- Kiedy zaczynałem pracę nad książką "Wszystkie dzieci Louisa”, to osób, które dowiedziały się o tym, że Louis – autystyczny Surinamczyk - jest ich ojcem biologicznym, było między 10 a 12. Kiedy kończyłem, to była trzydziestka, a teraz to jest 60 osób. Natomiast według wszelkich bardzo wiarygodnych wyliczeń jest ich ponad 200 – mówi reportażysta Kamil Bałuk w rozmowie z Marzeną Chełminiak.
Marzena Chełminiak to głos, który towarzyszył słuchaczom radia od wielu lat. Teraz rozmawia z gośćmi w Magazynie TVN24 w cyklu "Opowiedz Marzenie".
Marzena Chełminiak.: Kamil Bałuk, dzień dobry.
Dzień dobry.
Myślałeś kiedykolwiek o tym, żeby zostać dawcą nasienia?
Nie. Dlatego, że to jest jednak bardzo dużo problemów etycznych.
Bo ja mam wrażenie, że jesteś jedną z najlepiej poinformowanych osób w tej sprawie. To teraz powiedz, skąd jest ta wiedza?
Ta wiedza pochodzi z pracy nad moją książką, która wyszła dwa lata temu, pod tytułem "Wszystkie dzieci Louisa". Jest to historia dawcy imieniem Louis, który na 99 procent ma 200 lub nawet więcej dzieci.
Poczekaj, ale on nie ma na imię Louis Ty go tak nazwałeś.
Ja go tak nazwałem, to prawda. Naprawdę ma na imię…
No?
Nie powiem. Ale Louis jest bardzo bliskie temu, jak ma na imię, bo ma podobną liczbę sylab i to imię też występuje w jego rodzinie. Jemu bardzo zależało, aby to było wierne.
I okazało się, że ile Louis ma dzieci?
Odnalezionych czy wyliczonych?
Właśnie, zaczyna się.
Kiedy zaczynałem, to osób, które dowiedziały się o tym, że Louis jest ich ojcem biologicznym, było dopiero między 10 a 12. Kiedy kończyłem pracę nad książką, to była trzydziestka, a teraz to jest 60 osób. Natomiast według wszelkich i bardzo wiarygodnych wyliczeń samego Louisa – ponad 200.
W jaki sposób ty, młody reporter, wpadłeś na trop takiego tematu?
Po pierwsze trzeba mieć wąską specjalizację. W tym wypadku chodzi o Holandię, bo kończyłem niderlandystykę. Byłem tam bardzo słabym studentem, więc jedyne, czego się nauczyłem, to czytać gazety flamandzkie i holenderskie. I właśnie w jednej z takich gazet, a nawet bardziej tabloidzie, był artykuł o tym, że – uwaga, uwaga – autystyczny Surinamczyk zapłodnił 200 Holenderek.
O tym również będziemy mówić, ale nie da się ukryć, że to jest bardzo sensacyjne, bo ludzie nazwali to nawet "spermoaferą", prawda?
Tak. Albo "spermooszustwem".
I komentowali w ten sposób: literacki koncept wcielony w życie. Cała ta historia w głowie się raczej nie mieści, co?
Nie i właśnie to było dla mnie ciekawe, jeśli chodzi o reakcje ludzi. Sporo osób powiedziało, że w ogóle nie chce tego czytać właśnie dlatego, że to nie brzmi w ogóle jak reportaż i jest jakieś dziwne i odległe. Ja jednak zachęcam, bo chodzi również o taki aspekt uniwersalny: Czym jest rodzina? Kim jest ojciec? Biologia czy wychowanie? Ale faktycznie szybko stałem się takim ekspertem. Była taka najbardziej mroczna postać, o której ostatnio było głośno w mediach po jego śmierci, czyli doktor Jan Karbaat, który sam – jak się okazało – miał kilkadziesiąt dzieci w klinice. Kiedy przeprowadzałem z nim wywiad, to w którymś momencie się zasępił i powiedział: Pan bardzo dużo wie o historii dawstwa nasienia w Holandii.
Ciekawostką jest to, że w języku niderlandzkim nie ma słowa na określenie rodzeństwa. Naprawdę?
Jakoś tak się złożyło, a ja postanowiłem trochę tym pograć w tej sytuacji, w której znaleźli się moi bohaterowie. Dwudziestokilkuletni ludzie, którzy dowiadują się, że mają braci i siostry czy pół-braci i pół-siostry, bo stworzyłem takie nowe słowa.
In vitro, związana z tym odpowiedzialność i etyczne wątpliwości. To jest taki temat, który jest cały czas aktualny. Ty mu się przyglądasz. W jaki sposób my się zmieniamy i jak się zmieniają regulacje? Zaobserwowałeś to?
Badałem, jak zmieniała się Holandia od lat 60. ubiegłego wieku. Może teraz nam się to wydawać dziwne, ale w latach 60. był to bardzo konserwatywny kraj, z wielkimi wpływami Kościoła czy kilku Kościołów. Jeszcze w latach 80. dawca nasienia miał być takim miłosiernym samarytaninem, który się dzieli. Nikt wtedy nie myślał, że po 20 latach te dzieci na przykład zapytają: A po kim mam nos, a dlaczego jestem śniady? Tak, jak było w wypadku niektórych moich bohaterów.
Chociaż rodziców mam białych…
No właśnie. I to, co radzili lekarze, który zajmowali się wtedy tą dziedziną – a była ona bardzo opłacalna – nie do końca się sprawdzało, bo twierdzili, że anonimowość jest jedynym wyjściem. To znaczy, że nikt nie może się dowiedzieć, bo tak jest lepiej dla dziecka. Po latach okazuje się, że właśnie dużo lepiej jest, żeby od samego początku dziecko wiedziało, że ojciec nie jest jego ojcem biologicznym.
Myślisz, że skoro takie rzeczy działy się w Holandii, to równie dobrze mogły się dziać u nas?
Ależ ja jestem przekonany, że w Polsce są osoby, które mają po 200 dzieci. Dlatego że w Polsce jest bardzo wielu lekarzy ginekologów tym się zajmujących, którzy są wręcz kopiami tego doktora Kaarbata z Holandii. Tylko u nas wszystko jest wciąż anonimowe. Nie udało mi się znaleźć ani jednej osoby, która by wiedziała, że jej ojcem biologicznym jest dawca nasienia. Musi stać się coś równie mocnego, żeby to wyszło na jaw.
A wyjdzie?
No wyjdzie. Dlatego że testy DNA są naprawdę coraz bardziej popularne. Polecam zresztą. 50 dolarów. Ja już sobie zrobiłem i nie mam żadnych pół-braci i pół-sióstr.
Sprawdzałeś się?
Raczej mojego ojca. Ale za to mam trzy siostry, w tym dwie przyrodnie, więc w sumie trochę jest tej rodziny.
My mówimy o tym dość swobodnie, ale czy ty, kiedy zbierałeś materiały i rozmawiałeś z dziećmi, rodzicami, dawcą i lekarzem, to nie musiałeś przekraczać jakieś własnej granicy? Mówiąc wprost, wstydziłeś się?
Nie. Ja się tylko obawiałem, czy to nie będzie trudne dla tych osób. Dla mnie to było na tyle abstrakcyjne, że zadawanie pytań było dość łatwe. To były bardzo podstawowe pytania, to znaczy: jak to jest spotkać kogoś, kto wygląda tak, jak ty i jest w twoim wieku, tylko ma inną matkę, ale lubi te same potrawy albo też jest nauczycielką lub biolożką. To się nasuwało samo, bo byli to też w dużej mierze ludzie w moim wieku. Przy doktorze Karbaacie może się trochę bałem, bo był takim mrocznym prawie 90-latkiem, ale się okazało, że akurat krótko przed tym, jak do niego przyszedłem, był na weselu w Polsce i miał bardzo dobre skojarzenia z Polakami.
Dla reportera historia, której życie dopisuje ciąg dalszy, to zdecydowanie musi być strzał w dziesiątkę. I u ciebie tak było, bo książka wyszła w 2017 roku, a w 2019 – całkiem niedawno – okazało się, że życie dopisało ciąg dalszy. Ty stwierdziłeś, że wiedziałeś, iż doktor kłamał, że nie zapładniał kobiet swoim nasieniem, ale nie mogłeś tego napisać oficjalnie.
Wiedziałem, tak. Co ciekawe, dla tych osób, które się dowiadywały ostatnio, że doktor Karbaat jest ich ojcem biologicznym, to nie było aż tak traumatyczne przeżycie, jakby można było myśleć.
A dla czytelnika?
No, może dla czytelnika tak, to prawda. Oczywiście jest to godne potępienia totalnie, ale z drugiej strony – tak, jak w wypadku dzieci Louisa – oni się bardzo cieszą, że odnaleźli siebie nawzajem. To znaczy, że mają osoby bardzo do siebie podobne, z którymi mają wspólne tematy, mają podobny temperament czy poczucie humoru.
Podobny wygląd, podobne oczy, podobny kolor skóry.
Ja też poznałem sporo spośród dzieci Karbaata i to jest aż przerażające, jak oni są podobni do siebie i do doktora.
Co kierowało Karbaatem?
To jest bardzo dobre pytanie. Nie dowiemy się, bo nie żyje.
A jak myślisz?
On mówił, że chciał tylko pomóc kobietom, że jego jedynym celem było zaspokojenie pragnienia kobiety, żeby miała dziecko. A dla swoich klientek – bo nie mówił pacjentek – był w stanie zrobić wszystko. Wydaje mi się, że był trochę wytworem swoich czasów. Trafił na moment, kiedy to dawstwo nasienia było bardzo modne i chciał być w tym absolutnie najlepszy i – na tamte czasy – był.
Mówił, że był zdrowy, inteligentny, że może podzielić się swoimi genami.
Nie. Tak oficjalnie takich rzeczy nie mówił. Nie było tak, że mówił do klientek czy pacjentek, że użyje swojego nasienia. Przynajmniej nie udało się znaleźć takiego potwierdzenia.
Że oficjalnie to zrobił?
Różne rzeczy się mówiło. Sporo jest tam plotek, ale nawet nie będąc dawcą nasienia, był dyrektorem największego banku spermy w Holandii. W ten sposób faktycznie był "liderem w branży", jakkolwiek to brzmi.
Ale myślisz, że mógł to robić także z powodów finansowych? Czy po prostu oszczędzał, bo dawcom musiał płacić, a sobie nie?
Tak. Myślę, że szczególnie jeszcze przed wynalezieniem takiego sprzętu do mrożenia nasienia, to był duży problem. Nawet mi mówił, że często przychodził dawca, a nie przychodziła kobieta, lub przychodziła kobieta, a nie przychodził dawca.
A Karbaat był.
To brzmi strasznie, ale niestety taka gorzka jest prawda. Wydaje mi się, że on po prostu bardzo, bardzo chciał mieć jak najlepsze rezultaty, a dla niego efektem było to, że kobieta była w ciąży.
Czy media w tej historii zrobiły dobrą robotę? Bo dzieci są postaciami publicznymi, zresztą zaczęło się od tego, że pojawiły się w programie telewizyjnym.
No właśnie, cokolwiek by mówić o mediach, to bez nich tej historii by nie było. Był format telewizyjny "Kto jest moim ojcem?" w 2010 roku. Holendrzy są absolutnie walnięci na punkcie formatów i wymyślili sobie taki, że dzieci, które wiedzą, że są z dawstwa nasienia, będą poznawały swoich dawców nasienia. I tylko dzięki temu znalazły się pierwsze osoby.
Na koniec poproszę jeszcze o napisanie trzech marzeń na najbliższe lata.
Okay.
Nie pokazuj mi ich. Napisz na trzech karteczkach, pomieszamy je i odkleisz sobie jedno marzenie. Będę wróżką dla ciebie teraz. Myśl.
Są trzy.
Biorę. Nie patrz, wybieraj jedno i przeczytaj.
O! Żeby moja książka wyszła po angielsku.
Pokaż, bo nie wierzę.
Proszę bardzo. "Wszystkie dzieci Louisa" po angielsku.
To prawda, chociaż jest już wersja niderlandzka, polska i też czeska.
Tak, czeska zaraz lub teraz wychodzi. Ciężko powiedzieć, bo to się wszystko szybko dzieje.
Czekamy na wersję angielską. Spełni się.