- Dostaję tysiące maili od kobiet - wykształconych, świetnie sytuowanych, które piszą, że rozumieją moją bohaterkę, bo są jak ona - doświadczają przemocy i ukrywają ją, nie potrafią odejść, bo boją się samotności, biedy, czasem nadal kochają. Ludzie podchodzą i chcą rozmawiać ze mną o swoim życiu. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłam - mówi Nicole Kidman, którą właśnie oglądamy w drugim sezonie "Wielkich kłamstewek", który był jej własnym projektem.
- Jesteś zbyt wysoka, by myśleć o karierze aktorki – mówi mama 13-letniej Nicole, która ma już wtedy 175 centymetrów wzrostu i rośnie jak szalona. Przekonuje, że reżyserzy będą mieli kłopot z partnerami dla niej, a mężczyźni nie lubią, gdy kobieta patrzy na nich z góry.
Choć liczy się z każdym słowem mamy, tym razem nie słucha – od piątego roku życia wie, że zostanie aktorką. Sprawiła to Margaret Hamilton - Zła Czarownica z Zachodu w "Czarnoksiężniku z Oz", którą zobaczyła na ekranie telewizora. Chce być jak ona - wydawać polecenia skrzydlatym małpom i wronom. Już wówczas chodzi na lekcje baletu i pantomimy, którym zawdzięcza dziś płynny, taneczny chód.
Nicole przestaje rosnąć w wieku 15 lat - dobija do 180 centymetrów. Wtedy ma już za sobą pierwszą profesjonalną rolę w filmie "Bush Christmas", nakręconym w australijskim buszu. W wywiadzie dla "Vanity Fair" wspomina: "W filmie była scena, w której zjadam witchetty – larwy ćmy. To robaki o mlecznobiałym kolorze. Są częścią diety Aborygenów. Byłam podekscytowana, jestem Australijką. Dla roli mogłabym zjeść wszystko. Daj mi karalucha, zjem! Pająka? Zjem także! Z witchettami też dałam radę".
Po latach ma się okazać, że daje radę nie tylko z połykaniem robaków, ale z absolutnie każdą rolą, czego dowodem jest liczba nagród - od Oscara, Złotego Niedźwiedzia i czterech Złotych Globów poczynając, poprzez BAFTA, aż po nagrody Emmy. Ostatni Glob przypadł jej za kreację w serialu - objawieniu 2017 roku - "Wielkie kłamstewka". Nie tylko zagrała jedną z głównych ról, ale do spółki z inną jego gwiazdą Reese Witherspoon, również go wyprodukowała.
Heroina schodzi z piedestału
Po emisji pierwszego sezonu, który miał być "jednorazowym przedsięwzięciem" (jest adaptacją książki Liane Moriarty, którą Nicole i Reese zachwyciły się i kupiły prawa do ekranizacji), krytycy pisali: "Gdyby 'Wielkie kłamstewka' były filmem fabularnym, zgarnęłyby worek Oscarów". Zgarnęły cztery Złote Globy i sześć nagród Emmy. Zdecydowano więc o nakręceniu drugiego sezonu, a Kidman namówiła autorkę, żeby pociągnęła dalej historię piątki z Monterey.
Ta opowieść, pokazująca - zdawałoby się - idylliczne życie bogatych kobiet z przedmieść i ich rodzin, w którym w rzeczywistości rządzą pozory i kłamstwa, jest produkcją wyjątkową. Owszem, nakręcono dziesiątki seriali pod tym szyldem, ale żaden nie sięgał tak głęboko pod powierzchnię, nie był zbudowany z tylu subtelności, po mistrzowsku wygranych przez aktorki. Najbardziej poruszającą kreację stworzyła właśnie Kidman. Jako piękna Celeste, rezygnująca z kariery prawniczki dla dzieci i młodszego od siebie męża, za zamkniętymi drzwiami bajecznego domu doświadcza psychicznej i fizycznej przemocy.
Dziennikarze próbują wyciągnąć z niej, czy w pracy sięga do własnych przeżyć, czy tkwiła w toksycznym związku. "Jest tak dobra jako ofiara przemocy, bo sama przeszła piekło" - piszą recenzenci. Chodzi o małżeństwo z Tomem Cruise'em i prześladowanie jej przez scjentologów, zakończone rozwodem i przejęciem opieki przez Toma nad adoptowanymi dziećmi. Kidman odmawia odpowiedzi. - To zbyt osobiste pytanie - rzuca. Nigdy o tym nie opowiada, ale sporo można usłyszeć od ludzi, którzy porzucili sektę.
Nie ukrywa, że rola Celeste kosztowała ją bardzo wiele. Że zdarzało jej się wracać z płaczem z planu po nakręceniu scen, w których bohaterka jest atakowana przez męża. - Czułam takie upokorzenie, jakbym to ja, Nicole, padła jego ofiarą. Utożsamiałam się z nią bez reszty. Jako ambasador UNICEF-u rozmawiam z kobietami, które doświadczyły nie tylko domowej przemocy, ale także wojny, terroru i musiały uciekać z miejsc, które kochały. To doświadczenia wpływające na resztę ich życia - mówi w rozmowie z "Guardianem".
Reżyserzy rzadko obsadzają ją w rolach jak ta, w której obsadziła się sama. Zwykle widzą w niej heroinę, którą mężczyźni wynoszą na piedestał, a ona mąci im w życiu. "Nie miałyśmy szczęścia do wielkich ról, bo nie ma ich wiele dla kobiet. A skoro coś się nie dzieje, musisz sama stwarzać sobie okazje. Tak było z 'Wielkimi kłamstewkami'" - mówią Kidman i Witherspoon, które do współpracy zaprosiły m.in. Laurę Dern, Zoë Kravitz i Shailene Woodley. Drugi sezon reżyseruje również kobieta - Andrea Arnold, która przejęła pałeczkę po znakomitym Jeanie-Marcu Vallée. I to Nicole namówiła ją, by stanęła za kamerą. Jakiś czas temu obiecała sobie, że przynajmniej raz na półtora roku będzie grać w filmie reżyserowanym przez kobietę, w ramach walki o równouprawnienie w przemyśle filmowym. Dotrzymuje słowa.
Wyjątkowość produkcji potwierdza dołączenie do niej samej Meryl Streep, która zgodziła się, jeszcze nim poznała szczegóły roli. Była też wielką fanką pierwszej serii. To właśnie na spotkanie duetu Streep - Kidman (Meryl gra teściową Nicole) fani serialu szczególnie ostrzyli sobie zęby.
Nie zawiedli się. Ich wspólne sceny to uczta dla wielbicieli sztuki aktorskiej z najwyższej półki. A że w serialu między synową i teściową toczy się pełna wzajemnych oskarżeń wojna, panie mają okazję pokazać, na co je stać. Scena, w której Celeste wymierza policzek teściowej, oskarżana przez nią, że nie zadowalała seksualnie jej syna, robi furorę w internecie. Kidman w niczym nie ustępuje najbardziej utytułowanej współczesnej aktorce. Streep jest nią zresztą zachwycona. - "To walkiria ze stalowym kręgosłupem. I jedna z najzdolniejszych aktorek swojego pokolenia" - ocenia.
Australijka z Honolulu
Nicole, opowiadając o dzieciństwie, podkreśla, że matka wychowała ją i młodszą siostrę Antonię (dziś prezenterkę telewizyjną) na feministki. Sama należała do feministycznej organizacji Women's Electoral Lobby, prowadzącej kampanię "na rzecz bardziej sprawiedliwej przyszłości australijskich kobiet".
Rodzice byli zdeklarowanymi liberałami, choć, o dziwo, mieszkali w konserwatywnej dzielnicy Sydney. Ojciec udzielał się w Partii Pracy, a nastoletnia Nicole wrzucała na posesje republikanów ulotki zachęcające do głosowania na liberałów. Dziś jest nieodrodną córką swoich rodziców. Udało jej się przy tym bezboleśnie połączyć feministyczno-liberalny światopogląd z głęboką katolicką wiarą.
Mówi, że rodzicom zawdzięcza wszystko, co osiągnęła. Bo w nią wierzyli i zawsze obdarzali bezwarunkową miłością. Także wtedy, gdy popełniała błędy. Nawet gdy jako 17-latka na dobre rzuciła szkołę, bo porwało ją kino. Uważali, że ma prawo do własnej drogi. Uczyli swoje córki, by nie bały się wygłaszać własnych opinii, nawet tych niepopularnych. "Nigdy nie rób tego, czego inni od ciebie oczekują, idź własną drogą. I nigdy nie głosuj na republikanów" - mawiał ojciec. Odszedł nagle, w 2014 roku. Jego życiowe motto brzmiało: "Nikogo nie oceniaj". Nicole powtarza je dziś córkom.
Rytuałem w domu były wieczorne dyskusje po kolacji: o polityce, filozofii, literaturze. Ta ostatnia to jej największa pasja oprócz aktorstwa. Potrafi czytać wszędzie i o każdej porze, zawsze jest na bieżąco z lekturami, o których głośno. Mówi, że czytanie zastąpiło jej studia.
Choć nazywa się ją "najsłynniejszym towarem eksportowym Australii", urodziła się na Hawajach, w Honolulu 20 czerwca 1967 roku. Rodzina przeniosła się tam z powodu stypendium ojca - Antony'ego Kidmana, uznanego psychologa klinicznego, autora książek. Początkowo otrzymała hawajskie imię Hokulani, co znaczy "Niebiańska Gwiazda". Tak nazwano słoniczkę w hawajskim zoo, która urodziła się tego dnia co Nicole, a mama kochała słonie. Miała trzy lata, gdy wrócili do Australii. Hokulani ewoluowała w Nicole. Wkrótce na świat przyszła jej siostra Antonia.
Janelle Kidman - mama dziewczynek - chciała zostać lekarzem, ale rodzice zainwestowali w naukę jej brata. Została więc instruktorką pielęgniarstwa, najlepszą, ale wiedziała, że zrobi wszystko, by jej córki mogły spełniać marzenia. Gdy mała Nicole ogłosiła, że będzie aktorką, nie tylko zapisała ją na balet i pantomimę, ale z czasem posłała na zajęcia do Phillip Street Theatre - zespołu teatralno-rewiowego w Sydney. Kolejnym szczeblem był Australian Theatre for Young People - znany na świecie teatr młodzieżowy, w którym Nicole grała głównie... kobiety w wieku balzakowskim.
Nie była typem, który podoba się chłopcom, a na scenie grała księżniczki. Nazywana przez kolegów Stalky (Badylasta), górująca nad wszystkimi wzrostem, chuda, obdarzona mlecznobiałą cerą, o długich blond włosach skręconych w pierścionki (wbrew powszechnemu mniemaniu nie jest ruda, dopiero na prośbę reżyserów zmieniła kolor) zwracała uwagę talentem i pasją.
Jako 14-latka zagrała księżniczkę Kosmonopolis (znowu podstarzałą kobietę) w "Słodkim ptaku młodości" Tennessee Williamsa. Właśnie wtedy twórczyni "Fortepianu" Jane Campion, jak mówi sama Nicole: "Jako pierwsza zwróciła na mnie uwagę". Poszły na wspólną wycieczkę, a Campion zaproponowała jej rolę w swoim filmie, którą Nicole... odrzuciła. Miała całować się z dziewczyną, a interesowało ją całowanie z chłopcami. Reżyserce spodobało się, że ma własne zdanie. Kilkanaście lat później, gdy z kaczątka wykluwa się łabędź, Nicole pojawia się w kostiumowym "Portrecie damy" Campion u boku Johna Malkovicha.
Kiedy miała siedemnaście lat, u jej matki wykryto raka piersi w początkowym stadium. Operacja, chemioterapia, a potem rehabilitacja, w której Nicole brała udział, uratowały życie Janelle. Nicole skończyła wtedy kurs masażu, by ulżyć jej w cierpieniu. Przerwała na długie miesiące granie. Dostała tyle miłości, że nie mogła zawieść.
Po rocznej przerwie wróciła do pracy. Z sukcesem zagrała w serialu "Wietnam", za który zebrała nagrody, ale na dobre zaistniała rolą w mrocznym thrillerze Phillipa Noyce'a "Martwa cisza". Film trafia do amerykańskich kin.
Miłość od pierwszego wejrzenia i scjentologia
Po sukcesie "Martwej ciszy" Australię nawiedza desant z Hollywood - Brian Grazer (później producent "Pięknego umysłu") wraz z reżyserem Ronem Howardem. Planują przygodową opowieść o parze Irlandczyków, którzy jadą na Dziki Zachód, żeby spełniać marzenia o amerykańskim śnie. Młoda Australijka podoba się artystom. Widzą ją w swoim filmie. Ale nim ten powstanie, Nicole trafia na zdjęcia do filmu "Szybki jak błyskawica" – do fabryki snów. Nie wie, że zaproszono ją na życzenie najgorętszej wtedy męskiej gwiazdy. Gdy wchodzi do sali w wytwórni Paramount, w drzwiach spotyka Toma Cruise'a. Jakby strzelił w nią piorun. "Gdy go zobaczyłam, pomyślałam, że to najseksowniejszy mężczyzna, jakiego widziałam w życiu" - powie magazynowi "Rolling Stone". - Zaparło mi dech. Nie wiem, co to było. Reakcja chemiczna? Nie mogłam się temu oprzeć".
Chemię między tym dwojgiem widzą wszyscy. Gwiazdor "Rain Mana" wspomina ich spotkanie podobnie. "Moją pierwszą reakcją była czysta żądza. To było całkowicie fizyczne" - wspomina Cruise. Nicole jest jednak pewna, że roli nie dostanie, bo jest 10 centymetrów wyższa od Cruise'a. Gdy producent dzwoni, żeby powiedzieć, że zagra miłość Toma, jest zdumiona.
Cruise nie marnuje czasu. Spotykają się. On jest w trakcie rozwodu z pierwszą żoną Mimi Rogers, która wciągnęła go do Kościoła Scjentologii. Teraz ostrzega go, że jeśli spróbuje jej zaszkodzić, podzieli się z mediami najczarniejszymi tajemnicami kultu. Nicole nie ma pojęcia, w co się pakuje. Szybko zaczynają rozmawiać o małżeństwie. Choć zawsze myślała o katolickim ślubie, daje się wprowadzić w scjentologiczne arkana. Jest jej wszystko jedno, byle tylko mogła być z nim.
Pobierają się na Boże Narodzenie 1990 roku. Sam ślub jest skromny, ale Tom kupuje ukochanej pierścionek z brylantem za ćwierć miliona dolarów. Właśnie zdobył nominację do Oscara za "Urodzonego 4 lipca", więc idą na galę. Po latach Nicole wyzna, że nie czuła się wtedy aktorką, a jedynie "żoną wielkiego Cruise'a". Nie wie jeszcze, że David Miscavige - lider scjentologów - jest niezadowolony z nowej żony Toma. Problemem jest jej ojciec psycholog kliniczny. Najwięksi przeciwnicy scjentologii wywodzą się bowiem z tego środowiska. Nicole zostaje zidentyfikowana jako "PTS", czyli Potential Trouble Source (Potencjalne Źródło Kłopotów). W najbardziej intensywnym okresie związku Cruise'a z Kidman, aktor rzeczywiście oddala się od scjentologii. Nicole namawia go nawet, by wystąpił z kościoła, lecz jemu brakuje odwagi.
Najważniejszym zadaniem sekty jest teraz odseparowanie Nicole od ojca, o czym Miscavige może tylko pomarzyć, bo ich więzi są zbyt silne. W głośnym dokumencie Alexa Gibneya "Going Clear" dawni członkowie sekty odkrywają przerażające szczegóły jej funkcjonowania. Mówią o totalnej inwigilacji i pokazują organizację jako miejsce finansowych przekrętów. Przekonują, że Tom Cruise i John Travolta - najgłośniejsze z hollywoodzkich nazwisk w sekcie, to marionetki w rękach liderów - nie mogą się z niej wyrwać, bo na jaw wyjdą ich mroczne sekrety. Twierdzą też, że fizyczne i psychiczne nękanie jest w sekcie powszechne.
Niewiele wiadomo o tym, przez co przeszła Nicole. Z pewnością, rozwodząc się z Cruise'em, jak wcześniej Mimi Rogers, musiała podpisać klauzulę poufności. Jeden z bliskich współpracowników Miscavige'a - Marty Rathbun zdradza, że powierzono mu zniszczenie małżeństwa Kidman i Cruise'a. Przyznaje, że Tom rozwiódł się z Nicole pod naciskiem kościoła. Opowiada, jak manipulował gwiazdorem w czasie audytowania (rodzaj sesji terapeutycznych, które scjentolodzy odbywają z doradcami), o tym, jak Miscavige wynajął śledczych, by obserwowali każdy ruch Nicole - i wreszcie, jak nastawiał ich adoptowane dzieci przeciw matce.
Sporo odkrywa też ukazująca Cruise'a w złym świetle jego biografia pióra Andrew Mortona.
Dekada pełna złudzeń
O tym wszystkim jednak Nicole dowie się po rozstaniu z Cruise'em, z którym spędzi 11 lat. Na początku myśli, że wygrała los na loterii. Oboje marzą o dzieciach. Nie chce też rezygnować z kariery. Tuż po ich ślubie Ron Howard kręci "Za horyzontem", film, dla którego pojechał do Australii. Tym razem to Nicole wybiera za partnera Toma. Obraz kiepsko radzi sobie w kinach, ale wzrusza. Przełom w jej karierze następuje wraz z filmem "Za wszelką cenę" Gusa Van Santa. Ta świetna satyra na telewizję, opowiada o młodej prezenterce, która dla kariery zdolna jest do wszystkiego - nawet do zabicia męża, gdy próbuje jej przeszkodzić. Nicole gra z lekkością mistrzyni, czaruje seksapilem, wykazuje się talentem komediowym. Jest rewelacyjna. Zdobywa pierwszy Złoty Glob, a brak oscarowej nominacji dla niej zostaje okrzyknięty skandalem.
Ale gdy kariera zawodowa kwitnie, życie prywatne ma się gorzej. Krótko cieszy się z odkrycia, że zostanie matką - karetka zabiera ją z planu filmowego na skutek potwornego bólu brzucha. Okazuje się, że ciąża jest pozamaciczna i stanowi zagrożenie dla życia. Po operacji słyszy: proszę zapomnieć o zostaniu biologiczną matką. Pojawiają się plotki o tym, że ich związek to przykrywka dla homoseksualizmu Toma, na co reagują z oburzeniem. (Ten wątek powróci, bo "Top Gun" to kultowy film gejów).
Nicole jest zrozpaczona. Decydują się na adopcję - najpierw córki - Isabelle, dwa lata później chłopca Connora. Nicole czuje się jednak odsuwana na margines. Nikt nie pyta jej o zgodę, gdy Tom za oczywiste uznaje wychowywanie dzieci na scjentologów. Ma ataki paniki. Wciąż jednak go kocha, choć dociera do niej, jak bezwzględnie wykorzystuje go kościół. Chciałaby wyrwać dzieci spod jego wpływu. Cynthia Kisser pisze w "The Time": "Scjentologia to najbardziej terrorystyczny, ale lukratywny kult, jaki świat widział". Wkrótce Nicole ma się o tym przekonać. Ale najpierw, w 1995 roku, Stanley Kubrick proponuje duetowi Kidman-Cruise pracę nad thrillerem erotycznym. Są wniebowzięci. Kubrick to geniusz. Jego wybór jest oczywisty - stanowią najgorętszą parę w Hollywood.
Nicole wspomina czas na planie jako surrealistyczny sen. Oboje podpisują umowy o dostępności na czas nieograniczony. Zdjęcia trwają 400 dni, lądując w Księdze Rekordów Guinnessa jako najdłuższy, ciągły film w historii. Zdarza się, że kilka dni z rzędu spędzają w zamkniętym pokoju. Osobno. Bez możliwości wyjścia. Kubrick, słynący ze 127 dubli jednej, głośnej sceny w "Lśnieniu", przechodzi sam siebie. Część aktorów wycofuje się, bo mają inne zobowiązania. Reżyser zapowiada historię o seksualnej obsesji i zazdrości. Powstaje - bardziej opowieść o wielu obliczach miłości.
Kubrick zdąży film zmontować, jednak cztery dni później umiera na atak serca. Nicole i Tom odchorowują tę śmierć. Kidman wypada wspaniale, a film otwiera jej mnóstwo nowych furtek. Krytycy się dzielą - jedni piszą o nudzie, inni o wielkim dziele.
Ta produkcja nadwyręża ich związek, choć nic nie zapowiada kryzysu. Nicole dostaje kolejną propozycję, którą natychmiast przyjmuje - w musicalu Baza Luhrmanna "Moulin Rouge!" gra piękną kurtyzanę. Krytycy piszą: "Jest znacznie lepsza niż filmy, w których gra". Otrzymuje pierwszą nominację do Oscara. Niemal jednocześnie, i to przez prawnika, dociera do niej pozew rozwodowy złożony przez Toma.
Podwójna strata
Nicole nie rozumie, co się dzieje. Bywają między nimi spięcia, ale słowo "rozwód" żadnemu z nich nie przechodzi przez myśl. Kochają się, mają dwoje dzieci. We wniosku rozwodowym - poza standardową formułką o "różnicach nie do pogodzenia" - nic nie ma. Może w jego życiu pojawiła się inna kobieta? Z czasem dowie się, że Tom porzucił ją na żądanie Davida Miscavige'a. Ponoć na jej pytanie: "Co się właściwie stało?", miał odpowiedzieć: "Ty wiesz".
Ale przez długi czas nic nie wie. Wkrótce spotkają się na planie filmu Alejandro Amenabara "Inni", do którego Cruise dawno kupił prawa i obsadził ją w głównej roli. To znakomity gotycki horror osadzony w czasie ostatniej wojny, zapełniony upiorami z domu, w którym mieszka matka z dziećmi cierpiącymi na fotofobię – chorobę uniemożliwiającą przebywanie na słońcu. Nicole jest w tym filmie jak piękna lodowa rzeźba – posągowa, zimna, surowa. Przypomina Grace Kelly. Amenabar obserwuje okiem kamery, jak jej nieruchoma dotąd twarz krzywi się w bolesnym grymasie. Nicole wybucha płaczem i ucieka z planu. Reżyser nie ma pojęcia, co się dzieje. Rozgląda się. Zawitał do nich producent. Tom Cruise.
Od dnia, w którym odebrała pozew rozwodowy, minęło kilka tygodni. A ona właśnie odkrywa, że jest w ciąży! Cieszy się, choć jest zdumiona. Ale i tym razem jej radość nie trwa długo. Miesiąc później czuje silny ból w podbrzuszu. Trafia do szpitala. - Bardzo mi przykro. Poroniła pani - mówi lekarz.
Całe zdarzenie zachowuje tylko dla siebie. Opowie o nim wiele lat później. Teraz Ameryka bije jej brawo, gdy w programie Davida Lettermana na pytanie, co rozwód zmienił w jej życiu, odpowiada: "Mogę znowu nosić buty na obcasach". Ale to pozory. W domu płacze w poduszkę.
Rozwód przebiega błyskawicznie. Sąd przyznaje prawa do opieki nad dziećmi obojgu rodzicom. Tyle że z czasem spotkania Nicole z dziećmi z cotygodniowych zmieniają się w comiesięczne, potem w jeszcze rzadsze. Rozwód był po to, by rozdzielić ich na dobre i oddać scjentologom. Dorosła Isabelle nie zaprosi matki na ślub, chociaż swoją firmę odzieżową sprytnie nazwie "Kidman-Cruise". Wspina się po szczeblach "kariery" w Kościele scjentologicznym. Od niedawna rekrutuje nowych członków. Connor idzie w jej ślady. Pytana o to Nicole mówi "Variety": "Isabelle i Connor są dorośli. Mają prawo układać sobie życie, jak chcą. Cokolwiek by się zdarzyło, moim obowiązkiem, jako matki, jest zawsze ich kochać".
Oscar i nos Virginii
Początek XXI wieku to dla Kidman katastrofa w prywatnym życiu i wielkie sukcesy w zawodowym. Film Amenabara jest artystycznym i komercyjnym sukcesem, a ona zgarnia kolejną nominację do Złotego Globu.
Gdy pojawi się propozycja roli w obrazie Stephena Daldry'ego "Godziny", ma szansę zagrać razem z Meryl Streep, o czym marzy od lat. Ale gdy przeczyta swoją rolę, odmówi. – W takim stanie ducha skończę jak Virginia - tłumaczy reżyserowi. Dopiero po dyskusji z przyjaciółmi zmieni zdanie. Na szczęście.
Film osnuty wokół powstawania powieści Virginii Woolf "Pani Dalloway", opowiada trzy historie, o trzech kobietach w różnych epokach. Oscar dla Nicole, zmienionej charakteryzacją, za pierwszoplanową rolę wielkiej pisarki próbującej bezskutecznie uciekać od swoich lęków i obsesji w przededniu samobójstwa jest w pełni zasłużony. Pozostałe bohaterki łączy to, że zmieniają swoje życie pod wpływem powieści Woolf. To wielkie kino i chyba największa kreacja Kidman.
Ciekawostką zza kulis jest to, że Nicole ma fioła na punkcie protetycznego nosa, którego używa w "Godzinach". Zdarza się, że nosi go także poza planem. W trakcie rozwodu z Cruise'em, gdy wzbudza zainteresowanie prasy, paparazzi nie rozpoznają jej wcale właśnie dzięki niemu.
"Godziny" to film, który wpycha Kidman na półkę z napisem "pierwsza liga" gdzie trzyma się mocno. Potem wybiera rolę w ascetycznym filmie Larsa von Triera "Dogville". Duński prowokator tym razem zainspirował się Brechtem i jego oszczędnym teatrem. Kidman jest rewelacyjna jako uciekająca przed gangiem Grace. Ukrywa się w miasteczku, którego mieszkańcy zaczynają nadużywać władzy, jaką mają nad bohaterką. Triera interesuje, czy jest granica, której nie przekroczą.
- Ktoś powiedział, że moja kariera wymyka się logice - wybieram dziwne, małe filmy i jakimś cudem to one sprawiają, że kariera się rozwija - ocenia po tej roli. Mówi prawdę, choć nie brak w jej filmografii epickich opowieści czy wielkich musicali. A jednak to te skromniejsze produkcje wynoszą ją na szczyt. Jak wspomniane "Dogville", a niedawno "Pokusa" Lee Danielsa, gdzie w drugoplanowej roli, jako lokalna piękność wkraczająca w wiek pani Robinson, odchodzi daleko od przypisanego jej terytorium - damy i nieskazitelnej gwiazdy. Jej postać jest śmieszna i tragiczna zarazem, ociekająca seksem, wyuzdana do granic możliwości. Zac Efron, który w filmie zakochuje się w niej do szaleństwa, mówi: "Mam poczucie, że scena, w której tańczyłem z Nicole, uczyniła ze mnie mężczyznę".
Pożądana i podziwiana, przez jakiś czas jest jednak zupełnie sama. Musi złapać oddech po rozstaniu, które kosztowało ją tak wiele. W 2005 roku na przyjęciu poznaje bratnią duszę - australijskiego piosenkarza country Keitha Urbana. Wreszcie jest gotowa na nowy związek.
"Podnieś głowę, Nicole, i żyj!"
Keith Urban to nie jest, jak w przypadku Cruise'a, miłość od pierwszego wejrzenia. Wtedy miała 21 lat, teraz 38 i bagaż doświadczeń. "Nawigowałam samotnie pięć lat, a potem natknęłam się na Keitha i to było spontaniczne! Szybko zostaliśmy małżeństwem" – śmieje się Nicole w wywiadzie, jakiego udzielili "Rolling Stone". Ślub odbywa się w 2006 roku w Australii. Jest taki, jaki zawsze chciała - w białej sukni z welonem, w katolickim kościele. Mówi, że odkąd po rozstaniu z Tomem wróciła do wiary, którą wpoiła jej babcia, jest jej o wiele łatwiej. Często sięga po Biblię. Każda niedziela zaczyna się od rodzinnej mszy.
Ale to małżeństwo też nie jest prostym związkiem. Keith długo walczył z uzależnieniem narkotykowym i alkoholowym. Cztery miesiące po ślubie poszedł do kliniki Betty Ford Center na leczenie. Udało się. Jest czysty, odkąd są małżeństwem, wcześniej próbował bez skutku. Nazywa to cudem. - Urodziłem się przy niej na nowo - śpiewa Nicole. Ona cudem nazywa to, co dzieje się dwa lata później - na teście ciążowym widzi niebieskie kreski. Uznaje, że to opatrzność Boża. I akurat dostaje genialną propozycję roli w "Lektorze", w dodatku w filmie Daldry'ego! (Potem Oscara za tę kreację odbierze Kate Winslet).
- Musiałam wybrać. Wiedziałam, że kolejnej szansy już nie dostanę. Miałam 41 lat i dwa poronienia za sobą. Z bólem serca odmówiłam Stephenowi. Dzień, w którym zostałam mamą Sunday Rose, był najwspanialszy w moim życiu - mówi.
Dwa lata później zapragną z Keithem kolejnego dziecka. Tym razem lekarz odradza Nicole ciążę. Korzystają więc z pomocy surogatki. Tak na świat przychodzi młodsza córka Faith Margaret.
Mieszkają w Nashville (oazie country), z dala od Hollywood. Nicole wprowadziła zasady, które nie podobają się córkom, ale sprawdzają się - dziewczynki nie mają komórek ani kont w mediach społecznościowych. Zależy jej, żeby rozmawiały z rówieśnikami twarzą w twarz, czytały książki, a nie wklejały zdjęcia na Instagramie. Pewnie jak podrosną, zbuntują się. Na mężu wymusiła, żeby podczas wyjazdów pisali do siebie nie maile, ale tradycyjne listy.
"Gdybyś mogła przekazać córkom tylko jedną radę na przyszłość, jak by ona brzmiała?" - dopytuje się dziennikarz "Rolling Stone".
Nicole długo się zastanawia.
"Moja mama powiedziała mi wiele mądrych rzeczy, ale w najtrudniejszym dla mnie momencie najcenniejsze okazały się słowa: "Podnieś głowę, Nicole, i wstań z ziemi, jeśli upadłaś. I po prostu żyj!".