Na zdjęciach miała dla córeczki szeroki uśmiech, a poza obiektywem - wyzwiska. Na jego profilu norma to nowe modele luksusowych aut, ale w domu czeka małe dziecko i łzy rodzica. Za jej idealnym selfie stały godziny pozowania, po których przychodziła obezwładniająca samotność. Każde z nich zyskało sławę dzięki kreacjom na Instagramie. W perfekcyjnym wizerunku brak miejsca na prawdziwe życie.
- To jest jakaś forma eskapizmu - te wszystkie media społecznościowe i kolorowe światy, które poznajemy - tak na pytanie o istotę obecności na Instagramie odpowiada w rozmowie z Magazynem TVN24 doktor Karol Jachymek, kulturoznawca zajmujący się społeczno-kulturowymi kontekstami mediów społecznościowych. - Instagram czy w ogóle internet jakoś spatologizował, przyspieszył ten eskapizm, zwiększył jego skalę - ocenia ekspert.
W wirtualnych, kolorowych światach prowadzimy idealne życie idealnych nas. Odpowiednie hasztagi, odpowiednie filtry, odpowiednie lokalizacje. Odpowiednio duże liczby lajków. Można się w tym pogubić, bo tego, co odpowiednie na Instagramie, jest coraz więcej. Kreacja wizerunku w serwisie staje się coraz bardziej skomplikowaną kwestią.
A w samym środku tego, co trzeba i wypada pokazać albo co trzeba i wypada ukryć, jest użytkownik, który chociaż ma wiele dróg wyboru, to do jednej rzeczy jest zmuszony - do pokazywania.
Wielu tej presji nie wytrzymuje, niektórzy czują potrzebę spuszczenia powietrza z pompowanego balonika. W kontrze do życia bez skazy możemy oglądać blizny na ciele, wałeczki tłuszczu, zabałaganione mieszkanie, słowem - "prawdziwe życie".
#instamama
Wesoła buzia uśmiecha się, siedząc w wózku. Wokół stylowe zabawki, idealnie dopasowane do wystroju pokoiku. Obok wózka druga uśmiechnięta twarz. Należy do matki.
Ma na sobie idealnie wyprasowaną sukienkę z najnowszej kolekcji znanego projektanta. Jej sukienka i sukienka córeczki idealnie do siebie pasują.
Na kolejnym zdjęciu te same buzie na plaży w Hiszpanii. Matka ma na sobie kostium kąpielowy. Córka znowu się uśmiecha, upał zdaje się nikomu nie przeszkadzać. Dziecko nie płacze, nie wylewa na siebie soku. Buzi nie oblepia piasek.
Oto "instamatka". Pod tym hasztagiem na Instagramie znaleźć można pastelowy świat, w którym dzieci nigdy nie są zapłakane, noszą idealnie wyprasowane ubranka, które pasują do stylizacji mam. Te nie miewają gorszych dni, za to zawsze znajdą czas na zrobienie pełnego makijażu. I na pójście na trening, do SPA, na kolejne zakupy. Na zajęcia córki ze śpiewu, rozwijające jej zdolności wokalne.
Kilka tygodni temu o Oliwii P. zrobiło się głośno za sprawą szokujących nagrań. Wcześniej znana była przede wszystkim jako jedna z polskich "instamatek". Jej profil na Instagramie śledziło 40 tysięcy obserwujących.
Teraz Oliwii P. nie ma ani na Instagramie, ani na Facebooku. Na początku września opublikowała na swoim profilu ogłoszenie, że zaginęła jej córka. Szybko okazało się, że Nelę zabrał z domu jej ojciec, Mariusz. Wyjechał z dziewczynką do innego miasta, a w internecie opublikował nagrania z kobietą w roli głównej, które z kreacją "instamatki" niewiele mają wspólnego.
- Zamknij mordę! - to głos Oliwii.
- Nie wyzywaj jej! Ona się cała trzęsie, k***a, zobacz! - to głos Mariusza.
- Zamknij się, k***a! Siedź tam! Zamknij ryja! - znowu głos Oliwii.
Na nagraniach, które Mariusz P., mąż Oliwii udostępnił w sieci oraz tych, które przekazał reporterom programu "Uwaga! TVN”, słychać i widać to, co przez 17 miesięcy działo się w świecie poza Instagramem. Kłótnie wybuchające tuż po sesjach zdjęciowych, płacz, wrzaski na 1,5-roczną Nelę, która jeszcze chwilę wcześniej pozowała z mamą do fotografii "#instamama #babylove".
- Teraz się będzie męczyła, takie ma życie, trudne, taką ma matkę. Matki się nie wybiera - głos Oliwii.
- Ale to nie znaczy, że masz się nad nią pastwić, k***a!. Bo co? - głos Mariusza.
- Będę, bo nie mam pieniędzy.
- Bo to jest twoja co? Zabawka do Instagrama, tak?
- Jedyna korzyść, jaką z niej mam.
- A gdyby nie Nelka, to co?
- Jezu, ja bym była królową życia.
Mariusz twierdzi, że nagrania zbierał miesiącami, by mieć dowód przeciwko Oliwii. Chce odebrać jej prawa do opieki nad Nelą. Sprawa trafiła do sądu w Środzie Śląskiej. Proces ruszył pod koniec września.
Oliwia mówi, że nie była przygotowana do roli matki, ale twierdzi, że córkę "kocha nad życie". - Nie pamiętam moich słów z nagrań. Zajmuję się córką, tylko jak jestem zdenerwowana, to zachowuję się irracjonalnie. Ja nad tym nie panuję - komentuje nagrania męża.
- To był mój świat, gdzie miałam ten obraz takiego życia, które chciałabym mieć - mówi o Instagramie.
#ja
Na kreacyjną rolę mediów społecznościowych zwraca uwagę Jakub Kuś, psycholog, który zajmuje się wpływem nowych technologii na funkcjonowanie człowieka i relacje międzyludzkie. - Dla wielu osób przestrzeń portali społecznościowych jest miejscem, w którym mogą oni pokazać się dokładnie takimi, jakimi chcieliby być. W psychologii znane są pojęcia "ja realnego" i "ja idealnego" oraz konflikt pomiędzy nimi - zauważa. - Można powiedzieć, że na Instagramie często nie ma miejsca na to, kim naprawdę jesteśmy, bo to się może "nie sprzedać". Ludzie więc kreują swoją idealną maskę, w bardzo przemyślany sposób, selekcjonując wydarzenia ze swojego życia, które ich zdaniem warto pokazać innym.
Oliwia pokazywała idealne życie idealnej matki. Jak sama mówi, chciała, żeby jej córka żyła w pięknym świecie pięknych kobiet. Dlaczego? Bo wydają się szczęśliwe. Ona również wydawała się szczęśliwa.
- Dokładnie. Wielka, nadmuchana bańka - stwierdza Kuś.
#picoftheday
W pięknym świecie pięknych kobiet żyła Essena O’Neill, która kilka lat temu zaszokowała setki tysięcy swoich obserwatorów na Instagramie, publikując nagranie z wyznaniem na temat tego, jak ten piękny świat wygląda od kulis.
Fani widzieli jej idealną figurę, jak pozuje w pięknych strojach kąpielowych na plażach w czasie idealnych wakacji po udanej sesji zdjęciowej do magazynu.
"Mam 18 lat i jestem nieszczęśliwa, chociaż mam wszystko. Znam ludzi, którzy w sieci odnieśli jeszcze większy sukces ode mnie i są tak jak ja nieszczęśliwi, samotni, zagubieni, wystraszeni" - opowiadała na nagraniu, wyjaśniając kulisy sukcesu w serwisie. Zrobienie jednego selfie zajmowało czasem kilka godzin, a większość dnia - sprawdzanie reakcji pod opublikowanymi zdjęciami.
Australijska modelka wykasowała około dwóch tysięcy fotografii na Instagramie, a pod tymi, które zostawiła, zmieniła podpisy tak, by wyjaśniały, jak powstawała każda z idealnych fotek.
"Proszę, polub to zdjęcie, zrobiłam makijaż, zakręciłam włosy, założyłam ciasną sukienkę, dużą biżuterię... Zrobiłam około 50 ujęć, mam jedno, które może ci się spodobać, następnie edytowałam zdjęcie w innych aplikacjach, aby dodać sobie lat, tak bym mogła poczuć Twoją akceptację" - można było od tamtej pory przeczytać pod zdjęciami.
W idealnym świecie żyła też Lissette Calveiro. Miało być tak: 20-letnia dziewczyna w Nowym Jorku, dużo pięknych, drogich ciuchów od topowych projektantów, wakacje na Malediwach, najlepsze restauracje i hotele, znany trener personalny.
Obserwujących przybywało, presja rosła, nie można było odpuścić kolejnego wyjazdu do Paryża i kolejnych butów. Ale zanim za następny pobyt w pięciogwiazdkowym hotelu zaczną płacić sponsorzy i firmy zainteresowane reklamą, trzeba w idealne życie zainwestować. A Lissette Calveiro inwestowała więcej, niż mogła.
Ocknęła się, jak mówi, w momencie, gdy jej dług za idealne życie na Instagramie sięgnął 10 tysięcy dolarów.
#reallife
Anna Victoria jest trenerką fitness. Na Instagramie obserwuje ją ponad milion fanów. Kobieta motywuje, inspiruje, podpowiada, jak mieć piękną sylwetkę. Płaski brzuch, jędrne pośladki, wyrzeźbione ramiona. Tak właśnie wygląda. Nic więc dziwnego, że jej sesje treningowe cieszą się ogromną popularnością. Jest ich żywą reklamą.
Ale wśród setek selfie z napiętymi mięśniami pojawiają się zdjęcia, które do reklamy o życiu trenerki fitness na pewny by nie trafiły. "1% czasu kontra 99% czasu. I kocham oba zdjęcia tak samo" - puszcza oko trenerka.
#foodporn
- Widzę Instagram jako taki "niedzielny obiad", który przygotowujemy dla bliskich. Chcemy się pokazać z jak najlepszej strony. Zależy nam, żeby dobrze wypaść, więc pewne rzeczy przejaskrawiamy, coś ukrywamy - opowiada w rozmowie z Magazynem TVN24 bloger Kamil Pawelski, znany jako Ekskluzywny Menel. Jego konto na Instagramie śledzi prawie 70 tysięcy osób. Na zdjęciach widać zazwyczaj najlepszą jego stronę. Idealne stylizacje fotografowane w atrakcyjnych miejscach. Najnowszy model Jaguara i piękne mieszkanie.
Kilka tygodni temu Kamil Pawelski został ojcem. Od tamtego czasu piękne fotografie z synem w roli głównej dołączyły do pięknych fotografii z podróży.
Jak jednak twierdzi Ekskluzywny Menel, idealne zdjęcie nie równa się dla niego idealnej chwili.
Pod koniec sierpnia na profilu Pawelskiego pojawiło się zdjęcie żony i synka. Popołudniowe, miękkie światło, mama trzyma dziecko w ramionach. Karmi je piersią. I ociera łzę.
"Instagram to miejsce gdzie wszystko jest zawsze takie ‘idealne’. Choć temu zdjęciu towarzyszyła naprawdę idealna atmosfera, ot sobotnie popołudnie z cycem, to fajnie nam przypomina, że te ideały można sobie na półki poukładać. Między bajki" - napisał Menel w poście.
- Zdjęcie jest ładne, można tak o nim powiedzieć, bo o to chodzi w Instagramie. Ale pokazuje prawdę, jest tam moment słabości - wyjaśnia Pawelski. - Temat rodzicielstwa jest mi teraz bliski, a pokazanie prawdy wynika też z potrzeby serca - dodaje.
"Fajne zdjęcie, co nie? Chwilę później Młodemu się ulało, dość konkretnie" - czytamy pod innym postem.
Idealne zdjęcia nieidealnego życia to jedno. Nieidealne zdjęcia nieidealnego życia - to krok dalej. I to krok - zdaniem Ekskluzywnego Menela - we właściwym kierunku. - Jest przecież wiele osób, które pokazują, że ciało nie jest idealne, pokazują rozstępy, blizny, zmarszczki. Proszę zauważyć, z jakim odzewem spotkało się to, co na Instagramie pokazywała na przykład Kasia Nosowska.
#ajazemjejpowiedziala
To właśnie Kasia Nosowska, jak sugeruje liczba ponad 300 tysięcy obserwujących, znalazła sposób na instagramowy autentyzm. Tyle że przewrotnie. Na jej koncie furorę zrobiły zabawne filmiki, na których z dystansem komentowała aktualne wydarzenia, szczególnie w świecie gwiazd, oraz przedstawiała samą siebie w krzywym zwierciadle.
"Zwróćcie uwagę. Widzicie te dwa kucyki?" – piosenkarka wskazuje na związane po obu stronach głowy włosy. "Myślicie: zwariowała stara baba - kucyki. Otóż nie. Spójrzcie kochani". Sprawnym ruchem podciąga jeden z kucyków wysoko nad czoło. "Czy widzicie efekt liftingu?" - pyta.
Tego ani wielu innych nagrań publikowanych w cyklu #ajazemjejpowiedziala, który miał "odejmować ciężaru" sprawom, jakie w mediach społecznościowych nabrały i poważnych rozmiarów, i poważnego charakteru - nie zobaczycie już na Instagramie Nosowskiej. Piosenkarka skasowała je na początku października, a na pustym profilu widniało tylko zdjęcie z napisem "Basta".
We wtorek 9 października opublikowała nowe nagranie. Opowiada na nim o nowej płycie. Tytuł: "Basta".
#worklifebalance
Na przeciwnym biegunie autorefleksji znajdują się konta, o których na swoim blogu w popularnym felietonie napisał Artur Kurasiński, przedsiębiorca prowadzący blog o nowych technologiach i startupach. "Fałszywi supermani" nawiązują do artykułu w dzienniku "The New York Times”, który prezentował idealne życie Chrisa O’Neilla, szefa dużej firmy w Dolinie Krzemowej.
Bohater materiału wstaje codziennie o 4 rano, by biegać lub iść na siłownię. Przed wyjściem do pracy zjada śniadanie z rodziną. W pięknym biurze, mimo że zajęty milionem ważnych spraw, spożywa zdrowe posiłki. Po pracy ma czas i na samorozwój, i zabawę z dziećmi. Tak przynajmniej wygląda na zdjęciach.
- Kilku moich znajomych, borykających się z problemami w swoich firmach, dołowało się, obserwując profile branżowych guru, którzy nie dość, że potrafili wstawać o 4 rano i biegać, to jeszcze odwozili dzieci do szkoły, ćwiczyli na siłowni, chodzili na super lunche, a przy okazji podpisywali ekstra kontrakty i zarabiali kupę kasy. Oczywiście to wszystko udokumentowane super zdjęciami i filmami wrzucanymi z motywującymi komentarzami i odpowiednimi hasztagami - opowiada Kurasiński Magazynowi TVN24. - To potrafi wywołać reakcję: "Zaraz, co jest ze mną nie tak? Jemu idzie tak świetnie, a mi nie" - zauważa.
#hope
Karol Jachymek zwraca jednak uwagę, by na Instagram nie patrzeć jedynie przez pryzmat medium zmuszającego użytkowników do pokazywania siebie. - My mówimy o Instagramie jako o medium niebezpiecznym i ono jest absolutnie niebezpieczne. Ale też pamiętajmy o tych pozytywnych kwestiach - zaznacza.
Według Jachymka wielką siłą mediów społecznościowych jest to, że otrzymaliśmy narzędzie, dzięki któremu oddolnie możemy "poszerzać widzialność" - kreować wizerunki, które dotąd w sferze medialnej nie funkcjonowały.
- Te wszystkie przypadki niestereotypowych wizerunków ciała, kwestii płci, rozstępów, cellulitu - tego jest bardzo dużo. Trend jest bardzo silny. Pojawia się debata, dyskutujemy nad poszerzeniem tych obrazów, które w naszym życiu codziennym się pojawiają. Na tym poziomie Instagram ma ogromną moc. On odpowiednio używany może być narzędziem wielkiej zmiany - przekonuje ekspert.
#depression
Dowodzą tego badacze z University of Michigan, uwagę których zwróciła popularność hasztagu #depression [depresja – ang]. Po przeanalizowaniu treści tak oznaczonych oraz bliskich im tematycznie okazało się, że nie tylko wpisów jest zaskakująco wiele - do czasu przeprowadzenia badania w lipcu 2014 roku zliczono ich 95 tysięcy, wykorzystywanych przez 25 tysięcy użytkowników - ale też charakteryzuje je otwarcie na odbiorcę. Użytkownicy dzielili się myślami samobójczymi, skupiając się na tym, że nie tyle mówią "o sobie", a "o sobie do kogoś". Zadawali pytania, prosili o komentarz, przepraszali. Szukali rozmówcy.
Badacze, którzy wzięli pod lupę zdjęcia oznaczone hashtagami powiązanymi z depresją, zauważają, że w efekcie tego działania powstaje rodzaj wspólnoty i pomaga jakoś się zdefiniować, określić. W zalewie treści, które tworzymy i konsumujemy w mediach społecznościowych, niesie to pozytywny skutek - daje bezpieczeństwo.
Chorym na depresję użytkownikom Instagrama przyjrzeli się też naukowcy z uniwersytetów Harvarda i Vermont. Chcieli sprawdzić, czy analiza zdjęć pozwoliłaby wykrywać symptomy depresji, zanim jeszcze osoba publikująca fotografie zostanie zdiagnozowana przez lekarza. Okazało się, że instagramowicze cierpiący na tę chorobę rzadziej niż osoby zdrowe używają filtrów, ale kiedy już to robią, to używają tych, które dodają zdjęciom mroku, szarości lub odcieni niebieskiego, jak np. filtr Inkwell.
Amerykańscy naukowcy uważają, że prawidłowości dostrzeżone w badaniach pozwolą stworzyć aplikację, która analizowałaby zdjęcia publikowane na Instagramie danego użytkownika pod kątem niepokojących oznak i dzięki temu przyspieszyłaby diagnozowanie depresji.
#instalife
Miliard użytkowników miesięcznie. Połowa z nich aktywna codziennie. Przycisk "like" naciskany każdego dnia ponad cztery miliardy razy. To Instagram na świecie. W Polsce według lipcowych danych Gemius/PBI z platformy korzysta już osiem milionów osób. Jeszcze pod koniec zeszłego roku było to pięć milionów.
Wśród dziesięciu najczęściej używanych na świecie w 2017 roku hasztagów znalazły się m.in.: #love, #fashion, #photooftheday, #happy #beautiful.
Pod hasztagiem #instamama znajdziemy ponad pięć milionów wpisów.
Hasztagu #reallife użyto już prawie cztery miliony razy.
Znacznikiem #depression posłużono się ponad 16 milionów razy.
Hasztagiem #instalife oznaczono ponad 19 milionów obrazów.