Już wkrótce czeka nas wszystkich decyzja, czy ekonomiczne i społeczne konsekwencje walki z pandemią nie są zbyt poważne. Każde życie ludzkie jest bezcenne, ale koszty paraliżu będą rosły z każdym dniem. Ludzie już masowo tracą pracę, rozgrywają się dramaty, zwalnia gospodarka. Życie społeczeństw, nawet najbardziej zaawansowanych, może zostać zrujnowane. Coraz głośniej słychać, że unieruchomienie gospodarki jest gorszym lekarstwem niż sama choroba.
Dla Magazynu TVN24 pisze redaktor naczelny TVN24 BiS Jacek Stawiski.
Na naszych oczach świat zmienia się nie do poznania. Skutki pandemii COVID-19 dotknęły już teraz właściwie każdej dziedziny życia. Od medycyny, przez gospodarkę, politykę, edukację, relacje międzyludzkie, aż po życie religijne, rozrywkę czy kulturę. Właściwie za jednym zamachem świat został wyłączony. Na wszystkich kontynentach miliardy ludzi pozostają w domach i powstrzymują się od normalnego życia.
Mikroskopijny patogen, element otaczającej nas przyrody, wprowadził chaos i zamieszanie od Chin, Japonii, Korei Południowej, przez Indie, Rosję, Bliski Wschód, Afrykę, Europę, aż do obu Ameryk. Ludzkość okazała się nieodporna na nadejście nowej choroby, a my, szukając analogii, przypominamy sobie wielkie zarazy w historii świata sprzed stu i więcej lat. Zapierający dech w piersiach postęp w medycynie, jaki dokonał się i dokonuje od końca XIX wieku, okazuje się niewystarczający do uratowania tysięcy chorych. Stolica współczesnego świata – Nowy Jork – stała się centrum zakażeń, a służba zdrowia w najpotężniejszym mocarstwie w dziejach świata, czyli Stanach Zjednoczonych, obawia się, że runie pod naporem pandemii. Gospodarki najbogatszych i najbiedniejszych krajów są na oddziale intensywnej terapii. Globalne koncerny i jednoosobowe firmy ustawiają się w kolejce po pomoc do rządów, banków i organizacji międzynarodowych. Co stanie się ze światem, zakażonym koronawirusem?
Jak długo i jakim kosztem?
W tym momencie uwaga większości krajów świata skoncentrowana jest na powstrzymaniu nowej choroby, wyleczeniu wszystkich chorych i ocaleniu najbardziej zagrożonych. Dlatego rządy najprzeróżniejszych krajów podjęły decyzje, przypominające czasy wojen. Autorytarne Chiny i demokratyczne Indie, teokratyczny Iran i demokratyczny Izrael, autokratyczna Rosja i demokratyczna Europa, Stany Zjednoczone i Kanada ograniczają swobody obywatelskie i zakazują działalności najprzeróżniejszych firm.
Koronawirus nie przestaje atakować, liczba ofiar rośnie, a restrykcyjne przepisy ograniczające funkcjonowanie normalnego życia społecznego i gospodarczego, będą utrzymywane najpewniej jeszcze przez wiele tygodni, może nawet miesięcy. Dzisiaj i jutro na odblokowanie tych restrykcji jest za wcześnie, ale pojutrze niechybnie czeka nas wszystkich pytanie, czy koszty ekonomiczne i społeczne walki z pandemią nie są zbyt wysokie. To będzie jedna z najtrudniejszych decyzji, która będzie spoczywać na obecnych przywódcach światowych. Każde życie ludzkie jest bezcenne, ale przywódcy społeczeństw na całym świecie będą musieli dokonać tego niełatwego rachunku i przekonać do niego obywateli. Koszty paraliżu będą rosły z każdym dniem. Ludzie zaczną tracić dochody i cierpliwość. Życie społeczeństw, nawet najbardziej zaawansowanych w rozwoju, może zostać zrujnowane, jeśli zamknięcie gospodarek będzie zbyt długie. Już teraz słychać poważne głosy, które wskazują, że unieruchomienie systemu ekonomicznego jest gorszym lekarstwem niż sama choroba.
Na razie przewagę mają ci, którzy przysłuchują się radom naukowców, którzy widzą potrzebę radykalnego ograniczenia kontaktów międzyludzkich, aby - jak powiedział kanclerz Austrii Sebastian Kurz - koronawirusa zagłodzić. Ale co, jeśli patogen o nazwie SARS-CoV-2 zagłodzić się nie da? Ile na końcu wyniesie rachunek za pandemię? Dzisiaj suma wszystkich wielkich programów pomocy dla koncernów i firm sięga aż 15 procent całej globalnej gospodarki. Ile wyniesie za trzy miesiące, a ile za pół roku?
Kiedy w 1989 roku upadał komunizm, poczuliśmy, że świat zmierza w jedną stronę. Wszystkie państwa i narody miały od tej pory pracować wspólnie na rzecz globalnego dobrobytu i globalnego rozwoju. Słowo "globalny" dało początek "globalizacji", czyli nieskrępowanemu rozwojowi handlu i przemysłu na całej planecie. Za globalizacją gospodarczą poszła globalizacja technologiczna i kulturowa. Najbogatszy świat, chcąc być jeszcze bardziej zamożny, wybudował swoje fabryki, banki, szwalnie czy restauracje fast food w biedniejszym świecie. Ten biedniejszy chętnie skorzystał z globalizacji, chcąc podnieść poziom swojego rozwoju.
Wobec globalnego kapitalizmu nie było żadnej alternatywy. Sowiecki komunizm okazał się gospodarczą groteską, a zbankrutowane kraje komunistyczne chętnie zamieniły szarzyznę marksizmu na triumfujący kapitalizm. Najludniejsze państwo świata – Chiny – wybrało drogę komunizmu politycznego i kapitalizmu gospodarczego. Ten globalny optymizm zakłócany był kilkakrotnie przez wojny i ludobójstwo na Bałkanach czy w Afryce, zamachy terrorystyczne z 11 września 2001 roku, kryzys finansowy z lat 2008–2011, czy przez falę terroryzmu islamistycznego. Ale mimo tych przeszkód globalizacja pędziła dalej. Do teraz. Zatrzymał ją koronawirus SARS-CoV-2 i wywoływana przez niego choroba COVID-19.
Skromnie i lokalnie
Jeśli pandemia potrwa miesiącami, globalizacja nie wróci na swoje dawne tory. Państwa będą niechętne do wznowienia nieskrępowanej wymiany handlowej i przemysłowej. Każdy z liczących się krajów będzie chciał "odzyskać" przynajmniej część kontroli nad kluczowymi segmentami gospodarki, które mają bezpośrednie znaczenie dla obywateli i wyborców. We Francji już mówi się np. o relokalizacji przemysłu, tzn. ściąganiu z powrotem do kraju lub przynajmniej do Europy niektórych gałęzi przemysłu, w tym farmaceutycznego. O samowystarczalności mówi od dawna Donald Trump i większość polityków amerykańskich, także krytycznych wobec prezydenta. Skutki pandemii tylko wzmocnią takie stanowiska. Państwa, które będzie na to stać, zaczną gromadzić zapasy na cięższe czasy.
W bogatym świecie może dojść do kompletnego odwrócenia wielu trendów gospodarczych i społecznych. Może skończyć się fascynacja turystyką masową, skoro podróże do egzotycznych krajów niosą za sobą ryzyko zarażenia się niebezpieczną chorobą. Najbardziej spektakularnym przykładem upadku masowej turystyki jest nie tyle uziemienie większości linii lotniczych, co przykład luksusowych wycieczkowców, które całymi tygodniami błąkały się po morzach i oceanach, a ich kapitanowie błagali o zezwolenie na wejście do portu, gdzie zakażeni koronawirusem pasażerowie i załoga mogliby znaleźć opiekę lekarską.
Prawdopodobnie zmieni się także trend do ciągłej rozbudowy metropolii miejskich. Przykład Nowego Jorku, Londynu, a nawet Madrytu, gdzie na małym obszarze mieszkają miliony ludzi, a które to okazały się miastami szczególnie niebezpiecznymi w dobie epidemii, podziałać może odstraszająco na kupujących mieszkania i domy, a w następstwie tego na deweloperów. Pandemia może wreszcie przynieść otrzeźwienie konsumentom. Jeszcze kilka tygodni chcieliśmy kupować więcej i więcej. Każdy z nas chciał nowy, jeszcze bardziej zaawansowany telefon. Już dzisiaj i w niedalekiej przyszłości będziemy dbać bardziej o to, czy mamy dach nad głową, czy mamy, co jeść, i czy mamy oszczędności i zapasy na wypadek kolejnego wielkiego kryzysu gospodarczego, politycznego czy zdrowotnego.
Zamożne społeczeństwa Europy, Ameryki czy Azji prawdopodobnie na nowo zastanowią się nad współczesną strukturą państwa i nad modelem rozwoju. Kryzys koronawirusowy może sprawić, że inwestycje w medycynę, służbę zdrowia i farmaceutykę będą traktowane priorytetowo. Także edukacja i nauka mogą stać się kolejnymi filarami nowoczesnego rozwoju. Do tego ekologia i ekotransformacja. Obywatele państw demokratycznych będą domagali się od polityków zapewnienia stabilności i bezpieczeństwa we współczesnym, skomplikowanym świecie.
Bezpieczeństwo nie będzie definiowane jedynie przez potencjał wojskowy, ale coraz bardziej przez poziom edukacji, medycyny, biotechnologii, robotyki czy informatyki. Ten wyścig już się zaczął, także między krajami demokratycznymi. Korea Południowa, stawiana za wzór w walce z pandemią, wydaje na badania i rozwój 5 procent PKB, Niemcy - 3 procent, Francja - 2,1 procent. Polska – według obecnego rządu – zaledwie 1,21 procent PKB. Los wielu z nas został złożony w ręce nie tyle polityków, co ekspertów i naukowców. Jeśli ich rady okażą się skuteczne w walce z zarazą, zaawansowane społeczeństwa na nowo zaufają nauce i naukowcom. Wiedza i roztropność, a nie tanie i prymitywne populistyczne hasła, okażą się cenniejsze. Ale stanie się tak tylko wtedy, jeśli epidemię uda się powstrzymać. Jeśli nie, wiara w naukę zniknie, w jej miejscu pojawią się pseudoeksperci, pseudonaukowcy i zwyczajni szarlatani.
Rywalizacja mocarstw
Pandemia i jej skutki wzmocnią rywalizację mocarstw, szczególnie Stanów Zjednoczonych i Chin. Pekin będzie dążył do zwiększenia swojej globalnej siły, propagując swój system gospodarczo-polityczny jako skuteczny i dopasowany do potrzeb wielu krajów. Sprawna gospodarka i zdyscyplinowane społeczeństwo – władze ChRL będą zachęcać do przyjęcia takiego modelu rozwojowego szereg krajów na wszystkich kontynentach. Chiny od kilkunastu dni pokazują, że poradziły sobie z nową chorobą, co więcej, mogą innym zaoferować pomoc i wiedzę, jak zwalczyć epidemię. W chińskiej wizji świata Zachód, szczególnie Ameryka, ukazywana jest jako chaotyczna, nieprzewidywalna, nieskuteczna i coraz bardziej niezdolna do pełnienia roli głównego mocarstwa planety. Kraje, które przystaną na ofertę chińskiego giganta, mogą uzależnić się od chińskich pieniędzy i wsparcia. Swojej pozycji bronić będzie Zachód, szczególnie Ameryka, która oskarża Chiny o sprokurowanie globalnego kryzysu poprzez tuszowanie i opóźnianie informacji na temat skali zagrożenia nowym wirusem. Wynik tej rywalizacji jest trudny do przewidzenia, ale na pewno będzie ona osią funkcjonowania globalnego systemu politycznego w najbliższych dekadach.
Unia w chaosie
Trudne chwile mogą czekać Unię Europejską, która nie dysponuje jednym modelem reagowania na kryzys. Brukselskie instytucje próbują koordynować działania wielu państw, a także przygotowują pomoc finansową dla krajów i regionów najbardziej dotkniętych pandemią. Unia znajduje się w ogniu krytyki ze strony ugrupowań i rządów antyeuropejskich. Każde z państw zaczęło działać na własną rękę, ponieważ polityka zdrowotna nie leży w kompetencjach UE. Jej wrogowie łatwo punktują rzekomo pasywną postawę Brukseli, ale im głośniej pomstują na Unię, tym chętniej wyciągają pieniądze po unijną pomoc, zatajając ten fakt przed swoimi wyborcami. Trudnym wyzwaniem dla UE stanie się także odnowienie niechęci między Północą, sprawniejszą i lepiej przygotowaną do odparcia pandemii, a Południem, gorzej przygotowanym na kryzys. Odżyją wzajemne pretensje z czasów kryzysu finansowego, szczególnie między Włochami a Niemcami.
Wszystkie kryzysy europejskie ostatnich lat - finansowy, imigracyjny i obecny, łączy osoba Angeli Merkel. Jako kanclerz Niemiec i najsilniejszy polityk europejski zarządzała kryzysami zadłużeniowym i migracyjnym, a kiedy wydawało się, że już kończy karierę, na jej barkach spoczęła odpowiedzialność za przeciwstawienie się pandemii. To, jak sobie poradzi z obecnym wyzwaniem, zostawi piętno na jej spuściźnie politycznej w Niemczech, Europie i na świecie.
Nie wiadomo, jak długo pozostaną w mocy ograniczenia w funkcjonowaniu społeczeństwa i gospodarki w związku z pandemią. Tak samo nie będzie wiadomo, które z ograniczeń swobód i praw obywatelskich w państwach demokratycznych zostaną z nami na dłużej. Dzisiaj trzeba wybierać między zdrowiem a wolnością. W dłuższej perspektywie miejmy nadzieję, że rządy państw, które zdecydowały się na radykalne ograniczenia, będą umiały godzić te dwa czynniki. Choć, jak pokazuje węgierski premier Victor Orban, pokusa objęcia pełni władzy, wykorzystując strach przed nieznaną, niebezpieczną chorobą, jest ogromna.
Największy znak zapytania to gospodarka. Wchodzimy w czas turbulencji i recesji. Już teraz miliony ludzi w Europie i Stanach Zjednoczonych stają się bezrobotnymi. Jeśli świat zacznie przeżywać nie tyle recesję, co depresję, to wychodzenie z niej będzie trudne i kosztowne. Pamiętajmy, że ostatnia wielka depresja na świecie, w latach trzydziestych, koniec końców doprowadziła do kryzysu społecznego, biedy, a w Niemczech wyniosła do władzy Adolfa Hitlera, który popchnął świat do największej wojny w dziejach. To groźne memento pokazuje, jak ważna będzie odbudowa normalności po pandemii.