- W feminizmie nie chodzi o to, żeby kobiety zajęły miejsce mężczyzn. To nie „Seksmisja”. Walka o równość nie polega na odebraniu nikomu praw, ale poszerzeniu ich. My tylko, i aż, dążymy do uzyskania równych szans - mówi w rozmowie z Magazynem TVN24 rysowniczka i feministka Marta Frej.
Marta Frej, rysowniczka, feministka, która stała się głosem kobiet nie tylko młodego pokolenia. Mieszka w Częstochowie, jest malarką, z wykształcenia projektantką tkanin. Memy rysuje od dwóch lat, zaczęła na tablecie i poszło. Dziś to jej główne zajęcie. Opisuje związki, seks i polską trudną rzeczywistość. Razem z Agnieszką Graff wydała książkę „Memy i graffy”, w której autorki z humorem komentują sytuację kobiet w Polsce.
Jaki będzie 2018 rok?
To będzie rok protestów, i to licznych. Sytuacja kobiet w Polsce nie poprawia się, jest wręcz gorzej. Zabrano nam dostęp do tabletki "dzień po", teraz znowu chce się nam odebrać prawo do aborcji.
Temat faktycznie wrócił. Arcybiskup Hoser głośno wsparł obywatelski projekt "Zatrzymaj aborcję", który złożono właśnie w Sejmie. Będzie znów czarny protest?
I to niejeden. To była jedna z najważniejszych akcji minionego roku. Nie było tak dużego zjednoczenia kobiet od prawie trzydziestu lat. Na ulice wyszły kobiety z różnych środowisk. W końcu po wielu latach uwierzyły w siebie. Pokazały, że potrafią walczyć o siebie. W tym roku kobiety znów muszą pokazać swoją siłę i zjednoczenie, inaczej przegrają.
Czy aby już nie przegrały? Czy nie wyczerpała się energia czarnego protestu? Bo z każdym kolejnym kobiet było coraz mniej.
Energia nadal jest, ale inna, dojrzalsza. Ona ewoluuje, zyskała moc sprawczą. Po pierwszym zrywie, kobiety nie spoczęły na laurach. Nie było ich na ulicy, ale wykonały gigantyczną pracę w organizacjach kobiecych. Pokonały przeciwności, na przykład odebranie finansowania jak w przypadku Centrum Praw Kobiet. Zaczęły uświadamiać Polaków, młodzież, jak ważne są równe prawa, edukacja seksualna. Odczarowują polityczną propagandę na temat dostępu do antykoncepcji awaryjnej. W tej chwili jest ona bezużyteczna, funkcjonuje tylko na papierze. To żmudna i ciężka praca, której efekty nie są widoczne w sposób spektakularny.
A może to wasze hasła są bezużyteczne, bo nie potrafią rozpalić wiary w postulaty, o które walczycie? PiS dalej realizuje swój program, a partie z lewicowymi i centrowymi hasłami was zostawiły.
To mnie nie zniechęca i nie dziwi. Polską demokrację bardzo dobrze w jednym z wywiadów określiła Magda Lampart, twierdząc, że demokracja w Polsce jest demokracją bez kobiet.O nasz głos politycy walczą przed wyborami, ale kiedy już go oddamy i zaczynamy upominać się o swoje, wmawia się nam, że sprawy kobiet mogą poczekać, że to jeszcze nie nasz czas. Dlatego coraz mniej kobiet garnie się do polityki. Wolą działać w strukturach pozarządowych, organizacjach, gdzie realnie mogą wpływać na kształtowanie opinii lokalnych środowisk. Zgodnie ze swoimi przekonaniami i zasadami, a nie w całkowitym podporządkowaniu się i sprzedaniu duszy partyjnym wodzom.
Tylko że to partie decydują, jakie mamy prawo. PiS nie jest za przepisami łagodzącymi prawo antyaborcyjne. Ma za to wielu zwolenników chcących je zaostrzyć. Co zmierzacie zrobić?
Czarny protest to tylko jeden z elementów postawienia oporu. Doskonale wiedziałyśmy, że zorganizowanie jednego czy dwóch protestów to jeszcze nie wygranie wojny. Co najwyżej bitwy. Te działanie powinny być zmasowane. Bardzo ważna jest też edukacja, uświadamianie. Świetną akcję SEXEDPL. zrobiła Anja Rubik. Wzięłam w niej udział. Pokazała, że o prawach kobiet nie możemy myśleć w kategoriach jednego czy dwóch lat, tylko pokoleń - naszych dzieci, wnuków. Dużą rolę odgrywają też media i rodzice. To, jakim językiem mówią, jak myślą o prawach reprodukcyjnych. Bardzo często zapominamy, że wiele ograniczeń i barier tworzy się już na poziomie naszego języka.
Co oznacza być w Polsce feministką?
Nic strasznego. Trzeba się tylko zmierzyć z opowieściami ludzi, który chcą nas obrzydzić, wyśmiać. Wygadują niestworzone rzeczy. A my tylko, i aż, dążymy do uzyskania równych szans. W feminizmie nie chodzi przecież o to, żeby kobiety zajęły miejsce mężczyzn. To nie "Seksmisja".
A o co?
Walka z nierównością. Z niedostrzeganiem, jak bardzo kobiety są ważną częścią społeczeństwa. Jeśli spojrzymy na typowy model polskiej rodziny, to nadal domowe obowiązki, przede wszystkim opieka na dziećmi, należy do kobiet. Ktoś nas pytał, czy tak powinien być poukładany świat? Poukładali go mężczyźni, nie dostrzegając, że wartość niepłatnych prac domowych i opiekuńczych to równowartość jednej trzeciej części polskiego PKB. Nie dostajemy za to ani grosza. Kobieta, zostając w domu, rezygnując z kariery zawodowej, nie może liczyć na godną emeryturę za lata przepracowane na rzecz rodziny. Ułatwia państwu wypełnianie jego roli, choćby dlatego, że jej dziecko nie zajmuje miejsca w przedszkolu. Wypracowujemy gigantyczne pieniądze, ale nikt o tym w tych kategoriach nie myśli, a raczej myśleć nie chce.
Napisałaś, że lubisz kobiety zadbane intelektualnie. Polki takie są?
Pewnie. Statystycznie jesteśmy lepiej wykształcone od mężczyzn, a musimy więcej od nich pracować, żeby mieć szansę na awans. Znamy swoje prawa, wiemy, czego chcemy. Przed nami jeszcze długa droga, żmudna praca, żeby na nowo zdefiniować nasz udział w społeczeństwie, ale wiele już zrobiłyśmy. Nie musimy być aniołami. Ważne, żebyśmy siebie lubiły. Rozwijały zainteresowania i nie powielały kalk. Nic tak nie odbiera poczucia własnej wartości, tożsamości, jak wstawienie nas w ramy, zgodne z oczekiwaniami innych. Na szczęście to się zmienia. Młode kobiety zaczynają walczyć o swoje "ja". Nie chcą być zepchnięte do roli matki i żony. Między innymi dlatego odeszłam od ojca swojego dziecka. Zrezygnowałam z tradycyjnego modelu rodziny, bo wiedziałam, że nie znajdę w niej miejsca i szczęścia. Wolę być z partnerem, który mnie wspiera, jest feministą. Tworzymy patchworkową rodzinę i jest z tym nam dobrze, choć wymagało to dużej pracy.
Co w tym złego, że kobiety chcą być matkami i żonami?
Nasza kultura oparta jest na stereotypie silnego mężczyzny i słabej, biernej kobiety. Niektóre się w tym odnajdują, inne nie. Świat z "Opowieści podręcznej" nie może być wzorem dla narodu. Ważna jest możliwość wyboru i nieprzyklejanie łatek.
Sama je trochę tworzysz. Twój mem "Zróbmy dziecko dla narodu, ale od razu to drugie" może być odebrany jako ironia, wyśmianie programu 500 plus, który dla wielu rodzin jest zbawieniem, pomocą w załataniu codziennego budżetu.
Nie jestem oderwana od rzeczywistości. Program 500 plus pomaga wielu rodzinom, szczególnie wielodzietnym. Moje prace nie mają nikogo obrażać. Stworzyłam tego mema, żeby zwrócić uwagę, że kobiet, które do tej pory decydowały się na tylko jedno dziecko, rządowy program nie zachęci do powiększenia rodziny. Pomogłyby w tym nowe, nieodpłatne żłobki i przedszkola, sprawiedliwy podział obowiązków wychowawczych, wykorzystywanie przez ojców urlopów tacierzyńskich. Wiele rodzin rezygnuje z nich, bo to ojciec więcej zarabia. Jest jeszcze jedno zagrożenie. Bez wprowadzenia tych wszystkich zmian program 500 plus to nic innego jak wypychanie kobiet z rynku pracy. Powrót do tradycyjnego podziału obowiązków. Kobieta ma być w domu, bo tam jest jej miejsce. Tylko co się z nią stanie, kiedy dzieci skończą 18 lat i budżet domowy przestanie wspierać dodatkowe źródło dochodu? Czy po latach przerwy kobieta ma szansę wróci do pracy? Może nie będzie miała takiej możliwości, ponieważ na rynku pojawią się inni, młodzi pracownicy, pracownice. Wtedy czeka ją walka o kolejny zasiłek socjalny.
Jeśli ktoś nie zna twoich poglądów, to patrząc na Ciebie, mógłby nie uwierzyć, że jesteś feministką. Burzysz stereotypowy obraz.
Golę nogi, nie chodzę w wyciągniętych ubraniach, mam partnera. Lubię czuć się kobieco i nie mam zamiaru tego zmieniać. Zdeformowany obraz feministek to wymysł ludzi, którzy widzą w nas zagrożenie. Kiedy jedna strona walczy o swoje prawa, druga musi ustąpić, oddać pole. A to nie jest łatwe. Wymaga kompromisu, do którego mężczyźni nie są zdolni, bo nikt ich tego wcześniej nie nauczył.
Można to zrozumieć. Dlaczego mieliby się posunąć?
Bo nikt nie pytał nas, kobiet, czy chcemy, by świat tak wyglądał. Poukładali go faceci, nadając sobie przywileje. Walka o równość nie polega na odebraniu nikomu praw, ale poszerzeniu ich. Jeśli kobieta wykonuje taką sama pracę, co mężczyzna, dlaczego ma dostawać mniejszą pensję? Dysproporcje prowadzą do podziałów, napięć, a mi zależy, by ich nie było.
Trudno będzie wymazać tę zadrę. Szczególnie po akcji "me too".
Mleko się rozlało. Nie można zamiatać spraw pod dywan przez całe życie. Udawać, że molestowanie nie istnieje. To najważniejsza akcja minionego roku. Otworzyła dyskusję, której nie da się pominąć, przemilczeć. Czekałyśmy na to zbyt długo.
Byłaś molestowana?
Doświadczyłam molestowania. Pierwsza praca, miałam dwadzieścia parę lat, wokół głównie mężczyźni. Niewybredne teksty, uwagi na temat wyglądu. Spojrzenia lustrujące, w co jestem ubrana, jak idę, propozycje starszych kolegów, nie do odrzucenia. Nie było ważne, co robię, jak myślę, tylko jak wyglądam.
Reakcja?
Odeszłam. Ale nie od razu. Najpierw znosiłam to cierpliwie, miałam do siebie pretensje. Zastanawiałam się, co robię nie tak, że mężczyźni przekraczają granice. Obwiniałam się. Dopiero jako dorosła kobieta uświadomiłam sobie, że to nie ja powinnam czuć się winna, tylko ci którzy doprowadzali do takiego poczucia.
Dlaczego wcześniej nie powiedziałaś dość?
Byłam młoda, nieprzygotowana na stracie do takiej sytuacji. Żyłam marzeniami, ideałami. Chciałam pracować. Zabrakło odwagi. Wtedy nie było mowy o mobbingu, molestowaniu. Dziś nie mam problemu postawić granicy, powiedzieć nie. Przyszło z wiekiem.
"Me too" wciąż się rozlewa po świecie. Nie czujesz, że akcja uderza też w kobiety? Wielu mówi: Najpierw zrobiła karierę, a teraz sobie przypomniała, że była molestowana.
Niech sobie mówią. Nie dziwi mnie, że kobiety zdecydowały się ujawniać molestowanie po latach. Łatwiej przywołać takie rzeczy, kiedy czujesz się bezpieczna i pewna swojej siły, pozycji, niż kiedy stawiasz pierwsze kroki. Być może niektóre świadomie wykorzystywały kobiecość do osiągnięcia celu, ale większość z tych kobiet była poddana presji. Wiele dobrego mogłaby tu zrobić edukacja seksualna, której w zasadzie nie ma.
A wychowanie w rodzinie?
Mój syn ma taki przedmiot w szkole. Raz na jakiś czas przyjeżdża nauczycielka, która jednego dnia próbuje zrealizować kilka tematów. Hurtowo. Lekcje odbywają się po zajęciach, uczniowie nie są w stanie przyswoić wiedzy. Przedmiot traktowany jest po macoszemu, a szkoda, bo to jeden z nielicznych, który ma wpływ na późniejsze realne życie. Szczególnie ważne w przypadku dziewczynek. Trzeba im uświadamiać od najmłodszych lat, że mają prawo wyboru, nie muszą spełniać męskich oczekiwań, epatować seksualnością. Nie są niewolnicami seksualnymi. Mają takie samo prawo do seksu jak mężczyźni.
Dlaczego Polacy są tak masowo przeciwko aborcji?
To kwestia narzuconej nam retoryki, wmieszania się religii w naukę. Powtarzania, że od momentu poczęcia zarodek jest człowiekiem. Ja idę dalej, pytam: A co z kobietami?. Czy my nie jesteśmy ludźmi? Dlaczego prawicowi politycy traktują nas jak istoty niezdolne do podjęcia decyzji? Narzucają światopogląd. Zwolennicy i zwolenniczki złagodzenia przepisów antyaborcyjnych nie mają zamiaru namawiać, nawoływać kobiety do aborcji. Chcą mieć jedynie prawo decydowania o sobie.
To problem nie tylko prawicowych polityków. Poprzedni rząd w tej kwestii też nic nie zrobił.
Żadna z partii nie zdała w tej sprawie egzaminu. Nawet Nowoczesna, która zapowiedziała, że projekt liberalizujący ustawę antyaborcyjną poprą tylko niektórzy posłowie. Podobnie było z PO. Platforma Obywatelska była liberalna, ale nie w sprawach światopoglądowych. Nie poluzowała zapisów. Na szczęście nie zniszczyła wypracowanego przed laty kompromisu, który dla kobiet i tak jest rygorystyczny. Temat aborcji to odwieczny problem, jak nie iść na wojnę z Kościołem. A przecież nadal jesteśmy państwem świeckim.
Dlatego zaangażowałaś się w czarny protest ?
Nie tylko w tę akcję. Wspieram też "Dziewuchy, dziewuchom". Ale czarny protest uderzył mnie jednak najbardziej. Te tysiące czarnych parasolek, atmosfera walki o siebie, swoją wolność. Niektóre z kobiet stały się bohaterkami moich prac.
Opatrzonych napisem "W imię córek". Po czarnym proteście twoje rysunki zyskały skalę makro.
Zaprojektowałam mural. Umieszczono go przy ulicy Targowej 15 w Warszawie. Sfinansowało go prawie tysiąc osób. Ma upamiętniać tamte wydarzenia, być jasnym przekazem, że kobiety nie zgadzają się, by ich prawa zostały ograniczone. Robię to też dla siebie. Chcę mieć możliwość pójść do apteki i kupić tabletkę "dzień po", decydować o swoim ciele.
Duchownym też się od ciebie dostaje.
Czasami, kilka memów powstało. Na przykład taki: "O kobietach wiemy wszystko". Narysowałam członków episkopatu w ich szatach, czarnych sutannach i różowych czapkach, grupkę mężczyzn którzy nie mają pojęcia o życiu, ale mają moc decydowania o naszych losach. Przy czym kompletnie nie są zainteresowani społeczeństwem.
Nie idziesz na łatwiznę, wrzucając wszystkich duchownych do jednego worka?
Myślę, że jest sporo świetnych ludzi wśród księży, ale co z tego, kiedy nie mają nic do powiedzenia w tak zhierarchizowanej i autorytarnej instytucji. Kościół polski nie dopuszcza wielogłosu w swych szeregach. Kościół głosi ewangelię, a jednocześnie sam żyje w zakłamaniu, ukrywając przed nami sprawę pedofilii, nie zgadzając się ze słowami swojego najważniejszego zwierzchnika, czyli papieża Franciszka. Kiedy powinien reagować, długo milczy, jak w sprawie przyjmowania uchodźców. Codziennie czytam coraz bardziej absurdalne wypowiedzi hierarchów o roli kobiety, o gender, no i przede wszystkim o tym, czego nie wolno...
Dlatego nie ochrzciłaś syna?
Nie mogę z mojego syna robić wyznawcy jakiejś religii, zakładnika. On sam musi o tym zdecydować. Świadomie. Kiedy był mały, często chorował. Wtedy moja ciotka, lekarka, powtarzała "Widzisz, to przez to, że nieochrzczony". Zapytałaś na początku naszej rozmowy, czym jest feminizm. Dla mnie to znalezienie w sobie siły na walkę ze stereotypami, między innymi takimi. Niby drobnymi, ale jakże istotnymi.
Jak on reaguje na twoją twórczość?
Jesteśmy bardzo podobni w pojmowaniu świata, wyśmiewaniu go, wbijaniu szpilek. W naszym domu dominują rozmowy o wolności wyboru, równouprawnieniu. Czasami śmiejemy się, że jesteśmy monotematyczni. Dużo się też od niego uczę. Pamiętam jedną z rozmów, kiedy to on zwrócił mi uwagę, że mężczyźni też są dyskryminowani. Od najmłodszych lat. Kiedy chłopiec nie wykazuje się zapałem do gry w piłkę albo konfliktów nie rozwiązuje pięścią, nazywany jest maminsynkiem. Często również chłopcy spotykają się z założeniem, że uczą się gorzej od dziewczynek i są niegrzeczni.
W swoich pracach sporo mówisz też osobie. Pamiętam taki mem "Wczoraj w Pradze zajrzałam do rzeźby Černego, ale naprawdę w dupie poczułam się po powrocie do Polski".
Trudno uciec od siebie, tego, co przeżywasz, jaka jesteś, jak się zmieniasz, z kim rozmawiasz. Mem powstał podczas wakacji. Byłam pod wrażeniem dystansu do siebie i humoru Czechów. Chciałam sprawdzić, czy Polacy też tak potrafią. Jesteśmy zabawni inaczej. Przy okazji dowiedziałam się, że nie tylko rozładowuję frustrację czy próbuję uporać się z własnymi problemami, ale też zyskuję sporą wiedzę socjologiczną o poglądach Polek i Polaków. To dzięki komentarzom i reakcjom na moje prace.
Nie ma czasami oporu przed wrzuceniem czegoś do sieci?
Jestem w gorącej wodzie kąpana. Jeśli narysuję mema, wrzucam go. Jedne podobają mi się bardziej, inne mniej. Odczuwam silną potrzebę wyrzucenia ich z siebie, podzielenia się nimi. Z tego pośpiechu robię często literówki, błędy interpunkcyjne. Ale to silniejsze ode mnie. Tę spontaniczność, nieprzewidywalność pielęgnuję w sobie, bo łatwo można ją zgubić.
"Kobietnik" Katarzyny Zdanowicz to cykl rozmów i spotkań z kobietami, które mają siłę i odwagę, żeby wysoko mierzyć i zmieniać świat. Charyzmatyczne liderki, wizjonerki, które mają realny wpływ na to, jak myślimy i żyjemy, a często też wrodzoną skromność, przez którą nie zawsze czytamy o nich na pierwszych stronach gazet.