Zostawiały rodziny, rzucały studia, pracę i jechały do Donbasu. Z rebeliantami na wschodzie Ukrainy walczyły setki kobiet. Łamały stereotypy i uprzedzenia, dorównywały w wykonywaniu zadań mężczyznom. Nie wszystkie jednak mogą liczyć na takie same jak oni przywileje. Nie wszystkie miały prawo walczyć.
– Długo dochodziłam do siebie po powrocie z operacji antyterrorystycznej. Jestem jednak żołnierzem i jeśli zajdzie taka potrzeba, wrócę tam znowu, bez wahania – opowiada tvn24.pl Wiktoria Trawinska z jednostki specjalnej Gwardii Narodowej Ukrainy.
Trawinska była w niej jedyną kobietą. Jakie zadania wykonywała w strefie walk w Donbasie? Nie może ujawnić. – Informacja na ten temat jest poufna. Ogólnie rzecz biorąc, naszym zadaniem była walka z grupami dywersyjno-wywiadowczymi i odbicie z rąk rebeliantów okupowanych terytoriów – mówi Wiktoria.
Z każdym następnym wyjazdem byłam coraz bardziej opanowana
Wiktoria Trawinska
Pochodzi z Iwano-Frankowska na zachodzie kraju. Na wschodzie Ukrainy spędziła dwa miesiące. Rodzinie się nie przyznała, dokąd wyjeżdża. Nie chciała, żeby bliscy się martwili, więc powiedziała, że wybiera się na szkolenie do Charkowa. Jest prawniczką.
– Trudno opisać słowami, co czułam, kiedy musiałam wykonać pierwsze zadanie. Bałam się, zdawałam sobie sprawę, że mogę nie wrócić. Jednak z każdym następnym wyjazdem byłam coraz bardziej opanowana. Przyzwyczajałam się – opowiada. Jak wyglądała jej codzienność na froncie? Zwyczajnie, jak w armii: pobudka, dyscyplina, dźwiganie ekwipunku ważącego 30 kg.
"Zrozumiałam, że wróg nie odpuszcza"
Wiktoria Trawinska jest jedną z setki kobiet, które walczyły w Donbasie w szeregach Gwardii Narodowej. Według danych Ministerstwa Obrony Ukrainy w "operacji antyterrorystycznej", jak nazwał Kijów wojnę z separatystami i Rosjanami, wzięło udział 938 kobiet – żołnierek i pracownic cywilnych. Statystyki te mogą być nieprecyzyjne. Nie wiadomo bowiem, czy uwzględniają kobiety z batalionów ochotniczych, które zostały włączone w struktury sił zbrojnych.
Do kompanii bojowej wróciłam po ośmiu miesiącach przerwy
Wiktoria Dworecka
Wiktoria Dworecka, pochodząca z obwodu kijowskiego menedżerka z wykształcenia, jest jedną z nich.
W Donbasie walczyła w szeregach batalionu Ajdar przez ponad rok. Przez pięć miesięcy była zastępcą dowódcy kompanii. Na wschód Ukrainy pojechała w maju ubiegłego roku, kiedy konflikt rozpoczynał się na dobre. Pojechała po antyrządowych protestach na kijowskim Majdanie. Po miesiącu walk, pod Ługańskiem trafiła w zasadzkę i została ranna. Kilka tygodni później zginął jej dowódca. Po jego śmierci Dworecka zajęła się poszukiwaniem ciał żołnierzy, którzy polegli.
– Do kompanii bojowej wróciłam po ośmiu miesiącach przerwy. Zrozumiałam, że wróg nie odpuszcza, że trzeba stawić mu opór – mówi Wiktoria.
W kotle iłowajskim
Kobietom walczącym z rebeliantami w Donbasie nie brakowało odwagi i determinacji. Niektóre z nich jechały na wschód kraju najpierw jako wolontariuszki czy pielęgniarki, a później chwytały za broń.
Ukraińska telewizja Kanał 5. opowiadała o matce dwójki dzieci, która przeszła przez tzw. kocioł iłowajski, w którym zginęło ponad 400 ukraińskich żołnierzy. Tak jak inni została okrążona przez separatystów, wspieranych przez wojsko rosyjskie. Została ranna i złapana przez rebeliantów. Przed dwie doby przetrzymywali ją wraz z innymi jeńcami na polu, nie dawali wody i jedzenia. Z niewoli wybawili ją żołnierze brygady desantowej. Powiedzieli separatystom, że jest sanitariuszką. Ludmyła Kalinina, matka 14-letniej córki Julii i 7-letniego syna Mychajła, pod Iłowajskiem walczyła w szeregach batalionu ochotniczego Donbas. Zanim chwyciła za broń, była pielęgniarką.
Rozporządzenie sztabu generalnego
Zgodnie z przepisami na froncie mogą walczyć Ukrainki, które służą w siłach zbrojnych. Decyzję, czy narażać je na takie niebezpieczeństwo, podejmują dowódcy oddziałów.
Ukraińska prawniczka Łesia Wasyłenko w rozmowach z dziennikarzami opowiadała, że sztab generalny w Kijowie niechętnie zgodził się na udział "pięknej płci" w walkach w Donbasie. Wasyłenko mówiła o "niepisanej decyzji" sztabu podjętej po rozpoczęciu operacji antyterrorystycznej na wschodzie Ukrainy w kwietniu zeszłego roku.
Taka jest mentalność naszych mężczyzn
Łesia Wasyłenko
– Sztab zdecydował, że kobiety nie mogą tam jechać w ogóle, że nie będą uczestniczyć w operacji antyterrorystycznej. Taka jest mentalność naszych mężczyzn – podkreślała Łesia Wasyłenko.
Bataliony ochotnicze były dobrym rozwiązaniem dla tych kobiet, które chciały walczyć. O tym, jak duża jest ich liczba, świadczyła publikacja gazety "Wołyń Post", która informowała o planach utworzenia ogólnokrajowego kobiecego batalionu. Gazeta podała, że co najmniej 10 tys. kobiet chciałoby wstąpić w jego szeregi. Plany te jednak nie zostały zrealizowane.
Kiedy w czerwcu ubiegłego roku dowódcy batalionu Donbas ogłosili, że w szeregi oddziału mogą wstępować ochotnicy, na ich profilu na Facebooku padło pytanie: "Kobiety też?". W odpowiedzi dowódcy Donbasu poinformowali, że "w batalionie dla kobiet jest 30 miejsc i że mogą one służyć jako pielęgniarki i łączniczki".
Dwie role
Zdaniem Wiktorii Dworeckiej kierownictwo armii ukraińskiej uważa, że kobieta w strefie walk może być głównie sanitariuszką, kucharką, szefową łaźni polowej czy księgową, ale nie snajperką, artylerzystką czy zwiadowczynią.
– Na wschód Ukrainy wyjechałam jako ochotniczka. Pełniłam dwie role. Oficjalnie zostałam zatrudniona jako specjalistka ds. zaplecza, ale tak naprawdę byłam członkiem grupy zwiadowczej. Później oficjalnie awansowałam na szefową łaźni polowej. Oczywiście żadnej łaźni tam nie było – ironizowała.
Dyskryminacji na froncie nie ma. Ona istnieje w sztabach
Wiktoria Dworecka
Dworecka jako "szefowa łaźni" zajmowała się poszukiwaniem ciał zabitych żołnierzy. Przez osiem miesięcy organizowała transport, by ciała zostały dostarczone do rodzin, prowadziła statystyki.
Kierownictwo batalionu Ajdar podejmowało starania, by Dworecka objęła oficjalnie stanowisko zastępcy dowódcy. Odpowiedzi w tej sprawie nie udzielił ani sztab generalny, ani ministerstwo obrony.
– Dowiedziałam się, że kobiety w armii nie mogą zajmować pewnych stanowisk z uwagi na zbyt duże obciążenie fizyczne. A przecież one i tak je zajmują, choć oficjalnie to nie jest uznawane – obrusza się Dworecka.
Pytana o dyskryminację z powodu płci, dodaje: – Na froncie jej nie ma. Ona istnieje w sztabach.
Problem ze statusem
Wiele kobiet podpisywało kontrakt z dowódcami batalionów ochotniczych, rejestrując się jako kucharki, pielęgniarki, telefonistki czy księgowe. Dzięki temu mogły też liczyć na przywileje, np. status uczestnika walk w Donbasie.
Ich pobory były jednak niższe, a sprawa ze statusem także okazała się niełatwa. Wiktorii Dworeckiej udało się go otrzymać po roku starań, głównie dlatego, że jej sprawa zyskała rozgłos, gdy zabrała głos na spotkaniu z przedstawicielami NATO w Kijowie. Opowiadała o problemach kobiet w Donbasie.
– Nie dążymy do tego, by nas traktowano ulgowo. Chcemy mieć takie same prawa jak mężczyźni. Jeśli nie będę się nadawała do obsługi granatnika, to się wycofam, odpowiem: dziękuję, spróbuję gdzie indziej – mówiła Dworecka. I dowodziła: – Żołnierz nie może mieć płci.
Status uczestnika walk w Donbasie otrzymało ponad 70 tys. osób, w tym około tysiąca kobiet. Oznacza to dla nich m.in. bezpłatne przejazdy komunikacją miejską, 75-procentowe zniżki na opłaty komunalne, darmowe leki czy dodatkowe urlopy.
Pojęcie ginekologii, jako takiej, w armii ukraińskiej nie istnieje
Nastia Melnyczenko
Sprawa nawigatorki
Jedną z kobiet, które walczyły z rebeliantami w szeregach batalionu Ajdar, jest najsłynniejsza z nich – nawigatorka Nadija Sawczenko.
W czerwcu 2014 r. w walkach pod Ługańskiem została złapana przez rebeliantów, którzy uprowadzili ją do Rosji, gdzie oskarżono ją o współudział w zabójstwie dwóch dziennikarzy telewizji Rossija. W jej sprawie trwa proces przed rosyjskim sądem. Nawigatorce grozi dożywocie. O jej uwolnienie apelują władze w Kijowie, przywódcy państw zachodnich i organizacje międzynarodowe.
W październiku ukraińska telewizja Hromadske poinformowała, że matka Nadii Sawczenko nadal stara się o status uczestnika walk w Donbasie dla swojej córki.
"Pojęcie ginekologii nie istnieje"
Kwestia kobiet w siłach zbrojnych Ukrainy była tematem październikowej dyskusji w Kijowie "Kobiety w armii. Jak złamać stereotypy?". Podczas niej weteranki z Donbasu opowiadały o realiach życia w strefie walk.
"Problemem kobiet w armii jest brak umundurowania i obuwia. Projekt Niewidzialny Batalion, poświęcony badaniu sytuacji kobiet w wojsku, pokazał, że wiele z nich nie zostało wyposażonych w odzież i obuwie. Według informacji koordynatora projektu kobiety miały problem także z dostępem do opieki medycznej. Pojęcie ginekologii w armii ukraińskiej nie istnieje. Kobieta, która chce w niej służyć, zderza się z silną demotywacją. Na każdym etapie, począwszy od rozmów w domu, skończywszy na jednostce wojskowej, słyszy rady w stylu, że powinna siedzieć w domu, wychowywać dzieci i gotować" – relacjonowała na łamach internetowej gazety "Ukraińska Prawda" dziennikarka i aktywistka Nastia Melnyczenko.
Dwa tysiące oficerów
Mimo problemów Ukrainki się nie zniechęcają, a liczba chcących służyć w armii nie maleje. W tym roku po raz pierwszy kobiety mogły wstępować do wojska po ogłoszonej mobilizacji. Wprowadzono jednak pewne ograniczenia – w szeregi nie przyjmowano kobiet bez odpowiednich kwalifikacji i wykształcenia. Powołaniu nie podlegały także pracownice administracji państwowej, posłanki, studentki czy opiekunki dzieci lub osób niepełnosprawnych.
Obecnie w siłach zbrojnych Ukrainy służy ponad 14 tys. kobiet, w tym ok. 2 tys. w randze oficerów. Stanowiska kierownicze w sztabie generalnym, ministerstwie obrony i różnych rodzajach sił zbrojnych zajmuje jednak tylko 35 Ukrainek. Ponad 30 tys. kobiet w armii ukraińskiej to pracownice cywilne. Bataliony ochotnicze zostały włączone w struktury sił zbrojnych Ukrainy. Co się stało z kobietami, które walczyły w Donbasie i zostały zarejestrowane jako szwaczki? – Nadal pracują jako szwaczki – odpowiada Wiktoria Dworecka.
Ile kobiet zginęło w czasie walk w Donbasie? Nie wiadomo. Przedstawiciele sztabu ukraińskiego oświadczyli, że nie prowadzą odrębnych dla płci statystyk.