Krok pierwszy: wmawiasz dziewczynce, że tatuś dotykał jej miejsc intymnych. Krok drugi: uczysz ją odpowiednich zdań, które powtórzy przed sędzią. Krok trzeci: zabierasz ją i przekazujesz rodzinie zastępczej. Krok czwarty: ukrywasz każdy list czy prezent, jaki wyślą jej stęsknieni biologiczni rodzice. Misja odcięcia dziecka od rodziny zakończona powodzeniem.
"Boję się, że mama i tata mnie porwą. Naprawdę bardzo się boję".
"Mama nie daje mi nic do jedzenia, bo tata nie daje jej już pieniędzy na zakupy".
"Zepsute jedzenie leży na meblach już od kilku dni".
Brzmi przerażająco, ale żadne z tych zdań nie jest prawdziwe. Bardziej przeraża to, iż to zdania, które dorośli "wyryli" w umysłach małych dzieci, żeby te powtarzały je podczas zeznań. I żeby odebrać je ich rodzicom.
Liczył się zarobek
Włoska policja zatrzymała pod koniec czerwca 27 osób w sprawie prania mózgów dzieciom i nielegalnego odbierania ich rodzicom z regionu Reggio-Emilia. Wśród zatrzymanych są psychologowie, lekarze, opiekunowie z ośrodka badawczego Hansel e Gretel, pracownicy sieci opieki socjalnej Val d'Enza i burmistrz miejscowości Bibbiano.
"Nielegalny biznes obracający setkami tysięcy euro, z których korzystali niektórzy zatrzymani. Inni czerpali korzyści różnego rodzaju z dochodu pochodzącego z zarządzania nieletnimi i korzystania z lokalnych funduszy" - tak śledczy określili działania grupy.
Zatrzymani osiągali zyski, pobierając przede wszystkim opłaty od rodzin zastępczych, którym powierzali "zrabowane" dzieci. Wykorzystywali też gminne pieniądze na finansowanie terapii dla dzieci, które zlecali swoim znajomym albo na finansowanie terapii, które istniały tylko na papierze. Niektórzy zarabiali na milczeniu i firmowaniu twarzą działalności ośrodka. Z kolei burmistrz Bibbiano ma odpowiedzieć między innymi za to, że pozwolił na nieogłaszanie przetargu na sesje terapeutyczne (za 40 tysięcy euro), jakie organizował zaprzyjaźniony ośrodek Hansel e Gretel, dzięki czemu terapię prowadziły "właściwe" osoby.
Śledczy wciąż ustalają, kiedy pracownicy socjalni zaczęli fałszować dokumentację i rozdzielać rodziny. - Tego jeszcze nie wiadomo. Proceder mógł trwać nawet kilka ostatnich lat. W aktach śledztwa mowa jest o siedmiorgu dzieciach w wieku od 9 do 14 lat - mówi Magazynowi TVN24 Giuseppe Baldessarro, dziennikarz gazety "La Repubblica".
"Anioły i demony"
Sprawa być może nie wyszłaby na jaw, gdyby nie nagła kumulacja donosów do włoskich służb z regionu Reggio-Emilia. Mówiły o rzekomych patologiach w rodzinach, w których żyły dzieci, między innymi o nadużyciach seksualnych ze strony ich biologicznych rodziców.
Jest lato 2018 roku. Śledczy z prokuratury Reggio Emilia postanowili, że bliżej przyjrzą się krzywdzie, jaka ma dziać się kilkulatkom z regionu. Śledztwo dostaje kryptonim "Angeli e Demoni" (Anioły i demony).
Rok później "demony" trafiają do policyjnych aresztów, bo okazuje się, że donosy o krzywdzie są nieprawdziwe - tworzone na podstawie wymuszonych zeznań.
Tata zabijał w Halloween
Zaczynało się zawsze od rozmowy. Psycholodzy prowadzili długie rozmowy z dziećmi, podczas których robili wszystko, żeby zniekształcić im obraz ich własnych rodziców. "Musimy zrobić jedną ważną rzecz. Wiesz jaką? Psycholodzy nazywają ją "przepracowaniem żałoby". Musimy wyobrazić sobie teraz twojego tatę i jednocześnie zdać sobie sprawę, że jego już nie ma, że już nie istnieje. To tak, jakbyśmy musieli urządzić mu pogrzeb" - cytuje jedną z rozmów psycholożek dziennik "Corriere della Sera".
Po spotkaniach z inną z terapeutek pewna dziewczynka zaczęła opowiadać, że kiedy miała trzy lata, jej tata zabijał ludzi podczas Halloween. Malował jej później buzię krwią ofiar. Tak "udekorowana" chodziła po domach sąsiadów zbierać cukierki.
"Demony" doskonale wiedziały, że żeby ich plan się ziścił, potrzeba cierpliwości i wzorowej współpracy. Do otrzymania zapłaty za dziecko wiedzie długa droga - terapia z psychologiem, odpowiednia reakcja dziecka, pieczątka instytucji i decyzja sędziego. Każdy z zatrzymanych dołożył swoją "cegiełkę" do wykreowanej rzeczywistości.
Mama była prostytutką
Takie spotkania z dziećmi trwały godzinami. Niektórzy terapeuci przebierali się nawet za złe postacie z bajek, przedstawiane później jako "tata" lub "mama" i udawali, że chcą zrobić kilkulatkom krzywdę. Z podobną fantazją opiekunowie socjalni kłamali później w zeznaniach, które były podstawą do odebrania dzieci z rąk rodziców. Twierdzili, że dzieci żalą się na "zrujnowany dom", zachowują się niespokojnie i mają objawy podobne do tych, jakie obserwuje się u ofiar przemocy seksualnej.
"Jedna z psychoterapeutek starała się wmówić podopiecznej, że była gwałcona przez własnego ojca. Powtarzała nieletniej, że kiedy ta była mała, doświadczała zachowań o charakterze seksualnym ze strony dorosłego mężczyzny, któremu bardzo ufała, a który ją wykorzystywał. Wielokrotnie odwoływała się do osoby ojca. Dodawała, że dziecko przeżyło traumę, która jest wciąż obecna w jej umyśle i której należy się pozbyć. Sugerowała konieczność opróżnienia metaforycznych "pudełek", które znajdują się w "magazynie wspomnień" dziewczynki, nazwała je między innymi "tata" i "seks". Obiecywała dziecku pomyślność i wiele życiowych korzyści, jakie pojawią się po opróżnieniu "pudełek" - opisał śledczy Luca Ramponi we wniosku o zastosowanie środku zapobiegawczego wobec zatrzymanej kobiety.
Nieraz wpajała dziewczynce, że jej mama była w przeszłości prostytutką. Miała też przekonywać kilkulatkę, że ma wielkie szczęście, iż opiekunowie odcinają ją od rodziców.
- Najbardziej przeraża mnie fakt, że ci opiekunowie nie ustępowali. Że wmawiali im, iż doświadczyły przemocy ze strony rodziców. To była bardzo, bardzo mocna presja z ich strony, która potrafiła trwać miesiącami - podkreśla Giuseppe Baldessarro.
Śledczy dotarli również do zapisu rozmowy jednej z terapeutek z podopieczną i jej zastępczą matką.
"Nie pamiętam już, dlaczego nie mogę się z nimi [rodzicami – red] spotkać" - mówi dziewczynka. "Nie pamiętasz, że mówiłaś, że nie chcesz już więcej widzieć swojego taty? Ja to pamiętam" - odpowiada terapeutka. "Nie powiedziałam tego" - twierdzi dziewczynka. "Tak, powiedziałaś, że nie chcesz go widzieć, bo boisz się, że zrobi ci coś złego, że będzie chciał się zemścić albo wywieźć. Przypomnij sobie strach, jaki czułaś. Już pamiętasz?" - podpowiada dziewczynce nowa "mama". "To, co powiesz sędziemu, nie zostanie przekazane tatusiowi ani mamusi" - zapewniała dziecko psycholog.
Przekupienie dziecka? Kwestia kilku dni
O to, czy naprawdę da się wmówić dzieciom, żeby opowiedziały coś, co nigdy nie miało miejsca, pytam Miłosławę Janc, psycholog, która zajmuje się między innymi psychoterapią rodzin.
- To wcale nie jest takie trudne. W sytuacjach, kiedy zabieramy dziecko od rodziny, ono przeżywa ogromny stres. Zostaje włożone w środowisko ludzi, którzy pracują nad tym, żeby osiągnąć swój cel. Jeśli ich jest dużo, mają odpowiednie techniki, to naprawdę jest to możliwe - przekonuje terapeutka.
- Nagle nie ma rodzica, on mnie opuścił, zostawił. W to miejsce już w naturalny sposób mogą pojawiać się myśli: "rodzice faktycznie mnie nie kochali, skoro zostawili" - dodaje. Jak mówi, przekabacenie dziecka może być kwestią kilku dni.
Siła perswazji to być może niejedyny sposób, w jaki opiekunowie z Bibbiano chcieli wpłynąć na dzieci. Policja podejrzewa też, że podopiecznym zakładano elektrody podłączone do specjalnych urządzeń, a te - podczas barwnych rozmów o rzekomo traumatycznej przeszłości - wysyłały do drobnych ciał delikatne impulsy. Dzieciom miano tłumaczyć, że jest to konieczne do pozbycia się z głowy "brzydkich rzeczy" wyrządzonych im przez rodziców.
- Proszę sobie wyobrazić takie dziecko, które - jeśli to się potwierdzi - mogło zostać poddane elektrowstrząsom, których my używamy w celach terapeutycznych, w przypadku głębokiej depresji czy zaburzeń efektywnych dwubiegunowych. W ten sposób można wywołać luki w pamięci. Jeśli później pracowano nad tym, żeby wszczepić fałszywe wspomnienia i przedstawiono kolejne dowody (inne osoby, które to potwierdzały), a dodatkowo otoczenie jest niebezpieczne, to dziecko zaczyna w to wierzyć. Inaczej by tego nie przetrwało. Mechanizmy obronne zaczynają pracować tak, żeby zachować jakiekolwiek zdrowie psychiczne - tłumaczy Miłosława Janc.
Co najgorsze, w całym procesie prania mózgu dziecko nie tylko jest w stanie powtarzać zdania wpojone przez dorosłego, ale też w nie wierzy.
- Jesteśmy w stanie wszczepiać fałszywe wspomnienia dorosłym, a co dopiero dzieciom. Wiele z tych technik jest wykorzystywanych na co dzień, również przez media. Podajemy wyselekcjonowane informacje, odpowiednio konstruujemy pytania, mówimy jeden wyraz, który sugeruje skojarzenia. Później osoba jest przekonana, że widziała i słyszała rzeczy, których nie było - podkreśla Janc.
Jak mówi, w przypadku dzieci w Bibbiano na pewno pomagał fakt, że po drugiej stronie siedział dorosły, lekarz, ktoś z autorytetem.
- Nasza pamięć działa jak Wikipedia: mamy dane, które sami edytujemy, ale jest też możliwość edytowania tych danych przez inne źródła. W zależności od tego, co lub kto jest źródłem, łatwiej to do siebie dopuścimy - tłumaczy psycholog.
Domalowała ojczymowi "lepkie rączki"
Spisane zeznania dzieci to jedno. Do akt jednej z dziewczynek, żeby zniekształcić rzeczywistość jeszcze bardziej, dodano rysunek. Miał potwierdzić fakt, jak kilkulatce jest źle w rodzinie.
Podczas śledztwa wyszło na jaw, że jedna z psycholożek przerobiła prosty obrazek dziecka tak, żeby bardziej pasował do jej scenariusza.
Dziewczynka narysowała na kartce siebie i byłego partnera swojej mamy – dwie uroczo pokraczne postacie stojące obok siebie. Ale na rysunku przedstawionym później w ośrodku pomocy widać dorobiony szczegół: nienaturalnie długie ręce mężczyzny łapiące dziewczynkę w okolicy bioder. Bo w "scenariuszu" psycholożki mężczyzna miał dotykać miejsc intymnych dziecka.
Stosy zabawek, którymi nikt się nie bawił
Ani to, ani żadna z wcześniej opisanych traum nigdy się nie wydarzyły. Ale dzieci podczas ostatecznej rozmowy z sędzią, który decydował o ich losie, potwierdzały wszystkie zeznania o przemocy i przykre sytuacje, jakie działy się w czterech ścianach. Trafiały potem między innymi do przyjaciół i znajomych "demonów". "Wśród nich znaleźli się też właściciele sex shopu i osoby, których dzieci popełniły kiedyś samobójstwo" - napisała "La Repubblica".
Nowi opiekunowie robili wszystko, żeby spalić przysłowiowe mosty łączące dzieci z ich przeszłością. Podczas śledztwa, przeszukując budynek opieki socjalnej w Bibbiano, karabinierzy natrafili na pokój, który wyglądał jak raj dla kilkulatków. Był wypełniony lalkami Barbie, butami piłkarskimi, konsolami do gier, pluszakami, a nawet waniliowymi babkami. W rzeczywistości było to smutne składowisko - magazyn prezentów od biologicznych rodziców, które nigdy nie dotarły do ich synów i córeczek.
Były też listy, które miały płynąć do domów rodzinnych. "Kochany tatusiu, bardzo mi ciebie brakuje. Mam nadzieję, że zobaczymy się tak szybko, jak to będzie możliwe. Chciałabym dostać od ciebie jakiś fajny prezent. Mógłbyś do mnie też częściej pisać, bo nie dostałam od ciebie nigdy żadnego listu i zastanawiam się dlaczego (…)" - brzmiał jeden z nich.
"Możesz iść żyć pod mostem"
Przerażający obraz dopełnia to, że osoby, które przejmowały dzieci, często gotowały im kolejne (po męczących terapiach) piekło. Śledczy Luca Ramponi opisuje we wniosku o zastosowanie środka zapobiegawczego zachowanie jednej z matek zastępczych. Dotarł do rozmowy, jaka rozegrała się między nią a "nową" córeczką w samochodzie. "Ja pi****lę, ja pi****lę, idź sama pieszo. Ja p****lę, wyłaź, wyłaź, nie chcę cię już!". W tym momencie słychać otwieranie drzwi i ulewę na zewnątrz. Dziecko pyta tylko: "ale dlaczego?".
Innego razu kobieta miała krzyczeć do dziewczynki: "Co ty sobie wyobrażasz? Że dorośli, których masz wokół siebie to idioci? Może ci [rodzice – red.], których miałaś wcześniej - tak. Jeśli będziesz robić to, co chcesz, możesz iść żyć pod mostem".
Z ustaleń śledztwa wynika też, że po odcięciu od biologicznych rodziców opiekunki wzbudzały w dzieciach strach, jaki te miałyby odczuć podczas przypadkowego spotkania z rodzicami. "Kazały się chować podczas jazdy samochodem, zabraniały chodzić w miejsca, w których mogłyby zostać zauważone przez mamę lub tatę" - napisał Ramponi.
Karabinierzy ujawnili również, że w przypadku dwóch rodzin miało dojść do molestowania nowo przyjętego dziecka.
Śledczy zbadali przeszłość zatrzymanych osób. Niektóre z nich doświadczyły w przeszłości wiele zła ze strony dorosłych. Okazało się, że jeden z "demonów”, który w dzieciństwie padł ofiarą zbiorowego gwałtu, później był uzależniony od alkoholu. Dwie zatrzymane osoby były maltretowane przez swoich ojców, przy nazwisku kolejnego zatrzymanego pojawia się historia agresywnego ojca alkoholika.
Skontrolują rodziny zastępcze w całym kraju
Wobec 18 z 27 zatrzymanych osób zastosowano środki zabezpieczające. Burmistrz Bibbiano, Andrea Carletti, oskarżony o przekroczenie uprawnień i tuszowanie działań szajki, trafił do aresztu domowego, tak samo jak dyrektorka opieki socjalnej, opiekunka z ośrodka i dwie psychoterapeutki z fundacji non-profit.
Wicepremier Włoch Matteo Salvini podczas niezapowiedzianej wizyty w Bibbiano pod koniec lipca ogłosił, że Senat niezwłocznie zatwierdzi powołanie specjalnej komisji do zbadania spraw rodzin zastępczych w całym kraju.
- Skończyło się jak dotąd na obietnicy. Komisji jeszcze nie powołano. Dochodzenie prowadzone przez prokuraturę wciąż trwa. Dzieci, których losy bada prokuratura, zostały objęte opieką profesjonalnych psychologów. Żadne z nich na szczęście nie zostało w rodzinie zastępczej - komentuje Baldessarro.
Czworo spośród pokrzywdzonych dzieci wróciło do prawdziwych rodziców. Troje przebywa w gminnych ośrodkach i czeka na decyzję o swoim dalszym losie.
Skandal poruszył Włochów. W wielu miastach odbywają się manifestacje sprzeciwu wobec krzywdy wyrządzonej dzieciom.
Protest w Bibbiano:
W Weronie: