logotyp tvn24

Magazyn TVN24

Lista tematów

  • 1
    Małgorzata Solecka, Katarzyna Świerczyńska Do wybuchu epidemii wystarczy jeden zarażony. Śmiertelna choroba wraca
  • 2
    Justyna Sieklucka Segregacja dzieci we Włoszech. „To zmierza w stronę rasizmu”
  • 3
    Katarzyna Guzik Tropikalny Hitlerzinho. Karmi się strachem, wypluwa nienawiść
  • 4
    Sylwia Majcher Wielorazowe podpaski, wypożyczone jeansy. Nic nie może się zmarnować
  • 5
    Małgorzata Goślińska Nieludzka żałoba. "One myślą, że ten pan gdzieś tam jest"
  • 6
    Tomasz Wiśniowski Fundował pączki, dawał samochody. Ukochany miliarder osierocił całe miasto
  • 7
    Joanna Górnikowska Fotki najidealniejszego ze światów. "Wielka, nadmuchana bańka"
  • 8
    Tomasz-Marcin Wrona "Jestem tylko muzyczną prostytutką"
logotyp tvn24

Magazyn TVN24

Małgorzata Solecka, Katarzyna Świerczyńska

Do wybuchu epidemii wystarczy jeden zarażony. Śmiertelna choroba wraca

Zobacz

Tytuł: Odra jest szczególnie niebezpieczna u dzieci Źródło: Shutterstock

Justyna Sieklucka

ZobaczSegregacja dzieci we Włoszech. „To zmierza w stronę rasizmu”

Czytaj artykuł

Tytuł: Dzieci imigrantów nie mogły jeść w szkolnej stołówce Źródło: Shutterstock

Katarzyna Guzik

ZobaczTropikalny Hitlerzinho. Karmi się strachem, wypluwa nienawiść

Czytaj artykuł

Sylwia Majcher

ZobaczWielorazowe podpaski, wypożyczone jeansy. Nic nie może się zmarnować

Czytaj artykuł

Tytuł: Ruch "Zero waste" zyskuje na popularności

Małgorzata Goślińska

ZobaczNieludzka żałoba. "One myślą, że ten pan gdzieś tam jest"

Czytaj artykuł

Tytuł: Zwierzęta na swój sposób przeżywają żałobę Źródło: Shutterstock

Tomasz Wiśniowski

ZobaczFundował pączki, dawał samochody. Ukochany miliarder osierocił całe miasto

Czytaj artykuł

Tytuł: Vichai Srivaddhanaprabha doprowadził Leicester City do mistrzostwa Źródło: Michael Regan/Getty Images

Joanna Górnikowska

Zobacz Fotki najidealniejszego ze światów. "Wielka, nadmuchana bańka"

Czytaj artykuł

Tytuł: Życie na Instagramie

Podziel się

Na zdjęciach miała dla córeczki szeroki uśmiech, a poza obiektywem - wyzwiska. Na jego profilu norma to nowe modele luksusowych aut, ale w domu czeka małe dziecko i łzy rodzica. Za jej idealnym selfie stały godziny pozowania, po których przychodziła obezwładniająca samotność. Każde z nich zyskało sławę dzięki kreacjom na Instagramie. W perfekcyjnym wizerunku brak miejsca na prawdziwe życie.

- To jest jakaś forma eskapizmu - te wszystkie media społecznościowe i kolorowe światy, które poznajemy - tak na pytanie o istotę obecności na Instagramie odpowiada w rozmowie z Magazynem TVN24 doktor Karol Jachymek, kulturoznawca zajmujący się społeczno-kulturowymi kontekstami mediów społecznościowych. - Instagram czy w ogóle internet jakoś spatologizował, przyspieszył ten eskapizm, zwiększył jego skalę - ocenia ekspert.

W wirtualnych, kolorowych światach prowadzimy idealne życie idealnych nas. Odpowiednie hasztagi, odpowiednie filtry, odpowiednie lokalizacje. Odpowiednio duże liczby lajków. Można się w tym pogubić, bo tego, co odpowiednie na Instagramie, jest coraz więcej. Kreacja wizerunku w serwisie staje się coraz bardziej skomplikowaną kwestią.

A w samym środku tego, co trzeba i wypada pokazać albo co trzeba i wypada ukryć, jest użytkownik, który chociaż ma wiele dróg wyboru, to do jednej rzeczy jest zmuszony - do pokazywania.

Wielu tej presji nie wytrzymuje, niektórzy czują potrzebę spuszczenia powietrza z pompowanego balonika. W kontrze do życia bez skazy możemy oglądać blizny na ciele, wałeczki tłuszczu, zabałaganione mieszkanie, słowem - "prawdziwe życie".

#instalife i #reallife / Wideo: Instagram

#instamama

Wesoła buzia uśmiecha się, siedząc w wózku. Wokół stylowe zabawki, idealnie dopasowane do wystroju pokoiku. Obok wózka druga uśmiechnięta twarz. Należy do matki.

Ma na sobie idealnie wyprasowaną sukienkę z najnowszej kolekcji znanego projektanta. Jej sukienka i sukienka córeczki idealnie do siebie pasują.

Na kolejnym zdjęciu te same buzie na plaży w Hiszpanii. Matka ma na sobie kostium kąpielowy. Córka znowu się uśmiecha, upał zdaje się nikomu nie przeszkadzać. Dziecko nie płacze, nie wylewa na siebie soku. Buzi nie oblepia piasek.

Oto "instamatka". Pod tym hasztagiem na Instagramie znaleźć można pastelowy świat, w którym dzieci nigdy nie są zapłakane, noszą idealnie wyprasowane ubranka, które pasują do stylizacji mam. Te nie miewają gorszych dni, za to zawsze znajdą czas na zrobienie pełnego makijażu. I na pójście na trening, do SPA, na kolejne zakupy. Na zajęcia córki ze śpiewu, rozwijające jej zdolności wokalne.

Kilka tygodni temu o Oliwii P. zrobiło się głośno za sprawą szokujących nagrań. Wcześniej znana była przede wszystkim jako jedna z polskich "instamatek". Jej profil na Instagramie śledziło 40 tysięcy obserwujących.

Teraz Oliwii P. nie ma ani na Instagramie, ani na Facebooku. Na początku września opublikowała na swoim profilu ogłoszenie, że zaginęła jej córka. Szybko okazało się, że Nelę zabrał z domu jej ojciec, Mariusz. Wyjechał z dziewczynką do innego miasta, a w internecie opublikował nagrania z kobietą w roli głównej, które z kreacją "instamatki" niewiele mają wspólnego.

- Zamknij mordę! - to głos Oliwii.

- Nie wyzywaj jej! Ona się cała trzęsie, k***a, zobacz! - to głos Mariusza.

- Zamknij się, k***a! Siedź tam! Zamknij ryja! - znowu głos Oliwii.

Fragment reportażu "Uwaga! TVN" z 24 września 2018 / Wideo: "Uwaga! TVN"

Na nagraniach, które Mariusz P., mąż Oliwii udostępnił w sieci oraz tych, które przekazał reporterom programu "Uwaga! TVN”, słychać i widać to, co przez 17 miesięcy działo się w świecie poza Instagramem. Kłótnie wybuchające tuż po sesjach zdjęciowych, płacz, wrzaski na 1,5-roczną Nelę, która jeszcze chwilę wcześniej pozowała z mamą do fotografii "#instamama #babylove".

- Teraz się będzie męczyła, takie ma życie, trudne, taką ma matkę. Matki się nie wybiera - głos Oliwii.

- Ale to nie znaczy, że masz się nad nią pastwić, k***a!. Bo co? - głos Mariusza.

- Będę, bo nie mam pieniędzy.

- Bo to jest twoja co? Zabawka do Instagrama, tak?

- Jedyna korzyść, jaką z niej mam.

- A gdyby nie Nelka, to co?

- Jezu, ja bym była królową życia.

Mariusz twierdzi, że nagrania zbierał miesiącami, by mieć dowód przeciwko Oliwii. Chce odebrać jej prawa do opieki nad Nelą. Sprawa trafiła do sądu w Środzie Śląskiej. Proces ruszył pod koniec września.

Oliwia mówi, że nie była przygotowana do roli matki, ale twierdzi, że córkę "kocha nad życie". - Nie pamiętam moich słów z nagrań. Zajmuję się córką, tylko jak jestem zdenerwowana, to zachowuję się irracjonalnie. Ja nad tym nie panuję - komentuje nagrania męża.

- To był mój świat, gdzie miałam ten obraz takiego życia, które chciałabym mieć - mówi o Instagramie.

#ja

Na kreacyjną rolę mediów społecznościowych zwraca uwagę Jakub Kuś, psycholog, który zajmuje się wpływem nowych technologii na funkcjonowanie człowieka i relacje międzyludzkie. - Dla wielu osób przestrzeń portali społecznościowych jest miejscem, w którym mogą oni pokazać się dokładnie takimi, jakimi chcieliby być. W psychologii znane są pojęcia "ja realnego" i "ja idealnego" oraz konflikt pomiędzy nimi - zauważa. - Można powiedzieć, że na Instagramie często nie ma miejsca na to, kim naprawdę jesteśmy, bo to się może "nie sprzedać". Ludzie więc kreują swoją idealną maskę, w bardzo przemyślany sposób, selekcjonując wydarzenia ze swojego życia, które ich zdaniem warto pokazać innym.

Oliwia pokazywała idealne życie idealnej matki. Jak sama mówi, chciała, żeby jej córka żyła w pięknym świecie pięknych kobiet. Dlaczego? Bo wydają się szczęśliwe. Ona również wydawała się szczęśliwa.

- Dokładnie. Wielka, nadmuchana bańka - stwierdza Kuś.

#picoftheday

W pięknym świecie pięknych kobiet żyła Essena O’Neill, która kilka lat temu zaszokowała setki tysięcy swoich obserwatorów na Instagramie, publikując nagranie z wyznaniem na temat tego, jak ten piękny świat wygląda od kulis.

Fani widzieli jej idealną figurę, jak pozuje w pięknych strojach kąpielowych na plażach w czasie idealnych wakacji po udanej sesji zdjęciowej do magazynu.

"Mam 18 lat i jestem nieszczęśliwa, chociaż mam wszystko. Znam ludzi, którzy w sieci odnieśli jeszcze większy sukces ode mnie i są tak jak ja nieszczęśliwi, samotni, zagubieni, wystraszeni" - opowiadała na nagraniu, wyjaśniając kulisy sukcesu w serwisie. Zrobienie jednego selfie zajmowało czasem kilka godzin, a większość dnia - sprawdzanie reakcji pod opublikowanymi zdjęciami.

Ciemna strona sieci / Wideo: tvn24

Australijska modelka wykasowała około dwóch tysięcy fotografii na Instagramie, a pod tymi, które zostawiła, zmieniła podpisy tak, by wyjaśniały, jak powstawała każda z idealnych fotek.

"Proszę, polub to zdjęcie, zrobiłam makijaż, zakręciłam włosy, założyłam ciasną sukienkę, dużą biżuterię... Zrobiłam około 50 ujęć, mam jedno, które może ci się spodobać, następnie edytowałam zdjęcie w innych aplikacjach, aby dodać sobie lat, tak bym mogła poczuć Twoją akceptację" - można było od tamtej pory przeczytać pod zdjęciami.

Zrobienie idealnego selfie zajmowało nawet kilka godzin / Źródło: Instagram/essenaoneill

W idealnym świecie żyła też Lissette Calveiro. Miało być tak: 20-letnia dziewczyna w Nowym Jorku, dużo pięknych, drogich ciuchów od topowych projektantów, wakacje na Malediwach, najlepsze restauracje i hotele, znany trener personalny.

Obserwujących przybywało, presja rosła, nie można było odpuścić kolejnego wyjazdu do Paryża i kolejnych butów. Ale zanim za następny pobyt w pięciogwiazdkowym hotelu zaczną płacić sponsorzy i firmy zainteresowane reklamą, trzeba w idealne życie zainwestować. A Lissette Calveiro inwestowała więcej, niż mogła.

Ocknęła się, jak mówi, w momencie, gdy jej dług za idealne życie na Instagramie sięgnął 10 tysięcy dolarów.

Calveiro wpadła w długi, bo chciała prowadzić idealne życie / Źródło: Instagram / Lisette Calveiro

#reallife

Anna Victoria jest trenerką fitness. Na Instagramie obserwuje ją ponad milion fanów. Kobieta motywuje, inspiruje, podpowiada, jak mieć piękną sylwetkę. Płaski brzuch, jędrne pośladki, wyrzeźbione ramiona. Tak właśnie wygląda. Nic więc dziwnego, że jej sesje treningowe cieszą się ogromną popularnością. Jest ich żywą reklamą.

Ale wśród setek selfie z napiętymi mięśniami pojawiają się zdjęcia, które do reklamy o życiu trenerki fitness na pewny by nie trafiły. "1% czasu kontra 99% czasu. I kocham oba zdjęcia tak samo" - puszcza oko trenerka.

"1% czasu kontra 99% czasu. I kocham oba zdjęcia tak samo". / Źródło: Instagram / Anna Victoria

#foodporn

- Widzę Instagram jako taki "niedzielny obiad", który przygotowujemy dla bliskich. Chcemy się pokazać z jak najlepszej strony. Zależy nam, żeby dobrze wypaść, więc pewne rzeczy przejaskrawiamy, coś ukrywamy - opowiada w rozmowie z Magazynem TVN24 bloger Kamil Pawelski, znany jako Ekskluzywny Menel. Jego konto na Instagramie śledzi prawie 70 tysięcy osób. Na zdjęciach widać zazwyczaj najlepszą jego stronę. Idealne stylizacje fotografowane w atrakcyjnych miejscach. Najnowszy model Jaguara i piękne mieszkanie.

Kilka tygodni temu Kamil Pawelski został ojcem. Od tamtego czasu piękne fotografie z synem w roli głównej dołączyły do pięknych fotografii z podróży.

Jak jednak twierdzi Ekskluzywny Menel, idealne zdjęcie nie równa się dla niego idealnej chwili.

Pod koniec sierpnia na profilu Pawelskiego pojawiło się zdjęcie żony i synka. Popołudniowe, miękkie światło, mama trzyma dziecko w ramionach. Karmi je piersią. I ociera łzę.

"Instagram to miejsce, gdzie wszystko jest zawsze takie ‘idealne’" / Źródło: Instagram / Kamil Pawelski

"Instagram to miejsce gdzie wszystko jest zawsze takie ‘idealne’. Choć temu zdjęciu towarzyszyła naprawdę idealna atmosfera, ot sobotnie popołudnie z cycem, to fajnie nam przypomina, że te ideały można sobie na półki poukładać. Między bajki" - napisał Menel w poście.

- Zdjęcie jest ładne, można tak o nim powiedzieć, bo o to chodzi w Instagramie. Ale pokazuje prawdę, jest tam moment słabości - wyjaśnia Pawelski. - Temat rodzicielstwa jest mi teraz bliski, a pokazanie prawdy wynika też z potrzeby serca - dodaje.

"Fajne zdjęcie, co nie? Chwilę później Młodemu się ulało, dość konkretnie" - czytamy pod innym postem.

"Tak właśnie widzę rodzicielstwo" / Źródło: Instagram / Kamil Pawelski

Idealne zdjęcia nieidealnego życia to jedno. Nieidealne zdjęcia nieidealnego życia - to krok dalej. I to krok - zdaniem Ekskluzywnego Menela - we właściwym kierunku. - Jest przecież wiele osób, które pokazują, że ciało nie jest idealne, pokazują rozstępy, blizny, zmarszczki. Proszę zauważyć, z jakim odzewem spotkało się to, co na Instagramie pokazywała na przykład Kasia Nosowska.

#ajazemjejpowiedziala

To właśnie Kasia Nosowska, jak sugeruje liczba ponad 300 tysięcy obserwujących, znalazła sposób na instagramowy autentyzm. Tyle że przewrotnie. Na jej koncie furorę zrobiły zabawne filmiki, na których z dystansem komentowała aktualne wydarzenia, szczególnie w świecie gwiazd, oraz przedstawiała samą siebie w krzywym zwierciadle.

"Zwróćcie uwagę. Widzicie te dwa kucyki?" – piosenkarka wskazuje na związane po obu stronach głowy włosy. "Myślicie: zwariowała stara baba - kucyki. Otóż nie. Spójrzcie kochani". Sprawnym ruchem podciąga jeden z kucyków wysoko nad czoło. "Czy widzicie efekt liftingu?" - pyta.

Tego ani wielu innych nagrań publikowanych w cyklu #ajazemjejpowiedziala, który miał "odejmować ciężaru" sprawom, jakie w mediach społecznościowych nabrały i poważnych rozmiarów, i poważnego charakteru - nie zobaczycie już na Instagramie Nosowskiej. Piosenkarka skasowała je na początku października, a na pustym profilu widniało tylko zdjęcie z napisem "Basta".

We wtorek 9 października opublikowała nowe nagranie. Opowiada na nim o nowej płycie. Tytuł: "Basta".

Wpis, który pojawił się po usunięciu filmów / Źródło: Instagram / @nosowska.official

#worklifebalance

Na przeciwnym biegunie autorefleksji znajdują się konta, o których na swoim blogu w popularnym felietonie napisał Artur Kurasiński, przedsiębiorca prowadzący blog o nowych technologiach i startupach. "Fałszywi supermani" nawiązują do artykułu w dzienniku "The New York Times”, który prezentował idealne życie Chrisa O’Neilla, szefa dużej firmy w Dolinie Krzemowej.

Bohater materiału wstaje codziennie o 4 rano, by biegać lub iść na siłownię. Przed wyjściem do pracy zjada śniadanie z rodziną. W pięknym biurze, mimo że zajęty milionem ważnych spraw, spożywa zdrowe posiłki. Po pracy ma czas i na samorozwój, i zabawę z dziećmi. Tak przynajmniej wygląda na zdjęciach.

- Kilku moich znajomych, borykających się z problemami w swoich firmach, dołowało się, obserwując profile branżowych guru, którzy nie dość, że potrafili wstawać o 4 rano i biegać, to jeszcze odwozili dzieci do szkoły, ćwiczyli na siłowni, chodzili na super lunche, a przy okazji podpisywali ekstra kontrakty i zarabiali kupę kasy. Oczywiście to wszystko udokumentowane super zdjęciami i filmami wrzucanymi z motywującymi komentarzami i odpowiednimi hasztagami - opowiada Kurasiński Magazynowi TVN24. - To potrafi wywołać reakcję: "Zaraz, co jest ze mną nie tak? Jemu idzie tak świetnie, a mi nie" - zauważa.

#hope

Karol Jachymek zwraca jednak uwagę, by na Instagram nie patrzeć jedynie przez pryzmat medium zmuszającego użytkowników do pokazywania siebie. - My mówimy o Instagramie jako o medium niebezpiecznym i ono jest absolutnie niebezpieczne. Ale też pamiętajmy o tych pozytywnych kwestiach - zaznacza.

Według Jachymka wielką siłą mediów społecznościowych jest to, że otrzymaliśmy narzędzie, dzięki któremu oddolnie możemy "poszerzać widzialność" - kreować wizerunki, które dotąd w sferze medialnej nie funkcjonowały.

- Te wszystkie przypadki niestereotypowych wizerunków ciała, kwestii płci, rozstępów, cellulitu - tego jest bardzo dużo. Trend jest bardzo silny. Pojawia się debata, dyskutujemy nad poszerzeniem tych obrazów, które w naszym życiu codziennym się pojawiają. Na tym poziomie Instagram ma ogromną moc. On odpowiednio używany może być narzędziem wielkiej zmiany - przekonuje ekspert.

#depression

Dowodzą tego badacze z University of Michigan, uwagę których zwróciła popularność hasztagu #depression [depresja – ang]. Po przeanalizowaniu treści tak oznaczonych oraz bliskich im tematycznie okazało się, że nie tylko wpisów jest zaskakująco wiele - do czasu przeprowadzenia badania w lipcu 2014 roku zliczono ich 95 tysięcy, wykorzystywanych przez 25 tysięcy użytkowników - ale też charakteryzuje je otwarcie na odbiorcę. Użytkownicy dzielili się myślami samobójczymi,  skupiając się na tym, że nie tyle mówią "o sobie", a "o sobie do kogoś". Zadawali pytania, prosili o komentarz, przepraszali. Szukali rozmówcy.

Badacze, którzy wzięli pod lupę zdjęcia oznaczone hashtagami powiązanymi z depresją, zauważają, że w efekcie tego działania powstaje rodzaj wspólnoty i pomaga jakoś się zdefiniować, określić. W zalewie treści, które tworzymy i konsumujemy w mediach społecznościowych, niesie to pozytywny skutek - daje bezpieczeństwo.

Chorym na depresję użytkownikom Instagrama przyjrzeli się też naukowcy z uniwersytetów Harvarda i Vermont. Chcieli sprawdzić, czy analiza zdjęć pozwoliłaby wykrywać symptomy depresji, zanim jeszcze osoba publikująca fotografie zostanie zdiagnozowana przez lekarza. Okazało się, że instagramowicze cierpiący na tę chorobę rzadziej niż osoby zdrowe używają filtrów, ale kiedy już to robią, to używają tych, które dodają zdjęciom mroku, szarości lub odcieni niebieskiego, jak np. filtr Inkwell.

Amerykańscy naukowcy uważają, że prawidłowości dostrzeżone w badaniach pozwolą stworzyć aplikację, która analizowałaby zdjęcia publikowane na Instagramie danego użytkownika pod kątem niepokojących oznak i dzięki temu przyspieszyłaby diagnozowanie depresji.

#instalife

Miliard użytkowników miesięcznie. Połowa z nich aktywna codziennie. Przycisk "like" naciskany każdego dnia ponad cztery miliardy razy. To Instagram na świecie. W Polsce według lipcowych danych Gemius/PBI z platformy korzysta już osiem milionów osób. Jeszcze pod koniec zeszłego roku było to pięć milionów.

Wśród dziesięciu najczęściej używanych na świecie w 2017 roku hasztagów znalazły się m.in.: #love, #fashion, #photooftheday, #happy #beautiful.

Pod hasztagiem #instamama znajdziemy ponad pięć milionów wpisów.

Hasztagu #reallife użyto już prawie cztery miliony razy.

Znacznikiem #depression posłużono się ponad 16 milionów razy.

Hasztagiem #instalife oznaczono ponad 19 milionów obrazów.

Podziel się
-
Zwiń

Tomasz-Marcin Wrona

Zobacz"Jestem tylko muzyczną prostytutką"

Czytaj artykuł

Tytuł: Freddie Mercury Źródło: Steve Jennings/WireImage/Getty

Redaktor prowadząca

Aleksandra Majda

 

Autorzy

Małgorzata Goślińska, Tomasz Marcin Wrona, Tomasz Wiśniowski, Katarzyna Guzik, Sylwia Majcher, Joanna Górnikowska, Katarzyna Świerczyńska, Małgorzata Solecka

 

Redakcja

Aleksandra Majda, Łukasz Dulniak

 

Zdjęcia

Shutterstock, Michael Regan/Getty Images, Getty Images, AP/Associated Press/East News, TVN24

 

Fotoedycja

Mateusz Gołąb, Daria Ołdak, Karol Piątkowski, Michał Sadowski, Jacek Barczyński, Krystiana Konieczna

 

Na nagraniu rudobiały kot, machając ogonem, wpatruje się w ruchomy obraz na smartfonie. Następnie ociera się o telefon głową, by wreszcie położyć ją na ekranie i tak już pozostać do końca ze wzrokiem utkwionym w dal.

71-sekundowe ujęcie obiega media społecznościowe i serwisy informacyjne, także w Polsce. Podpis: kot widzi na smartfonie swojego właściciela, który umarł jakiś czas temu.

False - komentuje teyit.org, który weryfikuje treści internetowe. Dziennikarz serwisu dotarł do autora wideo. Okazało się, że nakręcił je w 2016 roku właściciel kota, wciąż żywy, a kot o imieniu Mia, słuchając tureckiego piosenkarza Selami Sahin, oglądał wtedy w smartfonie żółwia.

Ale jest za późno. Fake news ma 42 miliony odsłon i obala mit, że do żałoby zdolni są tylko ludzie i psy.

Pies na rondzie

Z mitem, że stratę bliskich przeżywają tylko ludzie, dawno rozprawił się Dżok, a jeszcze wcześniej Fido, Hachikō i Bobby.

Zacznijmy od Dżoka, bo jest nasz, polski.

Po rondzie Grunwaldzkim w Krakowie wałęsa się duży czarny kundel. Mijają go samochody, tramwaje, ludzie i psy ze swoimi ludźmi, a czarny kundel - sam - biega, węszy, siada, rozgląda się, kładzie i znowu od początku. Biega, węszy, rozgląda się i tak w kółko aż do zmroku.

Ten 13 minutowy dokument pod tytułem "Miejsce" wyemitował krakowski ośrodek TVP w 1991 roku. Dżok koczował wtedy od pół roku na rondzie Grunwaldzkim w Krakowie i stawał się legendą.

Ludzie napisali o nim wiele artykułów oraz dwie książki, a w 2001 roku na bulwarze Czerwieńskim nad Wisłą w pobliżu Wawelu i mostu Grunwaldzkiego postawili mu pomnik. „Najwierniejszemu z wiernych”, „symbolowi psiej wierności”, psu który „przez rok oczekiwał na swojego pana”.

Krakowski Dżok doczekał się swojego pomnika nad Wisłą
Zdjęcie (Krakowski Dżok doczekał się swojego pomnika nad Wisłą): 2826907

Legenda głosi, że pewnego dnia pod koniec 1989 roku albo na początku 1990 Dżok wyszedł na spacer na bulwary ze swoim panem. W pewnym momencie pan upadł i już nie wstał. Wokół biegali inni ludzie, aż przyjechała karetka na sygnale i zabrała pana. Wedle legendy zmarł z powodu zawału serca. Tak czy inaczej Dżok więcej go nie zobaczył.

Na razie nikt tej historii nie zakwestionował i świat poznał już podobne historie psów, którym też postawiono pomniki: Hachikō z Tokio w Japonii i Fido z Luco di Mugello, małego miasteczka w Toskanii we Włoszech. Psy codziennie wieczorem witały swoich panów, wracających z pracy. Hachikō wychodził na stację kolejową po Hidesaburō Ueno, profesora uniwersytetu w Tokio, Fido - na przystanek autobusowy po Carlo Soriani, robotnika cegielni z Borgo San Lorenzo. Obaj właściciele pewnego dnia nie wrócili do domu. Hidesaburō Ueno 21 maja 1925 roku dostał wylewu krwi do mózgu podczas wykładu. Carlo Soriani 30 grudnia 1943 roku zginął w bombardowaniu Borgo San Lorenzo.

Historie Hachikō i Fido zostały udokumentowane jeszcze za życia psów. O pierwszym napisał student profesora Hidesaburō Ueno. O drugim - włoskie czasopisma i magazyn Time. Hachikō wychodził na stację kolejową jeszcze przez dziesięć lat po śmierci pana, aż zniszczył go rak. Fido - przez czternaście lat na przystanek autobusowy, gdzie w końcu został znaleziony martwy.

Hachikō na stacji kolejowej w Tokio
Zdjęcie (Hachikō na stacji kolejowej w Tokio): 4693533

Dżok, Fido, Hachikō czekali na swojego pana tam, gdzie widzieli go ostatni raz – to jeszcze można zrozumieć. Ale co robią psy na cmentarzach, jak Bobby, pies ogrodnika, który ma pomnik w Edynburgu?

Pies na grobie

Ogrodnik John Grey z Edynburga zatrudnił się w policji jako konstabl, bo nie mógł znaleźć pracy w swoim zawodzie. Ponieważ pracował w nocy, zakupił sobie do towarzystwa psa rasy terrier i dał mu imię Bobby. Tak się zaczęło ich wspólne stróżowanie. Nie trwało długo. Dwa lata później John Grey zmarł na gruźlicę i spoczął na cmentarzu Greyfriars Kirkyard.

Dzień po pogrzebie mężczyzny na cmentarzu pojawił się Bobby i został tam 14 lat, do dnia swojej śmierci. Dlatego do wiecznej pamięci przeszedł jako Greyfriars Bobby.

Oddalał się tylko na chwilę do kawiarni, gdzie wcześniej chadzał z panem. Właściciel kawiarni karmił go i Bobby wracał na grób pana, gdzie zarządca cmentarza po nieskutecznych próbach przepędzenia psa postawił mu budę.

Bobby z Edynburga
Zdjęcie (Bobby z Edynburga): 4692484

Nikt Bobby'ego nie sfotografował na cmentarzu, bo to się działo w drugiej połowie XIX wieku, w epoce przedsmartfonowej. Ale już Franio z Mysłowic ma zdjęcia.

Widzimy, jak mały czarny kundel leży z zamkniętymi oczami na skromnym grobie, przykrytym gałęziami świerku. Była ostatnia niedziela lutego 2016 roku. Pracownicy schroniska dla zwierząt w Zawierciu, którzy przyszli po psa, dowiedzieli się, że próbował dostać się na cmentarz od soboty. Kręcił się pod murem przy kontenerze na śmieci i wisiał na klamce, ale furta była zamknięta. Wiało, padał deszcz, a on zwinął się w kłębek na kłującej świerczynie pod gołym niebem, mimo że mógłby znaleźć lepsze schronienie w lesie obok cmentarza. A gdy go zabierali, piszczał i warczał.

Leżący w grobie mężczyzna zmarł w 2015 roku. Pracownicy schroniska znaleźli jego wcześniejszy adres, poszli tam i nikogo nie zastali. Musieli rozwiązać sytuację prawną Frania, żeby móc oddać go do adopcji. W końcu ustalili, że właściciel psa faktycznie nie żyje, ale mieszkał gdzie indziej i gdzie indziej został pochowany. Franio spał na grobie kogoś obcego. TO JEST BARDZO NIEJASNE. skąd TEŻ WIADOMO, ŻE TO NIE BYŁ WŁAŚCICIEL ?

Pies spał na grobie
Video (Pies spał na grobie): 1510480

Psy miewają inne powody do przebywania na cmentarzu. Suki kopią jamę w grobie, żeby się oszczenić. Odludne miejsce, miękka ziemia. Media opisywały takie historie w Rosji, w Serbii i w Polsce.

- To było pod koniec sierpnia 2017 roku - wspomina Beata Santorek z Warszawy. - Suka wykopała norę pod płytą grobu rodziców na cmentarzu w Nasielsku. Wyciągnęliśmy pięć szczeniaków. Omal się nie potopiły. Była ulewa i w norze zbierała się woda. MYŚLISZ ŻE TE HISTORIE PASUJĄ DO POZOSTAŁYCH?

Suka w grobie w Nasielsku
Zdjęcie (Suka w grobie w Nasielsku): 4692536
Psy w grobie w Nasielsku
Zdjęcie (Psy w grobie w Nasielsku): 4692537

Nie ustalono, czy siedmioletni Asik odnaleziony w 2014 roku przez Ole Pawlak z OTOZ Animals pośród wieńców na świeżym grobie 84-latka na cmentarzu w dzielnicy Krakowiec w Gdańsku za życia mężczyzny do niego należał. https://trojmiasto.onet.pl/wierny-pies-zamieszkal-na-grobie-swojego-pana/f3t94

TO TA HISTORIA? BO TU PISZĄ ŻE TO JEGO PAN BYŁ

Pies leżał na jednym z grobów
Zdjęcie (Pies leżał na jednym z grobów ): 3645381

Ale Kuba z Pleckiej Dąbrowy na pewno odwiedzał swoich byłych właścicieli.

W 2011 roku Gazeta Lokalna z powiatu Kutno pisała o psie, który na cmentarzu we wsi Plecka Dąbrowa w gminie Bedlno od półtora roku wył na grobie. Dziennikarze wyjaśnili dziwne zjawisko: to był Kuba, który chodził tam ze swoim panem Stanisławem na grób jego żony Teresy, a swojej pani. Leżał przy grobie pani, gdy pan zapalał znicze, potem pan siadał na ławeczce, a Kuba wskakiwał mu na kolana. Gdy pan Stanisław wkrótce zmarł, jego córka zabrała Kubę do siebie, do Kutna. Ale pies był tak osowiały, że kobieta zawiozła go z powrotem do Pleckiej Dąbrowy. - Myślałam, że on tęskni za domem, a tu chodziło o rodziców - opowiedziała dziennikarzom. - Nie mogłam w to uwierzyć. Pobiegł na cmentarz, położył się na płycie pomnika i cichutko skomlał.

Kot na grobie

Czarnobiały Felek w 2018 roku zadomowił się na cmentarzu w Szczecinie Zdrojach. - Jest tu od lutego, odkąd jego pani odeszła - opowiada znajoma zmarłej - Był zimą, był całą wiosnę i teraz też jest - mówiła w sierpniu.

- Jego pani mieszkała w bloku, ale po jej śmierci Felusia przepędzili. I Feluś zaczął szukać pani. Chodzi ścieżkami, którymi razem chodzili. Chodzili pod górę i na dół, bo ona tam też kogoś miała i Felek zawsze był przy jej nodze, jak piesek.

Bo Felek jest kotem.

Felek trafił pod opiekę stowarzyszenia
Video (Felek trafił pod opiekę stowarzyszenia): 1754854

Toldo też jest kotem, tyle że włoskim, szarobiałym. Obu kotom daleko do sławy Bobby'ego, Fido, Hachikō i Dżoka, żaden nie ma jeszcze pomnika. Chociaż Toldo odprawiał rytuały na grobie i ma na to świadków. Dziennik Corriere Fiorentino, opisując jego historię podkreślał, że gdyby nie świadkowie, uznałby ją za wymyśloną.

Mieszkańcy okolic cmentarza w małej miejscowości Montagnana na północy Włoch zauważyli, że szarobiały kot znosi na świeży grób przedmioty, znalezione po drodze. Liście, piórka, patyki, kolorowe wstążki, chusteczki higieniczne, kubeczki plastikowe, kawałki folii aluminiowej. I wysiaduje na tym grobie.

Mogiła należy do Renzo Iozelli. Gdy wdowa po nim znalazła na grobie gałązkę akacji, od razu wiedziała, że musiał tu być Toldo. Na pewno nie wiatr, w okolicy nie ma drzew akacji. Opowiedziała dziennikarzom, że mąż przygarnął Toldo, gdy kot miał trzy miesiące. Żyli razem trzy lata, do września 2011, kiedy Renzo zmarł.

Toldo był na pogrzebie pana. Do tego dnia, jak piszą Joanna Chełstowska i Ludwik Kozłowski w książce "Riko i my", nic nie jadł, nie pił, nie ruszał się z mieszkania, siedząc w łóżku, w którym spał z panem. A potem pojawił się w kościele i poszedł z konduktem na cmentarz, uczestnicząc w całej ceremonii. TO KTO OPISAŁ HISTORIĘ TOLDO? CORRIERE CZY CI PAŃSTWPO? CO TO ZA KSIĄŻKA W OGOLE?

Pies na skrzyżowaniu

- Z naukowego punktu widzenia kot i pies są w stanie wyczuć swojego pana sześć stóp pod ziemią. Dla ich nosa to żaden wyczyn. Nie przypadkowo psy pracują przy poszukiwaniach ludzi w gruzowiskach i lawinach. Na cmentarzu i po drodze na cmentarz mogą też wyczuwać zapach domu, który przenosi tam rodzina zmarłego odwiedzająca grób. To bardzo silna woń i może się długo utrzymywać - mówi Jagna Kudła, lekarka weterynarii, specjalistka w terapii zaburzeń zachowania psów i kotów.

Nauka potwierdza także, że zwierzęta przeżywają “lęk separacyjny”. Widać to gołym okiem: po rozdzieleniu z panem nie chcą jeść, nie chcą się bawić. Mogą być za to bardziej aktywne, szukać pana, ożywiać się na widok kogoś podobnego i gasnąć, gdy zapach okazuje się nie ten.

Kudła: - Czas po stracie właściciela, który pies czy kot potrzebują, by się pozbierać, trwa około miesiąc. Ale nie u każdego, u niektórych rozwija się depresja i potrzebna jest farmakoterapia. Spokój, przewidywalność, stały rytm dnia, jak najmniej bodźców. A ludzie myślą: kotkowi umarł kotek, to damy mu nowego kotka???. Nic bardziej błędnego. Nowe towarzystwo tylko pogłębia stres, a najgorsze jest umieszczenie w schronisku. Cierpiący, wycofany kot jest mobbingowany przez inne koty. Nie dość że cierpi, musi walczyć o terytorium.

Max, siedmioletni husky codziennie przez ponad rok przychodził na skrzyżowanie w Szczecinie, z którego w 2010 roku jego pan odjechał do Norwegii. Siedział i patrzył w jednym kierunku. Pan przed wyjazdem znalazł mu nowy dom, ale Max z niego uciekał. Nowi opiekunowie siłą zabierali go ze skrzyżowania. Od roku czeka na swego pana
Video (Od roku czeka na swego pana): 300151

Czekał na pana jak Dżok, Fido i Hachikō. Z tą różnicą, że tych pomnikowych psów nikt nie porzucił.

- Nie można psu wytłumaczyć, że pan umarł? Wziąć na pogrzeb, jak kota Toldo? Może by się wtedy nie złościł na swojego pana? - pytam lekarkę.

- Ale zwierzęta się nie złoszczą - mówi Kudła. - One po prostu usiłują połączyć się ze swoim panem. Wyrzucone z samochodu czekają na ulicy, zostawione w mieszkaniu potrafią wydrapać dziurę w ścianie. Porzucenie i śmierć to dla nich to samo. Nie rozumieją, co się stało i myślą, że ten pan gdzieś tam jest.

Słonie, świnie, orki, mrówki

Zwierzę nie jest w stanie pojąć śmiertelności, bo jego świadomość rozwija się do poziomu świadomości pięcioletniego człowieka, który w tym wieku też tego nie rozumie. Życie nie ma końca, śmierć nie jest nieodwracalna. Zwierzę i dziecko rozumieją tylko separację, rozdzielenie z bliskim.

Z tą tezą niektórych naukowców polemizuje Teja Brooks Pribec, doktorantka Uniwersytetu w Sydney.

- A skąd mogłyby one [dzieci i zwierzęta] czerpać przekonanie o odwracalności separacji? - pyta doktorantka w swojej pracy "Animal Grief", opublikowanej w Animal Studies Journal w 2013 roku. CZYLI CO ONA UWAŻA - ŻE ZWIERZĘTA ROZUMIEJĄ CZYM JEST ŚMIERĆ?

Bobby z Edynburga czuwał na grobie, a Fido z Włoch i Hachikō z Japonii wychodzili po pana aż do swojej śmierci. Ale Dżok z Krakowa nie umarł na rondzie Grunwaldzkim. Po roku dał się przygarnąć pewnej wdowie, emerytowanej nauczycielce Marii Müller, jednej z osób, które go dokarmiały. Jakby zrozumiał, że pan nie wróci po niego już nigdy.

Nowa pani zmarła siedem lat później, też przed Dżokiem. Pies miał trafić do schroniska, ale w Wielkanoc 1998 roku znaleziono go martwego na torach. Niektórzy twierdzili, że celowo rzucił się pod pociąg.

Teja Brooks Pribec, powołując się na wiadomości BBC News z 6 maja 1999 roku, przypomina historię słonicy Damini w indyjskim zoo, która zagłodziła się po stracie przyjaciółki, zmarłej przy porodzie.

"Do podobnego zdarzenia omal nie doszło w Edgar"s Mission Farm Sanctuary" - pisze doktorantka. Chodzi o schronisko dla zwierząt hodowlanych niedaleko Melbourne w Australii. - "Kiedy zmarła świnia Daisy, jej bliska towarzyszka Alice leżała na jej grobie dwa dni i dwie noce, odmawiając jedzenia i nie ruszając się".

Na przełomie lipca i sierpnia 2018 roku naukowcy, dziennikarze i tysiące odbiorców mediów śledzili orkę Tahlequah, która w pobliżu kanadyjskiej wyspy Wiktoria z Archipelagu Arktycznego przez siedemnaście dni unosiła na powierzchni wody swego potomka. Młode zmarło prawdopodobnie kilka godzin po porodzie, a obserwatorzy martwili się, że matka padnie z wycieńczenia.

Ken Balcomb, założyciel Centrum badań nad Wielorybami, w rozmowie z CNN powiedział: Ona wie, że cielątko jest martwe. Myślę, że to jest żałoba matki. Ona nie chce, żeby dziecko odeszło. Podejrzewamy, że straciła też swoich dwóch potomków, którzy przyszli na świat osiem lat temu.

///wideo z orką///

Nie był to pierwszy waleń, który w ten sposób żegnał się ze swoim dzieckiem.

Słonie przykrywają ciała zmarłych młodych ziemią i gałęziami i wracają do miejsc pochówku. Sroki, kruki i wrony znoszą trawę do swych zmarłych i czuwają przy nich, nim odlecą.

Teja Brooks Pribec nazywa te czynności rytuałami pogrzebowymi i na dowód tego, że zwierzęta wiedzą, że mają do czynienia ze śmiercią, przytacza badania nad mrówkami.

Mrówki układają zmarłych członków społeczności w stosy. Wiedząc, że mają one najlepiej rozwinięty węch wśród owadów, znany socjobiolog Edward O. Wilson pokrył jedną z żywych mrówek substancją chemiczną, którą te zwierzęta wydzielają po śmierci. Mrówka ruszała nogami, ale pozostałe, ignorując to, zaniosły ją na stos.

Ultrafiolet

Wśród ludzi są zwolennicy teorii, że koty widzą zmarłych teraz, na ziemi.

"Babcia mojej koleżanki niedawno zmarła i zostawiła kota. Codziennie po szkole razem z moją koleżanką chodzimy nakarmić tego kota (a raczej kotkę) i pobawić się z nią, żeby nie czuła się samotna. Od śmierci babci mojej koleżanki Mruczka zaczęła się dziwnie zachowywać np: wchodzi do szafy z ubraniami babci mojej koleżanki, charczy chociaż w pobliżu nie ma żadnego niebezpieczeństwa, i miałczy przy drzwiach, tak jak to robi zawsze gdy ktoś przez nie wchodzi. Kotce powiększają się też niespodziewanie źrenice i często ślepo patrzy się w drzwi pokoju zmarłej babci. Mruczka ograniczyła się do jednej saszetki Whiskas dziennie, chociaż normalnie pożera je ze trzy - opisuje heppy kotek na portalu paranormalne.pl.

Naukowcy powiedzieliby: Mruczka odczuwa lęk separacyjny. - Podejrzewamy, że Mruczka może widywać ducha babci - pisze heppy kotek. - Ciekawi mnie tylko to dlaczego charczy, skoro babcia mojej koleżanki była dla niej wspaniałą opiekunką. Bardzo boimy się czy Mruczka nie umrze z tęsknoty, i chcemy się też przekonać czy to naprawdę możliwe, żeby kotka zobaczyła, albo chociaż wyczuła ducha.

ziwk2 na innemedium.pl: - Byłem świadkiem takiej sceny, gdy psy nagle rozszczekały się na portret wiszący na ścianie. Pomimo, że go świetnie znały, bo portret nieżyjącego Dziadka tam wisiał od lat, to tym razem przerażone rozszczekały się na niego i starały się trzymać jak najdalej od ściany, ale i jak najbliżej ludzi. Ponieważ była to Wigilia, a więc dzień szczególny, to Babcia stwierdziła, że Dziadek zaglądnął z pytaniem "Co słychać?".

Naukowcy na razie udowodnili, że koty, psy i inne nieludzkie zwierzęta widzą promieniowanie ultrafioletowe, niedostępne dla oka człowieka. Co jest w tych falach, ludzie mogą tylko zgadywać.

Suka, która oszczeniła się w grobie rodziców Beaty Santorek na cmentarzu w Nowosielsku nie mogła znać ich za życia. Ale córka jest przekonana, że nie znalazły się tam przypadkowo. - W mojej rodzinie zawsze było dużo zwierząt, znalezionych na ulicy. Rodzice zaopiekowali się nawet ranną kawką, która mieszkała na drzewie pod oknem w kuchni i przyfruwała na obiad. Te psy musiały czuć, że w grobie rodziców nie stanie im się krzywda, że ktoś im pomoże. Wszystkie znalazły nowy dom.

Poprzedni weekend 27-28.10.2018
2 tygodnie temu 20-21.10.2018
3 tygodnie temu 13-14.10.2018
4 tygodnie temu 06-07.10.2018
5 tygodni temu 29-30.09.2018
Zobacz wszystkie