40 dni trwał w Sejmie protest osób niepełnosprawnych i ich opiekunów. Domagali się spełnienia dwóch postulatów. Ostatecznie w życie weszły dwie ustawy, które zdaniem polityków obozu rządzącego zrealizowały oczekiwania protestujących. Ci drudzy przekonywali jednak, że tylko część, bo osoby z niepełnosprawnością nie otrzymały dodatku w wysokości 500 złotych, o który wnosiły.
Protest Komitetu Protestacyjnego Rodziców Osób Niepełnosprawnych rozpoczął się 18 kwietnia. Protestujących zaprosiła do gmachu Sejmu ówczesna posłanka Nowoczesnej (obecnie partia Teraz!) Joanna Scheuring-Wielgus.
Protestujący oczekiwali wprowadzenia dodatku rehabilitacyjnego dla osób niepełnosprawnych niezdolnych do samodzielnej egzystencji po ukończeniu 18. roku życia w wysokości 500 złotych miesięcznie. Drugim postulatem było zrównanie kwoty renty socjalnej z najniższą rentą z ZUS z tytułu całkowitej niezdolności do pracy wraz ze stopniowym podwyższaniem tej kwoty do równowartości minimum socjalnego obliczonego dla gospodarstwa domowego z osobą niepełnosprawną. Najniższa renta z tytułu całkowitej niezdolności do pracy wynosiła od 1 marca 2018 roku 1029,80 zł.
Protestujący zwrócili się z prośbą o spotkanie do prezydenta, premiera oraz prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
Negocjacje z politykami PiS
Rozpoczęła się seria rozmów z przedstawicielami Prawa i Sprawiedliwości.
Pierwszego dnia protestu Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zaprosiło rodziców i ich podopiecznych na spotkanie w Centrum Partnerstwa Społecznego "Dialog". Protestujący z tej propozycji nie skorzystali. Podkreślali, że Sejmu nie opuszczą.
Ostatecznie do protestujących przyjechali minister Elżbieta Rafalska oraz pełnomocnik rządu do spraw osób niepełnosprawnych Krzysztof Michałkiewicz.
Rafalska nalegała bezskutecznie na przeniesienie rozmów do CPS "Dialog". - Mamy konkretne postulaty, chcemy rozmawiać z osobami decyzyjnymi - podkreślała z kolei liderka Komitetu Protestacyjnego Rodziców Osób Niepełnosprawnych Iwona Hartwich.
Minister rodziny tłumaczyła po spotkaniu, że rząd "stara się do problemu osób niepełnosprawnych podchodzić kompleksowo” i "rozwiązywać problemy wszystkich grup".
- Są wieloletnie zaniedbania, nie da się wszystkiego na raz rozwiązać, przygotować, sfinansować w drugim czy w trzecim roku – zaznaczyła.
Z kolei pełnomocnik rządu zasugerował, że rodzice i opiekunowie nie mają woli rozmawiać z przedstawicielami rządu. - Zapraszamy do rozmów, ale nie chcemy rozmawiać z jednym środowiskiem. Chcemy rozmawiać z całym środowiskiem osób niepełnosprawnych (…) Trzy miliony sto tysięcy osób niepełnosprawnych w naszym kraju chce, żebyśmy o nich pamiętali - powiedział.
Prezydent zapowiada projekt ustawy, premier nowy podatek
Kolejnego dnia protestu z inicjatywą wyszedł prezydent Andrzej Duda. Podczas rozmowy z protestującymi zapowiedział, że zostanie przygotowany projekt realizujący ich postulaty.
Premier Mateusz Morawiecki zaproponował natomiast utworzenie specjalnego funduszu solidarnościowego, na który złożyłaby się danina od najlepiej zarabiających. Zaznaczył jednak, że zanim taka danina zostanie wprowadzona, chce doprowadzić do postulowanego przez prowadzących podniesienia wysokości renty socjalnej. Zadeklarował, że do połowy maja powstanie projekt ustawy w tej sprawie.
"Poprzednia władza też chciała skłócić społeczeństwo"
Jedna z liderek protestu rodziców Iwona Hartwich przekonywała jednak, że świadczenia dla niepełnosprawnych dzieci powinny zostać podniesione jak najszybciej.
- Na pytanie, czy mamy tu być do maja, [premier Morawiecki - red.] odpowiedział: to państwa wybór, mogą państwo wyjść - mówiła Marzena Stanewicz, która opiekuje się 25-letnim niepełnosprawnym synem. - Nie wyjdziemy - zapewniła.
Protestującym opiekunom nie spodobała się również propozycja premiera, by pieniądze na pomoc niepełnosprawnym pozyskać z nowego podatku dla najbogatszych.
- Poprzednia władza w 2014 roku też chciała skłócić społeczeństwo i miały być zabrane pieniądze z dróg, żeby pomóc rodzinom z niepełnosprawnym dzieckiem. Dzisiaj chce się zabierać ludziom bogatym, żeby pomóc tak naprawdę niepełnosprawnym osobom, najbiedniejszym. To jest skandaliczne – oceniła Hartwich.
"Tego poziomu abstrakcji panu premierowi gratulujemy"
Pomysł szefa rządu krytykowała także opozycja. Wiceprzewodnicząca klubu Kukiz'15 Agnieszka Ścigaj oceniła ją jako "PR-ową". Mówiła, że premier "na dzień dobry" zaproponował protestującym "siedzenie w Sejmie do połowy maja albo do ewentualnego wprowadzenia zmian w konstytucji". - Tego poziomu abstrakcji panu premierowi gratulujemy - skwitowała.
- Czy w polityce zawsze musi chodzić o to, aby jedni byli lepiej traktowani, a drudzy gorzej? Czy nie powinno być tak, że najpierw powinno się zająć tymi, którzy najbardziej potrzebują tej pomocy? – pytała Joanna Scheuring-Wielgus, ówczesna posłanka Nowoczesnej.
"Myślimy o tym, co będzie, jak rodziców zabraknie"
Protestujący apelowali między innymi o spotkanie z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Przekonywali, że rząd wciąż "nie rozumie ich problemu". - Myślimy o tym, co będzie w przyszłości, jak tych rodziców, naszych opiekunów, zabraknie. Dlatego wyszliśmy z tymi dwoma postulatami - mówił Jakub Hartwich, jeden z niepełnosprawnych protestujących w Sejmie. Tłumaczył, że ich zrealizowanie pozwoliłoby jemu oraz środowisku na normalne zorganizowanie życia. - Nie będziemy musieli być skazani na ośrodek - tłumaczył.
24 kwietnia rząd zaproponował porozumienie. Zobowiązał się między innymi do podniesienia od czerwca 2018 roku wysokości renty socjalnej do poziomu równego najniższej emeryturze, rencie z tytułu całkowitej niezdolności do pracy i renty rodzinnej, czyli do kwoty 1029,80 zł, corocznie waloryzowanej.
W porozumieniu zawarto także zobowiązanie do wprowadzenia i realizacji od 1 lipca 2018 roku koordynowanej opieki dla osób niepełnosprawnych ze szczególnymi potrzebami rehabilitacyjnymi.
Po spotkaniu z rzeczniczką rządu Joanną Kopcińską protestujący w Sejmie opiekunowie osób niepełnosprawnych odrzucili porozumienie. Jak tłumaczyli, nie realizowało ich podstawowego postulatu, czyli wprowadzenia dodatku rehabilitacyjnego w wysokości 500 złotych.
Ostatecznie rząd, bez udziału osób protestujących w gmachu Sejmu, zawarł takie porozumienie z częścią organizacji działających na rzecz osób z niepełnosprawnością.
- Może ktoś działa na rozbicie tego protestu. Nie mamy pojęcia, gdzieś zostało podpisane porozumienie, my tych osób nie znamy. To jest dla nas mało zrozumiała sytuacja, nic to dla nas nie zmienia. My nie wyjdziemy z tego Sejmu, dopóki nie zostanie zrealizowany pierwszy, priorytetowy postulat - komentowała Iwona Hartwich.
Propozycja kompromisu ze strony rodziców
Rodzice niepełnosprawnych kontynuowali protest i przedstawili rządowi propozycję, zgodnie z którą dodatek w wysokości 500 złotych byłby wprowadzany stopniowo.
ZOBACZ: KOSZT POSTULATÓW PROTESTUJĄCYCH
Rządzący odpowiedzieli kolejnym projektem, który zdaniem polityków PiS miał gwarantować niepełnosprawnym około 520 złotych miesięcznych oszczędności z tytułu wydatków na wyroby medyczne.
Protestujący twierdzili, że propozycja nie realizuje ich postulatu i nazwali ją "manipulacją". Podkreślili, że oczekują gotówki, a nie świadczeń rzeczowych, bo każdy niepełnosprawny ma indywidualne potrzeby.
Rządzący: postulaty spełnione; rodzice: tylko jeden
Ostatecznie parlament uchwalił, a 14 maja prezydent podpisał dwie ustawy dotyczące osób niepełnosprawnych. Zgodnie z pierwszą ustawą renta socjalna wzrosła z 865,03 zł do 1029,80 zł. Druga, która weszła w życie 1 lipca, zakładała wprowadzenie szczególnych uprawnień w dostępie do świadczeń opieki medycznej, usług farmaceutycznych i wyrobów medycznych dla osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności.
Protest zawieszony
Strona rządowa stwierdziła, że oczekiwania protestujących zostały spełnione i apelowała do nich o zakończenie protestu. W międzyczasie zostały zmienione zasady wstępu do kompleksu budynków sejmowych, a protestujący zaczęli skarżyć się na ograniczenia, które utrudniają im funkcjonowanie w gmachu Sejmu.
27 maja, po 40 dniach protestu, zdecydowali się go zawiesić i opuścili Sejm.
- Martwimy się o swoje zdrowie, a przede wszystkim swoich dzieci - tłumaczyła Iwona Hartwich w rozmowie z TVN24. - W tym momencie zostaliśmy odcięci od ostatnich mediów – mówiła.
Jednym z powodów takiej decyzji był również brak dalszych rozmów ze stroną rządową.
Justyna Sochacka