Miał u stóp Hollywood. Był wielką gwiazdą i uznanym reżyserem, zdobywcą Oscara, "najseksowniejszym mężczyzną świata" i uosobieniem cnót w zepsutym światku show-biznesu. Wszystkiego pozbawił się sam. Rozwód z żoną, matką ich siedmiorga dzieci, kochanka oskarżająca go o pobicie, pijackie ekscesy i antysemickie teksty sprawiły, że w Hollywood stał się niedotykalny. Nikt nie wiedział o jego chorobie dwubiegunowej. Powraca skruszony z "Przełęczą ocalonych". Czy Mel Gibson podniesie się po bolesnym upadku?
Znany amerykański krytyk Peter Travers napisał, że nikt nie potrafi zagrać scen bólu tak genialnie jak Mel Gibson. Artysta był jednak ostatnimi czasy równie skuteczny w zadawaniu go najbliższym.
Damski bokser, antysemita, odrażający pijak. Te określenia najczęściej wymieniane są od kilku lat na internetowych forach przy nazwisku Gibsona. I choć najprościej byłoby uznać, że są zwykłym "hejtem", prawda jest inna. Sławny Mel bowiem na tę niechęć mocno zapracował, wsławiając się postępkami, których nawet jego zagorzali fani darować mu nie potrafili. Ulubieniec "fabryki snów" przez niemal trzy dekady - od początku lat 80., gdy zasłynął rolą w "Mad Maxie", aż po kontrowersyjną "Pasję" - był dla Hollywood kurą znoszącą złote jajka. Konsekwentnie budował też własny mit twardego, ale rycerskiego faceta, dla którego rodzina i wiara w Boga to nadrzędne wartości. Większość filmów, w których grał, była temu mitowi podporządkowana.
Bomba wybuchła w 2006 roku. Świat obiegły wtedy zdjęcia pijanego gwiazdora opatrzone informacją, że lżył kierowcę żydowskiego pochodzenia. Wyszły na jaw jego alkoholowe problemy. Kolejna afera wybuchła w 2009 roku, gdy Robyn Gibson, po 28 latach wspólnego życia, wniosła o rozwód, oświadczając, że ma dość zdrad i pijaństwa Mela. Okazało się, że para od trzech lat żyła w separacji. Wkrótce potem Mel pokazywał się już z młodą kochanką, Rosjanką Oksaną Grigoriewą. Ta urodziła mu córkę, ale po roku oskarżyła go o znęcanie się oraz pobicie jej i jej syna z poprzedniego związku. Dowody były mocne. Jednak Gibson wbrew oczekiwaniom nie poszedł do więzienia - dostał trzy lata więzienia w zawieszeniu. Nakazano mu także wykonywać prace społeczne i uczęszczać na mityngi Anonimowych Alkoholików.
To było jednak nic wobec tego, co jego karygodne zachowanie oznaczało dla jego kariery. Antysemityzm w połączeniu ze skłonnością do bicia kobiet nie mógł być darowany. Oficjalnie przyklepano upadek gwiazdora, a rozpoczęte produkcje wzięły w łeb, nie mówiąc o planach. Przez kolejne 10 lat Gibson nie stanął za kamerą, a pozbawiony po rozwodzie połowy majątku, zmuszony zadośćuczynić matce kolejnego dziecka, potrzebował pieniędzy. Zaczął grać niemal wyłącznie w filmach klasy B. Do pierwszej ligi powrócił dopiero teraz "Przełęczą ocalonych" - opartą na faktach historią Desmonda T. Dossa, sanitariusza wojskowego, który podczas II wojny światowej, z uwagi na wiarę, odmówił noszenia broni. Mimo to podczas bitwy o Okinawę uratował życie 75 osobom.
Wina ojca?
Popularny jest pogląd, że za większość problemów Mela odpowiedzialny jest jego ojciec i konserwatywny pisarz Hutton Gibson - dla wielu szaleniec, który swoje poglądy zaszczepił jedenaściorgu dzieciom. Mel był szósty w kolejności - najurodziwszy i najzdolniejszy. Aktorem jest też jego młodszy brat Dolan.
Ponieważ Mel Gibson aż do ubiegłego roku nie udzielał wywiadów i nie pozwolił też na powstanie biografii dokumentującej jego życie, próżno szukać soczystych anegdot i zwierzeń, które pozwoliłyby ulepić portret tak barwny jak w przypadku większości gwiazd. Z poskładanych puzzli wyłania się jednak wizerunek chłopca, a potem mężczyzny, którego życie naznaczył ojciec, kierując syna w stronę religijnego fundamentalizmu i własnych obsesji.
Mel Gibson urodził się w styczniu 1956 roku w Peekskill w stanie Nowy Jork. W 1968 roku jego ojciec przeprowadził rodzinę do Australii. Przyczyną przeprowadzki była chęć uchronienia synów przed wojną w Wietnamie. Mel miał 12 lat i rozpaczał po rozstaniu z przyjaciółmi. Zaczął eksperymentować z alkoholem, co po latach dało efekt uzależnienia. Ukrywał to przez dekady. Matka miała irlandzkie korzenie i to z jej powodu Mel zachował drugie obok amerykańskiego obywatelstwo - irlandzkie.
98-letni Hutton jest wciąż aktywny. Należy do odłamu katolickich fundamentalistów, tzw. sedewakantystów, czyli przeciwników zmian posoborowych. Sedewakantyści nie uznają papieży, którzy stali na czele Kościoła po Piusie XII. Hutton jest m.in. autorem książki "Czy papież jest katolikiem?" To jemu przypisuje się wpojenie synowi antysemickich poglądów. Hutton głośno neguje Holokaust, a Sobór Watykański II nazywa "spiskiem masońskim wspieranym przez Żydów".
Traktowany przez ojca niczym żołnierz w koszarach, wychowany w patriarchalnym układzie, w dorosłym życiu ten wzorzec przeniósł do swojego domu. Ojciec jak mógł izolował dzieci od otoczenia, wyrabiał w nich przekonanie, że są lepsze od kolegów. Nietolerancyjny, głoszący rasistowskie i homofobiczne poglądy oraz dziwne teorie spiskowe, dla Mela i jego braci był jednak wzorem. Chłopiec był kształcony przez członków Kongregacji Braci w Chrystusie, organizacji o irlandzkich korzeniach, słynącej z surowego traktowania.
To, co miało zachwiać jego życiem i pozatrzaskiwać otwarte szeroko drzwi Hollywood, zdarzyło się jednak po trzech dekadach usłanej różami kariery. Przez lata uważany za idealnego męża i ojca, za człowieka życzliwego ludziom i oddanego przyjaciołom, był bowiem Mel Gibson uosobieniem cnót wszelakich, dowodem na to, że sława i pieniądze niekoniecznie muszą zmieniać ludzi. Dlatego gdy po serii kompromitujących zdarzeń "fabryka snów" zaczęła się od niego odwracać, wierni przyjaciele - wśród nich Whoopi Goldberg, Robert Downey Jr, czy twórca "Mad Maxa" George Miller - trwali przy nim, nagłaśniając przykłady altruizmu i wsparcia, jakich doświadczali przez lata ze strony Mela. Gibson zasłynął też z działalności charytatywnej na ogromna skalę - niewiele hollywoodzkich sław przeznaczało na dobroczynność tak bajońskie sumy jak on.
"Kombinacja Clarka Gable'a i Humphreya Bogarta"
Jako nastolatek nie myślał o aktorstwie. Chciał pisać jak ojciec i planował studia dziennikarskie. To siostra złożyła w tajemnicy, w jego imieniu, podanie o przyjęcie do prestiżowej National Institute of Dramatic Art w Sydney. Powiedziała mu o tym kilka dni przed egzaminami. Mel zdecydował, że pójdzie na przesłuchanie bez wcześniejszego przygotowania. Był zaskoczony, gdy został przyjęty, w czym pomogły mu bez wątpienia zadatki na amanta, w pierwszej kolejności łobuzerski błysk lazurowych oczu.
Okazał się zdolnym studentem. Zadebiutował w uczelnianej produkcji i szybko dostrzegła go australijska telewizja. Trafił na casting skromnego projektu Australijczyka Georgea Millera, który zamierzał nakręcić futurystyczną historię upadku społecznego, morderstwa i zemsty. Poszedł z podbitym okiem, bo dzień wcześniej brał udział w bójce. Mimo to - dziś Miller żartuje, że dzięki temu - zdeklasował rywali i dostał rolę. Mowa o pierwszym "Mad Maxie", za którego dostał... 400 dolarów gaży. Obraz z czasem stał się dziełem kultowym, zarobił 100 mln dolarów i otworzył Gibsonowi drzwi do kariery. Najpierw w Australii, ale już pomysł kontynuacji filmu, zrealizowany za duże pieniądze, uczynił go sławnym na całym świecie. O Gibsona upomniało się też Hollywood.
Zanim w 1985 r. powstała na lata wyznaczająca kanony filmu akcji trzecia część "Mad Maxa" z udziałem m.in. Tiny Turner, Mel zaliczył już swój pierwszy amerykański film. W "Buncie na Bounty" pojawił się obok Anthony'ego Hopkinsa i choć film poniósł finansową porażkę, Ameryka była zachwycona pięknym Melem. Wkrótce okazało się, że seria o Mad Maksie jest najbardziej dochodową w historii australijskiego kina. Wcześniej padł jednak inny rekord - po raz pierwszy australijski aktor otrzymał gażę w wysokości miliona dolarów. Zgarnął ją oczywiście Gibson za rolę w "Mad Max pod Kopułą Gromu" (trzecim filmie z serii). W tym samym roku magazyn "People" po raz pierwszy wybierał najseksowniejszego mężczyznę świata i został nim właśnie Mel. Po raz pierwszy, bo ten tytuł przypaść miał mu jeszcze czterokrotnie.
Od początku swojej kariery Gibson grał też z sukcesem w filmach artystycznych, m.in. w produkcjach innego Australijczyka Petera Weira. Najpierw w pacyfistycznej opowieści "Gallipoli", a w 1982 r. w melodramacie "Rok niebezpiecznego życia", gdzie za partnerkę miał gwiazdę "Obcego" Sigourney Weaver. Pierwszy obraz zgarnął wszystkie możliwe nagrody Australian Film Institute - w tym dla najlepszego obrazu, reżysera i aktora (Gibsona), ponadto nominację do Złotego Globu. Drugi jest ulubionym filmem Mela. Po pierwsze dlatego, że grał korespondenta wojennego, którym chciał zostać, po drugie, bo Weaver była pierwszą, wielką gwiazdą, obok której stanął na planie. To właśnie wtedy któryś z krytyków amerykańskich napisał, że "młody Mel Gibson jest kombinacją Clarka Gable'a i Humphreya Bogarta".
Prywatnie był już szczęśliwym mężem i ojcem, a mimo aplauzu Hollywood nie zamierzał się tam przenosić.
Rodzinna sielanka i choroba dwubiegunowa
Jeśli wierzyć opowieściom siostry gwiazdora Robyn Moore, jego przyszła żona Robyn Gibson była pierwszą, wielką miłością Mela. Poznali się w Australii na wakacjach w 1977 roku. On był początkującym aktorem, ona pielęgniarką. W 1980 roku wzięli ślub i wkrótce urodziła się ich pierwsza i jedyna córka Hannah. Jej sześciu braci pojawiało się na świecie mniej więcej co dwa, trzy lata. Wyjątkiem jest najmłodszy Tommy, który urodził się w 1999 roku i jest od siostry młodszy o 19 lat.
Ze skąpych wypowiedzi dzieci Mela wynika, że przez lata stanowili z Robyn szczęśliwe małżeństwo. Tradycyjny podział ról - żona wychowuje dzieci i dba o wspólne gospodarstwo, a ojciec zarabia na utrzymanie - odpowiadał obojgu. Wodzony na pokuszenie przez partnerki z planu Mel zdawał się nie widzieć świata poza żoną, w czym pomagała mu świadomość związku zawartego przed Bogiem i przekonanie, że "nie istnieje inny sposób na uczciwe życie". Znamienne, że po rozwodzie, który pozbawił go połowy majątku - żona otrzymała prawie 500 mln dolarów, które Gibson oddał bez mrugnięcia okiem - żadne z nich nie powiedziało o byłym współmałżonku złego słowa. Mel zawsze mówił zresztą, że Robyn jest najlepszym człowiekiem, jakiego spotkał w życiu.
Amerykanie od początku widzieli w nim przede wszystkim gwiazdę kina akcji. Projekt "Zabójczej broni" powstawał z myślą o nim. Richard Donner uczynił głównymi bohaterami filmu dwóch skrajnie różnych policjantów z wydziału zabójstw. Pierwszy, młody Martin (Mel Gibson), weteran wojny w Wietnamie, mistrz sztuk walki, który po stracie żony w tragicznym wypadku wpada w manię samobójczą, był przeciwieństwem 50-letniego Rogera (Danny Glover), prowadzącego spokojne życie z rodziną. W tej komediowo-kryminalnej opowieści (twórcy nie przewidywali, że doczeka się ona trzech części kontynuacji) Mel zagrał w pewnym sensie siebie. Jego bohater każdego dnia jest bliski odebrania sobie życia, a podczas akcji nierzadko traci nad sobą panowanie. Mało kto wiedział o tym, że on sam przechodził wtedy potworną depresję. Tylko żonie, która siłą każdego ranka wyciągała go z łóżka i wiozła na plan, producenci zawdzięczali to, że praca przebiegała normalnie. Jeden raz przyznał publicznie, że żona i rola w "Zabójczej broni" uratowały mu życie. Gdy wyszedł z tego stanu, popadł w niezrozumiałą euforię. Wówczas jeszcze niewiele wiedziano o chorobie afektywnej dwubiegunowej, którą po latach zdiagnozowano u aktora. To w wielkim uproszczeniu brak równowagi organizmu - na jednym biegunie jest depresja, czyli stan głębokiego smutku, na drugim mania, czyli stan niekontrolowanego podniecenia, gdy chorego rozsadza energia, a po jakimś czasie znów jest w depresji.
Gibson próbował "zapijać" zdrowotne problemy alkoholem. Powstawało błędne koło. Richard Donner, z którym Mel nakręcił sześć filmów, ujawnił, że Gibson powiedział mu o nałogu już pod koniec lat 80. podczas zdjęć do "Zabójczej broni 2". Aktor chodził na mityngi AA, ale po odstawieniu alkoholu depresja nasilała się.
Nie chciał być Bondem, by nie wpaść "w szufladę"
Lata 90. to dla rodziny Gibsonów czas narodzin kolejnych synów i złote lata w karierze Mela. Po zakończeniu zdjęć do kolejnych filmów wracał na farmę do Australii. Minęło wiele lat, nim wraz z rodziną przeniósł się w do amerykańskiego Connecticut. Odrzucił tak wiele kuszących propozycji, że w niektóre trudno uwierzyć. Prócz ról w filmach Martina Scorsese (choćby w "Infiltracji") czy Francisa Forda Coppoli trzykrotnie zrezygnował z propozycji zagrania Jamesa Bonda. Namawiał go na prośbę wytwórni sam Sean Connery, jeszcze zanim rolę dostał Pierce Brosnan. - Nie ma mowy, bo już nigdy nie wyjdę z szuflady z napisem 'dzielny i piękny' - - tłumaczył Mel.
Miał już wtedy na koncie nie tylko role w kolejnych częściach "Zabójczej broni", ale też takie tytuły jak kostiumowy "Maverick", sensacyjny "Okup" czy wreszcie "Hamlet" w reżyserii Franco Zefirellego, gdzie zagrał tytułową rolę u boku Glenn Close i Helen Bonham Carter. Długo namawiany przez George'a Millera wziął się w końcu sam za reżyserowanie. I choć pierwszy film - "Człowiek bez twarzy" - został przyjęty z umiarkowaną życzliwością, miał plany.
Właśnie wtedy niemal odrzucił rolę Williama Wallace'a w "Braveheart". Uznał, że jest do niej zbyt stary, bo dobiegał czterdziestki, a jego bohater, przywódca szkockiego powstania, zginął w wieku 35 lat. Poprosił producentów, by mógł wyreżyserować film zamiast w nim grać. Wypracowano kompromis - pozwolono mu reżyserować, o ile zagra główną rolę. Zgodził się. I wszystkich zaskoczył.
Osadzona w XIII-wiecznej Szkocji historia Williama Wallace'a, który po zabójstwie żony zwołuje rodaków do walki ze znienawidzoną angielską monarchią, przeszła najśmielsze oczekiwania Mela. Zdobyła pięć Oscarów - w tym dla najlepszego filmu i za reżyserię - a Gibson udowodnił, że potrafi opowiadać epickie historie i równie dobrze, jeśli nie lepiej, co przed kamerą, radzi sobie po jej drugiej stronie.
W tym czasie trzy lata z rzędu zdobywał tytuł najseksowniejszego mężczyzny świata, ale nikt nigdy nie słyszał o jego romansach, choć tropiono je nieustannie. Sophie Marceau, gwiazda "Braveheart", wspominała za to, że Mel o żonie mógł opowiadać bez przerwy.
Na kolejne reżyserskie dzieło Gibsona świat czekał aż do 2004 roku, gdy na ekrany weszła "Pasja" - nakręcona w językach łacińskim, aramejskim i greckim niezwykle brutalna powieść o ostatnich 12 godzinach życia Jezusa Chrystusa. "Pasja" wiernie opowiada o tym, co znamy z Ewangelii, i gdy mowa o robocie reżyserskiej, jest obrazem znakomitym. Ale sposób, w jaki pokazuje cierpienie, wreszcie ukrzyżowanie i śmierć Chrystusa, budzi przerażenie. Film mocno podzielił i widzów, i krytyków. Wybuchła dyskusja, a Gibsonowi zarzucono wręcz "pornografizację przemocy" i ukryty antysemityzm. Część publiczności była jednak zachwycona. Obraz stał się najbardziej dochodowym filmem religijnym w historii kina. Zarobił ponad 600 mln dolarów.
Jeszcze większą falę sprzeciwu spowodowało wejście na ekrany dwa lata później "Apocalypto", brutalnej opowieści osadzonej w czasach przed pierwszym kontaktem Majów z cywilizacją europejską. Gibson wykonał gigantyczną pracę - ukazał cywilizację Majów, przerażające wojny plemienne, składanie krwawych ofiar z ludzi. Postacie z filmu grane są w większości przez Meksykanów, potomków rdzennej ludności tego obszaru, a językiem używanym w filmie jest stary dialekt języka Majów – yucatec. Znowu pojawił się zarzuty zbytniego naturalizmu i nieuzasadnionej obecności krwawych scen. Hollywood zlekceważyło obraz. Nakłady poniesione na film zwróciły się, ale nie odniósł on sukcesu. Podobnie jak "Pasję" Gibson wyprodukował go we własnej firmie.
Rozwód, przemoc domowa i upadek
Przez cała karierę Gibson był najbardziej znanym katolikiem w Hollywood. Ten wizerunek ugruntowała "Pasja", która zdobyła poklask nawet w Watykanie, a Gibson deklarował, że jego największym autorytetem religijnym jest Jan Paweł II. Nawet filmowych bohaterów zawsze dobierał tak, by żyli zgodnie z wartościami chrześcijańskimi. I chociaż Mad Max czy młody policjant z "Zabójczej broni" są twardzielami postępującymi zgodnie ze starotestamentowym "oko za oko, ząb za ząb", to nawet grając drania, Gibson tak ingerował w scenariusz, by jego bohater na końcu i tak okazał się dobrym człowiekiem, jak choćby w "Godzinach zemsty".
Rozwód pobożnego chrześcijanina z matką jego siedmiorga dzieci po 30 latach małżeństwa był dla Hollywood i wielbicieli aktora szokiem. Zwłaszcza że dwa lata wcześniej miał miejsce inny skandal, gdy Gibson po pijanemu nazwał policjanta "pieprzonym Żydem" i wykrzyczał, że Żydzi są odpowiedzialni "za wszystkie wojny na świecie". I choć następnego dnia kajał się, że "nie był świadomy swojego zachowania", nikt go już nie słuchał. Jednak to pobicie młodej kochanki sprawiło, że Hollywood powiedziało "dość". Fani poczuli się oszukani. W dodatku Oksana wrzuciła do sieci nagranie, w którym obrzucał ją wyzwiskami, a dziennikarze upublicznili akta, z których wynikało, że wybił jej zęby. Nagle przypomniano sobie grzeszki Gibsona z przeszłości, m.in. prostackie wypowiedzi o homoseksualistach. W powszechnej opinii został więc dodatkowo homofobem. Nikt nie pamiętał, że przyjaźni się ze zdeklarowaną lesbijką Jodie Foster i nie słuchano jej, gdy protestowała przeciw zarzutom wobec Mela.
Wykorzystano za to jej film "Podwójne życie" z Melem w głównej roli. Gdy w sieci zadebiutował trailer, ktoś stworzył na podstawie oryginału inny. W przeróbce pacynka Gibsona krzyczy do żony: "Jeśli zgwałci cię banda czarnuchów, to tylko twoja wina", "Ssij mojego fiuta, a potem powiedz przepraszam", "Zabiję cię ty suko" itp. Rozpętała się burza, bo teksty wygłaszane przez pacynkę pochodziły z zapisu awantur telefonicznych, jakie aktor robił Oksanie Grigoriewej. Film wycofano z szerokiej dystrybucji. Wkrótce Warner Bros. usunął z planów "Zabójczą broń 5", a twórcy "Kac Vegas 2" nakręcili film bez udziału Mela. Na koniec Leonardo DiCaprio zrezygnował z gry w superprodukcji o wikingach, którą Gibson miał reżyserować. Wszystkie zawodowe plany Mela wzięły w łeb, do tego doszedł ostracyzm środowiskowy. "W Hollywood nikt nie dotknie go nawet dziesięciometrowym kijem" - podsumował sytuację jeden z producentów.
Od czasów pamiętnego przypadku Ingrid Bergman, którą potępiono za porzucenie męża i związek z Roberto Rosselinim, nie było chyba równie spektakularnego upadku. W obronie Mela stanęli jedynie wspomniani przyjaciele i... była żona. Nieczęsto zdarza się, by porzucona dla innej i zdradzona kobieta publicznie broniła byłego męża. "Mel nigdy mnie nie znęcał się nade mną, nie robił niczego przeciwko mnie w trakcie naszego małżeństwa i po nim. Był wspaniałym i kochającym ojcem naszych dzieci. Nie mógłby uderzyć dziecka" - oświadczyła na łamach poczytnego magazynu. Taryfy ulgowej dla winowajcy jednak nie przewidziano.
Prawdopodobnie wydanie w tym momencie oświadczenia, że Gibson cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową, wsparte informacją o zachowaniach chorujących na nią, złagodziłoby sytuację. Mel nie chciał jednak o tym słyszeć. A jest prawdą, że choroba zaburza trzeźwy osąd sytuacji: "Chory celowo mówi rzeczy przykre dla innych, doprowadza do konfliktów z rodziną i otoczeniem. Coraz trudnej opanować mu emocje, pojawiają się wybuchy złości i niekontrolowane, agresywne zachowania"- czytamy o chorobie afektywnej w podręczniku psychiatrii. Alkohol potęguje zaś jej objawy.
Tak też tłumaczą agresję przyjaciele Mela. Aktor wrócił do leczenia uzależnienia, ochoczo brał udział w nakazanych pracach społecznych, co skwapliwie relacjonowały tabloidy. Dopiero stosunkowo niedawno, upubliczniona przez tabloid, pojawiła się potwierdzona przez niego samego informacja o chorobie artysty.
Zmartwychwstanie
Mel Gibson od dwóch lat jest w związku z młodziutką Rosalind Ross, akrobatką, która przed dwoma tygodniami urodziła mu córeczkę - jego dziewiąte dziecko. Warto w tym miejscu przypomnieć starszego o ćwierć wieku od Mela wielkiego Clinta Eastwooda, w którym Hollywood jest zakochane, który - od zawsze nazywając się konserwatystą i zagorzałym republikaninem - ma dziewięcioro dzieci z sześcioma różnymi kobietami i tylko dwoje z małżeńskiego związku. W dodatku niespecjalnie przez lata się nimi interesował, a słów potępienia nigdy jednak nie usłyszał.
Dziś Mel ponownie ma świetne kontakty z dziećmi. Wiadomo, że przymierza się do prac nad kontynuacją "Pasji"- film będzie się nazywał "Resurrection" ("Zmartwychwstanie") i, jak wskazuje tytuł, pokaże wydarzenia po zmartwychwstaniu Chrystusa. O gwiazdora na powrót ubiegają się też wzięci reżyserzy, choćby S. Craig Zahler, twórca "Bone Tomahawk". Craig pracuje nad historią policjantów, którzy zawieszeni w obowiązkach, postanawiają wkroczyć do świata zbrodni.
Czy "Przełęcz ocalonych" będzie dla Mela Gibsona powrotną przepustką do Hollywood? Sześć nominacji do Oscara wskazuje na to, że zrobiła na akademikach wrażenie. I słusznie, bo to znakomite kino i pominięcie go w oscarowych rozdaniach byłoby niesprawiedliwością. Podobnie jak brak rozgrzeszenia za dawno odpokutowane winy.