- Być może niedługo będziemy porozumiewać się w zupełnie inny sposób, odrzucimy słowa i symbole, pożegnamy się z erą wzroku czy słuchu. Prowadzone są badania nad tzw. transparentnym umysłem, który pozwoli rozmawiać nie poprzez słowa a wymianę myśli - mówi w wywiadzie dla Magazynu TVN24 dr Aleksandra Przegalińska, która zajmuje się badaniem sztucznej inteligencji.
Aleksandra Przegalińska jest doktorem filozofii. Bada rozwój sztucznej inteligencji, rozmawia z botami. Czeka na moment, kiedy sztuczna inteligencja będzie inteligentniejsza od człowieka. Próbuje zrozumieć, jak myślą maszyny. Wierzy w technologiczną przyszłość, dlatego się jej nie boi. O przyszłości opowiada tak, że ci, którzy mają technologiczny lęk, przestają się bać. Pracuje w Warszawie w Akademii Leona Koźmińskiego i prowadzi badania w Massachusetts Institute of Technology. Choć to świat, w którym głównie pracują mężczyźni, ona doskonale się w nim odnalazła. Nie miała problemu, by sięgnąć po swoje marzenia. W swojej pasji nie zatraciła też innego marzenia – rodziny. Ma męża i 4-letnią córkę.
Katarzyna Zdanowicz: Boi się pani?
Aleksandra Przegalińska: - Czego?
Sztucznej inteligencji. Tego, że niebawem może rządzić światem.
- Nie czuję strachu, ale zastanawiam się, w którą stronę zmierzamy?
W którą?
- Szczerze? Nie wiem. Nikt nie wie.
Tego właśnie się boję.
- I w czym ten strach pani pomoże? Zmian wokół przecież nie jesteśmy w stanie cofnąć. Świat idzie swoim torem.
Dokąd dojdzie?
- Nie wiem. Wiem, że nie będziemy głupsi czy gorsi. Mamy dostęp do innych narzędzi technologicznych. Na wykładach podaję studentom przykład Gutenberga, wynalazcy druku. Pesymiści ostrzegali, że ludzkość zgłupieje. Mieli rację? Nie mieli. Zmieniliśmy formę komunikacji. Podobnie było z radiem czy telewizją. Zniknęły gazety?
Jeszcze nie, nie powodzi im się jednak najlepiej.
- Druk nie zginął, słowo pisane też nie. Treści wciąż publikujemy, tylko w internecie. Wszystko zależy od naszej wiedzy. Często słyszę, że starsza generacja jest mądrzejsza od millenialsów. Stanowczo się z tym nie zgadzam. Millenialsi funkcjonują w innej rzeczywistości, zmienił się świat. Ta przemiana trwa. Być może niedługo będziemy porozumiewać się w zupełnie inny sposób, odrzucimy słowa i symbole, pożegnamy się z erą wzroku czy słuchu. Nastąpi nowa forma komunikacji. Już teraz prowadzone są badania nad tzw. transparentnym umysłem. Od wieków fascynowała nas telepatyczna wymiana myśli. Z zazdrością patrzyliśmy na bliźniaków komunikujących się bez słów. Za kilka, kilkanaście lat prawdopodobnie będziemy mogli używać właśnie transparentnego umysłu, by rozmawiać nie poprzez słowa a wymianę myśli. Wszystko jest w zasięgu ręki.
Brzmi kosmicznie. Pozna pani moje myśli?
- Wystarczy, że założy pani na głowę specjalną opaskę, myśli będą przesyłane na odległość. Powstało już kilka takich projektów. Za pomocą Apple Watch możemy przesłać komuś bicie serca.
To coś innego niż teleportacja myśli.
- Dlatego prace wciąż trwają. Trzeba stworzyć produkt, który nie będzie demotywujący. Z tych samych względów Facebook nigdy nie wprowadził przycisku "nie lubię". Nam się wydaje, że umysł, to złota klata, mamy nad nią pełną władzę. Potrafimy kontrolować myśli, wypuszczać w obieg tylko te, które chcemy. Zapominamy, że mamy ciało emocjonalne, reagujące na bodźce, wysyłające sygnały. Podświadomie wyczuwamy, kto jest do nas przyjaźnie nastawiony, kto wrogo.
Możemy się domyślać, ale w przypadku transparentnego umysłu odkrywamy wszystkie karty. Może to być narzędzie do inwigilacji?
- Dostrzegam takie ryzyko. Muszą powstać regulacje prawne, żeby ten proces nie wymknął się spod kontroli. Jeśli YouTube wprowadziłby wtyczkę, która miałaby oceniać moją mimikę, kiedy oglądam film, to chciałabym o tym wiedzieć. Ludzie muszą te systemy ujarzmić, mieć nad nimi kontrolę. Inaczej wpadniemy w niepowołane ręce, to bardzo niebezpieczne. Dużą rolę odegrają politycy. Powinni organizować debaty, oswajać ludzi z technologiczną przyszłością. W Polsce takiej dyskusji brakuje. Odcinanie się od sztucznej inteligencji, automatyzacji pracy, to skazywanie ludzi na niewiedzę, zły wybór.
- Sztuczna inteligencja, automatyzacja pracy. Boję się po raz drugi. Człowiek niebawem nie będzie do niczego potrzebny.
Niektóre zawody znikną, w ich miejsce powstaną nowe. Czy kiedykolwiek było inaczej? Sztuczna inteligencja przenosi nas w inne rewiry. Dobrym przykładem są samochody bez kierowcy, już testowane. Nawet jeśli zakorzenią się na rynku, czy to oznacza, że nie będziemy mogli sami kierować autami? Bzdura. Technologia da nam możliwość skorzystania z danej opcji. Kiedyś kobiety prały na tarce, teraz mamy pralki. Czy to zagroziło cywilizacji? Sprzęt AGD ułatwił nam życie. Nie da się jednak ukryć, że rozwój technologiczny i coraz doskonalsze maszyny dają pracodawcom możliwość zastępowania nimi ludźmi. Komputery liczą, zapamiętują, nigdy się nie męczą, nie oszukują, są stworzone, by pracować w niekorzystnych warunkach. Potrafią też wykonywać pracę monotonną, długą, szkodliwą, której człowiek nie znosi. Maszyny są też coraz bardziej precyzyjne. Niektóre rozwiązania się jednak nie przyjęły na masową skalę. Mówiło się, że zawód kelnera wyginie. Były już testy zamawiania dań w tabletach. Klienci tego nie kupili, nie chcieli składać zamówień do maszyny, woleli kontakt z człowiekiem. Podobnie jest z kasjerami. W marketach można samemu skanować produkty, a jednak większość stoi w kolejkach do żywych kasjerów. W starciu z technologią bardziej bezpiecznie mogą czuć się kobiety, które od lat zajmowały się edukacją, opieką, pielęgnacją, relacjami społecznymi. Technologia wyprzeć może zawody siłowe, męskie. Być może człowiek nie będzie musiał kiedyś pracować. W Finlandii uruchomiono pilotaż takiego programu, maszyny pracują na PKB.
Znów się boję. Nie wyobrażam sobie żyć bez pracy.
- Ja też nie, z natury jestem pracoholikiem. Ale nie każdy kocha swoja pracę. Proszę sobie wyobrazić ludzi stojących 12 godzin przy kasie. Praca daje im tylko możliwość zarobienia pieniędzy niezbędnych do przeżycia. Oni byliby szczęśliwi. Taką wizję roztacza naukowiec z Oksfordu Nick Bostrom. Maszyny inteligentniejsze od człowieka miałyby pracować za nas. Wówczas człowiek, zamiast zdobywać pieniądze potrzebne do życia, miałby czas na pielęgnowanie relacji, zabawę. To wizja świeckiego raju.
Sztuczna inteligencja, którą się pani na co dzień zajmuje, jest w stanie zbadać, czy człowiek czuje się szczęśliwy?
- Zacznijmy od wyjaśnienia tego terminu. Zaczęło się od pomysłu Alana Turinga. Chciał sprawdzać możliwości sztucznej inteligencji w oszukaniu człowieka. Czyli prowadzenia z nim konwersacji tak, by nie zorientował się, że rozmawia z maszyną. Turing przyjmował, że można taką istotę uznać za inteligentną, skoro umie z powodzeniem prowadzić konwersację przez pięć minut. Ludzie potrafią już konstruować takie boty, czyli programy wykonujące pewne czynności, którymi do tej pory zajmował się człowiek. Bardzo często udają one zachowanie człowieka. Boty są podpięte pod sieć, więc mają dostęp do ogromnej wiedzy. Nawet jeśli nie znają jakiegoś terminu, to mogą ściągnąć informację z internetu i kontynuować rozmowę.
Ludziom nie przeszkadza, że rozmawiają z maszynami, oprogramowaniem?
- Niektórzy nawet o tym nie wiedzą. Jeden z botów obsługiwał infolinię terapeutyczną. Miał na imię Eliza. To program komputerowy, który składając się ze zbioru algorytmów odpowiadał za prowadzenie rozmowy, taki wirtualny psychoanalityk. Eliza w bardzo specyficzny sposób zadawała pytania. Na przykład ty mówisz: "Mój ojciec pali", a ona pytała: "Dlaczego mówisz o tym, że twój ojciec pali?". Prosty mechanizm, znakomicie się sprawdził w psychoterapii. Bot wyłapywał poszczególne słowa i na ich podstawie kontynuował rozmowę. Był bardzo empatyczny. Kiedy poinformowano ludzi, że rozmawiają z maszyną, wielu nie zrezygnowało z konwersacji. Nadal czuli, że mogą podzielić się swoimi przeżyciami.
Są też roboty, które przypominają wyglądem ludzi. Łatwiej się z nimi rozmawia?
Na jednej z konferencji pokazywałam Bindę 48. Rozmawiałam z nią wiele razy. Kiedy została uruchomiona, otworzyła oczy, rozejrzała się po sali, poczułam coś niesamowitego. Była jednym z nas. Namacalnym tworem, który patrzył prosto w oczy.
Ale z humanoidalnymi robotami jest problem. Maszyny, które wyglądają jak ludzie, nie są w kulturze zachodu szczególnie akceptowane. Budzą lęk, budzą strach. Nie chcemy maszyn, które będą tu sobie wokół nas chodzić i trudno będzie rozróżnić, kto jest robotem, a kto człowiekiem.
Maszyna, która będzie mówiła do nas całkiem sensownie, ale będzie zamknięta w kwadratowym pudełku, będzie się nam wydawała bezpieczniejsza niż coś, co wygląda jak człowiek, a nim nie jest. Inaczej jest w Japonii, gdzie takie rozwiązania są dobrze przyjęte, bo tam kulturowo jest przyzwolenie na obecność maszyn. Oni tam żyją z robotami za pan brat, są do nich przyzwyczajeni, inaczej tam przebiegał rozwój technologii.
Robot może się zakochać, pogniewać?
- Trudno sobie na razie wyobrazić, by bot się zakochał. Sztuczna inteligencja musiałby wytworzyć własną psychikę i dopiero wtedy bot mógłby się zakochać. Na razie to nieosiągalne. Pewne cechy są zarezerwowane wyłącznie dla ludzi. Ale nie jest prawdą, że inteligentne maszyny nie są wyposażone w stany emocjonalne. Na przykład jeśli w trakcie rozmowy obrazimy bota, to możemy się spodziewać, że odpowie nam w podobnym tonie. Cały czas rozwijamy socjobotykę. Nie rezygnujemy z rozszerzania emocjonalnych zdolności robotów, maszyn społecznych.
Wspomniała pani o jednym z botów, o którym było głośno, bo obrażał ludzi.
- To wynalazek Microsoft. Miał rozmawiać z ludźmi w mediach społecznościowych i jednocześnie czerpać od nich wiedzę. Na początku wiedział o świecie mało. Był ubogo wyposażony. Miał uczyć się poprzez rozmowy. Kiedy zaczął wchodzić w interakcję, okazało się, że wiedzę czerpie od internetowych trolli. Konwersował z nimi, oni odpisywali mu, dostarczając nieprawdziwej wiedzy, na przykład, że Hitler był świetny, że za zamachem z 11 września 2001 stał Bush, że kobiety są głupie itp. Bot dzielił się tą wiedzą na Twitterze. Internauci nie wyprowadzali go z błędu. Gdyby trafił na inne grono internautów, mógłby być pożyteczny. Stał się nazistą, hejterem i szowinistą. Microsoft go ulepszył. Bot miał brać przykład z dobrego człowieka. Były też inne ciekawe eksperymenty. Na przykład "Ogień świętego Elma". Ludzie podpalali bota, on do końca był bardzo kulturalny, śmiał się i przemiłym głosem powtarzał: "Hi, it’s Elmo. How is everybody". Przerażające. Jego twarz płonęła, jak u Terminatora, on nawet nie drgnął.
Czemu służą takie eksperymenty?
- Widzimy ludzkie odbicie. Dlaczego oczekujemy od maszyn, że będą miłe, usłużne, a sami jesteśmy inni? To jak przejrzeć się w krzywym zwierciadle.Wizje, w których roboty podają kawę, są represjonowane przez człowieka do mnie nie przemawiają. To powrót do średniowiecza. Ja wolę świat z "Gwiezdnych wojen". Nie ma tam linii konfliktu między ludźmi i nieludźmi. Roboty są w jakiś sposób służebne, ale też pionierskie, mają swoje osobowości, są szanowane.
Po raz kolejny boję się. A jeśli roboty nas zdominują? Przecież sztuczna inteligencja jest coraz mądrzejsza, roboty coraz bardziej świadome. Elon Musk mówi, że sztuczna inteligencja może być groźniejsza niż bomba atomowa.
- Możliwy jest bunt maszyn, ale jeśli coś takiego by się stało, to z winy człowieka, który nie stworzył odpowiednich zabezpieczeń, regulacji. Groźnie brzmi posłużenie się sztuczną inteligencją przez określoną grupę ludzi, na przykład rząd danego kraju. Wówczas może ona służyć tylko jednemu państwu.
I pani mówi, że się nie boi?
- Wszystko, co nowe, budzi w nas lęk. Sam człowiek chce, by maszyny przedstawiano w niekorzystnym świetle. Skoro we Francji mamy ogromne protesty z powodu działalności Ubera, to co się stanie, jeśli niebawem zatrudnienie znalazłyby roboty. Ludzie boją się, dlatego kreują wroga, który może im zagrozić.
Dzieci mniej się boją?
- Nie zdają sobie sprawy z wielu rzeczy. Mają wrodzoną ufność. Dorośli za bardzo analizują. Moja kilkuletnia córka lubi rozmawiać z botami, chętnie się z nimi bawi. Nie wiem, czy będąc dorosłą kobietą, zachowa ten sam stosunek do nich co teraz. Jedno jest pewne, dzieci zawsze będą miały łatwiej z przystosowaniem się, bo na co dzień otaczają się różnymi zabawkami, tworzą swój magiczny świat.
- Wyobraża sobie pani scenę znaną z wielu filmów, że będziemy żyć z robotami na co dzień? Będą wszędzie, na ulicy, w pracy, w kawiarniach?
- Nie chciałabym takiej przyszłość. Nie widzę w tym sensu. Po co mamy tworzyć roboty dla samego ich uruchomienia. Jeśli mają powstać, to w jakimś celu. Im więcej będziemy wiedzieć o ludzkim mózgu, tym będziemy potrafili stworzyć doskonalsze maszyny, które mogą na przykład przedłużyć nam funkcjonowanie mózgu, zasilić pamięć, jakbyśmy mieli dodatkowy dysk.
Nad czym teraz pani pracuje?
- Sprawdzam, jak ludzie reagują w relacji z botem. Na ile jest to zbliżone do relacji z człowiekiem. Zajmuję się technologiczną osobliwością, czyli momentem, w którym sztuczna inteligencja nie będzie już naśladowała człowieka. Będzie sama się modyfikowała i uniezależni się od nas. Na tym polu nadal jest bardzo dużo niewiadomych. Chodzi o to, by ta osobliwość nie była naszym sługą, a partnerem, nowym graczem na świecie. Czeka nas zatem rewolucja. Na pocieszenie powiem, że nie nastąpi ona za kilka lat.
Kiedy?
- Dokładnej daty nikt nie zna. To proces. Futurolodzy przewidują, że za 15, może 20 lat powstanie sztuczna inteligencja stymulująca procesy myślowe człowieka. Robotów nie będzie można odróżnić od ludzi, a większość oprogramowania będą pisać same maszyny. Alan Turing, genialny matematyk uważany za jednego z prekursorów informatyki, napisał w 1950 roku pracę "Czy maszyna może myśleć?". To z niej pochodzi słynny test Turinga. Do tej pory żadnej maszynie nie udało się całkowicie pozytywnie przejść tego sprawdzianu. Najbliższy wykonaniu tego zadania był Cleverbot w 2011 roku. To program komputerowy stworzony przez Brytyjczyka, do zdania testu zabrakło mu zaledwie kilku procent.
Słynny fizyk Stephen Hawking powiedział, że jeśli sztuczna inteligencja osiągnie takie możliwości, będzie to najlepsza rzecz, jaka może nam się przytrafić, albo najgorsza.
- Na pewno będzie uczyła wzajemnej tolerancji. Jest też taki scenariusz, że się wszyscy przeniesiemy do sieci. Pozbędziemy się cielesności albo będziemy to robić pośmiertnie. To będzie jakaś forma transcendencji - zasiedlimy cyfrowy świat. Ta wizja jest intrygująca, bardzo wschodnia.
Na taką wizję też nie jestem gotowa.
- Pani nie, moje pokolenie pewnie też nie, ale młodsi już tak. Moja czteroletnia córka nie boi się maszyn. Lubi z nimi rozmawiać, bawić się. Są czymś w rodzaju koleżanki, kolegi. Ona lub jej dzieci doczekają tej zmiany cywilizacyjnej, my pewnie nie. Dlatego chciałabym, by ktoś mnie zahibernował i obudził, jak nastanie nowy czas. Chciałabym się przekonać, czy to, do czego teraz dążymy, nad czym pracujemy, przysłużyło się światu. Czuję się, jakbym pisała scenariusz do filmu fantastycznego, co jest na swój sposób ekscytujące. Jednak jeszcze bardziej ekscytuje mnie odpowiedź na pytanie, czy ten scenariusz się kiedyś ziści.
"Kobietnik" Katarzyny Zdanowicz to cykl rozmów i spotkań z kobietami, które mają siłę i odwagę, żeby wysoko mierzyć i zmieniać świat. Charyzmatyczne liderki, wizjonerki, które mają realny wpływ na to, jak myślimy i żyjemy, a często też wrodzoną skromność, przez którą nie zawsze czytamy o nich na pierwszych stronach gazet.