"Hamas celowo i cynicznie prowokuje takie działania"


Fundamentalistyczna palestyńska organizacja Hamas jest odpowiedzialna za wybuch przemocy na granicy Izraela i Strefy Gazy - oświadczył w poniedziałek przedstawiciel Białego Domu. Tylko w poniedziałek na granicy zginęło co najmniej 58 osób, a 2,7 tysiąca zostało rannych. To najbardziej krwawy dzień w Strefie Gazy od lat.

- Wiemy o doniesieniach w sprawie przemocy w Strefie Gazy - oświadczył rzecznik Białego Domu Raj Shah w czasie briefingu prasowego, komentując starcia pomiędzy Palestyńczykami a izraelską armią. - Odpowiedzialność za te tragiczne śmierci spoczywa bezpośrednio na Hamasie. Hamas celowo i cynicznie prowokuje takie działania - dodał Shah.

Agencja Reutera powołuje się także na anonimowe oświadczenie przedstawiciela Białego Domu, do którego dotarła niezależnie od briefingu Shaha.

"Nie ma usprawiedliwienia dla lekkomyślności i cynizmu, jakie Hamas wykazał, nakłaniając ludzi do angażowania się w przemoc, która naraża ich na straszliwe ryzyko. Jak powiedział sekretarz stanu, Izrael ma prawo się bronić" - napisano w oświadczeniu.

Ambasada USA w Jerozolimie otwarta

W poniedziałek po południu władze USA oficjalnie otworzyły ambasadę w Jerozolimie. W związku z tą ceremonią w Strefie Gazy nasiliły się protesty przeciwko uznaniu Jerozolimy stolicą Izraela przez USA. Także Palestyńczycy uważają Jerozolimę za swoją stolicę.

Protesty w Strefie Gazy trwają od 30 marca. Palestyńczycy z tej enklawy domagają się prawa powrotu na ziemie zamieszkiwane w przeszłości przez ich przodków, z których zostali wysiedleni po utworzeniu państwa Izrael.

Rzecznik palestyńskiego ministerstwa zdrowia Ashraf Al-Qidra poinformował w poniedziałek po południu, że liczba zabitych podczas granicznych zamieszek wynosi 55 osób, w tym sześcioro dzieci. Około 2,7 tysiąca Palestyńczyków zostało rannych.

Do wieczora te dane okazały się być jeszcze bardziej tragiczne. Zginęło co najmniej 58 osób, a liczba rannych wyniosła co najmniej 2771 osób. Wśród nich 1370 miało doznać ran postrzałowych - przekazało palestyńskie ministerstwo zdrowia.

Reuters pisze, że był to najkrwawszy dzień w Strefie Gazy od czasu wojny w tej palestyńskiej enklawie między kontrolującym ją Hamasem a Izraelem w 2014 roku.

Starcia na granicy

Dziesiątki tysięcy Palestyńczyków ze Strefy Gazy ruszyły w kierunku granicy z Izraelem w poniedziałek rano. Część z nich zbliżyła się do ogrodzenia, którego strzeże izraelskie wojsko. Izraelska armia ostrzegała, że może to zagrażać ich życiu.

Przy granicy widać było kłęby czarnego dymu z palonych przez demonstrujących opon. Protestujący byli uzbrojeni w proce i kamienie. Izraelskie siły bezpieczeństwa odpowiadały gazem łzawiącym i seriami strzałów.

Według lokalnych mediów w demonstracjach w Strefie Gazy brało udział nawet 100 tysięcy osób.

Według izraelskiego wojska w protestach wzięło udział co najmniej 35 tysięcy Palestyńczyków w 12 miejscach w Strefie Gazy na granicy z Izraelem, tuż przy ogrodzeniu granicznym. Wojsko stwierdziło, że starcia były "wyjątkowo ostre" i dochodziło do "prób ataków terrorystycznych". Świadek, na którego powołuje się agencja EFE, powiedział, że kilku Palestyńczykom udało się przedrzeć przez ogrodzenie na granicy.

W tej palestyńskiej enklawie odbywał się w poniedziałek strajk generalny - zamknięte są szkoły, uczelnie, banki, sklepy oraz instytucje publiczne. Do wzięcia udziału w protestach wzywano także w meczetach.

Rząd Palestyny mówi o "masakrze"

Palestyński rząd oskarżył w poniedziałek Izrael o dokonanie masakry w Strefie Gazy. Rzecznik palestyńskiego rządu Jusuf al-Mahmud zażądał w oficjalnym oświadczeniu "natychmiastowej interwencji międzynarodowej w celu powstrzymania straszliwej masakry dokonanej w Gazie przez izraelskie siły okupacyjne przeciwko naszemu bohaterskiemu narodowi".

Poniedziałkowy rozlew krwi w Strefie Gazy najprawdopodobniej ożywi międzynarodową krytykę zasad, które pozwalają izraelskim żołnierzom używać śmiercionośnej broni przeciwko nieuzbrojonym w broń palną protestującym - odnotowuje AP.

Netanjahu: to samoobrona

Premier Izraela Benjamin Netanjahu na Twitterze stwierdził, że działania wojska są jedynie samoobroną.

"Każdy kraj ma obowiązek bronić swoich granic" - napisał. "Organizacja terrorystyczna Hamas deklaruje chęć zniszczenia Izraela i wysłała tysiące (ludzi - red.), by sforsowały ogrodzenie graniczne, by osiągnąć ten cel. Nadal będziemy działać z determinacją, by chronić naszą niepodległość i obywateli" - zapowiedział.

Protest także na Zachodnim Brzegu

Z kolei na Zachodnim Brzegu Jordanu około trzech tysięcy Palestyńczyków zgromadziło się na placu Jasera Arafata w Ramallah, żeby przejść w kierunku punktu kontrolnego Kalandija, oddzielającego Ramallah od Jerozolimy.

"Uczestnicy zamieszek rzucają koktajlami Mołotowa i ładunkami wybuchowymi w kierunku ogrodzenia bezpieczeństwa i w kierunku żołnierzy, a także palą opony, rzucają kamieniami i płonącymi przedmiotami, by podpalić terytorium Izraela i ranić żołnierzy" - napisano w oświadczeniu armii Izraela.

Wojsko zapewniło, że odpowiada na to środkami mającymi na celu rozpędzenie demonstrantów i "działa zgodnie ze standardowymi procedurami operacyjnymi".

Uroczystości pilnie strzeżone

W związku z otwarciem amerykańskiej ambasady Jerozolimę patrolują tysiące policjantów, funkcjonariuszy służb granicznych i jednostek specjalnych. Policja poinformowała, że funkcjonariusze "natychmiast odpowiedzą na każdy incydent, do którego dojdzie lub na nielegalne protesty". Bezpieczeństwa pilnują również wolontariusze.

W związku z przeniesieniem ambasady USA szef Al-Kaidy Ajman al-Zawahiri wezwał w niedzielę do dżihadu wymierzonego w Stany Zjednoczone. Libański radykalny szyicki Hezbollah nazwał decyzję "bezwartościowym, jednostronnym" krokiem.

Z kolei na znak poparcia dla decyzji Amerykanów w niedzielę przez Jerozolimę przeszło około 10 tysięcy Izraelczyków.

Tego dnia doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton ocenił, że przeniesienie ambasady USA z Tel Awiwu do Jerozolimy ułatwi zawarcie pokoju między Izraelem a Palestyńczykami.

Decyzję o uznaniu Jerozolimy za stolicę państwa żydowskiego Trump ogłosił 6 grudnia 2017 roku. Wkrótce potem Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych przyjęło uchwałę domagającą się anulowania tej decyzji, a skupiająca 57 państw Organizacja Współpracy Islamskiej oświadczyła, że uznanie przez USA Jerozolimy za stolicę Izraela oznacza "jawną agresję".

Społeczność międzynarodowa nie uznaje Jerozolimy za stolicę Izraela. Prawie 90 ambasad mieści się w Tel Awiwie. Izrael kontroluje Jerozolimę od 1967 roku, gdy w trakcie wojny sześciodniowej zajął wschodnią część miasta. W Jerozolimie znajduje się wiele izraelskich budynków rządowych, w tym parlament i Sąd Najwyższy.

Autor: momo,pk/adso, kg, mtom, adso / Źródło: PAP, Reuters

Tagi:
Raporty: