Senator Richard J. Durbin zapytał Marka Zuckerberga, w jakim hotelu wczoraj spał i do kogo wysyłał wiadomości w ostatnim tygodniu. Szef Facebooka odpowiedział, że wolałby takich informacji nie ujawniać. - I właśnie, być może, o to w tym wszystkim chodzi. O pana prawo do prywatności i jego granice - stwierdził senator. Czy dominacja człowieka, który rządzi umysłami ponad dwóch miliardów ludzi, właśnie się kończy?
Nazwa użytkownika: Mark Zuckerberg
Pracuje w: Facebook
Studiował: informatykę na Uniwersytecie Harvarda
Mieszka w: Palo Alto (Kalifornia)
Wiek: 34 lata
Polubienia: m.in. Gwiezdne wojny, igrzyska olimpijskie, Hillary Clinton, mięso, Beyoncé, Facebook, Biały Dom
Ostatni wpis na Facebooku: Za godzinę będę zeznawał przed Senatem na temat tego, że Facebook musi szerzej popatrzeć na swoją odpowiedzialność - nie tylko tworzyć narzędzia, ale i upewniać się, że są one wykorzystywane w dobrych celach. Zrobię wszystko, by uczynić Facebook miejscem, w którym ludzie mogą być bliżej tych, na których im zależy, a także by był on pozytywną siłą na świecie. [10.04.2018]
Facebook bardziej jak rząd niż jak tradycyjna firma. "Dominacja!"
Ponad pięć godzin we wtorek i prawie tyle samo w środę trwały przesłuchania Marka Zuckerberga przed połączonymi komisjami amerykańskiego Senatu i przed Izbą Reprezentantów w związku z aferą dotyczącą wykorzystywania danych z Facebooka przez firmę konsultingową Cambridge Analytica. Szefowi największego portalu społecznościowego na świecie przyszło tłumaczyć się z tego, jak portal funkcjonuje, jak wykorzystuje dane użytkowników i jak jest wykorzystywany przez tych, którzy chcą wpływać na decyzje polityczne i losy świata. Odpowiadał spokojnie, przez większość czasu z twarzą bez wyrazu, w dużej mierze – jak się wydawało – wyuczonymi wcześniej PR-owskimi formułkami.
Choć niektóre media i komentatorzy pisali, że Zuckerberg był przez Kongres "grillowany" ("Guardian": Kongres grilluje szefa Facebooka z powodu niewłaściwego wykorzystywania danych, Al Jazeera English: Zuckerberg z Facebooka grillowany mocniej podczas drugiego przesłuchania, CNN: Kongres grillował Marka Zuckerberga z Facebooka przez prawie 10 godzin. Co będzie dalej?), ten wyglądał, jakby ani nie był zaskoczony pytaniami, ani się nimi nie stresował, ani ich się nie obawiał. Choć powodów do obaw Facebookowi na pewno nie brakuje.
Prezydent Facebook Inc., prezydent Ameryki?
Jeszcze rok temu wszystko wyglądało inaczej. Wprawdzie już wtedy Facebook był oskarżany o rozsiewanie tzw. fake newsów, o niezapobieganie hejtowi, o powodowanie uzależnień, o kłopoty finansowe mediów (ze względu na przejmowanie dużej części rynku reklamowego) i o umożliwianie Rosjanom manipulowania amerykańskimi wyborcami, ale sytuacja była daleka od tej, w której firma jest teraz.
W lutym zajmujący się technologiami magazyn "Wired" opublikował głośny artykuł, w którym obnażył atmosferę, jaka panuje w firmie, jak Facebook nie radzi sobie z kwestiami etycznymi, z wpływem Rosjan na wybory, z fake newsami i hejtem. Na potrzeby artykułu dziennikarze rozmawiali z ponad 50 pracownikami lub byłymi pracownikami serwisu, także tymi wysokiego szczebla. Większość z nich opowiadała o firmie i szefie, których "technooptymizm został zmiażdżony, bo zorientowali się, że ich platforma może być używana do złych celów". W marcu amerykańskie i brytyjskie media pokazały, jak z Facebooka wypływały dane użytkowników do firmy Cambridge Analytica, która wykorzystywała je do profilowania wyborców i jak Facebook tę sytuację zignorował.
W efekcie w kwietniu 2018 roku Zuckerberg ma już za sobą przesłuchanie przed Kongresem USA, a przed sobą być może przesłuchanie w Parlamencie Europejskim, czego domagają się europosłowie, choć jeszcze w sierpniu 2017 roku amerykańskie media zastanawiały się, czy szef Facebooka ma szansę w 2020 roku zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych. On sam kilka tygodni wcześniej ogłosił, że planuje odwiedzić wszystkie 50 amerykańskich stanów, by spotkać się z ich przedstawicielami, a nawet zatrudnił fotografa, który pracował dla George'a W. Busha i Baracka Obamy przy ich kampaniach wyborczych. Przy filantropijnym projekcie Zuckerberga i jego żony Priscilli Chan pracować zaczęli kampanijni doradcy Obamy i główny strateg wyborczy Hillary Clinton. Na stronach CNBC można było wtedy przeczytać: "Zuckerberg zaprzecza, że ma prezydenckie ambicje. (...) Ale naprawdę wygląda na to, że może powalczyć o urząd publiczny. Nie byłby pierwszym politykiem, który próbowałby wprowadzić w błąd opinię publiczną". A jeden z komentatorów "USA Today" zastanawiał się, "Czy Facebook mógłby rozhuśtać wybory na rzecz Marka Zuckerberga? A jeśli tak, co jeszcze może rozhuśtać?".
Działalność Facebooka w ostatnich latach rodzi bowiem coraz więcej pytań i wątpliwości, które w dużej mierze są efektem braku przejrzystości w działaniu firmy, a które skutkują malejącym do niej zaufaniem. Według badania Reutersa z marca 2018 roku zaledwie 41 proc. Amerykanów ufa, że Facebook przestrzega przepisów dotyczących ochrony danych osobowych.
Władca absolutny
Byli pracownicy Facebooka wspominają, że w pierwszych latach działalności firmy na zakończenie piątkowych spotkań całego zespołu Zuckerberg podnosił rękę i krzyczał: "Dominacja!". Niewątpliwie jego firma taką w internecie osiągnęła – w ubiegłym roku liczba użytkowników samego Facebooka osiągnęła dwa miliardy. Do tego dochodzi bardzo popularny Instagram, WhatsApp, Messenger.
Rok temu Zuckerberg powiedział, że Facebook jest już bardziej jak rząd niż jak tradycyjna firma. Zdaniem profesora Henry'ego Farrella z George Washington University - ma rację. W magazynie "Wired" wraz z profesor Margaret Levi pisał on, że dzięki swojej dominacji Facebook jest już tak potężny jak państwo. Państwo bardziej autokratyczne niż demokratyczne, w którym władza podejmuje decyzje zarówno o tym, jak będą wyglądały relacje i interakcje między ludźmi, ale i jak będą wyglądały modele biznesowe firm, które w jego obszarze działają.
W kraju tym Mark Zuckerberg jest królem – nie staje przed dylematami, jakie mają korporacje, a właśnie władcy. Władzę ma absolutną tak w firmie, jak i nad poddanymi, przez co ci nie darzą go zaufaniem. "Facebook wprawdzie nie może obcinać ludziom głów" – pisali badacze – "ale jak Stuartowie [brytyjska dynastia XVII i XVIII wieku – red.] może jednostronnie i arbitralnie zmieniać prawa w swoim królestwie".
Na przykład w 2014 roku Facebook bez ostrzeżenia przeprowadził eksperyment na kilkuset tysiącach użytkowników, który miał sprawdzić, czy emocje są zaraźliwe. Jednej grupie użytkowników serwis usuwał pozytywne słowa z aktualności, które im się wyświetlały; innej – usuwał słowa negatywne. Eksperyment wykazał, że każda z grup zaczynała pisać w takim tonie, jaki oddawał klimat wpisów, które Facebook zmanipulował. Badanie wywołało liczne protesty użytkowników.
Gwiazdor pod lekkim ostrzałem
O braku zaufania do Facebooka można było usłyszeć w Kongresie. Mimo wyczuwalnej sporej dozy szacunku, może i podziwu dla Zuckerberga, którego momentami traktowano jak gwiazdora (jeden z senatorów przywoływał podczas przesłuchania swojego syna, bo ten bardzo prosił, by przy Marku o nim wspomnieć), brak zaufania był mocno wyczuwalny. Jak Facebook traktuje prywatność użytkowników? Co robi z ich danymi? Co tak naprawdę o nich wie? Jakie ich zachowania śledzi? Czy WhatsApp jest w stanie czytać wiadomości użytkowników, a Facebook słuchać ich rozmów telefonicznych? Momentami odnosiło się wrażenie, że pytania, które zadawali senatorowie, dotyczyły ich własnych profilów na Facebooku i obawy, czy ich dane osobowe są bezpieczne.
Zuckerberg sprytnie radził sobie z trudnymi pytaniami. Nie odpowiadał na nie, mówiąc, że nie zna odpowiedzi albo obiecywał, że dokładnej odpowiedzi udzielą później jego pracownicy. Albo odpowiadał tak, by de facto nie odpowiadać. Za to przepraszał: za Facebooka, za siebie, za to, czego nie przewidział i co mu się wymknęło spod kontroli. Podkreślał, że nie chciał uczynić niczego złego, bo jedynym jego celem jest łączenie ze sobą ludzi na całym świecie.
Tournée przeprosin
Zuckerberg znany jest z przepraszania. Zajmująca się tematem wpływu technologii na społeczeństwo Zeynep Tufekci z Uniwersytetu Karoliny Północnej w Chapel Hill określiła to mianem "tournée przeprosin".
Pierwszy raz musiał przepraszać za efekty swojej pracy jeszcze jako student Harvardu, gdy założona przez niego strona Facemash ściągała z intranetu zdjęcia studentów uczelni bez ich zgody i prosiła użytkowników o ocenianie ich wyglądu. "Mam nadzieję, że rozumiecie, że nie chciałem, by sprawy poszły w tym kierunku. Przepraszam za wszelką wyrządzoną krzywdę, która jest wynikiem mojego zaniedbania i niezrozumienia, jak szybko ta strona się rozprzestrzeni i jakie będą tego konsekwencje" – oświadczył Zuckerberg w 2003 roku.
Przepraszał też po powstaniu Facebooka w 2004 roku. W 2008 roku wszystkie cztery wpisy na blogu platformy to przeprosiny i tłumaczenie decyzji, które zezłościły użytkowników. W 2010 roku w "Washington Post" Zuckerberg wprawdzie nie użył słowa "przepraszam", ale przyznał, że Facebook nie przewidział kłopotów i tego, że użytkownicy mogą być niezadowoleni ze zmian w serwisie, które mają wpływ na prywatne informacje przez nich zamieszczane. Podkreślał jednak: "Facebook rozwinął się z projektu, który powstał w akademiku do globalnej sieci społecznościowej łączącej miliony ludzi. (...) Nadal będziemy skupiać się na osiąganiu naszej misji, polegającej na dawaniu ludziom możliwości dzielenia się i tworzenia świata otwartym i bardziej połączonym".
Facet w t-shircie za 300 dolarów
Przepraszał i w kolejnych latach, i w ostatnich tygodniach, gdy wybuchła afera Cambridge Analytica. Przepraszał też w tym tygodniu przed Kongresem - w stylu wręcz identycznym jak poprzednio. "Nie mieliśmy wystarczająco szerokiego oglądu na to, jak dużą ponosimy odpowiedzialność. To moja wina i za to przepraszam. Ja założyłem Facebooka, ja go prowadzę i to ja ponoszę odpowiedzialność za to, co się stało" - mówił. Publicystka "New York Timesa" Vanessa Friedman zasugerowała, że nawet to, jak Zuckerberg ubrał się na przesłuchanie, było jasnym sygnałem: przepraszam.
Miał na sobie granatowy garnitur, białą koszulę i niebieski krawat - to zupełnie inny styl od tego, z którym kojarzy się na co dzień: bawełnianego szarego t-shirtu (zazwyczaj jednej marki, za około 300 dolarów), bluzy i jeansów. Nie był to wprawdzie pierwszy raz, gdy "Zuck" założył garnitur - zrobił to na swój ślub, miał go na sobie podczas spotkań z przedstawicielami państw i innymi dygnitarzami (np. papieżem), ale zdjęć, na których widać go w takim stroju jest zaledwie garść. Garnitur w Kongresie to zdaniem Friedman: "wizualne wyrażenie ustępstwa i szacunku, takie samo jak słowne przeprosiny; może kosmetyczne, oczywiście powierzchowne, ale strategicznie i wizualnie skuteczne". Zdaniem dziennikarki i ekspertów od wizerunku garnitur był przekazem do podejrzliwych zazwyczaj twórców prawa: jestem u was, akceptuję wasze reguły gry, biorę na siebie odpowiedzialność i podchodzę do tego poważnie.
Bilioner z Palo Alto
To, z jak wielkimi kłopotami wizerunkowymi boryka się Zuckerberg, można zobaczyć choćby na okładkach "Wired" z ostatniej dekady. W maju 2010 roku był na niej z Billem Gatesem i podpisem "Siła geeków". W numerze z 2012 roku poświęconym temu, jaki będzie cały rok, okładkę ilustrowała jego twarz i tytuł "Następny wielki krok Facebooka". W grudniu roku 2016 można było go zobaczyć na okładce "Wired" w szarym t-shircie i jeansach, a obok pytanie: "Czy Facebook mógłby uratować twoje życie?". Tymczasem w tym roku wręcz ikoniczną jest już okładka z marca: Mark wprawdzie nadal jest na niej w szarym podkoszulku, ale ma spoconą, zakrwawioną i poobijaną twarz.
Zuckerberg jest nadal jednym z czterech najbogatszych ludzi w Stanach Zjednoczonych, choć ostatnie afery mocno odbiły się na finansach Facebooka. Majątek Zuckerberga jest obecnie szacowany na ponad 77 miliardów dolarów.
Mieszka w Palo Alto w Kalifornii, ale w całych Stanach Zjednoczonych posiada nieruchomości warte około 175 milionów dolarów, w tym 283 hektary ziemi na Hawajach. Nie ukrywa swojego życia prywatnego. Zdarza mu się informować użytkowników Facebooka o tym, co u niego słychać, jakie jego rodzina ma plany i marzenia. Na Instagramie publikuje zdjęcia dzieci, żony, psa...
W 2013 roku wykupił jednak za 30 milionów dolarów cztery domy obok tego, w którym mieszka wraz z rodziną, by móc chronić swoją prywatność. Zakleja kamerę w laptopie, by nie być podglądanym. Gdy podczas przesłuchań w Kongresie senator Richard J. Durbin pytał Zuckerberga, w jakim hotelu spał przed przesłuchaniem oraz o nazwiska osób, do których wysyłał wiadomości w ostatnim tygodniu, szef Facebooka odpowiedział, że wolałby takich informacji nie ujawniać publicznie. - I właśnie być może o to w tym wszystkim chodzi - skomentował Durbin. - O pana prawo do prywatności. O granice tego pana prawa do prywatności - zaznaczył senator.
Przepraszam, jak działa Facebook?
Zuckerberg zapewne spodziewał się, że na Kapitolu usłyszy przede wszystkim pytania dotyczące właśnie prywatności i bezpieczeństwa danych w kontekście Cambridge Analytica. Do tych pytań był świetnie przygotowany, choć wyraźnie dało się odczuć, że mówi wyuczonymi formułkami. Ale i tak miał przewagę nad kongresmenami – ma wiedzę technologiczną. Przesłuchujący go politycy w większości nie byli w stanie kontynuować wątków, zadawać pytań dociskających, bardziej drążyć.
Niektóre pytania kierowane do Zuckerberga wywoływały nawet delikatny uśmiech na jego twarzy. Nie polała się krew, jak spodziewali się niektórzy komentatorzy. Momentami bowiem kongresmeni traktowali Zuckerberga nie jak prezesa największego serwisu społecznościowego na świecie, a jak pracownika podstawowego wsparcia technicznego. Pytania i udzielane na nie odpowiedzi były tak podstawowe, że można było odnieść wrażenie, że oto cofnęliśmy się do czasów, gdy przedstawiciele handlowi tłumaczyli starszym ludziom, na czym polega internet i próbowali im sprzedać modem. Wielu komentatorów komentowało to złośliwie. Wielu mówiło, że pytania kongresmenów ich rozczarowały.
Ale może te właśnie najprostsze i wydawałoby się najbardziej podstawowe pytania najbardziej mogą się przysłużyć użytkownikom Facebooka? Kongresmeni zadawali bowiem te pytania, na które większość użytkowników serwisu nie zna odpowiedzi. Być może ich nie szukają, być może nawet, jeśli znajdą – nie zrozumieją. Dopiero skandal z Cambridge Analytica i nagłośnienie tego, jak można ściągać czyjeś archiwum z Facebooka i co w nim się znajduje, uświadomił wielu ludziom, jak wiele platforma ta o nas wie i zapamiętuje. I jak niewiele my o niej wiemy.
Powracające na przesłuchaniach pytanie: "Kto jest właścicielem danych na Facebooku i kto je kontroluje?" w dużej mierze nie przynosiło satysfakcjonującej odpowiedzi, choć pociągało za sobą przeprosiny. Zniecierpliwiony senator Richard Blumenthal powiedział w końcu, że Kongres nie chce ich już słuchać, chce się dowiedzieć, jak naprawdę działa Facebook. Czyli coś, co użytkownicy serwisu mają prawo i powinni wiedzieć.
Przed przesłuchaniem Zeynep Tufekci napisała w "New York Times": "Dostaję wiele pytań o to, o co ustawodawcy powinni pytać pana Zuckerberga. Oto moja odpowiedź: o nic. My już wiemy prawie wszystko, co powinno im wystarczyć do przyjęcia prawa, które będzie nas chroniło przed tym, co Facebook rozpętał".
Zuckerberg zapewne nie wyszedł po dwóch dniach przesłuchań w Kongresie bardziej poobijany niż już był. Niewątpliwie jednak, nie odpowiadając na część pytań, mówiąc, że uzupełni swoją odpowiedź, a nawet momentami mijając się z prawdą, zostawił wiele otwartych drzwi dla kolejnych ciosów i pytań. Wielu jednak liczy na to, że przede wszystkim będą to drzwi dla regulacji, które za cel postawią sobie przede wszystkim ochronę naszych – użytkowników – danych w sieci.
Beata Biel