Z drzewa, na którym powiesiła się homoseksualna para wystrugał krzyż i poszedł z nim pod Pałac Prezydencki. Ludzie go nawet rozumieli. Tak, jak w rodzinnej wsi Kurówko na Mazowszu, gdzie teraz już nikogo nie dziwi, że można być jednocześnie gejem i wierzyć w Boga. - Babcia to już ziewa, jak słyszy LGBT – mówi Daniel Rycharski, artysta.
Konserwatywna, starsza, nacjonalistyczna Polska głosująca na prawicę i młoda, wielkomiejska, otwarta Polska głosująca na lewicę i liberałów – ciągle słyszymy, że tak wygląda główna linia podziału w silnie skonfliktowanym polskim społeczeństwie. Sztuka i życie Daniela Rycharskiego pokazują, że taki podział na dwie Polski wcale nie jest oczywisty, a konflikt między nimi nie musi być nieuchronny.
Rycharski (rocznik '86) jest młodym, odnoszącym sukcesy artystą. W 2016 roku otrzymał Paszport "Polityki", obecnie w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie można zobaczyć jego retrospektywną wystawę "Strachy". Twórca nie mieszka jednak w żadnym dużym, artystycznym czy akademickim ośrodku, ale w Kurówku – liczącej około stu mieszkańców wsi na północnym Mazowszu, leżącej między Płockiem a Sierpcem. Swoją sztukę adresuje do mieszkańców Kurówka – głównie rolników, prowadzących niewielkie, rodzinne gospodarstwa. Rycharski jest wierzącym, zaangażowanym chrześcijaninem, a przy tym gejem, który szuka dla siebie miejsca we wspólnocie chrześcijańskiej jako osoba homoseksualna.
Gej niesie swój krzyż
Katolicka symbolika ciągle wraca w jego twórczości. Pełno w niej krzyży, świętych sztandarów, różańców, przedmiotów jakby wyjętych z wiejskiego kościoła. Przedmioty te często reprezentują przy tym te postawy i doświadczenia wiernych, które Kościół katolicki odrzuca, usuwa poza granice własnej wspólnoty.
Takim odrzuconym przedmiotem jest wisząca zaraz przy wejściu na warszawską wystawę masywna tablica. Artysta odlał ją z przetopionych figurek przedstawiających Chrystusa. Kiedyś stanowiły dekorację nagrobnych krzyży. Czas zniszczył je na tyle, że opiekunowie grobów zdecydowali się na wymianę. Rycharski szukał takich "jezusków" w warsztatach kamieniarskich w swojej okolicy. "Fascynował mnie przedmiot, który właśnie przestaje być święty" – mówił potem w wywiadach. Równie ważne co pochodzenie tablicy jest to, co na niej napisane: cytat z Katechizmu Kościoła Katolickiego o osobach homoseksualnych: "Powinno je się traktować z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji".
W październiku 2016 roku Rycharski stanął z tablicą pod kościołem dominikanów na ulicy Freta na warszawskim Nowym Mieście. Wybór właśnie tego miejsca nie był przypadkowy. Jak powtarzał w wywiadach, pozostawał wtedy w związku z jednym z posługujących w tym kościele zakonników. Kościół na Freta stanowi też jedno z kluczowych miejsc na mapie polskiego "kościoła otwartego". Jeśli gdzieś dyskusja na temat miejsca osób homoseksualnych w Kościele miałaby szansę się udać, to właśnie tam. Ale nawet tam się nie udała. Być może właśnie o pokazanie niemożliwości dialogu chodziło artyście. Rycharski zostaje stanowczo wyproszony spod świątyni. Zakonnicy grożą wezwaniem policji, a przechodnie przemocą. "Działanie artystyczne obnażyło rzeczy takimi, jakimi są naprawdę. Jako osoby homoseksualne nie jesteśmy po prostu akceptowani w Kościele katolickim" – tak artysta po latach podsumował tę akcję.
Wtedy chce być jeszcze częścią tego Kościoła. Działa w stowarzyszeniu Wiara i Tęcza, grupującym wierzące osoby LGBT+. Organizacja szuka parafii, która zgodziłaby się przyjąć tablicę. Na próżno. W końcu kupuje ją prywatny kolekcjoner. Dziełu nie udaje się zaistnieć w obiegu religijnym. Przejmują je instytucje sztuki.
Podobna historia towarzyszy pracy "Krzyż". Rycharski wykonał go z drzewa, na którym wspólnie powiesiły się dwie osoby homoseksualne, odrzucone przez swoją wiejską społeczność. Rycharskiego sporo kosztowała praca nad tym obiektem.
Od tego czasu Rycharski zaczyna tracić przekonanie, że uda się mu odnaleźć w Kościele. Oddala się od instytucji, dostrzega jej opresyjność. Z katolickich szat liturgicznych szyje strój przypominający kostiumy Ku Klux Klanu. Szaty dostaje od zaprzyjaźnionych księży, zgadzających się, że Kościół ma problem z tym, jak traktuje osoby homoseksualne.
Artysta nie porzuca jednak chrześcijańskich inspiracji. Czyta ewangelickich teologów. Wraca do postaci pastora Dietricha Bonhoeffera - zamordowanego z osobistego rozkazu Hitlera tuż przed końcem II wojny światowej. Hitler uwięził Bonhoeffera już w 1943 roku za jego działalność duszpasterską "osłabiającą potencjał wojenny Niemiec". W 1944 roku odkryto jego związki z admirałem Canarisem i kręgiem oficerów odpowiedzialnych za nieudany zamach na Hitlera.
Rozbrajanie strachu
Gdy wiadomo było, że "Krzyż" nie stanie się częścią akcji z Wiarą i Tęczą, Rycharski poszedł z nim na Krakowskie Przedmieście. Stanął pod Pałacem Prezydenckim. Nic nie mówił. Przechodnie byli przekonani, że to znów ktoś od Smoleńska. "Chciałem w miejscu, gdzie kiedyś stał krzyż upamiętniający tragedię narodową, postawić inny, upamiętniający inną tragedię – prześladowania dotykające gejów i lesbijek" – odpowiadał osobom pytającym go, w jakim celu stoi. Jak wspomina, rozmówcy w większości przyjmowali to wyjaśnienie ze zrozumieniem. Nikt go specjalnie nie atakował i nie obrażał.
Cała sztuka i działanie Rycharskiego służy budowaniu sytuacji, gdzie możliwy jest dialog. Poletkiem doświadczalnym jest dla niego własna rodzina i rodzinna wieś. Artysta od lat oswajał otoczenie ze swoją orientacją. Mówił o niej w kółko najbliższym, dopóki do tego nie przywykli. "Babcia już ziewa, jak słyszy LGBT" – mówił w "Dużym Formacie" Mariuszowi Szczygłowi.
Do rodzinnej wsi wrócił po skończeniu studiów w Krakowie. "Tęskniłem za Mazowszem, za rodziną. Zrozumiałem, że w Krakowie nie mam nic do powiedzenia, że moja sztuka tam to wożenie drzewa do lasu. Tymczasem w Polsce jest 56 tysięcy wsi, a praktycznie nie ma zajmujących się wsią artystów" – mówi.
Kurówko zamieszkują głównie bliżsi i dalsi krewni rodziny matki Rycharskiego. Brat dziadka, Tadeusz Adamski, był lokalnym artystą murarzem. - Gdy zaczynałem pracę, sąsiedzi od razu porównywali mnie z wujkiem – opowiada. Rycharski przez lata pracował, by budować zaufanie wśród swoich sąsiadów, włączyć ich w swoje działania i nauczyć sztuki współczesnej. Po prawie dekadzie takiej edukacji ojciec artysty, prowadzący warsztat samochodowy pod Sierpcem, tłumaczy pytającym go dziennikarzom: "sztuka współczesna nie ma być ładna, ma dawać do myślenia".
Praca ze społecznością Kurówka zaczęła się od prac z serii "Wiejski Street Art" – murali malowanych na ścianach wiejskich domów, stodół i innych budynków gospodarczych. Przedstawiają fantastyczne zwierzęta, krzyżówki gatunków domowych i leśnych, gospodarskich i egzotycznych. Kolejni sąsiedzi zapraszali Rycharskiego do siebie, wywiązała się rywalizacja, komu artysta namaluje ładniejszy mural. Ta aktywność pozwoliła zbudować sieć relacji, wykorzystywanych w późniejszych pracach. Rycharski nie ma w Kurówku swojej pracowni. Gdy rozpoczyna nowy projekt, chodzi po sąsiadach, sprawdza, kto ma odpowiednie narzędzia i umiejętności i prosi o pomoc i gościnę.
Razem z mieszkańcami Kurówka Rycharski stworzył wiejską minigalerię sztuki współczesnej. Ma ona formę przydrożnej kapliczki. Tam, gdzie zwyczajowo jest święta figurka, prezentowane są różne dzieła. Fragmenty nieużywanych maszyn rolniczych Rycharski zebrał w jednym miejscu i zaaranżował jako abstrakcyjną rzeźbę zatytułowaną "Ogród zimowy". - To miał być symbol artystycznego odrodzenia Kurówka – mówi.
Dialog z wsią bywa oczywiście trudny. Pokazuje to historia pracy "Łóżko". Artysta przebił w niej stare łóżko, znalezione w przeznaczonym do rozbiórki wiejskim domu, wielkim, kamiennym nagrobkowym krzyżem. Długo szukał gospodarstwa, gdzie mógłby wykonać pracę. Gdy sąsiedzi słyszeli, o co chodzi, kręcili głowami i mówili: "nie, przepraszamy, ale tu ci nie pomożemy". W końcu umieścił instalację na dnie wyschniętego stawu w sąsiadującej z Kurówkiem wsi Smorzewo. Tam też jednak wywoływała ona kontrowersje. Mieszkające w okolicy kobiety zniszczyły dzieło. Zniszczyły, ale potem przyszły i... przeprosiły artystę. - Wytłumaczyły sobie, że ja to robię z przyczyn religijnych, że to mój sposób przeżywania religijności i trzeba to zaakceptować – tłumaczy Rycharski.
"Łóżko" mówi o mrocznym aspekcie życia na wsi: przytłaczającej samotności. Dotyka ona zwłaszcza osoby homoseksualne. Dla nich krzyż często bywa symbolem opresji, nietolerancji, wykluczenia.
Praca "Strachy" też mierzy się z obecnością osób homoseksualnych w wiejskiej przestrzeni. To był pierwszy projekt, którym Rycharski wprost zakomunikował wsi swoją tożsamość. Na początku chciał sprowadzić do Kurówka Wiarę i Tęczę. Rozmawiał o tym z liderami lokalnej społeczności, głównie szefem miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej. "On mi powiedział, że wieś nie jest na to gotowa. W takim razie uznałem, że zamiast osób homo przyjadą ich ubrania".
Poprosił znajomych gejów i lesbijki, by mu je przysyłali. Kurtki, dresy, spodnie włożył na zbite w różny sposób i pomalowane na różne kolory krzyże. Miały stanąć na polach Kurówka, jako strachy na dziki. Jak mówi Rycharski, chodziło o to, by pokazać ludziom ze wsi: "patrzcie, geje oddają swoje ubrania, by chronić wasze pola". I nie trzeba się ich bać.
Ludzie we wsi początkowo byli sceptyczni. Potem zaczęli się włączać w projekt. Zachodzili do gospodarstwa, gdzie artysta pracował, dawali rady typu: "jak to ma być na dziki, to musisz dać niżej drut kolczasty, żeby dzik się otarł, poranił i więcej nie wracał". W końcu praca stanęła na polu. Pełni praktyczną funkcję, a przy tym staje się czymś w rodzaju "wiejskiej parady równości".
Wieś w galerii
Rycharski nie tylko sprowadza sztukę na wieś, ale także zabiera wieś i jej problemy do miejskich galerii, zwraca na nie uwagę miejskiej publiczności. Przełomowy jest tu rok 2014. W prasie toczą się wtedy dyskusje o 150. rocznicy zniesienia pańszczyzny w zaborze rosyjskim i chłopskich korzeniach Polaków. Rycharski włącza się w te dyskusje. Buduje w Kurówku bramę upamiętniającą wyzwolenie chłopów. Wpisuje się ona w krajobraz wsi. Ma tęczową barwę – z jednej strony można to czytać jako nawiązanie do żywych barw folkloru, z drugiej jako wyraz homoseksualnej tożsamości artysty.
Jednocześnie, jak zauważa artysta, "pańszczyzna interesuje miasto, wieś o tym nie chce pamiętać, ma swoje współczesne problemy”. Rycharski poznaje je dobrze, gdy w 2015 roku bierze udział w trwających cztery miesiące protestach rolniczej Solidarności pod kancelarią premiera – Zielonym Miasteczku. Z rozmów z protestującymi wyłonił się pomysł "Pomnika chłopa".
Przedstawia on współczesnego polskiego chłopa – starszego właściciela niewielkiego gospodarstwa, ciężko radzącego sobie z konkurencją przemysłowego rolnictwa. Rolnik siedzi zatroskany na kance mleka. Modelem był sołtys Kurówka, od niego pomnik dostał też ubrania. Rzeźba umieszczona została na postumencie przymocowanym do przyczepy od traktora. Przyczepa, a wraz z nią pomnik, podróżowały po Polsce. Pojawiały się na szeregu rolniczych demonstracji, zmieniając się w polityczną ambonę, z której wieś stawiała swoje ekonomiczne i polityczne żądania.
Sam artysta zapisał się do rolniczego związku zawodowego. Uszył dla niego oficjalny sztandar. Przedstawia on postać płonącego mężczyzny trzymającego w dłoni krzyż. Mężczyzna ma rysy twarzy Rycharskiego.
(Nie)możliwość dialogu
Dziś kontakt Rycharskiego z rolniczą Solidarnością znacznie się rozluźnił. Sam nie wie, jak związek postrzega go dziś, gdy funkcjonuje otwarcie jako artysta gejowski. Patrząc na dzieło Rycharskiego, zastanawiamy się, na ile ta sztuka spełnia swoje założenia? Czy jest w stanie budować dialog? Czy wykluczony w Kościele, pozbawiony prawa do formalizacji swojego związku gej i rolnik, wypychany z rynku, może się na gruncie sztuki Rycharskiego spotkać i porozmawiać? Albo nawet rozpoznać wspólnotę własnych interesów? Współpracować i budować nową solidarność?
Wystawa trafia w trudny polityczny moment. Rządząca w kraju partia organizuje kampanię przeciw prawom osób LGBT+. Rykoszetem dostaje się też "Strachom". Cały odcinek wystawie poświęca satyryczny program z TVP "W tyle wizji". Prowadzący – Marcin Wolski i Krzysztof Feusette – oskarżają Rycharskiego o atak na katolików, "epatowanie orientacją" i tchórzostwo ("nie miałby odwagi zrobić takich dzieł o islamie").
- Wykorzystanie osób LGBT jako paliwa wyborczego może się PiS nie udać. W przeciwieństwie do uchodźców, geje i lesbijki są na miejscu. Brat, syn, kolega z pracy jest LGBT. Wystawa stara się pokazać tę grupę jako normalnych ludzi żyjących wokół nas – komentuje Rycharski.
Nawet jeśli w obecnym klimacie dialog wydaje się trudniejszy niż kiedykolwiek, to jednocześnie wszyscy zaczynamy czuć, jak bardzo jest potrzebny. Że dalsza eskalacja tego podziału grozi rozpadem społeczeństwa. Widzimy, że w Kurówku coś Rycharskiemu udało się zmienić i zbudować mosty. Mieszkańcy wsi, na przykład naczelnik OSP, przyjeżdżają do Warszawy i z dumą oprowadzają widzów po wystawie. Sztuka na pewno sama nie przeprowadzi podobnej zmiany w całej Polsce, ale politycy i inni liderzy opinii sporo mogą się z dzieła Rycharskiego nauczyć o tym, jak prowadzić obywatelską debatę, gdzie spotkać się mogą grupy pozornie skazane wyłącznie na konflikt i niezrozumienie.