Mamy karmiące piersią nie mają łatwo w Kostaryce. Choć w kraju nie obowiązuje zakaz publicznego karmienia dzieci, to na każdym kroku spotykają się one z dyskryminacją ze strony mężczyzn. Gdy pewien ochroniarz w centrum handlowym nakazał pewnej mamie przerwanie karmienia, kilkadziesiąt kobiet w odpowiedzi zorganizowało tam masową demonstrację połączoną z prezentacją.
W jednym z centrów handlowych Patricia Barrantes karmiąca swoją dwumiesięczną córkę usłyszała kilka dni temu od ochroniarza, który do niej podszedł, że "w galerii są specjalne pokoje do karmienia". Kobieta - wg jej relacji - powiedziała, że dziękuje za informację i następnym razem z takiego pokoju skorzysta, ale w odpowiedzi usłyszała, że "nic nie rozumie" i "musi przerwać natychmiast".
Nietypowa manifestacja
Matka się zdenerwowała i "skrzyknęła" inne karmiące piersią kobiety na następny dzień. Te przybyły z kamerami i lokalną telewizją i na umówiony znak zaczęły karmienie.
Ochrona centrum handlowego widząc, co się dzieje, nie próbowała tym razem interweniować, a pod koniec dnia wystosowała przeprosiny skierowane do "wszystkich matek" za sytuację, jakiej doświadczyła pani Barrantes.
- Chcą nam mówić, gdzie mamy karmić, choć rząd w kampanii medialnej zachęca nas właśnie do karmienia piersią i propagowania tego wśród znajomych. Tylko nasze dzieci wiedzą, co jest im potrzebne i kiedy, dlatego to one będą decydować - tłumaczyła jedna z uczestniczek niecodziennej "manifestacji".
W Kostaryce nie ma żadnego prawa, które zakazywałoby karmienia piersią w miejscu publicznym. Co więcej, rząd rozpoczął akcję edukacyjną wśród kobiet, która ma na celu przekonanie ich do karmienia piersią w każdym dogodnym dla nich miejscu.
Jednak jak zauważa Reuters, spora część wyspiarskiego społeczeństwa - głównie mężczyźni - nie akceptuje tak "swobodnych" zachowań wśród kobiet.
Autor: adso//bgr / Źródło: Reuters