrywał - najlepszy okres dla mojego biznesu, obroty się zwiększają - przyznaje.
Bo nawet, jeśli prezentów nie przynosi Mikołaj, a na stole nie króluje karp to tradycyjne potrawy choćby symbolicznie zostaną przygotowane. - Polacy kupują więcej kiełbasy, kapusty, twarogu do sernika. Ogórek kiszony i śledzik też na stole przecież musi być - wylicza.
Sklep ma regularne dostawy setek polskich produktów / Źródło: facebook.com/Mini Market
Przed świętami obroty się zwiększają / Źródło: facebook.com/ Mini Market
W swojej sieci zatrudnia 25 Polaków i tylko jedną Islandkę, do księgowości.
Złoto w czekoladzie
Jest też jeden polski przysmak, który na Islandii robi furorę niezależnie od pory roku.
Od prawie 40 lat, niezmiennie, hitem wśród słodyczy na wyspie jest prince polo. - Można je dostać w każdym sklepie. Jeśli Islandczyk ma ochotę na coś słodkiego, sięgnie po prince polo. Leżą na biurkach w firmach, wystają z kieszeni, są w schowkach samochodowych - mówi Piotr.
Opowiada też o statystykach, które obiły mu się o uszy, choć nie wie, czy to nie legenda miejska wymyślona na cześć kultowego wafelka: podobno z wyliczeń lokalnych przedsiębiorców wynikało, że na 300 tysięcy mieszkańców wyspy potrafiło zejść 300 tysięcy prince polo dziennie.
Najstarsi wyspiarze wspominają jeszcze te z lat 80: "pakowane ręcznie w piękne złotko, żaden baton nie smakuje już tak jak tamten!".
Zostanie, bo dzierga
Jest też pani Barbara. Na wyspie żyje od 13 lat i na święta nigdzie się nie wybiera, bo ma szczególną misję. Będąc na rencie, robi to, co sprawia jej największą przyjemność: dzierga zimowe swetry z owczej wełny. A owiec na Islandii jest podobno dwa razy więcej niż mieszkańców. - Wełna jest naturalna, elastyczna, tylko z islandzkich owiec. Zamówienia na swetry płyną z całego świata, wysyłam je w różne miejsca: do USA, Japonii, Szwecji - mówi. W okresie świątecznym jest dużo zamówień. Żeby się wyrobić, dzierga od września.
Pani Barbara dziergała też swetry dla szwedzkiej produkcji filmowej / Źródło: etsy.com/ArtJak1
Ale nie tylko owce i druty powstrzymują ją przed wyjazdem do Polski, choćby na święta. Nie chce wracać, bo ma tu córkę, wnuki, znajomych. - Jest mi tu dobrze, o wiele lepiej niż w Polsce. Czuję, że zostanę tu już do końca - wyznaje.
Na dzieci poluje kot
Taki sweter, albo jakiekolwiek inne nowe ubranie, warto podarować komuś bliskiemu. Bo oprócz 13 Jolasveinar świątecznego porządku pilnuje także bożonarodzeniowy kot, Jólakötturinn: poluje na dzieci, które nie ubrały się w święta w nic nowego.
Islandczycy nieprędko odchodzą od stołów. Na odwiedziny, uściski i leniwe chwile przed kominkiem dają sobie czas aż do 6 stycznia. Od 25 grudnia mikołajowie po kolei zaczynają wracać w góry, a w nasze Święto Trzech Króli żegna się z nami ostatni z nich.
Mieszkańcy wyspy urządzają w ten dzień - Þrettándinn - uroczystą kolację.
Zostanie, bo spotkała miłość
Kiedy po wstaniu z łóżka Marta podchodzi do okna, ma widok na największy fiord Islandii - Eyjafjörður. Ośnieżony wygląda trochę jak zastygła gigantyczna biała fala tsunami.
Marta patrzy na ten fiord dopiero od kwietnia, bo właśnie wtedy postanowiła przeprowadzić się na wyspę. Znalezienie pracy nie było takie trudne, pewnego dnia wpisała w wyszukiwarkę internetową "iceland, jobs" i umówiła się na rozmowę rekrutacyjną. Pracę dostała przez Skype, zanim jeszcze zdążyła zaplanować, jak spakuje polską codzienność w trzy walizki. Pracuje w kuchni w gospodarstwie agroturystycznym pod Akureyri - drugim co do wielkości miastem Islandii.
Na północy wyspy dominuje górski krajobraz / Źródło: Marta Klara
- Przygotowuję dania dla gości, zdarzało mi się gotować dla ponad 60 osób. Ale czasem po prostu opiekuję się zwierzętami w gospodarstwie i na zaprzyjaźnionych farmach. Karmię małe jagniątka, pomagałam przepędzać owce z hal - opowiada Marta. Mieszka na parterze budynku dla gości, tak jak cała obsługa pensjonatu.
Marta zdążyła zaskarbić sobie miłość niektórych podopiecznych / Źródło: Marta Klara
Nieźle zarabia, jej pensja jest większa niż ta, którą zarobiłaby w Poznaniu - w korporacji lub kancelarii (jest absolwentką wydziału prawa UAM). Do tego poznała tu mężczyznę, z którym planuje spędzić resztę życia.
Na pewno spędzi z nim najbliższe święta. Nie ciągnie jej do polskiej przedświątecznej krzątaniny. Mimo tego, że zimą na Islandii słońce wychodzi tylko na trzy-cztery godziny, mimo tego że wielkie gospodarstwo będzie puste (skończył się sezon turystyczny), zostanie tylko z nowo poznanym ukochanym.
- Tęskniłam, więc w listopadzie odwiedziłam polską rodzinę. Ale na grudzień na pewno zostanę tutaj, bo to trochę mój nowy dom - mówi.
Jeśli pogoda dopisze, w Wigilię wyjdzie na podwórko i zobaczy zorzę. W tym roku było ich już z dziesięć.
Zorza widziana z gospodarstwa, w którym pracuje Marta / Źródło: Elisa Hanssen, IG:elisa_in_iceland
Zorza nad gospodarstwem, w którym pracuje Marta / Źródło: Elisa Hanssen, IG:elisa_in_iceland
W gospodarstwie jest 40 koni, trzeba je wypuszczać na przebieżki
/ Fot. Elisa Hanssen, IG:elisa_in_iceland
Powrót do stajni, nadciąga burza snieżna
/ Fot. Elisa Hanssen, IG:elisa_in_iceland
Dagur - pupil guesthouse'u
/ Fot. Marta Klara
Nocny widok na światła Akureyri
/ Fot. Elisa Hanssen, IG:elisa_in_iceland
Zorza widziana z gospodarstwa, w którym pracuje Marta
/ Fot. Elisa Hanssen, IG:elisa_in_iceland
Główna trasa wokół wyspy to Droga Nr 1
/ Fot. Elisa Hanssen, IG:elisa_in_iceland
Czasem jedyną drogą jest ciasny tunel wydrążony w skale
/ Fot. Elisa Hanssen, IG:elisa_in_iceland
Renifer na tle lodowca
/ Fot. Elisa Hanssen, IG:elisa_in_iceland
Mieszkańcy Akureyri nazywają swoje góry "Toblerone"
/ Fot. Marta Klara