Chciwość, lenistwo i głupota – to zdaniem Adama McKaya, reżysera filmu "Big Short", główne przyczyny wybuchu kryzysu finansowego w 2008 r. Jego oparty na faktach obraz zachwyca kolejnych widzów, bo zdejmuje klapki z oczu. Pokazuje, jak doszło do największego załamania gospodarczego naszych czasów. I ostrzega, że czekają nas kolejne.
Kryzysu 2008 r. i związanego z nim cierpienia milionów zwykłych ludzi na całym świecie można było uniknąć. Jego nadejście przewidywało wielu ekonomistów, analityków, inwestorów. Problem w tym, że mało kto ich słuchał.
Jednym z tych, którzy widzieli zbliżające się zagrożenie, był Michael Burry, w którego w "Big Short" wciela się Christian Bale. Burry jest wycofanym ekscentrykiem, którego wielu wzięłoby za szaleńca – gdyby nie jego skuteczność. To właśnie on już kilka lat przez kryzysem odkrył, że amerykański rynek nieruchomości, który był fundamentem gospodarki Stanów Zjednoczonych, jest kolosem na glinianych nogach i zmierza ku załamaniu. Burry postawił cały majątek zarządzanego przez siebie funduszu na to, że kredyty mieszkaniowe nie są tak pewną inwestycją, jak wszyscy uważają.
Przypadek zadecydował o tym, że na ten sam pomysł wpadli pozostali inwestorzy pokazani w "Big Short": bankier, w którego wcielił się Ryan Gosling, a także Mark Baum grany przez Steve'a Carella oraz dwóch młodych inwestorów, których wspierał emerytowany gracz Ben Rickert (w tej roli Brad Pitt).
Mechanizm
Aby wyjaśnić, na czym polegało odkrycie Burry'ego, należy cofnąć się w czasie znacznie dalej i wrócić do późnych lat 70. XX wieku. Do tego czasu banki w USA udzielały kredytów hipotecznych i zarabiały na tym, że klient latami spłacał pożyczkę i odsetki. Zyski banków osiągane w ten sposób nie były pokaźne, ale za to pewne. Problemem był jedynie fakt, że ogromne ilości kapitału były przez długi czas zamrożone.
Wszystko zmienił Lewis Rainieri z Salomon Brothers, który stworzył tzw. mortgage-backed security (MBS), czyli papiery wartościowe oparte o kredyty hipoteczne. Były to specjalne pakiety, w których grupowano tysiące regularnie spłacanych kredytów hipotecznych niskiego ryzyka. Takie papiery były następnie sprzedawane bankom inwestycyjnym czy funduszom emerytalnym.
– Bank zbierał różne kredyty mieszkaniowe razem i wystawiał taki papier wartościowy, sprzedając go dalej inwestorom, a tym samym uwalniając kapitał, który zamroził, wypłacając go dłużnikowi na zakup nieruchomości – wyjaśnia Tomasz Wiśniewski, specjalista ds. Strategii Rynkowych TMS Brokers.
Zainteresowanie takimi pakietami było ogromne, bo zyski były wysokie, a ryzyko małe. Dlaczego małe? Bo inwestycja opierała się na hipotekach nieruchomości. Oznaczało to, że gdyby kredytobiorca przestał spłacać pożyczkę, to bank licytowałby jego dom i w ten sposób odzyskiwał pieniądze.
Czym są subprimie mortgage? – To kredyty hipoteczne o podwyższonym ryzyku. Z takim instrumentem mamy do czynienia, kiedy wiarygodność osoby lub instytucji, która pożycza kapitał z banku, jest mniejsza. Oznacza to większe ryzyko, że nie odda ona pieniędzy. Dotyczy to np. osób, które nie mają stałej pracy, dochodów lub po prostu już są zadłużone i chcą kolejny kredyt
Paweł Cymcyk, analityk DNA Rynków
Gorsze kredyty
Idealne rozwiązanie? Owszem, ale do czasu. Bo kiedy tych dobrych kredytów, które są regularnie spłacane i nie stanowią ryzyka, zaczynało brakować, banki do pakietów zaczęły dokładać te gorsze i bardziej ryzykowne, czyli tzw. sub-prime mortgage. Jednak nadal utrzymywały, że pakiety są bezpieczne, bo przecież oparte na solidnym fundamencie, który nigdy się nie załamał – rynku nieruchomości.
Czym są subprimie mortgage? – To kredyty hipoteczne o podwyższonym ryzyku. Z takim instrumentem mamy do czynienia, kiedy wiarygodność osoby lub instytucji, która pożycza kapitał z banku, jest mniejsza. Oznacza to większe ryzyko, że nie odda ona pieniędzy. Dotyczy to np. osób, które nie mają stałej pracy, dochodów lub po prostu już są zadłużone i chcą kolejny kredyt. Pożyczanie takim osobom jest obciążone większym ryzykiem, a więc takie kredyty są wyżej oprocentowane, aby bank mógł zrekompensować sobie straty, gdy część osób nie odda mu pieniędzy – wyjaśnia Paweł Cymcyk, analityk DNA Rynków.
Tak więc banki, aby móc dalej czerpać ogromne zyski, zaczęły sprzedawać coraz bardziej ryzykowne pakiety MBS-ów w formie innych instrumentów finansowych z zabezpieczeniem, czyli collateralized debt obligation (CDO).
Co to takiego? – Na CDO składa się np. wiele pakietów MBS złożonych z kredytów o podwyższonym ryzyku, czyli zaciągniętych przez ludzi, którzy nie mieli stałej pracy, dochodu i właściwie nie mieli zdolności do spłaty – tłumaczy Paweł Cymcyk. Bankierzy uznali, że w efekcie skali (bo na takie papiery wartościowe składały się tysiące MBS-ów) pakiety będą bezpieczniejsze. – Warto podkreślić, że dojście do tego, co jest wewnątrz takiego pakietu, jest bardzo trudne i nikt nie zadawał sobie trudu, aby to sprawdzić. Uznawano, że to inwestycja o wyższym ryzyku, ale za to z większym zyskiem – wyjaśnia Cymcyk.
Ubezpieczenie ryzyka
Banków nie interesowało to, że w pewnym momencie zadłużeni przestaną je spłacać, bo to był już problem inwestorów, którzy kupili MBS-y, oraz firm ubezpieczeniowych. Skąd w sprawie wzięły się te ostatnie? Po prostu chcąc zarobić, zaczęły oferować kolejny typ instrumentów: credit default swap (CDS).
Czy jest CDS? To instrument zabezpieczający przed niewypłacalnością kredytobiorcy. Kupując obligacje, liczymy na zysk, który zostanie wypłacony nam zgodnie z założeniami przedstawionymi przez instytucję wystawiającą obligacje na rynku. Możemy jednak zabezpieczyć się przed niewypłacalnością naszego dłużnika, kupując CDS. W momencie, kiedy nasz dłużnik będzie niewypłacalny, otrzymamy premię z tytułu posiadanych CDS
Tomasz Wiśniewski, TMS Brokers
Już wyjaśniamy. – CDS to instrument zabezpieczający przed niewypłacalnością kredytobiorcy. Kupując obligacje, liczymy na zysk, który zostanie wypłacony nam zgodnie z założeniami przedstawionymi przez instytucję wystawiającą obligacje na rynku. Możemy jednak zabezpieczyć się przed niewypłacalnością naszego dłużnika, kupując CDS. W momencie, kiedy nasz dłużnik będzie niewypłacalny, otrzymamy premię z tytułu posiadanych CDS – tłumaczy Tomasz Wiśniewski z TMS Brokers.
Prostymi słowy CDS to umowa, którą zawierały osoby lub instytucje pożyczające komuś pieniądze na wypadek, gdyby nie mogły one spłacić długu. Dla firm ubezpieczeniowych z pozoru był to bardzo łatwy i dobry interes, bo ubezpieczony płacił regularnie składki za to, że w razie gdyby jego wierzyciel zbankrutował (a w tamtym czasie wydawało się to nierealne, bo przecież wszystko było zabezpieczone przez mocny jak skała rynek nieruchomości), to ubezpieczyciel miał przejąć jego zobowiązania. – Firmy ubezpieczeniowe uważały, że to zysk bez ryzyka – mówi Cymcyk. Ryzyko jednak oczywiście było i gdy tylko liczba niespłacanych kredytów hipotecznych zaczęła rosnąć, a na rynek trafiały kolejne zlicytowane przez banki nieruchomości, powodując spadek cen, ruszyła lawina, której nikt nie był już w stanie zatrzymać. Papiery oparte na hipotekach okazały się śmieciowymi.
– Kiedy okazało się, że MBS-y i CDO są niewypłacalne, to wszyscy, którzy wykupili ubezpieczenie, czyli CDS, zgłosili się po swoje pieniądze, czyli "odszkodowanie". Ale firmy ubezpieczeniowe, w tym głównie AIG, nie miały tyle pieniędzy, więc musiały zbankrutować – przypomina Paweł Cymcyk.
Efekt? Kryzys
Załamanie na rynku hipotecznym pociągnęło za sobą bankructwa wielkich banków (z Lehman Brothers na czele) i w rezultacie załamanie zaufania na rynku. Nikt nie chciał już nikomu niczego pożyczać, bo każdy bał się, że nie odzyska swoich pieniędzy. Wybuchł światowy kryzys finansowy.
Dla Michaela Burry'ego i reszty inwestorów, którzy przewidzieli taki bieg wydarzeń, oznaczało to idące w miliardy dolarów zyski. Jednak ich wygrana dla całej reszty zwykłych ludzi była początkiem trwającej wiele lat gospodarczej zapaści, bezrobocia czy przyczyną utraty domów. Zresztą nie tylko dla Amerykanów. Kryzys bowiem natychmiast rozlał się po całym świecie, a jego skutki odczuwamy do dziś, także w Polsce.
W jaki sposób Burry zrobił interes życia? "Grał" na upadek rynku nieruchomości, czyli sektora, który wydawał się superbezpieczny. W największych bankach za miliony dolarów wykupił CDS-y na pakiety MBS-ów, niejako "zakładając się", że ogromne ilości zawartych w nich kredytów przestaną być spłacane.
Banki chętnie zawierały takie umowy, bo Burry płacił im co miesiąc wysokie składki, a więc z pozoru był to dla nich świetny interes. Tak było do czasu, gdy czarna prognoza Burry'ego się spełniła i miliony Amerykanów przestały spłacać swoje kredyty hipoteczne, a rynek nieruchomości runął. Wtedy papiery CDO stały się bezwartościowe. W efekcie zaczęły realizować się CDS-y, za które Burry dostał wypłatę jako odszkodowanie. Dzięki temu inwestor zgarnął ponad miliard dolarów.
Bez odpowiedzialności
Czym jest bespoke tranche opportunity? To przefarbowany CDO. To taki CDO "szyty na miarę" dla konkretnej grupy inwestorów. Czym różni się od CDO? Tylko tym, że jest robiony indywidualnie pod potrzeby inwestorów, a nie jest produktem ustandaryzowanym. Różnica jest kosmetyczna i można by ją nazwać tylko wizerunkową, ze względu na to, że CDO miały po kryzysie bardzo złą reputację
Tomasz Wiśniewski
Twórcy "Big Short" podkreślają, że odpowiedzialności za chciwość, lenistwo i głupotę, które ściągnęły na amerykański rynek załamanie, nie poniósł właściwie nikt. Ostatecznie skazano tylko jedną osobę. To jednak nie jedyny smutny wniosek. "Big Short" to także ostrzeżenie przed ponownym kryzysem. Twórcy filmu stawiają tezę, że banki znowu zaczynają sprzedawać produkty podobne do CDO, tyle że pod inną nazwą. Teraz określa się je mianem "bespoke tranche opportunity".
– Jest to przefarbowany CDO – mówi wprost Tomasz Wiśniewski i dodaje, że wspomniany instrument to taki CDO "szyty na miarę" dla konkretnej grupy inwestorów. Czym różni się od CDO? – Tylko tym, że jest robiony indywidualnie pod potrzeby inwestorów, a nie jest produktem ustandaryzowanym. Różnica jest kosmetyczna i można by ją nazwać tylko wizerunkową, ze względu na to, że CDO miały po kryzysie bardzo złą reputację – uważa Wiśniewski.
Analityk przypomina, że problem CDO stanowiło to, że były one zbudowane w większości ze złych kredytów, których dłużnicy nie byli w stanie spłacać. – Jeżeli bespoke tranche opportunity będą tworzone z takich samych lub podobnych składników, może to tak samo zagrażać gospodarce – uważa Wiśniewski i dodaje, że jest mało prawdopodobne, aby w tak krótkim okresie inwestorzy nabrali się drugi raz na tę samą sztuczkę. – Ale jeżeli czegoś uczy nas historia, to tego, że niczego nas nie uczy, więc kto wie – mówi.
Kto pływa bez majtek?
Paweł Cymcyk uważa, że powtórka z kryzysu jest jak najbardziej możliwa. – Zmienia się to, czym handlujemy, ale ludzka chciwość pozostaje bez zmian. To mentalność ludzi powoduje takie zmiany. Nie ma znaczenia, co jest przedmiotem, czy to będzie dom, czy sztabka złota. Ważny jest podmiot, czyli człowiek. A ludzie zawsze byli chciwi, są chciwi i będą chciwi. Chcą zarabiać duże pieniądze z małym ryzykiem. Jestem pewny, że powtórka kryzysu jest tylko kwestią czasu, bo znowu okaże się, że coś wybuchło, coś się nie udało. Cykle koniunkturalne są w tym sensie bezbłędne – uważa Paweł Cymcyk.
– Gdybym miał wskazać obecne największe zagrożenie, to byłyby to obligacje korporacyjne, które na całym świecie są bardzo popularne, a mamy przecież zerowe stopy procentowe. Przy tych najniższych stopach w historii wszyscy pożyczają pieniądze szybko i tanio. Dlatego tylko kwestią czasu jest wzrost stóp procentowych. Wtedy znów może się okazać, że tych pożyczonych pieniędzy nie ma kto oddać. Wzrost stóp procentowych będzie jak odpływ kapitału, który zgodnie z powiedzeniem Warrena Buffeta pokaże, kto pływa bez majtek – mówi.
I dodaje: – Nie wiadomo, ile jeszcze przyjdzie nam na to poczekać, ale pewne jest, że każdy nowy kryzys jest mocniejszy od poprzedniego.
Zwiastun filmu "Big Short" w reżyserii Adama McKaya: