Zadaję sobie pytanie, po co to wszystko, do czego ta władza zmierza, jaką wizję państwa mają? Chrześcijański, narodowy, zamknięty kraj, żyjący w izolacji od świata? Z Matką Boską na sztandarach i brutalnym terrorem bojówek narodowych? To jest cel? Upaństwowienie na nowo wszystkiego i w związku z tym kontrola wszystkiego, od naszych łóżek po nasze myśli? Boimy się, że tak jak kiedyś był "homo sovieticus", teraz będzie "homo PiS", wychowany w nowej szkole, z nowym programem. A my chcemy być wolnymi ludźmi. Tylko tyle i aż tyle – mówi w wywiadzie dla Magazynu TVN24 aktorka Krystyna Janda.
Krystyna Janda była jedną z sygnatariuszek listu, w którym ludzie kultury apelowali do prezydenta Andrzeja Dudy o zawetowanie trzech ustaw związanych z sądownictwem. Podczas manifestacji pod Pałacem Prezydenckim, wraz z Mają Ostaszewską i Danutą Stenką, czytała fragmenty konstytucji.
Dlaczego postanowiła pani zaangażować się w protesty przeciwko zmianom w sądownictwie?
Nie zaangażowałam się tylko przeciwko tym zmianom. Jeszcze przed wyborami bałam się, że PiS ma szansę wygrać. Od początku wiedziałam, że będzie źle i starałam się to wszystkim dookoła tłumaczyć. Byłam przerażona beztroską, szczególnie młodych wyborców. Mówiłam o tym w mediach, zachęcałam do wzięcia udziału w wyborach, mobilizowałam. Pan Komorowski przegrał, bo była ładna pogoda, słodki beztroski weekend i wybory w tym przeszkadzały. Z jednej strony zmasowana, rzeczywiście mordercza kampania wyborcza PiS-u podparta deklaracjami populistycznymi i zaangażowaniem całego Kościoła, a po drugiej stronie "my Polacy złote ptacy". Potem była dalej beztroska. Teraz jest już wszystko jasne, ta partia, ci ludzie psują wszystko, co zrobiliśmy. Wbrew polskiej racji stanu, wbrew logice, wbrew honorowi, poczuciu jakiejkolwiek godności. Niszczą i tratują osiągnięcia ostatnich 30 lat demokracji i wolności. Nie mówię, że były one nadzwyczajne, wszyscy robimy błędy, trzeba było myśleć bardziej socjalnie, o słabszych, mniej aktywnych, mniej zaradnych, chorych, to prawda. Ale generalnie to wszystko naprawdę dobrze się rozwijało i dawało wspaniałą perspektywę. Był to kraj wszelkich szans i nagle ktoś to zamyka, zabiera, na nie wiem, ile lat, tupie, nie pozwala, zabrania, poucza, grozi, powoli zamyka kraty i drzwi. Będziemy zmuszeni znowu żyć w podległości, lęku, w braku możliwości, karani za coś, co nie jest karalne. Nie możemy już liczyć na sprawiedliwość, nie możemy już liczyć na jakąkolwiek praworządność. Będziemy żyć z podeptaną konstytucją, z podległymi sądami, pod kontrolą i według widzimisię ludzi, którzy nie zasługują na takie "wyniesienie".
Jaka w takim scenariuszu jest rola ludzi kultury – aktorów, pisarzy, uczonych?
Taka jak zawsze. Od początku tak była – mamy obowiązek protestować. To są zawody społeczne, w tak zwanej służbie narodu. I każdy według swych przekonań i poglądów powinien zabierać głos, kiedy czuje potrzebę. Jeśli oczywiście nie będzie cenzury, bo już w tej chwili jest pełzająca cenzura, zapis na nazwiska w mediach państwowych. 30 lat mieliśmy spokój, mogliśmy tworzyć, pracować w spokoju, zajmować się sztuką, nie angażując się w politykę. I nagle? Na nowo? Ojczyzna w niebezpieczeństwie, trzeba dać głos. I nie - wbrew temu, co mówi tamta strona - w sprawie koryta. To mnie obraża najbardziej. I w tamtych czasach, i teraz ci, co dbają o koryto, siedzą cicho! Nie ryzykują. Ja mam wielkie poczucie zagrożenia, ale nie boję się o siebie. Martwię się o Polskę i dlatego protestuję. Stałam teraz przez te noce pod Sejmem, pod Pałacem. Grałam spektakle, potem tam szłam. Mówiliśmy sobie – koleżanki aktorki, ludzie teatru, filmu, pisarze, muzycy, kompozytorzy – "Jesteśmy tu, bo tu dziś jest nasze miejsce, niezależnie od rezultatu tego protestu. Przynajmniej niech ktoś to sfotografuje, nakręci, żeby świat zobaczył, że to nie jest tak, że się wszyscy na to zgadzają". Niech zobaczą, że tym ludziom w wakacje, w nocy, chce się przyjść i manifestować niezgodę.
Ja stoję, tak samo jak wielu. Z jakiego oni powodu przyszli? Myślę, że dlatego, że boli ich to i martwi, wścieka i przeraża; że martwią się o swoje dzieci, o swoje prace naukowe, o swoje książki, które piszą. Boją się, że tak jak kiedyś był "homo sovieticus", będzie "homo PiS", wychowany w nowej szkole, z nowym programem.
Zadaję sobie tylko pytanie: Po co to wszystko, do czego ta władza zmierza? Jaką wizje państwa mają? Chrześcijański, narodowy, zamknięty kraj, żyjący w izolacji od świata. Z Matką Boską na sztandarach i – czy ktoś tego chce, czy nie – z brutalnym terrorem bojówek narodowych? To jest cel? Upaństwowienie na nowo wszystkiego i w związku z tym kontrola wszystkiego, od naszych łóżek po nasze myśli? Czy tylko zemsta, jak mówią niektórzy? Zemścić się, zdemolować? Boimy się tego wszystkiego, chcemy być wolnymi ludźmi. Tylko tyle i aż tyle.
Patrzy pani na twarze protestujących i co widzi?
Jest coraz gorzej. Pamiętam, jak kręciliśmy "Człowieka z marmuru", nie było wtedy mediów niezależnych, a ja mówiłam do redaktora w telewizji: "Ja ten film zrobię, jakkolwiek, ja to narysuję, napiszę, mogę nie mieć kamery, ale ja i tak muszę to z siebie wykrzyczeć". W najśmielszych, najczarniejszych myślach nie spodziewałam się, że przyjdzie jeszcze raz stanąć na ulicy i krzyczeć.
Wtedy jednak czułam się zupełnie inaczej, dlatego że ja urodziłam się w niewoli, wychowałam się w niej. Nie wierzyłam, że może być wolność. Teraz wreszcie się to stało, jakimś nadzwyczajnym cudem (ja myślałam, że się to za mojego życia nie stanie) bez rozlewu krwi, w sposób naprawdę nadzwyczajny, z mądrością, którą podziwiał świat. Potem zaczęliśmy wszyscy bardzo ciężko pracować. Wypracowaliśmy miejsce na ziemi, w którym czuliśmy się dobrze. Posmakowaliśmy, co to znaczy być na swoim, co to znaczy być suwerennym, co to znaczy móc decydować o swoim życiu. Że to talent i praca są warunkami, żeby osiągnąć cel, a nie posłuszeństwo, układy, stosunki i zależności. Teraz, kiedy nam to zabierają, emocje są stokrotnie większe. Ta wzniecana ciągle nienawiść, podziały, dzielenie na dobrych i złych, oskarżanie nas, wyzywanie od złodziei, komunistów, zdrajców, hołoty, morderców… Celem tego jest oddzielenie nas od siebie, żebyśmy się nie porozumiewali, nie poznali nawet, żebyśmy się siebie bali i żebyśmy spodziewali się od tej drugiej strony czegoś najgorszego. Wcześniej byliśmy My i Oni (w domyśle Sowieci), teraz jesteśmy My i My, tylko jedni dobrzy, a drudzy – źli, gorsi.
Wtedy wolność przyszła dopiero z brakiem kiełbasy, ludzie byli głodni. Teraz ludzie mówią, że im się żyje lepiej, bo tak jest. Mają wszystko w zasięgu ręki, trzeba tylko na to zarobić. Wtedy nie wiedzieli, co będzie dalej z ich dziećmi, z ich życiem, na takim elementarnym, podstawowym poziomie. Tym poczuciem bezsilności żywiliśmy się od rana do nocy; co więcej, w beznadziei, protestowaliśmy bez nadziei. Ale potem robotnicy masowo zaprotestowali i wszystko się stało możliwe. Inteligencja była tylko elementem tego protestu.
Ale i motorem...
To naturalne. Motorem, doradcą, to wszystko poszło logicznie, spokojnie, dlatego że było bardzo wielu mądrych ludzi, którzy to wszystko poukładali tak, że nie doszło do najgorszego. I za to jesteśmy im wszystkim bardzo, bardzo wdzięczni. Wielu z nich nie żyje, wielu z nich już nie ma wśród nas. Teraz czas na innych. Na młodych, ale równie rozsądnych i zdeterminowanych.
Nie wiem, co będzie dalej. Różnie to ludzie widzą i często wieszczą rzeczy najgorsze. Ja tylko mam nadzieję, że nie ma powrotu do tego, co znam.
Osobiście najbardziej boję się tych ONR-owych podniesionych głów. Tych pospuszczanych z łańcucha nienawiści. Przyzwolenia na to. Panicznie się boję i nie mogę zrozumieć. Co z tego wyniknie? Jestem coraz gorszej myśli. Wydaje mi się, że po drugiej stronie mamy zaślepionych fanatyków z niejasnym dla mnie celem albo cyników, ludzi podłych, kierujących się złem. Te 30 lat dumy z Polski, z jej historii, zimponującego rozwoju, otwarcia, utrwalanej tolerancji nagle, w chwilę się zawaliło. Jestem we Włoszech i czytam, że Europa nie chce Polaków, Europa boi się Polski… A byliśmy wielką europejską nadzieją. Przecież od 30 lat byliśmy partnerami i w sztuce, i w nauce, we wszystkim.
Dzisiejsze protesty są duże, ale to nie jest pierwsza władza, przeciwko której obywatele protestują. Wcześniej też były powody.
Pamiętam, jak lata temu protestowały pielęgniarki. Poszłam do nich, rozumiałam ich racje, uważałam, że powinny protestować. 30 lat wariantów reformy służby zdrowia wszystkich nas wykończyło i ma wiele ofiar. Każda kolejna władza robiła błędy. Ale to wszystko można naprawić. Proszę bardzo, niech PiS to naprawia, nie ma przeciwko temu żadnego protestu. Tylko niech nie rujnuje Polski, wolności, swobód obywatelskich, niech nie zmienia ustroju tego kraju i nie cofa nas do czarnej dziury przeszłości.
Po co komu władza totalitarna? Bo co chce zrobić? Z czym, z kim oni walczą? Wygrali wybory, wszystko mogą przeprowadzić w sposób logiczny, spokojny, demokratyczny. Przekonać większość ludzi i to przeprowadzić. Ja nie rozumiem tej nienawiści, tej pogardy, lekceważenia, tych wszystkich zniewag i kłamstw. Co rano dostajemy my, my "gorsi" w twarz, jesteśmy wyzywani. Układ? Jaki układ? Koryto? Jakie koryto? Żeby zrobić fundację i dać pracę ludziom, robić sztukę, sprzedałam dom, poświęciłam bardzo, bardzo wiele. Jest wielu takich ludzi. Bardzo wielu. Pracujemy, tworzymy, płacimy podatki i jesteśmy lojalni w stosunku do ojczyzny. I teraz ci ludzie, ci podli, zaślepieni nienawiścią plują nam w twarz? Ludzie, którzy sami niczym się nie mogą pochwalić. Za co?! W imię jakiej Polski, która po tym "zamordowaniu" nas , ma nastąpić?