Przez lata na politycznym aucie, pochłonięty walką z układem, wszechobecną agenturą, niespełniony, stał się w końcu jedną z najważniejszych osób w państwie. Jego imię skanduje na smoleńskich miesięcznicach sam Jarosław Kaczyński. To Antoni Macierewicz, jedyny polityk PiS, który ma w tej partii niezależną pozycję. Za kilka dni znów znajdzie się w centrum uwagi. Będzie pełnił rolę gospodarza szczytu NATO w Warszawie.
Sytuacja pierwsza, styczeń 2016 r., środek awantury wokół Trybunału Konstytucyjnego. Premier Beata Szydło leci do Brukseli, żeby wystąpić w Parlamencie Europejskim. Przed biuro PiS na Nowogrodzkiej w Warszawie podjeżdża auto, z którego wysiada Antoni Macierewicz. Kieruje się prosto do gabinetu prezesa, tam razem oglądają transmisję wystąpienia Szydło i je wspólnie oceniają. Ocena wypada korzystnie, szefowa rządu może odetchnąć.
Sytuacja druga. Kilkanaście godzin po zakończeniu głosowania w referendum Wielkiej Brytanii minister spraw zagranicznych Niemiec Franz-Walter Steinmeier zwołuje spotkanie szóstki szefów dyplomacji krajów UE. To nie podoba się w pozostałych stolicach państw Unii, które nie zostały zaproszone do rozmów. W Warszawie spotykają się najbliżsi współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego. Zastanawiają się, jak zareagować. – Potrzebny jest kontrapunkt – dowodzi Antoni Macierewicz. Chwilę później szef MSZ Witold Waszczykowski rozsyła zaproszenia na "miniszczyt" do Warszawy. – Autorem pomysłu był Antek – przekonuje ważny polityk partii rządzącej.
Bo Antoni Macierewicz i w rządzie, i w partii ma dziś wiele do powiedzenia. Wniosek o wotum nieufności dla ministra obrony, złożony przez polityków Platformy Obywatelskiej, na pewno jego pozycją nie zachwieje. PO domaga się dymisji Macierewicza po serii tekstów w "Gazecie Wyborczej", ukazujących jego dawne biznesowe powiązania z agentem bezpieki Robertem Luśnią. Politycy PiS zapewniają jednak, że cała sprawa dla Jarosława Kaczyńskiego nie ma szczególnego znaczenia. – W partii na pewno nie wywołuje nadzwyczajnych emocji. Co najwyżej kpiny, że szukał wszędzie agentów, a własnego nie wytropił – kwituje jeden z naszych rozmówców.
Mimo to po artykułach "Wyborczej" posłowie PiS dostają "przekazy dnia". Ich treść, przytaczana przez "Gazetę", nikogo w partii nie zaskakuje: mają powtarzać, że to element nagonki "GW" na Macierewicza, a cała sprawa to stara historia, którą szef MON już dawno wyjaśnił, zaś z Luśnią żadnych kontaktów nie utrzymuje od lat. A nowe wątki? Na przykład relacja świadka, byłego opozycjonisty, który relacjonuje niedawne kontakty Luśni i Macierewicza? – A to nie wiem, potem już nie czytałem – kwituje jeden z polityków PiS.
Macierewicz, szef Kaczyńskiego
Poszukiwaniu i demaskowaniu agentów Macierewicz poświęcił większą część swojej politycznej kariery. Zaczynał ją w opozycji jako jeden z założycieli Komitetu Obrony Robotników. Wtedy poznał Jarosława Kaczyńskiego. To był czas, kiedy to Macierewicz był liderem, skupiał wokół siebie tzw. prawicę KOR-owską. Kaczyński był w hierarchii dużo niżej – pod koniec lat 70. związuje się tym środowiskiem jako współpracownik redakcji "Głosu", której szefuje Macierewicz.
Nie trwa to jednak długo i nie przeradza się w trwałą polityczną współpracę. Upłynie jeszcze wiele lat, zanim ich role się odwrócą. W latach 90. toczą ostre spory ideowe – już z pozycji partnerskich, jako liderzy swoich formacji. Macierewicz jest szefem frakcji i wiceprezesem ZChN, Kaczyński tworzy wówczas Porozumienie Centrum.
Wspomina były polityk ZChN: – Myśmy z nimi mocno rywalizowali, uważaliśmy się za ideową prawicę, a Kaczyńskiego za liberała. PC budowało się wtedy w oparciu o komitety obywatelskie. Macierewicz wymyślił, że musimy rywalizować z PC na gruncie tych komitetów, bo to była gigantyczna struktura. I założył Chrześcijański Ruch Obywatelski, na jego czele postawił swojego człowieka, Wojciecha Bogaczyka. Od razu w ZChN zaczęto podejrzewać, że całe to ChRO jest strukturą, którą Antoni buduje dla siebie.
Jest rok 1991, toczą się negocjacje nad kształtem rządu Jana Olszewskiego. Jarosław Kaczyński forsuje na szefa MSW swojego brata Lecha Kaczyńskiego. "– Zamiast Macierewicza? – Oj, wolałem Leszka. Tylko szybko się zorientowałem, że Leszka nie da się zrobić ministrem spraw wewnętrznych, bo zaciekle się będzie temu opierał Wałęsa. Macierewicz bowiem bardzo dbał wtedy o to, żeby być w dobrych stosunkach z Wałęsą, a Leszek – nie" – opowiadał Jarosław Kaczyński Teresie Torańskiej w książce "My".
Ostatecznie PC do rządu nie wchodzi, a szefem MSW zostaje Antoni Macierewicz. Niedługo później z hukiem realizuje uchwałę lustracyjną, ujawniając nazwiska kilkudziesięciu polityków, którzy figurują jako kandydaci na TW. "Lista Macierewicza" doprowadza do upadku rząd Jana Olszewskiego, który zresztą od pewnego czasu się chwieje. Macierewicz spodziewa się takiego scenariusza już wcześniej. Kiedy spotyka Kaczyńskiego, rzuca: "– Mamy tylko miesiąc, żeby to zrobić. – Co zrobić?
– No, ujawnić agentów". (Za: "My").
Lider PC uważał wtedy, że Macierewicz podjął "złą decyzję". Mówił: "Ale jest to człowiek niewątpliwie zręczny, wykształcony, sprawny intelektualnie, inteligentny i generalnie rzecz biorąc, wyrobiony politycznie, u którego w pewnym momencie kariery życiowej coś się zacięło, nastąpił jakiś odjazd". Kaczyński dystansował się wówczas od nurtów katolicko-narodowych: "– Mówił mi [Macierewicz – red.]: Słuchaj, ty żeś wymyślił partię nowoczesną, w stylu zachodnioeuropejskim, odciętą od wszystkich bagaży polskiej tradycji z antysemityzmem i nacjonalizmem na czele, i ja się z tobą – generalnie rzecz biorąc – zgadzam, ale ty nie widzisz tego społeczeństwa. (…) Dalej mi mówił tak: ja mam takie same poglądy jak ty w gruncie rzeczy, tylko ja widzę, że twój zamysł jest nierealny, ty ze swoją partią możesz w wyborach dostać osiem lub dziewięć procent, nie więcej, bo nikt więcej cię tutaj nie zrozumie, trzeba więc – by stworzyć partię masową – działać inaczej, trzeba podchodzić do tego społeczeństwa takim, jakie ono jest, i ewoluować w kierunku nowoczesności razem z nim".
Macierewicz już w 1992 r. namawiał Kaczyńskiego do budowania szerokiego bloku na prawicy: "– Ja nie wiem, czy on w to wierzył, czy nie. On być może wiedział, że ze mną właśnie tak trzeba rozmawiać, bo gdyby zaczął sprzedawać mi jakieś bajki endeckie, tobym go wyśmiał". (Cytaty za "My" Torańskiej).
Zwłaszcza że Antoni Macierewicz jest już wtedy poza ZChN – zostaje bowiem wyrzucony z partii po tym, jak na "liście agentów" umieszcza jej lidera Wiesława Chrzanowskiego. Wraz z nim występuje kilku polityków, z którymi tworzy kanapową Akcję Polską (nie weszła do Sejmu). W połowie lat 90. Antoni Macierewicz jest już w ROP Olszewskiego, zostaje wiceprezesem partii i… szybko wchodzi w konflikt z przewodniczącym. Finałem jest podział ugrupowania – frakcja Macierewicza opuszcza ROP i tworzy Ruch Katolicko-Narodowy. Scenariusz ten jeszcze będzie się powtarzał.
Zbyt radykalny dla PiS
– Jarek Kaczyński? To było centrum, zgniłe kompromisy, a my chcieliśmy iść prosto i bezkompromisowo – wspomina jeden z byłych posłów ROP.
Macierewiczowi i jego środowisku dużo bliżej do Ligi Polskich Rodzin. Dlatego przed wyborami w 2001 r. politycy RKN startują z list Romana Giertycha – sojuszowi patronuje ojciec Tadeusz Rydzyk. Jednak zaraz po wyborach zaczyna się kolejna wojna Macierewicza, tym razem z Giertychem. W efekcie obecny szef MON opuszcza Ligę i ogłasza powstanie sejmowego koła RKN (jednym z jego najbliższych współpracowników i przyjaciół jest wtedy właśnie Robert Luśnia, który okazuje się być dawnym agentem bezpieki; jego poselskie oświadczenie lustracyjne negatywnie weryfikuje sędzia Bogusław Nizieński).
Kiedy zbliża się koniec kadencji, Macierewicz szuka nowego miejsca dla siebie i kilkorga posłów. Próbuje rozmawiać z Kaczyńskim, już wtedy prezesem PiS. – Ale nas Jarek nie chciał, bo zbyt radykalni byliśmy dla niego – przyznaje jeden z byłych polityków RKN.
Mimo to we władzach PiS zaproszenie dla Macierewicza jest poważnie rozważane. – Żeby wygrać rywalizację z PO i LPR, chcieliśmy stworzyć wrażenie, że jesteśmy partią, która obejmuje całą prawicę. Chwilę po transferze Staszka Zająca z LPR do PiS był pomysł, żeby wziąć jeszcze Macierewicza. Ale prezes nie był entuzjastą – opowiadał dawny członek kierownictwa partii Kaczyńskiego.
Ostatecznie prawicowe kanapowe formacje znów usiłują się zebrać pod patronatem Torunia, tym razem jako Ruch Patriotyczny. Jednak do Sejmu nie wchodzą, bo ojciec dyrektor pragmatycznie stawia już na PiS. RP w wyborach 2005 r. uzyskuje niewiele ponad 1 proc. głosów.
Telefon od Jarosława
Antoni Macierewicz ląduje na zupełnym politycznym aucie. Po wyborach we wrześniu 2005 r. siedzi w domu i czeka. W końcu kilka miesięcy później dzwoni Jarosław Kaczyński z propozycją: będziesz likwidatorem Wojskowych Służb Informacyjnych. PiS widziało w nich "jądro układu" i patologii III RP.
Dlaczego prezes PiS postawił wtedy na Macierewicza?
"Zapytałem o to Kaczyńskiego, już wtedy premiera. Byłem wtedy komisarzem Warszawy, trwała kampania wyborcza, mieliśmy konwencję i spotkaliśmy się tuż przed naszymi wystąpieniami. Byliśmy tam tylko we dwójkę, akurat przypadek sprawił, że zupełnie sami. (…) Dodałem, że bardzo się mu dziwię, iż powołał Macierewicza na likwidatora WSI. Usłyszałem w odpowiedzi, że przede wszystkim nikogo innego nie znalazł – nikogo, kto byłby na tyle silny, odporny na różne zewnętrzne naciski, by wykonać zadanie. Ale powiedział mi jednocześnie, że ma świadomość, że na budowanie nowej służby będzie musiał znaleźć kogoś innego. (…) Tak się nie stało – opowiedział były premier Kazimierz Marcinkiewicz w wywiadzie rzece "Kulisy władzy" z Michałem Karnowskim i Piotrem Zarembą.
Identyczną obietnicę (że Macierewicz nie będzie tworzył nowych służb) Kaczyński miał też złożyć Radosławowi Sikorskiemu, przełożonemu Antoniego Macierewicza w MON (formalnie, jako likwidator WSI, Macierewicz był wiceszefem resortu).
Sikorski szybko przekonał się jednak, jak silna jest pozycja Macierewicza. Kiedy ten z sejmowej trybuny oskarżył byłych szefów MSZ, że byli sowieckimi agentami, jego przełożony mógł co najwyżej wystawić mu naganę na piśmie. Sam Kaczyński ledwie upomniał Macierewicza. "Tak naprawdę pytany przez niego, co ma powiedzieć zgromadzonym przed kancelarią premiera dziennikarzom, mówi z szelmowskim uśmiechem: Antoni, skorzystaj lepiej z tylnego wyjścia" (Piotr Zaremba, "O jednym takim… Biografia Jarosława Kaczyńskiego").
Macierewicz najpierw jako wiceszef MON uzyskał wyłączne kompetencje dotyczące WSI, a następnie został szefem nowej służby – Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Miał nim być tylko do listopada 2006 r., czyli wyborów samorządowych. Jednak gdy po nich Sikorski naciskał na odwołanie Macierewicza, skończyło się na jego własnej dymisji. We wniosku o odwołanie szefa SKW Sikorski zarzucił Macierewiczowi m.in. "nierozliczenie się z kilkunastu dokumentów tajnych, poufnych i zastrzeżonych, amatorszczyznę działań nowej służby i pozbawienie ochrony kontrwywiadowczej wojska" ("Strefa Zdekomunizowana", wywiad rzeka Łukasza Warzechy z Radosławem Sikorskim).
Na premierze Kaczyńskim nie zrobiło to jednak wrażenia. Podobnie jak awantura wokół raportu z likwidacji WSI. Zarzuty, że wnioski z dokumentu nie miały dostatecznych podstaw i dowodów, potwierdziły potem liczne wyroki sądowe. Za to zostały ujawnione szczegóły trwających tajnych operacji służb. Nawet Lech Kaczyński miał tyle zastrzeżeń do aneksu do raportu, że zdecydował, by go nie odtajniać.
Likwidacja WSI prowadzona była chaotycznie, bez precyzyjnych kryteriów i w atmosferze skandalu, tak jak kilkanaście lat wcześniej przygotowywana była lista agentów. Ale Macierewicz jako likwidator i weryfikator był w swoim żywiole. I tak samo jak w 1992 r. spieszył się, żeby zdążyć. – Bo Sejm mogą w każdej chwili rozwiązać – tłumaczył współpracownikom.
Znacząca rola? Tylko w partii
Po upadku rządu PiS w 2007 r. Macierewicz negocjuje miejsca na listach dla swoich ludzi, m.in. Jerzego Czerwińskiego i Krystyny Grabickiej. Sam startuje z "jedynki" w Piotrkowie. W Sejmie, gdy PiS zgłasza go do kolejnych komisji – śledczej ds. nacisków czy służb specjalnych, za każdym razem wybucha polityczna awantura.
Zastanawia się, czy wstąpić do partii. Od Kaczyńskiego słyszy, że jeśli chce odgrywać znaczącą rolę, to do PiS wstąpić musi. Jednak zrobi to dopiero w 2012 r., już w nowej roli – głównego śledczego do spraw katastrofy smoleńskiej.
Katastrofa to najważniejszy moment w jego wieloletniej relacji z Jarosławem Kaczyńskim. I tajemnica dzisiejszej pozycji Macierewicza.
10 kwietnia 2010 r. Antoni Macierewicz jest na miejscu, w Katyniu, ale wraca do kraju pociągiem. Po drodze jest w stałym kontakcie z Jarosławem Kaczyńskim. "– Pamiętaj, Jarek – przestrzega – nie możesz wrócić do kraju bez ciała. Musisz zabrać Leszka z tej przeklętej ziemi" (Michał Krzymowski, "Jarosław. Tajemnice Kaczyńskiego").
Kilka tygodni później trwa już kampania prezydencka. Jarosław decyduje się w niej wystartować. Za kampanię odpowiadają m.in. Michał Kamiński, Paweł Poncyljusz, Joanna Kluzik-Rostkowska – zwolennicy tzw. soft PiS, którzy przekonują prezesa, by nie eksponować tematu Smoleńska. Kaczyński wchodzi do drugiej tury, ale przegrywa nieznacznie z Bronisławem Komorowskim.
Jeden ze sztabowców tamtej kampanii opowiada w książce Krzymowskiego, co się działo po ogłoszeniu wyników: "– Kiedy o 13 wszedłem do biura, u prezesa akurat trwało spotkanie. Usiadłem w sekretariacie. Po 15 minutach drzwi się otworzyły i z gabinetu wyszli Macierewicz i Piotr Naimski. Prezes chciał się ze mną przywitać, ale pan Antoni stanął przy futrynie i zablokował go ciałem. Spojrzał mu w oczy i powiedział: 'Jarek, ty zapomniałeś o Lechu'. To był cios w samo serce, w miłość do brata. Zmroziło mnie".
Politycy PiS przyznają: to Macierewicz przekonał Kaczyńskiego, że przegrał wybory prezydenckie z powodu wyciszenia tematu katastrofy w kampanii. I że trzeba zmienić kurs. Od tej chwili Jarosław "zaczyna mówić Antonim". Były likwidator WSI ogłasza się szefem sejmowego zespołu do zbadania katastrofy, który szybko stawia tezy o zamachu i wybuchach na pokładzie Tu-154M. Sukcesywnie – jak mówią politycy PiS – Macierewicz staje się "kapłanem" nowego kultu smoleńskiego. Na spotkaniach w klubach "Gazety Polskiej" i podczas kolejnych miesięcznic smoleńskich tłumy skandują "Antoni!".
Cena smoleńskiej bitwy
Czy Jarosławowi Kaczyńskiemu, który nie uznaje dzielenia się władzą w partii, to nie przeszkadza? – Pewnie przeszkadza. Ale wie, że to jest cena, którą musi płacić za to, że Antoni wziął na siebie bitwę smoleńską – przyznają współpracownicy Kaczyńskiego.
Sam Macierewicz składa hołdy i deklaracje lojalności liderowi PiS. W "Alfabecie Macierewicza" nazwie Jarosława Kaczyńskiego politykiem wybitnym: "Zazdroszczę mu talentu organizacyjnego. Bez niego blok patriotyczny nie mógłby zaistnieć (…) Niekwestionowany przywódca formacji niepodległościowej" ("Nowe Państwo", 12/2011).
Rosnące wpływy Macierewicza drażnią jednak polityków PiS, zwłaszcza Joachima Brudzińskiego. Udaje mu się nie dopuścić, by Macierewicz został szefem okręgu i przeforsować swojego człowieka – Marcina Mastalerka. Kiedy w 2013 r. Macierewicz zostaje wiceprezesem PiS, partyjnych wrogów mu jeszcze przybywa. W partii poza kilkoma współpracownikami nie ma swojego zaplecza. Pozycję zawdzięcza bezpośredniej relacji z Kaczyńskim, poparciu ojca Rydzyka i "ludu smoleńskiego".
– W ostatnich latach Antoni stał się jedynym politykiem tego obozu, który ma niezależną pozycję i realne życie poza PiS, bo teoretycznie mógłby z Rydzykiem zbudować 10-procentową partię. Jarosław zdaje sobie z tego sprawę – uważa jeden z polityków prawicy.
Dlatego dla nikogo w PiS nie było zaskoczeniem, gdy okazało się, że Antoni Macierewicz stanie na czele MON. Mimo wcześniejszych zapewnień Beaty Szydło, że ma na stanowisko ministra obrony kandydata, Jarosława Gowina. Jednak dla wtajemniczonych w PiS było jasne, że to tylko deklaracje na czas kampanii, kiedy to Macierewicz musi się rytualnie schować na drugim planie.
W resorcie zaczął po swojemu, od "nocnej zmiany" w Centrum Kontrwywiadu NATO przez kontrowersyjne nominacje takie jak powołanie na doradcę 20-letniego studenta po zarządzenie, że asysta wojskowa będzie przydzielana tylko pod warunkiem upamiętniania ofiar katastrofy smoleńskiej. Nawet jeśli chodzi o obchody Czerwca 1956 r. Wszak Smoleńsk jest w centrum działań Macierewicza.
Nowy zespół złożony z ekspertów głoszących teorię zamachu bada od nowa okoliczności katastrofy. Macierewicz obsadza służby ludźmi z komisji ds. likwidacji WSI, którzy z kolei weryfikują urzędników i wojskowych prokuratorów pod kątem ich stosunku do katastrofy smoleńskiej.
A Jarosław Kaczyński dziś sam skanduje "Antoni!". – Macierewicz ze swoim zespołem dokonał cudu – podkreślał prezes PiS na ostatnich obchodach katastrofy.
Nic mu więc nie grozi. A już na pewno nie wniosek o wotum nieufności Platformy.
Nina Karen