Chińska gospodarka hamuje najmocniej od ćwierć wieku, a Rosję na dno ciągną ceny ropy. Zadyszkę gigantów ze wschodu zaczyna już odczuwać Polska. Ale to może tylko początek. Niewykluczone, że za kilka miesięcy będziemy musieli zmierzyć się z kryzysem globalnym.
W ubiegłym roku chińska gospodarka wzrosła o 6,9 proc. Według standardów reszty świata to wynik fantastyczny. Dla Chin to jednak ostre hamowanie – tak wolno nie rozwijały się od 25 lat. Ta liczba mocno rozczarowała ekonomistów, którzy wierzyli, że uda się przekroczyć barierę 7 proc. Trzeba przy tym pamiętać, że to jedynie oficjalne, rządowe statystki, które spełniają też cele propagandowe. Po cichu mówi się, że w rzeczywistości tempo wzrostu Państwa Środka może być znacznie niższe.
Z uwagi na to, jak dużą są gospodarką i ile konsumują surowców, spowolnienie gospodarcze przekłada się chociażby na przeceny miedzi oraz niższe ceny ropy i węgla
Marcin Kiepas, dyrektor Działu Analiz Admiral Markets
Mogłoby się wydawać, że takie doniesienia z Pekinu nie powinny robić wrażenia na nikim poza garstkę inwestorów obecnych na rynkach azjatyckich. Jednak Chiny to dziś druga pod względem wielkości (po USA) i najszybciej rozwijająca się gospodarka świata. Są również największym eksporterem na świecie i drugim pod względem wielkości importerem. Dlatego jeśli złapią katar, to kichać zacznie cały świat, w tym Polska.
Pierwsze objawy tego chińskiego przeziębienia widoczne są już na rynku surowcowym.
– Z uwagi na to, jak dużą są gospodarką i ile konsumują surowców, spowolnienie gospodarcze przekłada się chociażby na przeceny miedzi oraz niższe ceny ropy i węgla – wskazuje Marcin Kiepas, dyrektor Działu Analiz Admiral Markets.
Chiny konsumują połowę światowego zapotrzebowania na węgiel, a tylko od stycznia do września 2015 r. ich popyt na ten surowiec spadło o ponad 4 proc. Import węgla runął aż o jedną trzecią. W rezultacie jego ceny na globalnym rynku osunęły się poniżej 50 dol. za tonę – najniżej od lat.
Tani węgiel sprawia ogromne problemy choćby polskim kopalniom, spośród których wiele już od dłuższego czasu pozostaje na skraju bankructwa. Zobowiązania sektora górnictwa węgla kamiennego w Polsce wyniosły z końcem października 2015 roku ok. 13,9 mld zł. Dlatego, jak wskazują eksperci, niezbędna będzie szybka pomoc ze strony rządu.
Pojawiają się różne pomysły na to, jak to zrobić, większość jednak zakłada wsparcie górnictwa poprzez inne, zdrowsze części polskiej gospodarki. – W tej chwili pomysłem na ratowania górnictwa jest konsolidacja z branżą energetyczną, która jest silnym segmentem gospodarki i w dużej mierze należy do państwa – zwraca uwagę Kiepas.
Problemy KGHM-u
Przez Chiny tanieje nie tylko węgiel, ale również miedź. Ceny surowca są najniższe od 2009 r., czyli czasu, gdy na świecie szalał potężny kryzys.
Tania miedź oznacza gorsze wyniki i perspektywy lubińskiego giganta KGHM. – Obserwujemy mniejszą skalę inwestycji oraz gorsze zyski. Widać, że sytuacja chińskiej gospodarki mocno to dociska – mówi Kiepas.
W trzecim kwartale 2015 r. spółka zanotowała wprawdzie 354 mln zł zysku netto, ale rok wcześniej było to 629 mln zł. Podobnie było z zyskiem operacyjnym, który wyniósł 567 mln zł, podczas gdy rok temu – 953 mln zł.
Przedstawiciele KGHM wprost przyznali, że na wynik wpłynęły niekorzystne ceny surowców.
Deflacji ciąg dalszy
Spowolnienie w Chinach wpływają nie tylko wielkie polskie firmy. Odczuwa je także każdy z nas, robiąc codzienne zakupy w sklepie. Zadyszka Państwa Środka przyczynia się bowiem pośrednio do spadku cen, czyli deflacji. – Deflacja utrzymuje się dłużej, niż zakładaliśmy, i wcale nie jest powiedziane, że szybko z niej wyjdziemy. Wpływ widoczny gołym okiem jest przez spadek cen surowców m.in. ropy – wskazuje Kiepas.
Jak to działa? Im tańsza ropa, tym tańsze paliwa, co z kolei przekłada się na spadek cen transportu i w dalszej kolejności na spadek cen większości produktów.
Niższe ceny na stacjach oczywiście cieszą, ale trzeba pamiętać, że długotrwała deflacja jest zjawiskiem niebezpiecznym. Spadające przez długi czas ceny sprawiają bowiem, że zaczynamy odkładać wydawanie pieniędzy (bo za miesiąc będzie taniej). W związku z tym rosną zapasy producentów, co wymusza dalsze obniżenie cen towarów i ograniczenia produkcji. Gospodarka zaczyna zwalniać.
Kłopoty Chin odczuwać zaczną zaraz również polscy eksporterzy, którzy sprzedają swoje produkty do Niemiec. To dlatego, że nasi zachodni sąsiedzi są mocno zaangażowani na azjatyckich rynkach. – Może spaść polski eksport do Niemiec, bo spowolnienie w Państwie Środka przełoży się na ilość zamówień z Chin – tłumaczy Kiepas. – Ponad 26 proc. polskiego eksportu trafia do Niemiec. Gdyby Chiny rozwijały się mocno, to wzrost gospodarczy w Polsce byłby dużo lepszy – wskazuje.
Gdyby Chiny rozwijały się mocno, to wzrost gospodarczy w Polsce byłby dużo lepszy
Marcin Kiepas, dyrektor Działu Analiz Admiral Markets
Z drugiej strony są też plusy. Mamy coraz lepszy bilans handlowy. – To, że mamy nadwyżki, wynika ze zwiększonego eksportu i słabego złotego, ale też z tego, że znacznie mniej płacimy za ropę – tłumaczy analityk Marek Wołos.
Spadki na giełdzie
Zadyszka Państwa Środka odbija się jednak nie tylko na realnej gospodarce, ale także na rynkach finansowych. Potęguje wzrost niechęci do ryzyka wśród inwestorów. W rezultacie wycofują oni swoje pieniądze z mniej stabilnych regionów świata, czyli przede wszystkim z krajów rozwijających się – w tym z Polski.
– To przekłada się na spadki na warszawskiej giełdzie. Nie jest to wprawdzie jedyny powód tych spadków, ale jest ważnym czynnikiem – podkreśla dyrektor Działu Analiz Admiral Markets.
Ponadto wpływa także na wyższe koszty obsługi polskiego długu oraz wyższe notowania głównych walut względem złotego.
Ograniczony wpływ Rosji
Jednak Chiny to nie jedyny problem globalnej gospodarki. Ogromne kłopoty ma też inny globalny gigant – Rosja. Dramatyczny spadek cen ropy i utrzymywane zachodnie sankcje ciągną rosyjską gospodarkę w kierunku dna.
Na szczęście, zdaniem ekspertów, problemy w Rosji nie mają tak istotnego wpływu na polską gospodarkę, jak ma to miejsce w przypadku Chin.
– Można się dopatrzeć więcej pozytywnych czynników. Rosja ma problemy gospodarcze, więc skłonna jest sprzedać nam gaz czy ropę po niższych cenach. Nie widziałbym dużego negatywnego wpływów rosyjskiej gospodarki na polską do czasu, kiedy pozostaje na przewidywalnym poziomie – podkreśla Marcin Kiepas.
Jednocześnie zaznacza jednak, że jeżeli w Rosji wybuchnie duży kryzys, to siłą rzeczy dodatkowo popsuje nastroje na rynkach globalnych, a to w konsekwencji mogłoby doprowadzić do ucieczki kapitału połączonej z wyprzedażą złotego.
Rosyjskie embargo
Na naszą gospodarkę w coraz mniejszym stopniu oddziałuje również rosyjskie embargo na zachodnią żywność. Polskie firmy dobrze sobie z nim poradziły. – Rosja nie jest już dla nas głównym odbiorcą produktów rolnych, rynek się zdywersyfikował. Gdyby rosyjska sytuacja nagle nas zaskoczyła przy pełnych obrotach handlowych, byłoby to znacznie gorsze. Ale embarga zmniejszyły skalę wpływów rosyjskiego spowolnienia na nasz rynek – tłumaczy Marek Wołos.
Według analityków Atradiusa na skuteczną walkę z takimi perturbacjami jak embargo pozwala silny popyt krajowy, stanowiący blisko 70 proc. ogólnej sprzedaży. Dodatkowo polscy przedsiębiorcy stale poszukują nowych możliwości, np. kolejnych kierunków eksportu jabłek.
Co dalej?
Ekspertów zapytaliśmy również o prognozy na najbliższe miesiące. Najbardziej martwią ich Chiny. – Władze w Pekinie próbowały przestawić się z modelu opartego na eksporcie na model, w którym motorem napędzającym wzrost gospodarczy jest konsumpcja. Ten proces się póki co nie udał i ich gospodarka jest na równi pochyłej – wskazuje Kiepas.
Państwo Środka zdaniem dyrektora Działu Analiz Admiral Markets "zmierza w kierunku poważnego kryzysu gospodarczego, który będzie kryzysem ogólnoświatowym". – Jest to perspektywa dwóch-trzech lat – mówi wprost.
Pytany o potencjalne konsekwencje dla polskiej gospodarki wylicza jednym tchem: nasilenie deflacji, silny spadek tempa wzrostu gospodarczego w okolice zera i mocny skok walut, wyprzedaż obligacji oraz spadki na giełdzie. – Najgorsze byłoby obniżenie wzrostu gospodarczego, który musiałby się skończyć wzrostem bezrobocia i spadkiem płac – dodaje.
Zgadza się z nim Marek Wołos. – Japonia w latach 70. i 80. miała niesamowity wzrost gospodarczy i potem spowolniła. Chiny idą tym śladem i z roku na rok będą rozwijały się coraz wolniej – dodaje.
Widmo bankructwa
Czarne chmury nadciągają także nad Rosję. Zdaniem Marka Wołosa "sytuacja rosyjskiej gospodarki jest tragiczna". – Rosji coraz bardziej grozi bankructwo. Gdyby ceny ropy utrzymały się na poziomie 30 dolarów przez przynajmniej pierwsze półrocze, to w Rosji będzie rosła recesja i kraj będzie stawał się coraz bardziej niewypłacalny – wyjaśnia.
– Sankcje i embargo stwarzają miks złych wydarzeń spowalniających gospodarkę. Rosja zaczyna się staczać i nie ma w tym momencie jak z tego wyjść – zaznacza Marek Wołos.
Sankcje i embargo stwarzają miks złych wydarzeń spowalniających gospodarkę. Rosja zaczyna się staczać i nie ma w tym momencie jak z tego wyjść
Marek Wołos, analityk
Bankructwo Rosji pociągnęłoby za sobą dość duże konsekwencje także dla Polski – głównie poprzez rynki finansowe. Wzrost niepewności w światowej gospodarce uderzyłby w złotego, który osłabiłby się nawet o 10 proc. – wskazuje Wołos. Problem miałyby też sektor bankowy i niektóre fundusze, które posiadają rosyjskie obligacje.
Jednocześnie jednak analityk uspokaja, że w tym momencie prawdopodobieństwo scenariusza zakładającego bankructwo Rosji nie przekracza 50 proc.
– Rosję uratują ceny surowców wycenianych w dolarze, które w tym roku mogą odbić. Polityka amerykańskiego banku centralnego dotycząca podwyżek stóp procentowych była za bardzo agresywna i będzie on teraz zwlekał z kolejnymi podwyżkami. W konsekwencji osłabi to dolara i wzmocni rynki surowców. Kiedy cena za baryłkę wróci w okolice 40-50 dolarów, Rosji nie powinno grozić bankructwo – prognozuje Marek Wołos.
A jeśli tak się nie stanie? Zdaniem eksperta w Moskwie mogą się pojawić pomysły militarne, czyli próba wywołana nowej wojny, która wpłynie na wzrost notowań ropy. Konflikt zbrojny odciągnąłby też uwagę społeczeństwa rosyjskiego od wewnętrznych kłopotów gospodarczych kraju.
Jak mówi Marek Menkiszak, ekspert ds. Rosji z Ośrodka Studiów Wschodnich, "choć to bardzo mało prawdopodobny scenariusz, to nie da się go całkowicie wykluczyć". Jego zdaniem w interesie Rosji byłoby w pierwszej kolejności wywołanie konfliktu na Bliskim Wschodzie. – Działania na Ukrainie nie podniosą ceny ropy. Jedyne działania, które mogą to zmienić, to działania uderzające w podaż, czyli wpływające na ryzyko wydobycia i dostaw z rejonu Zatoki Perskiej – mówi Menkiszak.