- Jak by pan określił relację prezes Kaczyński - premier Morawiecki? Kornel Morawiecki: Partnerskie. Ale oczywiście w tym układzie prezes jest jego szefem. Z Kornelem Morawieckim, antykomunistycznym opozycjonistą i ojcem premiera, dla Magazynu TVN24 rozmawia Arleta Zalewska
Arleta Zalewska: Dlaczego na Mateusza mówiliście "Dziki"?
Bo był narowisty.
Czyli jaki?
Był trudnym chłopcem.
Nie uczył się? Pił? Uciekał z domu?
Nie był chuliganem. Był uparty i zbuntowany. Miał swoje zdanie. Jak się od niego czegoś wymagało, trzeba było go do tego przekonać, a nie po prostu nakazać.
To zaleta.
Wychowanie takiego chłopca nie jest łatwe. To wieczna walka. Żona chciała, żeby chodził do szkoły muzycznej, żeby grał na pianinie. Miał talent. Poszedł i szybko zrezygnował. Zresztą jego trzy siostry były takie same.
Po wybuchu stanu wojennego ukrywał się pan przed służbą bezpieczeństwa. Kto wychowywał dzieci?
Matka, szkoła, moi koledzy z Solidarności Walczącej, ale paradoksalnie ja też. To, że mnie nie było przez 6 lat mogło mieć na Mateusza nawet silniejszy wpływ, niż gdybym przy nim był. On wtedy jako młody chłopak szukał pewnych ideałów. I w nas je widział.
Co dokładnie?
Nasze wartości - patriotyzm, oddanie. To mu imponowało.
I kształtowało?
On miał silne więzi z moimi kolegami z konspiracji, którzy byli często lepsi i mądrzejsi ode mnie. Przez lata przewijali się przez nasz dom w lesie. On w tym uczestniczył na co dzień.
W życiu słynnej "Kornelówki".
To jest dom pod Wrocławiem. Teraz tam mieszka jego siostra. On wtedy tym wszystkim żył: podziemną prasą, ulotkami, dyskusjami, przyrodą. To była jego codzienność, to go wyedukowało. Poszerzyło horyzonty.
Ale ojciec to ojciec, szczególnie jak się ma 13, 14 lat. Były momenty, że miał żal, że pana nie ma obok?
Myślę, że miał. I słusznie. Dziecku nie da się wytłumaczyć wszystkiego polityką. Brakowało mu ojca, bo byliśmy bardzo związani. Od rozmów po grę w ping-ponga. Potem trenował we wrocławskim klubie. Był naprawdę dobry.
Czytałam wspomnienia jego kolegów, że jak rozbierał się po treningu, miał plecy granatowe od pobicia, twarz też.
SB go przesłuchiwała. Chcieli go złamać, żeby powiedział, gdzie się ukrywam. Tak na nas naciskali - porywając członków rodziny.
Pan o tym wiedział?
Nie wszystko. Po jakimś czasie koledzy powiedzieli mi, że esbecja wywiozła Mateusza do lasu i że kazali wykopać mu grób. Grozili, że zrobią krzywdę jego matce, siostrom. Nie złamał się.
Jak on to przeżył?
Z tego, co wiem, to się ostro wkurzył. Zlali go i zostawili w lesie.
Traumatyczne przeżycie
Hartujące.
Miał do pana kiedyś pretensje?
Nigdy o tym nie słyszałem.
Nie słyszał pan, żeby wtedy emocjonalnie pękł?
Nie sądzę.
Takie historie zostawiają ślad na całe życie. Wyobrażam sobie, że dzieciaki zamykają się w sobie albo próbują wyładować agresję.
To go nauczyło wytrwałości. Zbudowało charakter. On zawsze od siebie wymagał więcej. Mateusz cudem zdał maturę. Służby działały wtedy tak, że takich aktywnych chłopaków z opozycji, tuż przed maturą zabierali na komisariat. Nie stawiali się na maturze i nie mogli iść na studia. Zdał, bo wcześniej poszedł do szpitala.
Specjalnie?
Tak. Pomogli znajomi lekarze. Ten nacisk i trudności podziemia go mobilizowały. Zawsze był pracowity. Chciał wszystko robić perfekcyjnie. Jak ktoś mu utrudniał, to on starał się jeszcze mocniej, żeby mu udowodnić.
Tylko walka z komunistami dla chłopca to jednak ekstremalne wyzwanie.
Ostatnio jego siostra Ania przypomniała mi taką historię. Po kolejnym przesłuchaniu jak zawsze dostał w gębę. Ania mówi do niego: Mateusz, może ty ogranicz tę aktywność, bo cię w końcu wyrzucą ze studiów. A on jej wyciągnął indeks i mówił: Patrz, siostra, mam średnią ocen 5,0. Niech mnie wyrzucają. Rozumie pani, on chciał być najlepszym studentem, żeby im pokazać.
Rozmawialiście potem o tym, co się działo, jak pana nie było?
Nie pamiętam, ale wydaje mi, że niespecjalnie.
Nie przegadał pan z synem tamtych wydarzeń?
Nie rozczulaliśmy się. Ani on nade mną, ani ja nad nim. Zresztą ja wróciłem po latach.
Brzmi to trochę brutalnie. Mało które dziecko jest porywane i SB każe mu kopać swój grób.
Dlatego mówię pani, że to go wzmocniło.
A ma w sobie chęć zemsty?
Na komunistach?
Też.
Myślę, że nie. Mateusz rozumie potrzebę rozliczeń po 1989 roku i konsekwencje braku lustracji. Kiedyś był bliższy okrągłemu stołowi niż ja. Wchodził wtedy do biznesu i uważał, że inaczej niż poprzez porozumienie nie da się przejść przez transformację. Teraz zgadza się z moją zasadą: przejąć to, co dobre po tamtym systemie, ale tym ludziom, którzy szkodzili Polsce, odebrać wpływy.
Ustawa degradacyjna, zawetowana przez prezydenta, to była dobra droga?
Po pierwsze pojawiła się o co najmniej 25 lat za późno. Po drugie to byłoby jedynie rozliczenie moralne. My mówimy o pewnej zmianie myślenia. Odpowiem tak: polscy komuniści w znacznej części nie byli jak ci radzieccy.
W sensie – nie byli ideologiczni?
Jak Aleksander Kwaśniewski mi mówi, że on nie był komunistą, to ja mu nawet wierzę.
Był koniunkturalistą?
Dokładnie. Był jak wielu wtedy karierowiczem. I to przeświadczenie jest do dziś w polityce: karierę robić jest dobrze, a ci, co chcą służyć, to frajerzy. I to trzeba zmienić.
Pana syn zrobił gigantyczną karierę w biznesie.
Jego zadanie w polityce: przywrócenie etosu służby.
Do służby polityków PiS-u jeszcze przejdziemy. Ale mnie ciekawi, czy pana syn nie miał ochoty odegrać się na tych funkcjonariuszach z lasu, czy na tych, którzy brutalnie przesłuchiwali jego matkę?
Myślę, że jego odpowiedzią jest to dzisiejsze premierowanie. To jest jego odpowiedź tym, co chcieli go zniszczyć.
(do sejmowego pokoju koła Wolni i Solidarni wchodzi asystent)
Dr Grzegorz Krzeszowski: Panie marszałku, musimy powoli kończyć, kierowca czeka
Kornel Morawiecki: Daj nam jeszcze chwilę. (asystent wskazuje na zegarek)
… idź, idź, pozwól jeszcze chwilę.
Szybko pan żyje?
Trochę tak.
Jak na 77 lat to bardzo.
Żyję z łaski cywilizacji. W sierpniu miną cztery lata, jak mam bajpasy. A wielu lekarzy obawiało się podjąć operacji.
Uważali, że pan nie przeżyje operacji?
Odważyli się dopiero lekarze z kliniki profesora Mariana Zembali w Katowicach.
Mimo że Zembala z Platformy Obywatelskiej to nie taki zły?
Świetny lekarz. A jego ludzie podarowali mi trochę lat życia. Pewnie pożyłbym jeszcze jakieś pół roku i tyle.
I nie zobaczyłby pan, jak syn zostaje premierem.
To jeden z piękniejszych dni w moim życiu.
Jest pan nieformalnym doradcą premiera?
Nie, na pewno nie. Ludzie myślą, że jak syn jest premierem, to mogę załatwiać różne rzeczy.
I załatwia pan?
Nawet nie o to chodzi, czy byłbym w stanie, ale nie śmiem. To nie wypada, żebym ja zawracał mu głowę.
Często rozmawiacie?
Za rzadko. Gdy był wicepremierem, rozmawialiśmy częściej. Ostatnio spotkaliśmy się przed świętami.
To faktycznie dawno.
Zajęty jest.
A z Jarosławem Kaczyńskim pan często rozmawia?
Znamy się. Byliśmy na kolacji. Ale teraz rzadziej. On też jest zajęty.
Powiedział panu, dlaczego postawił na pana syna?
Podziękował za Mateusza. Powiedział, że uważa go za wielką polityczną osobowość.
Dlaczego?
Myślę, że Jarkowi imponuje jego patriotyzm, lojalność, wiedza, swoboda bycia w świecie europejskich elit.
Aż tak?
Oni się po prostu polubili. Jarek - w tym układzie politycznym - jest autentycznym promotorem Mateusza.
Co oznacza, że w każdej chwili prezes może zmienić decyzje i postawić na innego konia.
Bez Jarka Mateusza nie byłoby w PiS-ie, to oczywiste. Ale on teraz jako premier zaczął również sam budować swoją polityczną pozycję.
Prezes przekaże mu partię?
Nie znam jego zamiarów. Nie znam też wewnętrznych układów w PiS-ie.
Pytam, czy uważa pan, że Jarosław Kaczyński chce, by to pana syn był jego następcą?
Ja na pewno tego chcę. Ale bez wątpienia Mateusz jest w tej chwili jednym z najważniejszych liderów PiS-u.
Jak pan ocenia cztery miesiące jego premierowania?
Idzie w dobrym kierunku.
Na razie to głównie kolejne wpadki: gigantyczny spór o ustawę o Instytucje Pamięci Narodowej i awantura o nagrody dla ministrów.
Uważam, zresztą tak jak premier, że awantura wokół nagród to był błąd.
Widział pan reakcje posłów PiS-u na słowa Beaty Szydło: "Im się te nagrody należały"? Przecież wycofanie tych nagród to hipokryzja. To ma być ta służba, o której pan mówił?
To pokazało, że Polacy mają zdrową, naturalną intuicję. Kiedy wicepremier Jarosław Gowin mówi, że mu nie starcza do pierwszego, a zarabia kilkanaście tysięcy złotych - to ludzie widzą, że to nie jest normalne. I za tym poszedł Mateusz, a potem prezes Jarosław Kaczyński.
Ale politycy PiS-u już nie. To tamta owacja na stojąco dla byłej premier była prawdziwa, bo spontaniczna. I to mimo tego, że premier Morawiecki powiedział wcześniej: koniec nagród.
Uważam, że cała ta historia naruszyła pewne tabu klasy wyższej. Pokazała wyraźnie, że politycy przestali się liczyć z uczuciami zwykłych ludzi i teraz przyszedł czas na refleksję. Żeby żądać od polityków, od biznesu, od tych, którym się lepiej powodzi, solidaryzmu, takiej solidarnej refleksji.
Pan uważa, że tym wystąpieniem Beata Szydło chciała podważyć pozycję swojego następcy?
Nie znam motywacji pani premier.
Tym wystąpieniem zaszkodziła rządowi?
Oceniam to wystąpienie negatywnie.
Pana syn wstydzi się swojego majątku?
Myślę, że nie.
Pierwszy raz milioner został w Polsce premierem. To odstrasza wyborców?
Nie sądzę. On swoją postawą pokazał, że zrezygnował z dalszego bogacenia się na rzecz polityki. Od dawna mu mówiłem, że za dużo zarabia. Ale z drugiej strony, co złego jest w uczciwym bogaceniu się? Chodzi o to, by się dzielić z innymi.
Padł zarzut, że premier przepisał na żonę nieruchomości, żeby ukryć majątek.
On to przepisał wcześniej, niż wchodził do polityki. Myślę, że była to kwestia pewnego bezpieczeństwa rodzinnego z jego strony, ale nie rozmawialiśmy na ten temat.
Jak by pan określił relację prezes Kaczyński - premier Morawiecki?
Partnerskie. Ale oczywiście w tym układzie prezes jest jego szefem.
On jest w stanie postawić się Kaczyńskiemu, stawiać mu warunki?
Nie wyobrażam sobie, żeby ich nie stawiał.
Na przykład jakie?
Pamiętam nasze rozmowy jeszcze przed wejściem do rządu. Mateusz, odchodząc z biznesu, nie tylko tracił pieniądze dla rodziny. Zagraniczny bank, którego był prezesem, wspierał różne akcje edukacyjne, patriotyczne, kulturalne. To była jego inicjatywa. Jak zrezygnował, osłabił wiele możliwości pomagania innym. Ja mu wtedy mówiłem: Synu, może cię zrobią ministrem sportu, po co ty idziesz do tego rządu?
Zajmował się finansami, więc to było naturalne.
Najpierw został ministrem rozwoju i wicepremierem. Potem ministrem finansów. Potem premierem. Rekonstrukcją rządu, jaką przeprowadził, pokazał, że potrafi decydować. Wielu ludzi z PiS-u się tego nie spodziewało. Choć ja uważam, że mogła być głębsza.
Pan kogo by jeszcze usunął?
Nie będę w wywiadzie zmieniał rządu mojego syna. Ten rząd działa razem z premierem w sensie operacyjnym, ale w sensie sympatii to ma wielu przeciwników.
Czyli?
Pani wcześniej wymieniła byłą premier. Myślę, że Beata Szydło pokazuje czasem swoją niechęć, taki sprzeciw wobec Mateusza.
Dziwi się pan? Syn zajął jej miejsce?
Dziwię się, bo dymisja Beaty Szydło z funkcji premiera była związana, o czym rozmawiałem zresztą z ludźmi z PiS-u, przede wszystkim z jej małą decyzyjnością. W tym był problem i to był najważniejszy powód dymisji.
Po zmianie premiera coś się w tej kwestii zmieniło?
Jest duża różnica.
Od jego kolegów z rządu często słyszę, że są zdziwieni, jak szybko Mateusz Morawiecki zużył się jako premier, że sondaże miały wystrzelić, a tu spadki. Z czego to wynika?
Ma osobowość zbudowaną w świecie biznesu i banków. Tam jest większa hierarchizacja, taki bardziej merytoryczny porządek.
Mówią, że pana syn jest sztywny.
Być może korporacyjny dryl zubożył jego bezpośredniość, naturalność. Ale potrafi zaimponować ludziom.
Na działaczy PiS-u to ewidentnie nie działa.
Ja mu mówię: W polityce potrzeba więcej luzu. Mówię mu: Ty się tak do każdego wystąpienia nie przygotowuj. Ty się czasem pomyl, pozwól sobie na to.
Raz jak się pomylił i na konferencji w Monachium powiedział o sprawstwie Żydów w czasie II wojny światowej, to cały świat o tym mówił.
On tam po prostu popełnił językowy błąd. Gdyby mówił po polsku, nie byłoby problemu. Choć było to zdanie wyrwane z kontekstu. Całość wypowiedzi wszystko tłumaczy. A jak już to się stało, powinien przeprosić. Nie wolno zestawiać win Polaków, Żydów czy Ukraińców ze sprawstwem Niemców. To Niemcy zaplanowali zagładę i realizowali ją, wykorzystując strach i podłość ludzi różnych nacji. On powinien za to zdanie przeprosić.
Politycznie tego testu nie zdał.
Ustawa o IPN to nie był jego pomysł. Ja wstrzymałem się od głosu, moment na jej wprowadzenie też był zły, w przeddzień wyzwolenia Oświęcimia przez Armię Czerwoną.
Mógł zatrzymać jej dalsze uchwalanie.
Tego wtedy nie dało się już zatrzymać.
Można było to zrobić w Senacie.
Za duża była presja zagraniczna. Poza tym w tym sporze zasadnicze racje są po naszej stronie i dlatego uda się go wygrać.
Dziś Mateusz Morawiecki ma ochronę prezesa PiS-u. Jak ją straci, rywale się na niego rzucą. Pana zdaniem on jest gotowy na taki test?
Myślę, że jego rywale mogą być wtedy niemile zaskoczeni.
Potrafi być bezwzględny?
Ja tego nie powiedziałem. I wolałbym się nie przekonać.
Coś czuję, że rywale ostrzą pazurki.
Mateusz ma doświadczenie w biznesie, tam też konkurencja jest ostra.
Ale politycznego praktycznie nie ma. Polityka to nie to samo, co biznes.
To może być jego siła. Oponenci w PiS-ie boją się, że większe wpływy Mateusza w partii osłabią stare personalne układy. Że on zrównoważy obecny PiS młodym pokoleniem. A z nim mogą przyjść ludzie nie tylko zasłużeni partyjnie czy historycznie, ale też merytoryczni, młodzi, lepiej przygotowani.
Taki jest jego cel?
Mam nadzieję.
(wchodzi najmłodszy syn Kornela Morawieckiego)
Dzień dobry.
Kornel Morawiecki: Poczekaj, już idę.
Arleta Zalewska: Ile lat ma pana najmłodszy syn?
25.
Synowie żyją w dobrych relacjach?
Nie w bliskich, ale w poprawnych. To jego przyrodni brat.
Mateusz miał żal, że pan ich zostawił.
Ja się z żoną nigdy nie rozwiodłem.
Ale założył pan inną rodzinę.
Proszę jego spytać, ale zasadniczego sporu między nami o to nie było. On jest bardzo rodzinny, ma też taki naturalny szacunek dla rodziców, dla niego ojciec czy matka są autorytetami.
Słyszałam, że potraficie się ostro spierać. O co?
O sprawy ustrojowe. Ja na przykład uważam, że trzeba opodatkować kapitał. Od pewnego pułapu, ale trzeba. To jeden z postulatów nowego solidaryzmu. A on mówi: Co ty, ojciec, masz na myśli, jaki kapitał? Ten rząd nie ma odwagi zabierać bogatym. A na świecie pieniądz się rozpanoszył.
Choć dziś mniej się tak spieramy niż kiedyś. Mateusz już rozumie, że zbiorowość jest ważniejsza od sukcesu indywidualnego. Tylko od ludzi z niższych warstw społecznych też trzeba wymagać.
Czego?
Edukacji, budowania dojrzalszych międzyosobowych relacji między ludźmi, czyli emeryci opiekują się dziećmi i na odwrót. Tego myślenia ciągle jest za mało. Dlatego organizujemy partię Wolni i Solidarni.
Spieraliście się o przyjęcie uchodźców.
Ale też o relacje z Rosją, ja uważam, że trzeba je budować. Żałuję, że ani polski prezydent, ani premier nie wysłali gratulacji do prezydenta Władimira Putina po jego niedawnej wygranej w demokratycznych wyborach. Prezydent Donald Trump wysłał. Ameryce wolno, a nam nie?
Jeździ pan po kraju, powoli buduje struktury. Wejdzie pan w koalicję z PiS-em przed wyborami samorządowymi?
Na pewno PiS jest mi bliższy od totalnej opozycji, ale uważam, że dziś jest luka społeczna, wręcz cywilizacyjna, która wymaga przewartościowania naszego sposobu patrzenia na dominujący liberalny system. Ja to nazywam: kapitalizm precz. Kiedyś była komuna precz, a teraz - kapitalizm, który nie spełnia swojej roli. Teraz przychodzi czas na solidaryzm.
Krzyczycie na siebie w tych dyskusjach?
Czasem.
Jest trzaskanie drzwiami?
Nie, tego nigdy nie było. To, że się kłócimy, nie znaczy, że się nie kochamy.