logotyp tvn24

Magazyn TVN24

Lista tematów

  • 1
    Małgorzata Solecka, Katarzyna Świerczyńska Do wybuchu epidemii wystarczy jeden zarażony. Śmiertelna choroba wraca
  • 2
    Justyna Sieklucka Segregacja dzieci we Włoszech. „To zmierza w stronę rasizmu”
  • 3
    Katarzyna Guzik Tropikalny Hitlerzinho. Karmi się strachem, wypluwa nienawiść
  • 4
    Sylwia Majcher Wielorazowe podpaski, wypożyczone jeansy. Nic nie może się zmarnować
  • 5
    Małgorzata Goślińska Nieludzka żałoba. "One myślą, że ten pan gdzieś tam jest"
  • 6
    Tomasz Wiśniowski Fundował pączki, dawał samochody. Ukochany miliarder osierocił całe miasto
  • 7
    Joanna Górnikowska Fotki najidealniejszego ze światów. "Wielka, nadmuchana bańka"
  • 8
    Tomasz-Marcin Wrona "Jestem tylko muzyczną prostytutką"
logotyp tvn24

Magazyn TVN24

Małgorzata Solecka, Katarzyna Świerczyńska

Do wybuchu epidemii wystarczy jeden zarażony. Śmiertelna choroba wraca

Zobacz

Tytuł: Odra jest szczególnie niebezpieczna u dzieci Źródło: Shutterstock

Podziel się

Odra, wyjątkowo zakaźna, a w skrajnych przypadkach śmiertelna, atakuje Europę, zabijając coraz więcej ludzi. Czy Polskę czeka epidemia taka, jak na sąsiadującej z nami Ukrainie? Pod Warszawą właśnie wykryto ogniska odry, w całym kraju lawinowo rośnie liczba niezaszczepionych dzieci, a także liczba chorych. Sprawdziliśmy, po jakie argumenty sięgają działacze ruchów antyszczepionkowych. I obalamy je, jeden za drugim.

W Pruszkowie testy potwierdziły odrę u czternastu osób. To między innymi sześcioosobowa polska rodzina - tu zachorowało dwoje dorosłych i czwórka dzieci. Kolejne przypadki to dwoje polskich dzieci i dwoje dzieci narodowości ukraińskiej. Jak podaje Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny w Warszawie, osoby te nie były zaszczepione bądź nie posiadały dokumentacji potwierdzającej szczepienie.

To nie koniec, bo kolejne, choć niepowiązane ze sobą przypadki odnotowano w innych miejscowościach pod Warszawą - jedno polskie niezaszczepione dziecko w Piastowie i dwa podejrzenia odry u dzieci z ukraińskiej rodziny mieszkającej w Nadarzynie. Inspektorzy sanitarni z Pruszkowa starają się dotrzeć do wszystkich, którzy mogli mieć kontakt z chorymi.

02.11.2018 | Ogniska odry pod Warszawą. "Choroba trafiła na podatny grunt" / Wideo: Katarzyna Górniak/Fakty TVN

Sytuacja jest alarmująca, bo według danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego tylko w pierwszej połowie 2018 roku w Polsce odnotowano ponad 34 tysiące odmów obowiązkowych szczepień. To więcej niż w całym 2017 roku (wtedy było to niespełna 30 tysięcy). Jak dramatyczne skutki może to przynieść, pokazuje sytuacja Ukrainy, gdzie w 2016 roku poziom wyszczepienia na odrę był najniższy w Europie (31 proc.). Tamtejsze Ministerstwo Zdrowia prowadzi intensywną kampanię, bo tylko w pierwszych czterech miesiącach tego roku odnotowano ponad 12 tysięcy przypadków zachorowań. A 13 osób zmarło.

Zgodnie z przepisami, w sytuacji, gdy rodzice małoletnich dzieci nie zgodzą się na zaszczepienie dziecka, zakład opieki zdrowotnej ma obowiązek zawiadomić o tym Państwową Inspekcję Sanitarną. Sanepid może skierować sprawę do wojewody, który jest uprawniony, by w trybie administracyjnym nałożyć na rodziców nie poddających dziecka obowiązkowym szczepieniom „grzywnę w celu przymuszenia”, w maksymalnej wysokości 10 tysięcy złotych. Grzywna może zostać nałożona kilkakrotnie, a maksymalnie suma kar może wynieść nawet 50 tysięcy złotych.

Ponadto, jak wynika z oświadczenia Rzecznika Praw Dziecka z ubiegłego roku, sanepid może zawiadomić sąd opiekuńczy o fakcie uchylania się przez przedstawicieli ustawowych – rodziców, od poddania obowiązkowym szczepieniom ich małoletnich dzieci. Sąd w celu sprawdzenia sytuacji opiekuńczo – wychowawczej małoletniego wszczyna postępowanie w przedmiocie ograniczenia władzy rodzicielskiej.

Kiedy rodzic odmawia szczepienia

Wirus tej niemal zapomnianej już choroby rozlewa się po Starym Kontynencie. Odra, uważana przez niektórych za niegroźną chorobą wieku dziecięcego, potrafi zabić. I zabija.

Objawy to najpierw zapalenie błon śluzowych (kaszel, katar) i wysoka gorączka, po kilku dniach zaś – wysypka. Do wybuchu epidemii wystarczy dosłownie jeden zarażony, który może "sprzedać" wirusa nawet dwudziestu osobom. Odra jest chorobą wyjątkowo zakaźną – chory zaraża na cztery dni przed pojawieniem się wysypki i cztery dni po jej wystąpieniu. Wirus przenosi się drogą kropelkową, a poza organizmem - w powietrzu i na powierzchni przedmiotów - może przeżyć nawet dwie godziny.

W tym roku w samej Unii Europejskiej z powodu odry zmarły już co najmniej 33 osoby.

Od stycznia do 15 października tego roku najwięcej przypadków zachorowań na terenie Unii Europejskiej odnotowano w Rumunii - ponad pięć tysięcy. W krajach spoza UE przoduje sąsiadująca z nami Ukraina - to aż 32 tysiące przypadków w 2018 roku. Z danych ukraińskiego ministerstwa zdrowia wynika, że ponad 13 tysięcy z nich dotyczy dorosłych.

W Polsce od początku roku do 15 października zarejestrowano 128 przypadków zachorowań na odrę. W tym samym okresie w 2017 było ich 58, ponad połowę mniej.

Światowa Organizacja Zdrowia wymienia Polskę wśród krajów najbardziej narażonych na rozprzestrzenianie się wirusa. Ostrzega, że krajom, w których odsetek uodpornionych na wirusa obniżył się poniżej poziomu 95 proc., zagraża epidemia. Polska właśnie przekroczyła tę granicę. Jak podaje Główny Inspektor Sanitarny, stan zaszczepienia dwoma dawkami przeciw odrze wynosi obecnie w Polsce 94 proc. dzieci, których obowiązek obejmuje.

- Stosowana w Polsce szczepionka przeciwko odrze jest skuteczna i bezpieczna. Szczepienie jest jedyną skuteczną metodą pozwalającą na uniknięcie zakażenia - apeluje Jarosław Pinkas, Główny Inspektor Sanitarny.

Jan Bondar, rzecznik GIS zwraca uwagę, że obecnie najbardziej zagrożoną grupą są najmłodsi i najstarsi. - To około 400 tysięcy jeszcze niezaszczepionych dzieci, kilkadziesiąt tysięcy starszych dzieci, które nie mogły być zaszczepione z powodu przeciwwskazań oraz miliony dorosłych Polaków, których nie objęły już obowiązkowe szczepienia. To u nich ryzyko wystąpienia powikłań jest najwyższe. Zresztą wystarczy spojrzeć na przypadki śmiertelne w Europie, połowa z nich to osoby starsze - mówi Bondar.

Zachorowania na odrę w Europie

Inspektorzy sanitarni - podobnie jak teraz w Pruszkowie - skrupulatnie badają każdy przypadek odry w Polsce. Dlatego wiadomo, że źródłem wirusa są najczęściej obcokrajowcy z Ukrainy i Azji. - W tej chwili jesteśmy sobie w stanie z tymi ogniskami zachorowań poradzić. Ale jeśli liczba zaszczepionych dzieci nadal będzie maleć, to w momencie przekroczenia granicy 90 procent wyszczepialności, stracimy grupową odporność - tłumaczą.

Obowiązkowe szczepienia przeciw odrze wprowadzono u nas w 1975 roku. Wcześniej co roku przypadki tej choroby liczono w dziesiątkach lub nawet setkach tysięcy (rekordowy był 1969 rok, kiedy na odrę zachorowało ponad 190 tysięcy osób). Umierało z powodu tej "niegroźnej choroby wieku dziecięcego" i jej powikłań nawet ponad 300 osób. W 1975 roku odnotowano 61 zgonów wywołanych przez wirusa odry. Ale w 1973 roku było ich 109. Dziesięć lat wcześniej – 301, zaś w 1955 roku odra przyniosła śmierć 365 osobom.


Epidemia fałszywej teorii

Odra od niedawna krąży po Europie, natomiast już blisko dwie dekady krąży po świecie wirus podejrzliwości wobec szczepienia przeciw tej chorobie. Odra znów zagraża Europie, bo w 1998 roku "The Lancet", najbardziej prestiżowe na świecie pismo medyczne, opublikował artykuł o związkach szczepionki MMR (przeciw odrze, śwince i różyczce) z autyzmem. Wybuchła panika. Rodzice, zwłaszcza w krajach Europy Zachodniej, zaczęli masowo rezygnować ze szczepienia dzieci podejrzanym preparatem.

I choć wielu ekspertów już wtedy podważało zasadność tezy sformułowanej przez zespół Andrew Wakefielda, renoma pisma była potężnym argumentem przemawiającym za jej prawdziwością. "The Lancet" to w medycynie biblia. Jednak badania epidemiologiczne, prowadzone podczas następnej dekady w różnych krajach – zarówno w USA, jak w Europie, nie potwierdzały dowodów na istnienie związku pomiędzy szczepionką MMR a autyzmem. Gdy po najdłuższym w historii postępowaniu sądowym Wakefield stracił prawo wykonywania zawodu, "The Lancet" artykuł wycofał. Było już jednak za późno. Teza o tym, że MMR "powoduje autyzm" żyje w setkach tysięcy, milionach, całkiem już nienaukowych wpisów w Internecie. I każdemu rodzicowi, idącemu na szczepienie ze swoim 13-, 14-miesięcznym dzieckiem, przychodzi do głowy: - A co, jeśli rzeczywiście...?

Na tej obawie żerują ruchy antyszczepionkowe we wszystkich krajach rozwiniętych. Odra, świnka, różyczka – choroby zakaźne, po których powikłania mogą prowadzić do ciężkiego upośledzenia lub śmierci – są bagatelizowane. – Media już rozkręcają spiralę strachu przed epidemią, której nie ma! – grzmi Justyna Socha, najbardziej znana w Polsce aktywistka antyszczepionkowa, komentując kolejne doniesienia o zagrożeniu odrą.

Coraz więcej rodziców nie szczepi dzieci / Wideo: tvn24

Tymczasem we Włoszech, w których od początku tego roku zanotowano już więcej przypadków odry niż w całym 2016 roku, ruchy antyszczepionkowe znalazły się w defensywie. - Jedyną bronią, jaką mamy przeciwko poważnym chorobom, takim jak odra, jest szczepienie – przypomina Beatrice Lorenzin, minister zdrowia Włoch, a władze zastanawiają się, jak ukarać lekarzy, którzy kwestionują bezpieczeństwo szczepionek.  - To niedopuszczalne. To bliskie przestępstwu! – komentował w "The Guardian" jeden z włoskich urzędników odpowiedzialnych za zdrowie publiczne. Na szczeblu kilku regionów zapadła już decyzja o zamknięciu placówek opiekuńczych przed dziećmi nieszczepionymi ze względów pozamedycznych.

Dlaczego świat boi się odry - choroby, której w praktyce nie poznało całe pokolenie lekarzy? Sprawdziliśmy, po jakie argumenty w tej chwili sięgają najczęściej działacze ruchów antyszczepionkowych, próbując osłabić wymowę codziennie pojawiających się doniesień o zagrożeniu tą chorobą. I obalamy je, jeden za drugim.



Co trzeba wiedzieć o odrze, by uodpornić się na antyszczepionkową propagandę?

W latach 70. chorowało rocznie ponad 100 tysięcy osób, teraz zachorowań jest raptem ponad sto. Epidemie odry to przeszłość.

Fałsz!
- Epidemia to zwiększenie liczby zachorowań wyraźnie ponad poziom zazwyczaj rejestrowany w ostatnim czasie – przypomina doktor Jacek Mrukowicz, pediatra, wiceprzewodniczący Polskiego Towarzystwa Wakcynologicznego. Dlatego jeśli w poprzednich latach na określoną chorobę zakaźną zachorowało kilkanaście czy kilkadziesiąt osób, a teraz choruje dwa-trzy razy więcej – to wystarczy, by ogłosić zagrożenie. Chodzi o jak najwcześniejsze zasygnalizowanie, że zwiększa się aktywność wirusa i rośnie liczba podatnych na zachorowanie osób i przede wszystkim o podjęcie działań ograniczających skalę epidemii i jej konsekwencji. - Mówimy tu o chorobie zagrażającej życiu i zdrowiu wszystkich, którzy nie zostali zaszczepieni albo nie przechorowali odry – przypomina doktor Mrukowicz.

Zwolennicy szczepień, którzy zaszczepili swoje dzieci, nie mają się czego bać i nie powinni się wtrącać do decyzji innych rodziców.
Fałsz!
Wirus odry nie zagraża tylko dzieciom, których rodzice podjęli decyzję o szczepieniu. Zagrożone zachorowaniem i powikłaniami odry ze zgonem włącznie są:
- wszystkie niemowlęta, bo pierwszą dawkę szczepionki można podać dopiero po 12. miesiącu życia. W razie epidemii, gdy ryzyko zachorowania jest wysokie, szczepionkę wyjątkowo podaje się niemowlętom powyżej 9. miesiąca życia. – Szczepienie dziecka przed ukończeniem roku zapewnia tylko krótkotrwałą ochronę i trzeba je i tak powtórzyć po ukończeniu 12 miesięcy, aby zapewnić długotrwałe uodpornienie przeciwko odrze – tłumaczy doktor Mrukowicz,
- dzieci i dorośli, których z powodu przeciwwskazań medycznych nie można zaszczepić przeciwko odrze. To są na przykład osoby z ciężkimi niedoborami odporności, leczeni z powodu nowotworów złośliwych, po przeszczepieniu narządów, leczeni lekami osłabiającymi odporność. Dla nich jedyną obroną przed wirusem jest odporność populacyjna, która w przypadku odry jest zapewniana, gdy minimum 95 proc. populacji jest uodpornione na chorobę. Starsi – przez kontakt z wirusem i przechorowanie odry, młodsi – przez przyjęcie pełnego schematu szczepienia (dwie dawki),
- dzieci niezaszczepione z powodu zaniedbań lub opóźnień. To w przypadku odry ma ogromne znaczenie, bo wielu rodziców odwleka podanie pierwszej dawki szczepionki nawet do trzecich lub piątych urodzin dziecka, wierząc, że dojrzalszy organizm lepiej "poradzi sobie" ze szczepionką,
- dorośli, dzieci i młodzież, zaszczepieni tylko jedną dawką szczepionki. Doktor Mrukowicz podkreśla, że około 5-10 proc. szczepionych nie odpowiada na podanie pierwszej dawki szczepionki, a długotrwałą odporność przeciwko odrze uzyskują dopiero po drugiej dawce,
- dzieci, których rodzice świadomie odmawiają zgody na szczepienie i dorośli, którzy świadomie unikają szczepienia.
Społeczeństwo chce żerować na bezbronnych dzieciach, które mają być obowiązkowo szczepione, a dorośli nie ryzykują własnym zdrowiem. Eksperci mówią, że przed wirusem chroni próg 95 proc. wyszczepialności populacji, a szczepi się tylko dzieci. Wielu dorosłych nie jest zaszczepionych!
Fałsz!
Odporność na zachorowanie można nabyć poprzez szczepienie przeciwko odrze albo poprzez zachorowanie. - Aby skutecznie zahamować rozprzestrzenianie się wirusa odry w populacji i zapobiec epidemiom, a pośrednio ochronić także osoby nieszczepione, w populacji musi być ponad 95 procent osób w pełni uodpornionych, czyli niepodatnych na zakażenie – tłumaczy doktor Jacek Mrukowicz. Pełną odporność uzyskuje się przez przyjęcie dwóch dawek szczepionki lub wcześniejsze przechorowanie odry. - Aktualnie populacja dorosłych osób jest w zdecydowanej większości uodporniona. Albo byli już w dzieciństwie szczepieni przeciwko odrze, albo chorowali w dzieciństwie przed wprowadzeniem powszechnych szczepień – przypomina lekarz i radzi, by osoby dorosłe, które nie chorowały na odrę lub tego nie pamiętają (nie mają dokumentacji medycznej przechorowania odry), albo otrzymały tylko 1 dawkę szczepionki przeciwko odrze, zgłosiły się do lekarza na uzupełnienie szczepienia.

Odra / Źródło: PAP

Wirus odry nie jest groźny, bo szczepienie od czterdziestu lat jest obowiązkowe, a poziom wszczepialności bardzo wysoki.
Fałsz!
Na odrę chorują w zdecydowanej większości osoby nieszczepione lub zaszczepione tylko jedną dawką. Im większa jest grupa tych osób, tym większa szansa szybkiego rozprzestrzeniania się wirusa i zachorowań, a tym samym ryzyko ciężkich powikłań choroby. - W ostatnich latach niepokojąco zwiększa się liczba rodziców świadomie odmawiających zgody na szczepienie dzieci, co zagraża nie tylko samym dzieciom, ale całemu społeczeństwu w tym zwłaszcza niemowlętom i osobom, które – pomimo iż chciałyby się zaszczepić – mają przeciwwskazania medyczne do szczepienia przeciwko odrze – mówi doktor Jacek Mrukowicz.
W pierwszej połowie 2018 roku w Polsce odnotowano ponad 34 tysiące odmów obowiązkowych szczepień. Jak podaje Główny Inspektor Sanitarny, stan zaszczepienia dwoma dawkami przeciw odrze wynosi obecnie w Polsce 94 proc.
Odra w Polsce występuje tylko w skupiskach Romów i w ośrodkach dla uchodźców.
Fałsz!
- W tych środowiskach jest duże nagromadzenie osób niezaszczepionych i podatnych na zachorowanie, stąd częściej dochodzi w nich do wybuchu ognisk zachorowań – mówi doktor Jacek Mrukowicz, ale podkreśla, że chorują także nieszczepione dzieci i dorośli z innych środowisk. - Odra nie wybiera ani narodowości, ani rasy, religii czy poglądów. Traktuje "sprawiedliwie" wszystkich nieuodpornionych.

 

Chory na odrę zaraża już przed wystąpieniem objawów


Kiedyś na odrę się umierało, ale teraz odrę można leczyć. W Rumunii zmarło kilkanaścioro dzieci, bo tam służba zdrowia źle działa.
Fałsz!
Dla podatnych na zachorowanie osób odra dziś jest tak samo groźna, jak dawniej. Nie mamy żadnego leku skutecznego wobec wirusa odry. Chorzy na odrę nawet w XXI wieku umierają nie tylko w biednych krajach, ale także w państwach bogatych, w których służba zdrowia jest dobrze zorganizowana i dysponuje nowoczesnymi metodami. W marcu o śmierci młodego mężczyzny w następstwie zarażenia wirusem odry poinformowały władze Szwajcarii. Zmarły był szczepiony na odrę, ale terapia przeciwnowotworowa, jaką przechodził, pozbawiła go odporności.
- W przypadku odry średnio jeden na dziesięciu chorych wymaga leczenia w szpitalu – przypomina doktor Mrukowicz. Lekarze mogą złagodzić przebieg zapalenia dróg oddechowych, w tym zapalenia płuc, z powodu odry, podając pacjentowi kilka bardzo dużych dawek witaminy A. - Żadnego leku nie ma natomiast na powikłania odry od strony mózgu, które również mogą prowadzić do zgonu: ostre zapalenie mózgu i późne powikłanie, jakim jest podostre stwardniające zapalenie mózgu – mówi lekarz. Ryzyko zgonu wynosi średnio 2-3 pacjentów na tysiąc chorych na odrę.
Ostre odrowe zapalenie mózgu pozostawia trwałe następstwa w postaci niedowładów i porażeń. Występuje średnio u jednego na tysiąc chorych na odrę.
Podostre stwardniające zapalenie mózgu ujawnia się po dłuższym czasie. Po kilku lub nawet kilkunastu latach prawidłowego rozwoju dziecka prowadzi do stopniowej degradacji układu nerwowego (regresu umiejętności) i śmierci. Ryzyko wystąpienia tego powikłania jest największe u dzieci, które zachorowały na odrę w pierwszych dwóch latach życia - występuje średnio raz na 8 tysięcy zachorowań, a według nowszych badań nawet częściej.
Odra nie jest groźną chorobą, wystarczy dbać o chorego, nie dopuścić do powikłań.
Fałsz!
Odra jest groźną chorobą, bo:
- jest bardzo zakaźna i szybko się rozprzestrzenia. Gdyby całkowicie zaniechać szczepienia przeciw odrze, bezwzględna liczba ciężkich powikłań i zgonów byłaby bardzo duża. W Polsce przed wprowadzeniem szczepienia przeciw odrze (1975 rok) rocznie z powodu odry i jej powikłań umierało 100-300 osób.

Wirusolog: dyskusja z antywirusowcami przypomina dyskusję z sektą

- nie ma skutecznego leku działającego na wirusa odry, który zapobiegałby powikłaniom ze strony mózgu (wczesnym i późnym);
- średnio co dziesiąty chory wymaga leczenia w szpitalu z powodu ciężkiego przebiegu choroby i powikłań (m.in.: zapalenie płuc, bardzo wysoka gorączka, drgawki, zapalenie mózgu);
- niedowłady i porażenia po ostrym odrowym zapaleniu mózgu są nieodwracalne i prowadzą do kalectwa;
- podostre stwardniające zapalenie mózgu jest powikłaniem nieuleczalnym nieuchronnie prowadzącym do śpiączki i śmierci;
- trudno przewidzieć, kogo dotkną ciężkie powikłania. Mogą wystąpić także u zdrowych dotychczas dzieci i dorosłych;
- ryzyko ciężkiego przebiegu i powikłań jest największe u: niemowląt, niezaszczepionych dorosłych, którzy nie chorowali na odrę, nieuodpornionych kobiet w ciąży, pacjentów z niedoborem odporności (wrodzonym lub nabytym w wyniku choroby, np. HIV, albo leczenia osłabiającego układ odporności).

Podziel się
-
Zwiń

Justyna Sieklucka

ZobaczSegregacja dzieci we Włoszech. „To zmierza w stronę rasizmu”

Czytaj artykuł

Tytuł: Dzieci imigrantów nie mogły jeść w szkolnej stołówce Źródło: Shutterstock

Katarzyna Guzik

ZobaczTropikalny Hitlerzinho. Karmi się strachem, wypluwa nienawiść

Czytaj artykuł

Sylwia Majcher

ZobaczWielorazowe podpaski, wypożyczone jeansy. Nic nie może się zmarnować

Czytaj artykuł

Tytuł: Ruch "Zero waste" zyskuje na popularności

Małgorzata Goślińska

ZobaczNieludzka żałoba. "One myślą, że ten pan gdzieś tam jest"

Czytaj artykuł

Tytuł: Zwierzęta na swój sposób przeżywają żałobę Źródło: Shutterstock

Tomasz Wiśniowski

ZobaczFundował pączki, dawał samochody. Ukochany miliarder osierocił całe miasto

Czytaj artykuł

Tytuł: Vichai Srivaddhanaprabha doprowadził Leicester City do mistrzostwa Źródło: Michael Regan/Getty Images

Joanna Górnikowska

Zobacz Fotki najidealniejszego ze światów. "Wielka, nadmuchana bańka"

Czytaj artykuł

Tytuł: Życie na Instagramie

Tomasz-Marcin Wrona

Zobacz"Jestem tylko muzyczną prostytutką"

Czytaj artykuł

Tytuł: Freddie Mercury Źródło: Steve Jennings/WireImage/Getty

Redaktor prowadząca

Aleksandra Majda

 

Autorzy

Małgorzata Goślińska, Tomasz Marcin Wrona, Tomasz Wiśniowski, Katarzyna Guzik, Sylwia Majcher, Joanna Górnikowska, Katarzyna Świerczyńska, Małgorzata Solecka

 

Redakcja

Aleksandra Majda, Łukasz Dulniak

 

Zdjęcia

Shutterstock, Michael Regan/Getty Images, Getty Images, AP/Associated Press/East News, TVN24

 

Fotoedycja

Mateusz Gołąb, Daria Ołdak, Karol Piątkowski, Michał Sadowski, Jacek Barczyński, Krystiana Konieczna

 

Na nagraniu rudobiały kot, machając ogonem, wpatruje się w ruchomy obraz na smartfonie. Następnie ociera się o telefon głową, by wreszcie położyć ją na ekranie i tak już pozostać do końca ze wzrokiem utkwionym w dal.

71-sekundowe ujęcie obiega media społecznościowe i serwisy informacyjne, także w Polsce. Podpis: kot widzi na smartfonie swojego właściciela, który umarł jakiś czas temu.

False - komentuje teyit.org, który weryfikuje treści internetowe. Dziennikarz serwisu dotarł do autora wideo. Okazało się, że nakręcił je w 2016 roku właściciel kota, wciąż żywy, a kot o imieniu Mia, słuchając tureckiego piosenkarza Selami Sahin, oglądał wtedy w smartfonie żółwia.

Ale jest za późno. Fake news ma 42 miliony odsłon i obala mit, że do żałoby zdolni są tylko ludzie i psy.

Pies na rondzie

Z mitem, że stratę bliskich przeżywają tylko ludzie, dawno rozprawił się Dżok, a jeszcze wcześniej Fido, Hachikō i Bobby.

Zacznijmy od Dżoka, bo jest nasz, polski.

Po rondzie Grunwaldzkim w Krakowie wałęsa się duży czarny kundel. Mijają go samochody, tramwaje, ludzie i psy ze swoimi ludźmi, a czarny kundel - sam - biega, węszy, siada, rozgląda się, kładzie i znowu od początku. Biega, węszy, rozgląda się i tak w kółko aż do zmroku.

Ten 13 minutowy dokument pod tytułem "Miejsce" wyemitował krakowski ośrodek TVP w 1991 roku. Dżok koczował wtedy od pół roku na rondzie Grunwaldzkim w Krakowie i stawał się legendą.

Ludzie napisali o nim wiele artykułów oraz dwie książki, a w 2001 roku na bulwarze Czerwieńskim nad Wisłą w pobliżu Wawelu i mostu Grunwaldzkiego postawili mu pomnik. „Najwierniejszemu z wiernych”, „symbolowi psiej wierności”, psu który „przez rok oczekiwał na swojego pana”.

Krakowski Dżok doczekał się swojego pomnika nad Wisłą
Zdjęcie (Krakowski Dżok doczekał się swojego pomnika nad Wisłą): 2826907

Legenda głosi, że pewnego dnia pod koniec 1989 roku albo na początku 1990 Dżok wyszedł na spacer na bulwary ze swoim panem. W pewnym momencie pan upadł i już nie wstał. Wokół biegali inni ludzie, aż przyjechała karetka na sygnale i zabrała pana. Wedle legendy zmarł z powodu zawału serca. Tak czy inaczej Dżok więcej go nie zobaczył.

Na razie nikt tej historii nie zakwestionował i świat poznał już podobne historie psów, którym też postawiono pomniki: Hachikō z Tokio w Japonii i Fido z Luco di Mugello, małego miasteczka w Toskanii we Włoszech. Psy codziennie wieczorem witały swoich panów, wracających z pracy. Hachikō wychodził na stację kolejową po Hidesaburō Ueno, profesora uniwersytetu w Tokio, Fido - na przystanek autobusowy po Carlo Soriani, robotnika cegielni z Borgo San Lorenzo. Obaj właściciele pewnego dnia nie wrócili do domu. Hidesaburō Ueno 21 maja 1925 roku dostał wylewu krwi do mózgu podczas wykładu. Carlo Soriani 30 grudnia 1943 roku zginął w bombardowaniu Borgo San Lorenzo.

Historie Hachikō i Fido zostały udokumentowane jeszcze za życia psów. O pierwszym napisał student profesora Hidesaburō Ueno. O drugim - włoskie czasopisma i magazyn Time. Hachikō wychodził na stację kolejową jeszcze przez dziesięć lat po śmierci pana, aż zniszczył go rak. Fido - przez czternaście lat na przystanek autobusowy, gdzie w końcu został znaleziony martwy.

Hachikō na stacji kolejowej w Tokio
Zdjęcie (Hachikō na stacji kolejowej w Tokio): 4693533

Dżok, Fido, Hachikō czekali na swojego pana tam, gdzie widzieli go ostatni raz – to jeszcze można zrozumieć. Ale co robią psy na cmentarzach, jak Bobby, pies ogrodnika, który ma pomnik w Edynburgu?

Pies na grobie

Ogrodnik John Grey z Edynburga zatrudnił się w policji jako konstabl, bo nie mógł znaleźć pracy w swoim zawodzie. Ponieważ pracował w nocy, zakupił sobie do towarzystwa psa rasy terrier i dał mu imię Bobby. Tak się zaczęło ich wspólne stróżowanie. Nie trwało długo. Dwa lata później John Grey zmarł na gruźlicę i spoczął na cmentarzu Greyfriars Kirkyard.

Dzień po pogrzebie mężczyzny na cmentarzu pojawił się Bobby i został tam 14 lat, do dnia swojej śmierci. Dlatego do wiecznej pamięci przeszedł jako Greyfriars Bobby.

Oddalał się tylko na chwilę do kawiarni, gdzie wcześniej chadzał z panem. Właściciel kawiarni karmił go i Bobby wracał na grób pana, gdzie zarządca cmentarza po nieskutecznych próbach przepędzenia psa postawił mu budę.

Bobby z Edynburga
Zdjęcie (Bobby z Edynburga): 4692484

Nikt Bobby'ego nie sfotografował na cmentarzu, bo to się działo w drugiej połowie XIX wieku, w epoce przedsmartfonowej. Ale już Franio z Mysłowic ma zdjęcia.

Widzimy, jak mały czarny kundel leży z zamkniętymi oczami na skromnym grobie, przykrytym gałęziami świerku. Była ostatnia niedziela lutego 2016 roku. Pracownicy schroniska dla zwierząt w Zawierciu, którzy przyszli po psa, dowiedzieli się, że próbował dostać się na cmentarz od soboty. Kręcił się pod murem przy kontenerze na śmieci i wisiał na klamce, ale furta była zamknięta. Wiało, padał deszcz, a on zwinął się w kłębek na kłującej świerczynie pod gołym niebem, mimo że mógłby znaleźć lepsze schronienie w lesie obok cmentarza. A gdy go zabierali, piszczał i warczał.

Leżący w grobie mężczyzna zmarł w 2015 roku. Pracownicy schroniska znaleźli jego wcześniejszy adres, poszli tam i nikogo nie zastali. Musieli rozwiązać sytuację prawną Frania, żeby móc oddać go do adopcji. W końcu ustalili, że właściciel psa faktycznie nie żyje, ale mieszkał gdzie indziej i gdzie indziej został pochowany. Franio spał na grobie kogoś obcego. TO JEST BARDZO NIEJASNE. skąd TEŻ WIADOMO, ŻE TO NIE BYŁ WŁAŚCICIEL ?

Pies spał na grobie
Video (Pies spał na grobie): 1510480

Psy miewają inne powody do przebywania na cmentarzu. Suki kopią jamę w grobie, żeby się oszczenić. Odludne miejsce, miękka ziemia. Media opisywały takie historie w Rosji, w Serbii i w Polsce.

- To było pod koniec sierpnia 2017 roku - wspomina Beata Santorek z Warszawy. - Suka wykopała norę pod płytą grobu rodziców na cmentarzu w Nasielsku. Wyciągnęliśmy pięć szczeniaków. Omal się nie potopiły. Była ulewa i w norze zbierała się woda. MYŚLISZ ŻE TE HISTORIE PASUJĄ DO POZOSTAŁYCH?

Suka w grobie w Nasielsku
Zdjęcie (Suka w grobie w Nasielsku): 4692536
Psy w grobie w Nasielsku
Zdjęcie (Psy w grobie w Nasielsku): 4692537

Nie ustalono, czy siedmioletni Asik odnaleziony w 2014 roku przez Ole Pawlak z OTOZ Animals pośród wieńców na świeżym grobie 84-latka na cmentarzu w dzielnicy Krakowiec w Gdańsku za życia mężczyzny do niego należał. https://trojmiasto.onet.pl/wierny-pies-zamieszkal-na-grobie-swojego-pana/f3t94

TO TA HISTORIA? BO TU PISZĄ ŻE TO JEGO PAN BYŁ

Pies leżał na jednym z grobów
Zdjęcie (Pies leżał na jednym z grobów ): 3645381

Ale Kuba z Pleckiej Dąbrowy na pewno odwiedzał swoich byłych właścicieli.

W 2011 roku Gazeta Lokalna z powiatu Kutno pisała o psie, który na cmentarzu we wsi Plecka Dąbrowa w gminie Bedlno od półtora roku wył na grobie. Dziennikarze wyjaśnili dziwne zjawisko: to był Kuba, który chodził tam ze swoim panem Stanisławem na grób jego żony Teresy, a swojej pani. Leżał przy grobie pani, gdy pan zapalał znicze, potem pan siadał na ławeczce, a Kuba wskakiwał mu na kolana. Gdy pan Stanisław wkrótce zmarł, jego córka zabrała Kubę do siebie, do Kutna. Ale pies był tak osowiały, że kobieta zawiozła go z powrotem do Pleckiej Dąbrowy. - Myślałam, że on tęskni za domem, a tu chodziło o rodziców - opowiedziała dziennikarzom. - Nie mogłam w to uwierzyć. Pobiegł na cmentarz, położył się na płycie pomnika i cichutko skomlał.

Kot na grobie

Czarnobiały Felek w 2018 roku zadomowił się na cmentarzu w Szczecinie Zdrojach. - Jest tu od lutego, odkąd jego pani odeszła - opowiada znajoma zmarłej - Był zimą, był całą wiosnę i teraz też jest - mówiła w sierpniu.

- Jego pani mieszkała w bloku, ale po jej śmierci Felusia przepędzili. I Feluś zaczął szukać pani. Chodzi ścieżkami, którymi razem chodzili. Chodzili pod górę i na dół, bo ona tam też kogoś miała i Felek zawsze był przy jej nodze, jak piesek.

Bo Felek jest kotem.

Felek trafił pod opiekę stowarzyszenia
Video (Felek trafił pod opiekę stowarzyszenia): 1754854

Toldo też jest kotem, tyle że włoskim, szarobiałym. Obu kotom daleko do sławy Bobby'ego, Fido, Hachikō i Dżoka, żaden nie ma jeszcze pomnika. Chociaż Toldo odprawiał rytuały na grobie i ma na to świadków. Dziennik Corriere Fiorentino, opisując jego historię podkreślał, że gdyby nie świadkowie, uznałby ją za wymyśloną.

Mieszkańcy okolic cmentarza w małej miejscowości Montagnana na północy Włoch zauważyli, że szarobiały kot znosi na świeży grób przedmioty, znalezione po drodze. Liście, piórka, patyki, kolorowe wstążki, chusteczki higieniczne, kubeczki plastikowe, kawałki folii aluminiowej. I wysiaduje na tym grobie.

Mogiła należy do Renzo Iozelli. Gdy wdowa po nim znalazła na grobie gałązkę akacji, od razu wiedziała, że musiał tu być Toldo. Na pewno nie wiatr, w okolicy nie ma drzew akacji. Opowiedziała dziennikarzom, że mąż przygarnął Toldo, gdy kot miał trzy miesiące. Żyli razem trzy lata, do września 2011, kiedy Renzo zmarł.

Toldo był na pogrzebie pana. Do tego dnia, jak piszą Joanna Chełstowska i Ludwik Kozłowski w książce "Riko i my", nic nie jadł, nie pił, nie ruszał się z mieszkania, siedząc w łóżku, w którym spał z panem. A potem pojawił się w kościele i poszedł z konduktem na cmentarz, uczestnicząc w całej ceremonii. TO KTO OPISAŁ HISTORIĘ TOLDO? CORRIERE CZY CI PAŃSTWPO? CO TO ZA KSIĄŻKA W OGOLE?

Pies na skrzyżowaniu

- Z naukowego punktu widzenia kot i pies są w stanie wyczuć swojego pana sześć stóp pod ziemią. Dla ich nosa to żaden wyczyn. Nie przypadkowo psy pracują przy poszukiwaniach ludzi w gruzowiskach i lawinach. Na cmentarzu i po drodze na cmentarz mogą też wyczuwać zapach domu, który przenosi tam rodzina zmarłego odwiedzająca grób. To bardzo silna woń i może się długo utrzymywać - mówi Jagna Kudła, lekarka weterynarii, specjalistka w terapii zaburzeń zachowania psów i kotów.

Nauka potwierdza także, że zwierzęta przeżywają “lęk separacyjny”. Widać to gołym okiem: po rozdzieleniu z panem nie chcą jeść, nie chcą się bawić. Mogą być za to bardziej aktywne, szukać pana, ożywiać się na widok kogoś podobnego i gasnąć, gdy zapach okazuje się nie ten.

Kudła: - Czas po stracie właściciela, który pies czy kot potrzebują, by się pozbierać, trwa około miesiąc. Ale nie u każdego, u niektórych rozwija się depresja i potrzebna jest farmakoterapia. Spokój, przewidywalność, stały rytm dnia, jak najmniej bodźców. A ludzie myślą: kotkowi umarł kotek, to damy mu nowego kotka???. Nic bardziej błędnego. Nowe towarzystwo tylko pogłębia stres, a najgorsze jest umieszczenie w schronisku. Cierpiący, wycofany kot jest mobbingowany przez inne koty. Nie dość że cierpi, musi walczyć o terytorium.

Max, siedmioletni husky codziennie przez ponad rok przychodził na skrzyżowanie w Szczecinie, z którego w 2010 roku jego pan odjechał do Norwegii. Siedział i patrzył w jednym kierunku. Pan przed wyjazdem znalazł mu nowy dom, ale Max z niego uciekał. Nowi opiekunowie siłą zabierali go ze skrzyżowania. Od roku czeka na swego pana
Video (Od roku czeka na swego pana): 300151

Czekał na pana jak Dżok, Fido i Hachikō. Z tą różnicą, że tych pomnikowych psów nikt nie porzucił.

- Nie można psu wytłumaczyć, że pan umarł? Wziąć na pogrzeb, jak kota Toldo? Może by się wtedy nie złościł na swojego pana? - pytam lekarkę.

- Ale zwierzęta się nie złoszczą - mówi Kudła. - One po prostu usiłują połączyć się ze swoim panem. Wyrzucone z samochodu czekają na ulicy, zostawione w mieszkaniu potrafią wydrapać dziurę w ścianie. Porzucenie i śmierć to dla nich to samo. Nie rozumieją, co się stało i myślą, że ten pan gdzieś tam jest.

Słonie, świnie, orki, mrówki

Zwierzę nie jest w stanie pojąć śmiertelności, bo jego świadomość rozwija się do poziomu świadomości pięcioletniego człowieka, który w tym wieku też tego nie rozumie. Życie nie ma końca, śmierć nie jest nieodwracalna. Zwierzę i dziecko rozumieją tylko separację, rozdzielenie z bliskim.

Z tą tezą niektórych naukowców polemizuje Teja Brooks Pribec, doktorantka Uniwersytetu w Sydney.

- A skąd mogłyby one [dzieci i zwierzęta] czerpać przekonanie o odwracalności separacji? - pyta doktorantka w swojej pracy "Animal Grief", opublikowanej w Animal Studies Journal w 2013 roku. CZYLI CO ONA UWAŻA - ŻE ZWIERZĘTA ROZUMIEJĄ CZYM JEST ŚMIERĆ?

Bobby z Edynburga czuwał na grobie, a Fido z Włoch i Hachikō z Japonii wychodzili po pana aż do swojej śmierci. Ale Dżok z Krakowa nie umarł na rondzie Grunwaldzkim. Po roku dał się przygarnąć pewnej wdowie, emerytowanej nauczycielce Marii Müller, jednej z osób, które go dokarmiały. Jakby zrozumiał, że pan nie wróci po niego już nigdy.

Nowa pani zmarła siedem lat później, też przed Dżokiem. Pies miał trafić do schroniska, ale w Wielkanoc 1998 roku znaleziono go martwego na torach. Niektórzy twierdzili, że celowo rzucił się pod pociąg.

Teja Brooks Pribec, powołując się na wiadomości BBC News z 6 maja 1999 roku, przypomina historię słonicy Damini w indyjskim zoo, która zagłodziła się po stracie przyjaciółki, zmarłej przy porodzie.

"Do podobnego zdarzenia omal nie doszło w Edgar"s Mission Farm Sanctuary" - pisze doktorantka. Chodzi o schronisko dla zwierząt hodowlanych niedaleko Melbourne w Australii. - "Kiedy zmarła świnia Daisy, jej bliska towarzyszka Alice leżała na jej grobie dwa dni i dwie noce, odmawiając jedzenia i nie ruszając się".

Na przełomie lipca i sierpnia 2018 roku naukowcy, dziennikarze i tysiące odbiorców mediów śledzili orkę Tahlequah, która w pobliżu kanadyjskiej wyspy Wiktoria z Archipelagu Arktycznego przez siedemnaście dni unosiła na powierzchni wody swego potomka. Młode zmarło prawdopodobnie kilka godzin po porodzie, a obserwatorzy martwili się, że matka padnie z wycieńczenia.

Ken Balcomb, założyciel Centrum badań nad Wielorybami, w rozmowie z CNN powiedział: Ona wie, że cielątko jest martwe. Myślę, że to jest żałoba matki. Ona nie chce, żeby dziecko odeszło. Podejrzewamy, że straciła też swoich dwóch potomków, którzy przyszli na świat osiem lat temu.

///wideo z orką///

Nie był to pierwszy waleń, który w ten sposób żegnał się ze swoim dzieckiem.

Słonie przykrywają ciała zmarłych młodych ziemią i gałęziami i wracają do miejsc pochówku. Sroki, kruki i wrony znoszą trawę do swych zmarłych i czuwają przy nich, nim odlecą.

Teja Brooks Pribec nazywa te czynności rytuałami pogrzebowymi i na dowód tego, że zwierzęta wiedzą, że mają do czynienia ze śmiercią, przytacza badania nad mrówkami.

Mrówki układają zmarłych członków społeczności w stosy. Wiedząc, że mają one najlepiej rozwinięty węch wśród owadów, znany socjobiolog Edward O. Wilson pokrył jedną z żywych mrówek substancją chemiczną, którą te zwierzęta wydzielają po śmierci. Mrówka ruszała nogami, ale pozostałe, ignorując to, zaniosły ją na stos.

Ultrafiolet

Wśród ludzi są zwolennicy teorii, że koty widzą zmarłych teraz, na ziemi.

"Babcia mojej koleżanki niedawno zmarła i zostawiła kota. Codziennie po szkole razem z moją koleżanką chodzimy nakarmić tego kota (a raczej kotkę) i pobawić się z nią, żeby nie czuła się samotna. Od śmierci babci mojej koleżanki Mruczka zaczęła się dziwnie zachowywać np: wchodzi do szafy z ubraniami babci mojej koleżanki, charczy chociaż w pobliżu nie ma żadnego niebezpieczeństwa, i miałczy przy drzwiach, tak jak to robi zawsze gdy ktoś przez nie wchodzi. Kotce powiększają się też niespodziewanie źrenice i często ślepo patrzy się w drzwi pokoju zmarłej babci. Mruczka ograniczyła się do jednej saszetki Whiskas dziennie, chociaż normalnie pożera je ze trzy - opisuje heppy kotek na portalu paranormalne.pl.

Naukowcy powiedzieliby: Mruczka odczuwa lęk separacyjny. - Podejrzewamy, że Mruczka może widywać ducha babci - pisze heppy kotek. - Ciekawi mnie tylko to dlaczego charczy, skoro babcia mojej koleżanki była dla niej wspaniałą opiekunką. Bardzo boimy się czy Mruczka nie umrze z tęsknoty, i chcemy się też przekonać czy to naprawdę możliwe, żeby kotka zobaczyła, albo chociaż wyczuła ducha.

ziwk2 na innemedium.pl: - Byłem świadkiem takiej sceny, gdy psy nagle rozszczekały się na portret wiszący na ścianie. Pomimo, że go świetnie znały, bo portret nieżyjącego Dziadka tam wisiał od lat, to tym razem przerażone rozszczekały się na niego i starały się trzymać jak najdalej od ściany, ale i jak najbliżej ludzi. Ponieważ była to Wigilia, a więc dzień szczególny, to Babcia stwierdziła, że Dziadek zaglądnął z pytaniem "Co słychać?".

Naukowcy na razie udowodnili, że koty, psy i inne nieludzkie zwierzęta widzą promieniowanie ultrafioletowe, niedostępne dla oka człowieka. Co jest w tych falach, ludzie mogą tylko zgadywać.

Suka, która oszczeniła się w grobie rodziców Beaty Santorek na cmentarzu w Nowosielsku nie mogła znać ich za życia. Ale córka jest przekonana, że nie znalazły się tam przypadkowo. - W mojej rodzinie zawsze było dużo zwierząt, znalezionych na ulicy. Rodzice zaopiekowali się nawet ranną kawką, która mieszkała na drzewie pod oknem w kuchni i przyfruwała na obiad. Te psy musiały czuć, że w grobie rodziców nie stanie im się krzywda, że ktoś im pomoże. Wszystkie znalazły nowy dom.

Poprzedni weekend 27-28.10.2018
2 tygodnie temu 20-21.10.2018
3 tygodnie temu 13-14.10.2018
4 tygodnie temu 06-07.10.2018
5 tygodni temu 29-30.09.2018
Zobacz wszystkie