On się zbliżał, chciał ją zabić. Ona miała jednak przewagę - o tym, gdzie jest oprawca, cały czas ostrzegał ją głos w słuchawce. Uratował ją System Dozoru Elektronicznego. Obejmuje dziś nie tylko skazanych przed laty gwałcicieli i morderców, ale też ich potencjalne ofiary.
On się zbliżał, chciał ją zabić. Ona miała jednak przewagę - o tym, gdzie jest oprawca, cały czas ostrzegał ją głos w słuchawce. Uratował ją System Dozoru Elektronicznego. Obejmuje dziś nie tylko gwałcicieli i morderców skazanych przed laty na karę śmierci, ale też ich potencjalne ofiary.
System 1 - CHRONIENI
AKTYWNI UŻYTKOWNICY: CZTERY
Dzwonek. Głośny tak, że usłyszałaby go nawet z ogrodu. Urządzenie, które emitowało dźwięk, wyglądało jak przerośnięty telefon komórkowy. Ludzie z Systemu Dozoru Elektronicznego powtarzali, że jak "duża nokia" dzwoni, to sprawa jest poważna. Bardzo. Nacisnęła guzik, nie zdążyła nawet powiedzieć "halo".
- Dzień dobry, z tej strony XY, operator Centrali Monitorowania Systemu Dozorowania Elektronicznego. Jest pani w niebezpieczeństwie. Pani były mąż się zbliża i nie mamy z nim kontaktu - mówił głos w "słuchawce". Szybko, ale spokojnie. Struchlała z przerażenia.
- Niech pani mnie uważnie słucha. Nic się pani nie stanie.
Bożena przypomniała sobie twarz byłego męża. 27 lat temu myślała, że będzie to ostatnia twarz, którą widzi w życiu. Dostał furii, kiedy usłyszał, że ona chce odejść. Dusił tak długo, aż przestała się ruszać.
Przeżyła. Słyszała, jak sąd skazał go na 25 lat więzienia za usiłowanie zabójstwa.
- Halo?! - odezwał się operator systemu.
- Tak, tak. Jestem.
- Na ratunek jadą już dwa patrole policji. Musi się pani ukryć. On już jest...
Huk tłuczonego szkła na parterze zagłuszył operatora.
- On stoi od strony ulicy. Widzimy go na mapie. Niech pani ukryje się w bezpiecznym miejscu.
Operator widział na swoim ekranie, jak Bożena przemieszcza się po domu. Biegła na górę. Przy akompaniamencie kolejnych wybijanych szyb przesuwała kredens pod drzwi.
Potem usłyszała krzyki. Chwilę trwało, zanim dotarło do niej, że krzyczą: "Policja!".
- Pani Bożeno, była pani bardzo dzielna. Tamten człowiek jest już zatrzymany - odezwał się głos w "dużej nokii".
***
Były mąż wrócił za kratki. Bożena mogła oddać urządzenie, które uratowało jej życie. Dostała je w 2016 roku. Wie, że mogłaby nie żyć, gdyby nie czujność pracowników więzienia, w którym wyrok odsiadywał jej mąż.
- On myśli o zemście. Wyjdzie i ją zabije - mówił trzy lata temu więzienny psycholog do dyrektora zakładu karnego.
Dyrektor wystąpił do sądu o objęcie byłego męża dozorem. W obliczu jednoznacznych opinii pedagogów i psychologów, decyzja była formalnością. Sąd zabronił mu też zbliżać się do byłej żony na odległość mniejszą niż 200 metrów.
- Dostanie pani urządzenie, które wykryje, kiedy tamten człowiek za bardzo się do pani zbliży - przekonywał ją pracownik Służby Więziennej, oferując włączenie do systemu dozorowania ofiar przestępstw.
Dowiedziała się, że sprzęt działa podobnie do opaski, którą będzie musiał nosić jej niedoszły zabójca. Dzięki niej jego miejsce pobytu będzie widoczne non stop dla pracowników Systemu Dozoru Elektronicznego.
- Niech pani się nie martwi. To informacje poufne, które nikomu trzeciemu nie zostaną nigdy przekazane – zapewniał ją rozmówca.
Operatorzy wiedzą, kiedy oprawca się zbliża. Mogą sprawić, żeby nie doszło do przypadkowego spotkania osób, które nie powinny nigdy się spotkać. A - w krytycznej sytuacji - mogą powiedzieć, jak skutecznie schować się przed napastnikiem.
***
Bożeny dziś nie ma w systemie. Są za to cztery inne kobiety.
Chroniona zakazem zbliżania jest między innymi Anna z Wrocławia. Jej "duża nokia" wibruje każdego ranka, kiedy stalkujący ją przed laty mężczyzna przejeżdża obok miejsca, gdzie pracuje.
Ona już się nawet tym nie stresuje. On nie ma pojęcia, że codziennie jest tak blisko.
W Systemie Dozoru Elektronicznego obowiązuje zasada – priorytetem jest bezpieczeństwo osoby chronionej i jej odseparowanie od potencjalnego oprawcy.
- Interweniujemy tylko wtedy, kiedy musimy. Na przykład, kiedy może dojść do przekroczenia granicy bezpieczeństwa. Kiedy potencjalny napastnik i osoba chroniona są na kolizyjnym kursie. Na przykład na przeciwległych stronach tej samej ulicy - opowiada nam jeden z operatorów SDE.
Jak wygląda taka interwencja?
Opaska na nodze dozorowanego przestępcy zaczyna wibrować. To jasny sygnał dla niego, że robi coś nie tak i może się spodziewać, że zaraz zadzwoni mu telefon. Wie, że jeżeli nie odbierze, to wysłana do niego zostanie policja, a on może stracić wolność za złamanie zasad dozoru elektronicznego.
Co usłyszy przestępca, kiedy odbierze?
- Z tej strony XY, operator Centrali Monitorowania Systemu Dozoru Elektronicznego. Proszę zatrzymać się i pójść w przeciwnym kierunku - to usłyszy.
Nigdy się nie dowie, czy zbliżał się do osoby chronionej, czy też był inny powód interwencji - na przykład operator sprawdzał parametry opaski.
***
Inna bohaterka reportażu Magazynu TVN24 Katarzyna Dacyszyn z Łodzi "dużą nokię" dostanie za 25 lat. A jej prześladowca, stalker, który nękał ją, aż w końcu oblał kwasem, zostanie "zaobrączkowany". Tak zawczasu zdecydował sąd, orzekając dla mężczyzny karę za usiłowanie zabójstwa.
- Zanim wyjdzie na wolność, system z pewnością będzie jeszcze bardziej zaawansowany. Mam nadzieję, że do tego czasu oczywistością będzie to, że ofiara nigdy nie będzie musiała martwić się o to, że kiedykolwiek spotka na swojej drodze oprawcę – mówi nam Dacyszyn.
WYPATRZYŁ JĄ, ZAKOCHAŁ SIĘ I OBLAŁ KWASEM. TO MIAŁA BYĆ JEDNA Z CZTERECH KAR
System 2 - DOZOROWANI
AKTYWNI UŻYTKOWNICY: CZTERDZIEŚCI JEDEN (stan na 6.04.18 r.)
Sześć lat temu, w 2012 roku, w mediach głośno było o kończącym się wyroku dla Mariusza T., mordercy trzech chłopców z Piotrkowa Trybunalskiego. Sąd prawomocnie skazał go na karę śmierci, która jednak została zmieniona w wyniku amnestii z 1989 roku na 25 lat więzienia.
- On będzie znowu zabijał - mówili psycholodzy, którzy badali w więzieniu byłego nauczyciela wuefu.
W 2013 roku została uchwalona ustawa o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie. Na jej podstawie Mariusz T. trafił do specjalistycznego ośrodka w Gostyninie, podobnie jak 47 innych osób, które zostały uznane za szczególnie niebezpieczne na wolności.
Ale nie wszyscy groźni przestępcy tam trafiają. Część zabójców i gwałcicieli skazanych przed laty m.in. na karę śmierci, dziś jest na wolności. Zostali włączeni do systemu, dzięki któremu są monitorowani cały czas...
***
W Warszawie, w szeregu bloków, sklepów i restauracji znajduje się jednopiętrowy budynek.
- Witam w największym więzieniu w Polsce - mówi gen. Paweł Nasiłowski, postawny mężczyzna po pięćdziesiątce. To szef Systemu Dozoru Elektronicznego.
Pokazuje przez przeszkloną ścianę miejsce, które wygląda jak zwykły open space w korporacji - w dwóch szeregach naprzeciwko siebie ustawione są monitory komputerów. Przed nimi siedzi kilkanaście osób ze słuchawkami na uszach.
Generał Nasiłowski opowiada, że operator ma przed sobą mapę, na której widoczny jest czerwony punkt. To miejsce, w którym znajduje się dozorowany przestępca. Obok jest czerwony ślad - to informacja o tym, gdzie dana osoba była jeszcze kilka sekund temu.
Po lewej stornie ekranu - pasek informacyjny. Na górze można przeczytać dane osoby, która ma opaskę. Poniżej komunikat o kwalifikacji prawnej przestępstwa, za które został skazany – np. "były zabójca i gwałciciel".
Punkt przesuwa się po rynku jednego z miast w Polsce. Pozycja aktualizuje się co chwilę. Obok czerwonego punktu widać też strzałkę - informuje ona, w którym kierunku aktualnie przemieszcza się dozorowany przestępca.
- Tutaj całodobowo monitorujemy położenie 41 niebezpiecznych przestępców. To ludzie, którzy zostali przed laty skazani za bardzo poważne przestępstwa i zbrodnie. Również na karę śmierci - opowiada generał Nasiłowski.
W tej grupie jest też czterech mężczyzn z orzeczonym zakazem zbliżania się do swoich byłych ofiar. Tak jak dozorowany był jeszcze niedawno mąż Bożeny, która przeżyła dzięki "dużej nokii".
Opaska, którą przestępcy muszą nosić, naszpikowana jest zabezpieczeniami. Operator systemu dostaje komunikat, kiedy ktoś próbuje majstrować przy opasce. Alarm rozlega się też, kiedy w urządzeniu kończy się bateria. Bo to w końcu urządzenie elektroniczne, które trzeba ładować.
- Nadajniki nie zachowują się jak telefon komórkowy. Nie wyłączą się. Każda opaska z dużym wyprzedzeniem przesyła informację o stanie zużycia baterii, w tym o konieczności podpięcia do ładowarki.
Jeżeli skazany tego nie zrobi na czas, urządzenie przejdzie w tryb alarmowy - tłumaczy Nasiłowski.
W trybie alarmowym opaska może pozostać przez pewien czas, co wystarczy do zlokalizowania i zatrzymania dozorowanego przestępcy.
System 3 - SKAZANI
AKTYWNI UŻYTKOWNICY: PIĘĆ TYSIĘCY TRZYDZIESTU CZTERECH (stan na 6.04.18r.)
Dlaczego niewielki gmach w Warszawie nazywany jest wśród funkcjonariuszy Służby Więziennej "największym więzieniem w Polsce"? Bo oprócz ofiar przestępstw i niebezpiecznych przestępców po wyrokach dozoruje się tutaj też ludzi, którzy zostali skazani na pobyt w więzieniu.
Dostali nie więcej niż rok pozbawienia wolności. Najczęściej za spowodowanie wypadku w czasie jazdy samochodem (to najliczniejsza grupa) czy drobne kradzieże. Nie trafili oni jednak do normalnej celi. Zamiast tego w cele zmieniono ich domy.
***
Michał miał wszystko. Cieszył się pieniędzmi i wolnością w swojej okazałej willi kilka kilometrów od Warszawy. Do czasu. Po tym, jak spowodował wypadek ze skutkiem śmiertelnym, został skazany na rok więzienia i… nie mógł wchodzić na piętro ani do ogrodu.
Na tych kilkuset metrach kwadratowych luksusu pojawili się pracownicy SDE. W gabinecie zainstalowali coś, co przypomina przerośnięty telefon stacjonarny. Potem na nodze, tuż nad kostką, zacisnęli opaskę. Trochę mniejszą niż ta, którą muszą nosić niebezpieczni przestępcy dozorowani z Warszawy przez całą dobę. Michał nie był przecież groźnym przestępcą, tylko biznesmenem, który popełnił tragiczny błąd.
Więzieniem była jego willa. Michał mógł korzystać z gabinetu, sypialni i toalety.
- Tutaj jest niewidzialna granica – przedstawiciel Służby Więziennej wskazywał palcem korytarz prowadzący do sypialni dla gości i ogrodu. – Jak pan ją przekroczy to tak, jakby pan uciekł z więzienia – słyszał.
Michał nie mógł więc zareagować, kiedy słyszał podejrzane dźwięki na piętrze swojej posesji. Grill w ogrodzie? Wykluczone.
Pożar? To sytuacja nadzwyczajna, "ucieczka z więzienia" byłaby mu odpuszczona.
Zanim dom Michała (a raczej jego część) mógł zmienić się w celę, sąd musiał zaakceptować jego wniosek o to, żeby karę odbywać poza więzieniem.
We wniosku Michał musiał napisać, kto - oprócz niego - mieszka pod adresem, który miał zmienić się w "wirtualną celę". Wszyscy musieli na piśmie poświadczyć, że nie mają nic przeciwko temu, żeby żyć ze skazańcem pod jednym dachem.
W dokumentacji przedstawionej przed sądem musiał udowodnić, że we wskazanym miejscu można z powodzeniem odbywać karę. Na przykład wskazać, kto skazańcowi będzie dostarczać zakupy albo ugotuje mu obiad.
Sąd potem decyduje, w jakich godzinach skazaniec może przebywać poza "celą". Chodzi o to, żeby mógł normalnie pracować. Dyspensa nie może nigdy trwać dłużej niż 12 godzin na dobę.
Michał - jako osoba prowadząca własną firmę - pracować mógł z powodzeniem z własnego gabinetu, czyli nie należały mu się okienka. Z "wirtualnej celi" mógł wyjść tylko raz w tygodniu, żeby się pomodlić. Zadeklarował, że jest wierzący. Zresztą - do ateizmu nie przyznaje się żaden z odsiadujących obecnie wyrok poza więzieniem - bo wtedy straciliby przepustkę.
Michałowi nie było łatwo, ale wytrwał. Odsiedział karę i jednocześnie cały czas miał na oku firmę.
- Dozór to dla skazanych szansa. Mogą wywiązywać się ze swoich ról społecznych i rodzinnych. Zachowują kontakty z najbliższymi, mogą chodzić do pracy, zarabiać. Jednocześnie wymogi systemu wymagają od nich dużej samokontroli i dyscypliny - zachwala system gen. Paweł Nasiłowski.
***
Na odsiadywaniu kary w "cyfrowym więzieniu" korzystają nie tylko skazani, ale też budżet państwa. Średni koszt pobytu więźnia w zwykłej celi to około 3300 złotych brutto miesięcznie. Kara dla osoby dozorowanej opaską kosztuje państwo dziesięciokrotnie mniej. I więzień może pracować, czyli płacić podatki.
Mimo to nie wszyscy wytrzymują w mieszkaniu zmienionym w celę.
- Notujemy od 7 do 10 proc. niepowodzeń. Mówimy o osobach, które w istotny sposób naruszają warunki odbywania kary. A to skutkuje odwołaniem orzeczenia o dozorze elektronicznym i umieszczeniem w zakładzie karnym - mówi Paweł Nasiłowski.
Tym naruszeniem najczęściej jest wyjście poza wirtualne ściany cyfrowej celi bez przekonującego wytłumaczenia. Niektórzy robią to świadomie, bo chcą trafić za tradycyjne kraty.
Dlaczego? Pobyt w "wirtualnym więzieniu" to mnóstwo rygorów, które trzeba spełniać - każdorazowo odbierać telefon od operatora, dbać o stan urządzenia i precyzyjnie pilnować czasu.
Poczucie ciągłej kontroli jest dla niektórych nie do wytrzymania.
- Niektórzy podkreślają, że w zakładzie karnym mają zapewnione całodzienne wyżywienie, wraz z zapewnieniem standardowego zakwaterowania i innych niezbędnych im potrzeb bytowych. Na przykład opiekę medyczną czy zajęcia kulturalno-oświatowe. Podczas odbywania kary w "wirtualnym więzieniu" muszą całkowicie samodzielnie zadbać o swój byt - kończy Nasiłowski.
Od początku istnienia SDE karę pozbawienia wolności poza zakładem karnym odbyły 73 tysiące osób.
Imiona bohaterów reportażu zostały zmienione.
Przebieg rozmowy operatora z Bożeną to sfabularyzowana wersja relacji przedstawionej nam przez przedstawicieli SDE.